Byłam na zalanej w słońcu polanie. Świeciło mi prosto w oczy, pod sobą czułam świeżą trawę... Ale zaraz, chwila! Wydawało mi się, że jest styczeń, środek zimy. Skąd u licha, słońce i zielona trawa?
Powoli otworzyłam oczy - leżałam w łóżku, znowu byłam w swoim pokoju. To był kolejny sen, pomyślałam, po czym westchnęłam głęboko - nienawidziłam zimna. Mimo, że nie miałam najmniejszej ochoty wstawać, podniosłam się z łóżka. Założyłam miękkie kapcie i ciepłą bluzę. Przeszły mi dreszcze po plecach. Wyjrzałam za okno, było biało, i zapewne, zimno. Znowu się wzdrygnęłam. Podeszłam do lustra i uczesałam włosy, które nawet po tym wyglądały okropnie. Poszłam do łazienki umyć zęby się ubrać. Kiedy wkładałam buty, usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę wejść! - Krzyknęłam, po czym ruszyłam w stronę drzwi, by sprawdzić, kto przyszedł mnie odwiedzić. To był Allen.
- Hej, Allen - powiedziałam uradowana na widok białowłosego.
- Cześć – powiedział Allen i uśmiechnął się pogodnie. – Jak pierwsza noc?
- Nie było źle - odrzekłam wymijająco. Tak naprawdę, było mi strasznie zimno, ale u mnie jest to normalne.
- Naprawdę? Moja pierwsza noc w budynku Czarnego Zakonu była okropna. W ogóle nie mogłem spać - powiedział Allen z zakłopotaniem masując sobie kark.
- Ach... No, może było mi trochę zimno, ale to kwestia przyzwyczajenia. - odpowiedziałam machając beztrosko dłonią.
- E tam, zawsze można ci dać grubszą kołdrę - zaproponował Allen. Tak, ten pomysł mi się spodobał.
- Byłoby cudownie. Mam iść do pana Lee? - zapytałam się.
- Tak, ale radzę ci go tak nie nazywać... Woli po prostu Komui - poradził mi Allen. Odnotowałam to sobie w pamięci.
- Tak przy okazji, nie wiesz gdzie może być Lavi? – Allen uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie, ale... Sprawdzałeś w bibliotece, prawda? - zapytałam retorycznie.
- N-nie wpadłem na to... - otrzymałam jednak odpowiedź. - Tak, wiem, już idę sprawdzić - i już go nie było.
- Rany - powiedziałam wypuszczając głośno powietrze. Nie wpadł na bibliotekę? On tam przecież spędza prawie cały wolny czas!
Ubrana, wyszłam zamknąwszy za sobą drzwi do pokoju na klucz. Wiedziałam, że zamek nie powstrzyma nikogo od wejścia do pomieszczenia, ale i tak zamykając usprawiedliwiałam się, że przezorny jest zawsze ubezpieczony.
Sięgnęłam do kieszeni po plan budynku. Mój pokój znajdował się na trzecim piętrze. Dwa pokoje w prawo dalej był pokój Allena, pięć na lewo dalej był pokój Laviego, a nade mną swój pokój miał Kanda. Stołówka, na którą miałam się udać, znajdowała się dwa piętra niżej, tuż obok schodów. Ruszyłam szybkim krokiem. Skakałam po kilka stopni na raz – uwielbiałam to.
Gdy znalazłam się na dole, poszłam w prawo, prosto ku wielkim, drewnianym drzwiom. To musiała być stołówka. Słychać było jednak rozmaite odgłosy nietypowe dla jedzenia - zamiast dzwonienia sztućców i rozmów, rozlegały się podniecone szepty i odgłos nóg od stołu przesuwanych po podłodze. Ostrożnie nacisnęłam klamkę. Drzwi, trzeszcząc straszliwie, otworzyły się. Było tak jasno, że na chwilę musiałam zmrużyć oczy, by cokolwiek zobaczyć.
