A/N: Bardzo lubię ten paring. Moim zdaniem pasują do siebie. Liczę, że się spodoba.


Rozdział 1

– Eren! – skoczyłem jak oparzony, gdy usłyszałem głos kaprala Levi'ego dochodzący z dworu. Znam go już kilka dni i to mi wystarczy by stwierdzić, że lepiej od razu reagować. Wyjrzałem przez zamkowe okno i odpowiedziałem.

– Tak?!

– Bierz swoje rzeczy i ładuj się na konia, wyjeżdżamy!

– Hę?! Dokąd?! – zapytałem zdziwiony, w końcu dopiero za miesiąc będzie moja pierwsza wyprawa za mury a nic nie było zaplanowane na dzisiaj.

– Jest to poważna sytuacja! Schodź na dół to się dowiesz! – po tych słowach zdecydowałem się nie pytać tylko wziąłem swoje rzeczy i zszedłem po kamiennych schodach. Na dole przy koniach czekali na mnie kapral Levi, Petra i Auruo.

Zacząłem nie pewnie – Więc o co cho...

– O co?! Naprawdę nie wiesz?! – przerwał mi Auruo. Wybieramy się do Dys.. auuu – nie mógł dokończyć ponieważ, ugryzł się w język. Musze przyznać z początku to było straszne, lecz teraz to już jest zabawne.

– Robisz postępy, nie musisz jechać konno, a i tak się ukąsisz, ha ha ha – jak zwykle skomentowała jego zachowanie Petra. – Więc Eren, jedziemy do Dystryktu Stohess w Murze Sina.

– W jakim celu? – zaciekawiło mnie to, więc od razu spytałem.

– Po środki dezynfekcyjne – odpowiedział kapral Levi z groźnym spojrzeniem. Wiedziałem, że w tej chwili lepiej nie komentować. – Ten zamek musi być odpowiedni dla nas, jeśli mamy mieszkać w tych ruinach przez kolejne dwadzieścia sześć dni – po tych słowach twarz kaprala Levi'ego przypominała mi twarz naszego instruktora z obozu treningowego. Nie, nie tylko u niego. Kilka razy widziałem podobny wyraz twarzy u Annie. Tylko, że u niej było trochę inaczej. Ciekawe co robi. – Dobra wyruszamy – przerwał mi myśli kapral Levi oznajmiając wszystkim, że czas jechać.

– A co z innymi? – spytałem dosiadając konia.

– Pozostali przypilnują zamku. – Wyruszyliśmy. Konie zaczęły galopować. Przede mną jedzie Auruo, obok Petra a za mną kapral Levi. Dobrze wiedziałem, że to nie przypadek. To ich formacja na wypadek gdybym przemienił się w tytana. Nie ufają mi, jednak nie mam powodu by się dziwić.

– Zastanawiasz się, czemu pozwoliłem ci wyruszyć z nami? – kapral Levi zadał mi niespodziewane pytanie.

– Więc... muszę przyznać, że trochę tak. Myślałem, że jest za wcześnie abym mógł gdziekolwiek z wami jechać – odpowiedziałem zdziwiony.

– Nie wiem co sobie myślałeś, ale z pewnych względów wolałbym się upewnić jak zachowasz się gdzie jest pełno ludzi. Ostrzegam, jeśli zobaczę coś podejrzanego z twojej strony to nie będę się powstrzymywał – Jak teraz przyjrzałem się to jestem jedynym, który nie ma sprzętu przestrzennego. – Coś się nie podoba?

– Nie. Rozumiem sytuacje – odpowiedziałem szybko.

– To dobrze – stwierdził kapral Levi ze swoim typowym wyrazem twarzy.

– Eren, nie martw się będzie dobrze – powiedziała Petra, po czym podjechała do mnie bliżej na koniu i zaszeptała. – Kapral Levi uznał, że kontakt z cywilizacją dobrze ci zrobi – po czym odjechała kawałek. Odwróciłem się do tyłu, pożałowałem tego od razu ,wzrok kaprala tak mnie przeszył, że spojrzałem z powrotem przed siebie. Jednak jeśli to co mówi Petra jest prawdą, to trudno mi w to uwierzyć. Od kiedy jestem w tym zamku, poznałem zwiadowców, przebywam w ich otoczeniu. Po mimo tego to i tak za krótko bym stwierdził jacy są naprawdę.

– Heee – głęboko westchnąłem, ale na tyle by nikt nie usłyszał. Miło w końcu opuścić zamek. Gdybym wiedział wcześniej może udało by mi się wcześniej powiadomić Armina i Mikasę. Ciekawe, co robią? A pozostali? Gdy usłyszałem, że Marco zginął, naprawdę mnie to zabolało. Gdy by Mikasa i Armin zginęli nie wiem, co bym zrobił. Annie... – Hę?

– Coś się stało? – spytała Petra.

– Co? Nie, wszystko w porządku – Petra kiwnęła głową na znak zrozumienia. Zauważyłem, że Auruo przyjrzał mi się. Mogę się założyć, że kapral Levi również, jednak wolałem nie ryzykować by się odwrócić. Co ważniejsze, zauważyłem, że ostatnio częściej myślę o Annie. Dlaczego? To prawda, że na obozie treningowym, dużo ze sobą trenowaliśmy. Chociaż to ja trenowałem, a ona robiła ze mną co chciała.

– Ha, ha – nie wiem czemu, ale nieświadomie się zaśmiałem. Na szczęście nikt tego nie zauważył. Im dłużej o tym myślę to tylko jedno przychodzi mi do głowy. Czy to możliwe...

– Już widać bramę do dystryktu Stohess! – krzyknął przede mną Auruo tak by wszyscy usłyszeli.

– Eren, załóż kaptur. Lepiej by inni nie wiedzieli, że tu jesteś – posłusznie wykonałem rozkaz. Zbliżyliśmy się do bramy, przez, którą przechodziło mnóstwo ludzi. Zwolniliśmy i spokojnie przekroczyliśmy bramę.

– W porządku, tu zejdziemy z koni – powiedział kapral Levi. – Widzę żandarmerie. Przywitam się z nimi – na twarzy kaprala zagościł złowrogi uśmiech. Podszedł do nich, powiedział im coś, nie wiem co, ale było to na tyle silne, że podeszli do naszych koni.

– Nie martwcie się końmi, zaopiekujemy się nimi – powiedział jeden z żandarmerii. Widać było pewien z dołowany grymas na jego twarzy jak i pozostałych. Gdy już odeszli z końmi, skierowaliśmy się wszyscy w stronę targu. Po chwili, Petra zwróciła się do mnie.

– Kapral Levi zawsze tak się zachowuje jak widzi tych królewskich żołnierzy – powiedziała z uśmiechem.

– Kapral Levi nie jest jedynym. Ja też tak umiem – skomentował Auruo wskazując na siebie kciukiem.

– Tylko ty jesteś tego zdania – odpowiedziała mu Petra.

– Co? Zobaczysz...

– Hej! – nagle wszyscy razem podskoczyliśmy na głos Kaprala Leviego. – Nie zapominajcie po co tu jesteśmy.

– Tak! – odpowiedzieliśmy równocześnie.

Szliśmy w stronę targu, tak cicho, że zacząłem się zastanawiać nad wydarzeniami, które miały miejsce i które miały mieć. W końcu nie wiadomo czy to nie ostatni raz gdy jestem w dystrykcie. Wiem, że Armina i Mikasy nie ma tutaj, ale z chęcią bym z nimi porozmawiał. Nie widziałem ich od ceremonii przydzielania do dywizji. Nadal nie rozumiem czemu oni jak i pozostali wybrali zwiadowców. Nawet Jean. Nie, chwila, nie wszyscy. Była jedna osoba, która wybrała inny oddział.

– Annie – powiedziałem pod nosem. Jeśli się nie mylę to gdy przystąpiła do Żandarmerii, to właśnie ten dystrykt został jej przydzielony. Uśmiechnąłem się. Chciałbym się z nią spotkać. Nie wiem czemu, ale wiem, że tego potrzebuje. Jednak nie możliwym jest by kapral Levi mi pozwolił pójść samemu. Nawet z eskortą, może się nie zgodzić, ponieważ kapral chciałby jak najszybciej wrócić do zamku. Jednak muszę spróbować.

– Kapralu Levi– powiedziałem.

– Hm. Co jest? – odpowiedział nie patrząc na mnie. Więc kontynuowałem.

– W tym dystrykcie stacjonuje moja przyjaciółka. Chciałbym zobaczyć jak sobie radzi. Czy mógłby...

– Mógłbym ją odwiedzić? – dokończył za mnie po czym się odwrócił. Ku mojemu zaskoczeniu jego twarz była spokojna.

– Zdajesz sobie sprawę o co prosisz?

– Tak, wiem, jednak taka okazja może mi się nie powtórzyć. Proszę. – Przez chwilę zapanowała cisza. Po chwili.

– Auruo, pójdziesz z nim. – Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

– Co, mówisz poważnie, kapralu Levi?! – wykrzyknął zdziwiony Auruo. Petra też wyglądała na zdziwioną.

– Tak. Masz godzinę. Auruo jak tylko zobaczysz coś podejrzanego zabijesz go – po mimo tych słów uśmiech z mojej twarzy nie znikł.

– ... W porządku, rozumiem. Zajmę się nim – odpowiedział Auruo z dużą niechęcią .

– Petra, ty i ja zajmiemy się kupnem naszych detergentów. Spotkamy się wszyscy tam gdzie zostawiliśmy konie.

– Dziękuje! – powiedziałem.

– Lepiej się pośpieszcie – odpowiedział szorstko. Po czym skierowali się w stronę do targu.

– Nie leń się, idziemy! – powiedział Auruo jednocześnie mnie popychając. Naprawdę nie wiem czego oczekuje, gdy już ją spotkam, ale wiem, że bardzo tego chcę.

Stanęliśmy przed głównym budynkiem Żandarmerii. Stało przy wejściu kilku żołnierzy. Postanowiłem ich zapytać. Lecz nim zdążyłem, podszedł do mnie Auruo.