Pierwszą rzeczą, jaką rzuciła mi się w oczy, był wielki, kolorowy transparent zawieszony na suficie z napisem "Witaj, Lana". Wzruszyłam się, co było dla mnie bardzo typowe. Wśród tłumu dostrzegłam stojących na przedzie Allena, Laviego, Kandę i Kroriego. Uśmiechnęłam się do nich szeroko.
- Hej, Lana! - zawołał do mnie Lavi, trąbiąc w papierową rozwijaną trąbkę.
- Hej wam - odpowiedziałam wesoło.
- Głodna? – zapytał Allen.
- Jasne - powiedziałam uradowana, widząc sterty jedzenia na stole, od którego zaburczało mi w brzuchu.
- Lana? - zaczął Lavi. - Ty też masz pasożytnicze Innocence, prawda?
- No tak - odpowiedziałam krótko.
- I też pochłaniasz niebotyczne ilości jedzenia? - zapytał Krory.
- Tak - uśmiechnęłam się do niego. - Rany, współczuję kucharzowi. Jak go spotkam, to mu podziękuję - powiedziałam, po czym rozejrzałam się po twarzach obecnych na sali.
- Hej, a gdzie jest Lenalee? - zapytałam się nadal kręcąc się w miejscu.
- Jest na misji w Grecji - odpowiedział Lavi. - W Atenach ostatnio kręciło się parę akum, więc poszła to sprawdzić.
- Ach... Rozumiem - rzuciłam krótko.
Usiedliśmy przy stole zastawionym jedzeniem tak, że aż nogi trzeszczały pod ciężarem najróżniejszych potraw. Z tego wszystkiego rozpoznałam: spaghetti, ravioli (zapewne były z różnymi nadzieniami, bo rozłożono je na kilka talerzy), sobę, kulki ryżowe, mitarashii dango, ramen, pizzę, rybę po grecku, kurczaka w sosie curry, krewetki w zalewie, jajecznicę z bekonem, płatki na mleku, pieczywo z dodatkami i sok malinowy. Było też parę egzotycznych potraw, których nigdy wcześniej nie widziałam; na przykład kraby w czerwonym sosie, ryba leżąca w jakimś żółtym płynie, takie zielone i czerwone warzywa przypominające ogórki i pomidory, pokrojone w plasterki, ułożone na blaszce i zapieczone, oraz miska z sałatką pachnącą intensywnie bazylią, pieprzem, kminkiem i szafranem.
- Jestem w niebie - powiedział cicho Allen.
- Ja też - szepnęłam do siebie. Zaczęłam jeść. Najpierw zabrałam się za kurczaka w sosie curry, do którego nałożyłam sobie jeszcze kulek ryżowych. Wszyscy patrzyli z zainteresowaniem, jak ktoś inny niż Allen, pochłania takie ilości jedzenia. Po zjedzeniu kurczaka zabrałam się za ravioli z nadzieniem serowym i nieznaną sałatkę, która okazała się być mieszanką sałat z oliwkami, ogórkiem i serem feta. Wszystko to zniknęło z mojego talerza w szybkim tempie - nakładałam już sobie następną potrawę, mianowicie rybę po grecku. Nałożyłam też sobie tej ryby w żółtej zalewie, bo podobał mi się jej zapach. Spojrzałam ukradkiem na talerze innych - zauważyłam, że są puste.
- Czemu nie jecie? - zapytałam się reszty.
- Mamy taki zwyczaj, że gość je zawsze pierwszy, dopiero jak będzie najedzony - my zaczniemy - powiedział Allen, który, jak zauważyłam, był bardzo głodny i patrząc na te wszystkie potrawy burczało mu w brzuchu.
- No co wy - powiedziałam beztrosko. - Jedzcie, przecież nikt wam nie broni - dodałam ze śmiechem.
Allen tylko na to czekał. Chwycił łapczywie dango, cztery ryżowe kulki i krewetki i nałożył je sobie na talerz. Zabrałam się za moją rybę. Żółta zalewa okazała się olejem sojowym z dodatkiem orientalnych przypraw - była pyszna, ale moim zdaniem mogłaby być nieco ostrzejsza.