– Lepiej, żebym ja zapytał. Będzie bezpieczniej jeśli nie dowiedzą się, że tu jesteś.

– W porządku. Jak nazywa się ta twoja dziewczyna? – zapytał z posępną twarzą. Dziwnie się poczułem gdy to powiedział.

– To... nie jest moja dziewczyna! – powiedziałem głośniej, zawstydzony.

– Nieważnie. Zadałem ci pytanie, więc czekam – powiedział nie zmieniając przy tym wyrazu twarzy. Widać, że próbuje udawać kaprala Levi'ego. Akurat w tym momencie lekko mnie to zirytowało.

– Annie Leonhardt – gdy powiedziałem Auruo bez słowa skierował się ku stojącym żandarmom. Tak właściwie to gdy wymówiłem jej imię zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiele wiem o niej. Wspominała, że trenowała z ojcem, ale to jedyne co mi się kojarzy. Rozmyślania przerwał mi podchodzący Auruo.

– Więc z tego co mi powiedzieli patroluje teren od strony wschodniej przy murze.

– To duży teren – odpowiedziałem.

– Po sposobie ich reakcji twoja znajoma raczej nie cieszy się zbytnim poważaniem wsród oddziału. Dlatego nie byli zbytnio zainteresowani, gdzie dokładnie mogłaby się znajdować.

– Poważaniem? – Nie rozumiałem o co chodzi, ale skoro tak wygląda sytuacja to nie pozostaje mi nic innego jak ją znaleźć.

– Panie Auruo czas nam się kończy, pośpieszmy się.

– He?! To mój tekst. Słuchaj jestem tu tylko dlatego bo kapral Levi mnie wybrał. Lepiej o tym nie zapominaj! – odezwał się stanowczo.

– Wiem. Dziękuje.

– Pff. Tak lepiej. Idziemy!

– Tak! – pobiegliśmy w stronę wschodniego muru. Ja jak i Pan Auruo zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli nie wrócimy, to kapral Levi może być ostatnią osobą jaką zobaczę. W dosłownym znaczeniu. Biegliśmy tak obok budynków najbardziej zbliżonych obok muru. Miałem nadzieje, że nam się poszczęści i szybko na nią wpadniemy. Zatrzymaliśmy się na chwilę by złapać oddech.

– Biegamy tak he, he, he i nie możemy jej znaleźć. Gdzie he, he, he ta twoja dziewczyna może być? – powiedział do mnie ledwo łapiąc oddech Auruo.

– To dziwne, przecież he, he, he powinna tu być i to nie jest moja dziewczyna – powinna patrolować ten teren więc, dlaczego nie możemy jej znaleźć? Życie nie jest takie proste. Nigdy nie było. Jednak czasami przydałby się wyjątek od tej reguły. Reguły?

– Chwila, panie Auruo.

– Hm? Co jest?

– Powiedział Pan, że Annie nie cieszy się poważaniem.

– No i co? – zapytał się zdziwiony Auruo, nie wiedząc dokąd zmierza ta rozmowa.

– Chodzi mi o to, że skoro nie cieszy się poważaniem to znaczy, że mogła by zaniedbywać swoją pracę.

– Więc chcesz mi powiedzieć, że zamiast pracować to się leni, tak?

– To byłoby do niej podobne – odpowiedziałem szybko. Nie wiele o niej wiem, ale jeśli chodzi o zaangażowanie to mógłbym napisać nawet o tym książkę.

– Słuchaj, w żandarmerii większość osób nie przykłada się do wykonywania swoich czynności co jest z jednym z powodów dla których kapral Levi tak ich nie cierpi. Nie znam tej twojej znajomej, ale wątpię by to był powód braku szacunku dla niej.

– Hm.

– Jeśli należy do osób mało zaangażowanych to wiem gdzie mogę ją znaleźć – powiedział Auruo. A na jego twarzy nie widać było już zmęczenia.

– Poważnie?! – krzyknąłem zdziwiony.

– Ta, musimy tam dobiec, więc lepiej byś miał siłę w nogach.

– Pewnie, że mam! – ruszyliśmy jak tylko powiedziałem te słowa. Skierowaliśmy się w przeciwnym kierunku od muru. W głąb miasta. Pomiędzy budynkami stała gospoda. Zatrzymaliśmy się przy niej.

– To tu – oznajmił Auruo.

– Tu?

– Jeśli jej tam nie będzie, to już nie wiem gdzie szukać – na słowa Auruo przez chwile dziwnie się poczułem. Nie pozostaje mi nic innego, jak się przekonać.

– Wchodzę. – Przeszedłem przez szeroko otwarte drzwi. Stanąłem w progu i zacząłem się powoli rozglądać. Było tu wiele osób, mieszkańcy, handlarze, kilku członków dywizji. Jednak nie mogłem ujrzeć Annie. Wszedłem po schodach na górne piętro, jednak i tam jej nie było. Poczułem w tej chwili, że już nie mam żadnych szans by ją znaleźć. Schodząc po schodach na dół ujrzałem dziewczynę w spiętych blond włosach. Siedziała w rogu tak by nikt jej nie widział. Tak, to była Annie.