Po zjedzeniu jeszcze spaghetti, pizzy z pieczarkami, krewetek i ośmiu szaszłyków dango, byłam pełna. Allen niedługo po mnie także skończył jeść. Rozsiadł się w krześle i zaczął masować sobie brzuch. Krory, Lavi i Kanda jeszcze jedli - ci pierwsi rozmawiali o czymś ożywieni, Kanda milczał.
- On tak zawsze? - szepnęłam zrezygnowana do Allena.
- Yhm. Nie jest zbyt rozmowny - powiedział białowłosy krótko. Spojrzałam ukradkiem na Kandę jedzącego swoją sobę. Yuu podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy - spuściłam wzrok, zainteresowawszy się nagle guzikami mojego munduru egzorcysty. Zauważyłam, że są wyjątkowo dokładnie wykonane, każdy wzorek był głęboko wyryty w srebrze. Od spodu widniało moje imię i nazwisko, które wyryłam wczoraj wieczorem na każdym z nich. Miałam na sobie trzeci mundur egzorcystów - czarny z czerwonymi wykończeniami i srebrnymi ornamentami. Mój składał się z białych dżinsów do kolan, zakończonych czarnymi wstążkami na końcu nogawek, butów z zapięciami na czarno-białe rzepy, długiego płaszcza sięgającego nogawek spodni zakończonego rozciętym na cztery części materiałem, a pod spodem miałam na sobie szarą koszulę-tunikę na guziki zakrywającą większą część mojego Innocence - tam, gdzie było ono aktywne (cała prawa połowa ciała oprócz twarzy) skóra jest koloru miedzi, więc ludzie często w dziwny sposób reagują na taki widok. Miałam też brązowe, skórzane rękawiczki bez palców zapinane na guziki.
Po zjedzeniu przez resztę posiłku wstaliśmy od stołu i poszliśmy na trening. Był to mój pierwszy w takim gronie - nie znałam ich stylu walki. Nie wiedziałam jakie mają Innocence, ale był tego też plus - oni nic nie wiedzieli o mnie.
Gdy szliśmy na salę treningową dołączyła do nas po drodze Miranda. Ja miałam walczyć z Allenem, Lavi z Kandą a Krory - z Mirandą.
Ustawiliśmy się naprzeciwko siebie. Sala była spora, więc każdy miał dość miejsca do walki. Sklepienie było wysoko - było to korzystne dla mnie i mojego Innocence.
- No, atakuj - zachęcił mnie Allen z uśmiechem. Nie musiał powtarzać.
Ruszyłam z miejsca, najpierw powoli rozwijając prędkość. Przyglądałam się jemu szukając nieosłoniętych części ciała. Innocence zaczęło reagować na moje emocje - przeobraziła mi się juz prawa ręka i górna połowa talii. Nagle zatrzymałam się i skoczyłam wysoko - zauważyłam zdziwienie na twarzy Allena. Gdy byłam wystarczająco wysoko, aktywowały się miedziane skrzydła mojego Innocence. Teraz Allen się uśmiechnął.
- Dou no Enjeru! - krzyknęłam, po czym Innocence aktywowało się już całkowicie - noga pokryła się miedzianymi blaszkami a prawe oko zrobiło się turkusowe.
- Robi wrażenie! - krzyknął do mnie Lavi, próbując zaatakować Kandę Ognistą Pieczęcią.
- Crown Clown! - Allen aktywował swoje Innocence, po czym na jego oczach pojawiła się metalowa maska, a ramiona przykrył biały płaszcz z kołnierzem z futra i kapturem.
- Crown Belt! - powiedział białowłosy, po czym z jego rękawów powstały białe paski, dzięki którym zaczepiając je o fundamenty w ścianach znalazł się na tej samej wysokości co ja.
- Wind Wings! - zaatakowałam powietrzem Allena zrywając jego białe pasy. Byliśmy wysoko, jakieś piętnaście metrów nad ziemią, więc zapikowałam w dół, by złapać go w locie. Chwyciłam go tuż nad ziemią - chłopak odetchnął z ulgą.
- Ale ci zazdroszczę tych skrzydeł - powiedział Lavi, który właśnie przyszedł do nas razem z Kandą. Miranda nadal zmagała się z Krorym po drugiej stronie sali.
- Nie ma czego. Korzystanie z nich jest bardzo bolesne - powiedziałam uśmiechając się przepraszająco.
- Naprawdę? Wcale nie widziałem, byś cierpiała - powiedział z podziwem Allen.
- Trochę się już do tego przyzwyczaiłam, ale wierz mi, przyjemne to nie jest - wzruszyłam ramionami.
- A dlaczego aż taka duża część twojego ciała jest pod działaniem Innocence? - zapytał Allen.
- To proste - moje Innocence było wielkie i potężne, zostało podzielone na trzy nieco słabsze części - jedna jest w prawym ramieniu, druga w prawej nodze, a trzecia, największa z nich, na plecach - wyjaśniłam.
- Rozumiem... - powiedział Lavi zastanawiając się nad czymś. - Czyli gdyby podzielić jakieś Innocence można by było je umieścić w różnych miejscach?
- Tak, ale będzie o wiele słabsze. I jak już mówiłam - aktywacja takiego Innocence jest bolesna - dodałam krzywiąc się.
- Ciekawe, czy zadziałałoby to także u typu ekwipunkowego - pomyślał głośno Lavi.
- Wątpię. Co, rozwaliłbyś swój młotek, wyjąłbyś z niego Innocence, rozwalił je i wsadził z powrotem w wielu miejscach? Co by to dało? - po raz pierwszy odezwał się Kanda.
- Nie wiem, może aktywowałoby się więcej pieczęci? - odpowiedział Lavi wzruszając ramionami.
- Być może, ale nie radzę próbować - to może wydawać się proste, ale w rzeczywistości wcale tak nie jest - odpowiedziałam smutno.
- Co masz na myśli? - zapytał zaciekawiony Allen.
- Żeby umieścić Innocence w moim ciele trzeba było sztucznie wzmocnić moje mięśnie i kości - bano się o moje organy, wielu naukowców mówiło, że moje ciało może nie wytrzymać takiej mocy - powiedziałam bezbarwnym głosem. - Przeszłam mnóstwo operacji i wiele miesięcy rehabilitacji, by móc prawidłowo funkcjonować i z umiarem korzystać z mocy Innocence.
- Wiele przeszłaś - powiedział Lavi, pocieszająco klepiąc mnie po plecach.
- Ach, to nic takiego - uśmiechnęłam się szeroko. - Może wrócimy do treningu? Polubiłam walkę z tobą, Allen.
- Ja też już się nie mogę doczekać - powiedział Allen uśmiechając się zadziornie.
Tym razem białowłosy nie dał mi pierwszej zaatakować - od razu rzucił się ku mnie. Rozwinęłam skrzydła osłaniając się w ostatniej chwili.
- Więc służą też za tarczę? - zapytał się Allen próbując mnie choć drasnąć.
Nic nie odpowiedziałam, tylko wzleciałam wysoko. Ciągle czułam rwący ból w okolicach łopatek, lecz starałam się go ignorować. Ból jednak narastał. Zapikowałam w dół, by zaatakować Allena. W locie przeobraziłam swoją rękę w mosiężne ostrze. Byliśmy parę metrów od siebie, gdy Allen zamienił swoją lewe ramię w miecz. Posypały się iskry.
- Nieźle - powiedział Allen powstrzymując atak.
- Dzięki, ty też sobie nieźle radzisz - powiedziałam krótko, po czym znowu podleciałam na parę metrów. Tym razem przemieniłam prawą rękę w strzelbę na pociski namierzające.
- Jaką jeszcze bronią dysponujesz? - zapytał Allen.
- Mam tego trochę w zanadrzu - odpowiedziałam zadziornie. Wykierowałam jeden strzał w Allena - ten zrobił unik, lecz pocisk pomknął za nim. Zdziwiony chłopak pobiegł ku ścianie unikając w ostatniej chwili postrzału - pocisk wbił się głęboko w beton.
Nagle po całej prawej połowie ciała przeszył mnie ogromny ból - krzyknęłam w męczarniach; moje Innocence się dezaktywowało, a byłam dobre dwadzieścia metrów nad ziemią.
- Lana! - wrzasnął Allen. - Crown Belt! - chwycił mnie w locie. Cała prawa połowa ciała i prawe oko piekły niemiłosiernie.
- Lana, co się stało? Odpowiedz mi! - krzyczał zrozpaczony Allen. - Lana!
- B-ból - powiedziałam drżącym głosem. - Innocence.
- To to jest aż takie mocne? - zapytał Lavi z niedowierzaniem. Zauważyłam, że Miranda i Krory już nie walczą tylko stoją obok Kandy.
- Mówiłam, że jest bolesne - uśmiechnęłam się słabo. - Allen, możesz mnie postawić, nic mi nie jest.
- Na pewno? - chłopak nie ustępował.
- Tak, już jest w porządku - stanęłam hardo na ziemi. Popatrzyłam się krótko na Allena, po czym zaatakowałam go kopnięciem z półobrotu - białowłosy w ostatniej chwili zrobił unik.
- Ty chcesz jeszcze trenować? - spytał Allen ze zdziwieniem.
- Jestem twardsza niż mogę wyglądać - stwierdziłam z przekąsem. Postanowiłam już jednak dzisiaj nie używać Innocence - mogłoby to się skończyć nocą w szpitalu.
Pobiegłam w stronę Allena wymierzając cios w brzuch. Allen uskoczył w bok, chcąc podwinąć mi nogi, lecz ja odskoczyłam do tyłu robiąc salto w powietrzu. Zaraz po tym pobiegłam w jego stronę. Rozpędzona skoczyłam, tym razem nie wzwyż, lecz w dal. Wylądowałam tam, gdzie chciałam - tuż za Allenem. Stojąc na rękach chwyciłam go kolanami za kark i przerzuciłam w powietrzu przez głowę. Allen wylądował na plecach z głuchym tąpnięciem, a ja stanęłam na nogach. Podeszłam do Allena i przytrzymałam mu nadgarstki przy ziemi.
- Gra skończona – powiedziałam triumfalnie.
- Dałem się tak załatwić... - powiedział zrezygnowany.
- Nikt ci nie bronił aktywowania Innocence - powiedziałam uśmiechając się szeroko.
- To by było nie fair - powiedział Allen, również się uśmiechając. Puściłam go i pomogłam mu wstać. - Dzięki. Za wszystko.
- To ja dziękuję - powiedziałam, po czym odwróciłam się w stronę Laviego i Kandy, by popatrzeć na ich walkę.
Lavi wciąż atakował Kandę Ognistą Pieczęcią - był cały osmolony. Miranda zaś walczyła z Krorym - co chwilę Krory od niej obrywał, był trochę za uprzejmy.
Nagle usłyszałam głuchy odgłos. Allen złapał się za brzuch. Zaśmiałam się cicho.
- Hej, chodźcie już na stołówkę, co? - zapytałam reszty. - Umieramy z głodu.
- Lana, ty...
- Allen, nie trzeba. Jestem głodna, naprawdę - usprawiedliwiłam się.
Lavi i Kanda, choć niechętnie zaprzestali walki i ruszyli z nami ku drzwiom. Miranda i Krory powiedzieli, że nie są głodni.
Gdy doszliśmy do stołówki, prawie wszystkie stoły były zajęte tylko jeden, tuż przy wejściu, pozostał wolny. Ruszyliśmy ku niemu prędko, by zająć wolne miejsca. Gdy usiedliśmy, nadal jedno miejsce było wolne.
- Pójdziemy z Laną po jedzenie, a wy pilnujcie miejsc, dobra? - powiedział Allen i wstał od stołu ciągnąc mnie za rękę. Czułam, że chce ze mną porozmawiać na osobności.
- O co chodzi? - zapytałam, gdy Allen zamknął za nami drzwi.
- Chciałem się o coś spytać - zaczął. - Kto jest twoim mistrzem?
- Nie mówiłam ci? - zapytałam retorycznie. - Generał Tiedoll. Tylko on chciał podjąć się mojej rehabilitacji i treningu. Bo widzisz, mam nieco wybuchowy temperament.
- Ty masz wybuchowy temperament? - zapytał z niedowierzaniem Allen.
- Tak, może nie wyglądam, ale mam - powiedziałam zakłopotana. Białowłosemu znowu zaburczało w brzuchu.
- Może już chodźmy? - zaproponowałam z uśmiechem.
- Mhm - odmruknął Allen.
Allen poprosił kucharza o sobę, dango, sushi i mnóstwo kulek ryżowych. Jako że nie miałam pomysłów, poprosiłam o to samo.
Podeszliśmy do stołu niosąc potrawy. Ostrożnie położyliśmy je na blacie i usiedliśmy na miejscach. Kiedy jedliśmy w milczeniu otworzyły się drzwi frontowe i wszyscy obróciły się w tamtą stronę.
Do pomieszczenia weszła generał Klaud. Na jej ramieniu jak zawsze siedział Lau Shimin. Za nią, bardzo ostrożnie weszła dziewczyna. Przez chwilę nie mogłam sobie przypomnieć skąd ją znam. Lecz zaraz przypomniałam sobie, widząc kto siedzi na jej głowie.
- Seu! - krzyknęłam entuzjastycznie.
- Lana! - odkrzyknęła do mnie przyjaciółka. Podeszłam do niej i wyściskałam ją porządnie.
- STRIKE.
- O nie - powiedziałam krótko. - Seu, lepiej idź się za tym schowaj - pokazałam palcem kontener.
- D-dobrze... - odpowiedziała niepewnie.
- Gdzie jest ta piękność?... - zapytał Lavi, który przyszedł rozglądając się dookoła.
- Ale o kim ty mówisz? - zgrywałam niewiniątko.
- No przecież widziałem ją, przed chwilą tu weszła - powiedział Lavi smutno. - Przytulałaś ją nawet. Ja też chcę.
- Lavi, nie wiem o kim ty mówisz. Chyba jesteś bardzo głodny - powiedziałam prowadząc go do stołu. Zaburczało mu w brzuchu. - Widzisz?
- Taak, jak zjem to ją poszukam - powiedział bezbarwnym głosem i zabrał się do jedzenia. Ja też usiadłam na swoim miejscu by zjeść posiłek.
Kiedy wszyscy skończyli jeść rozeszli się do swoich pokoi. Podeszłam ostrożnie do kontenera - Seu kucała tuż za nim.
- Kto to był? - zapytała się, gdy pomagałam jej wstać.
- Lavi. Opowiadałam ci o nim i Allenie, pamiętasz? - powiedziałam pogodnie się uśmiechając.
- Ach, no tak, rzeczywiście. To ten Bookman Junior, tak?
- Tak, to ten - odpowiedziałam patrząc się w drzwi. - Gdzie masz pokój?
- Na trzecim piętrze, numer 308.
- Super, ja mam numer 307, tuż obok ciebie - powiedziałam rozpromieniona. - Coś czuję, że to robota Komuiego. Hej, a jak tam Kitsutto?
Stworzonko zapiszczało i przeszło z pleców Seu na ramię. Pogłaskałam je czule.
- Och, on jest taki słodki - powiedziałam rozczulona.
- Wiem - Seu była najwidoczniej dumna ze swojego towarzysza. - Idziemy do pokoi? Muszę się jeszcze rozpakować.
- Dobrze, ja jeszcze miałam iść z Allenem do Komuiego po grubszą kołdrę - powiedziałam, po czym ruszyłyśmy w stronę schodów.
