Po pokonaniu Hel Helheim straciło swoją królową. Dusze, które zgodnie z prawem powinny wstąpić do tej domeny, czekały w długiej, niekończącej się kolejce, by ostatecznie dostać swój przydział. Dusze mogły dostać się do Walhalli bądź odrodzić się w którymś ze światów. Posłańcy dwoili się i troili, by jak najszybciej rozdzielić dusze miedzy pozostałe światy, jednak nie zawsze było to łatwe...

- Osiem tysięcy czterdziesty szósty wczorajszego dnia — powiedział sędziwy posłaniec, wskazując na kilkutygodniowego brzdąca, niesionego w ramionach przez jotuńskiego Posłańca. — Pochodzi z Midgardu, nazwany Jan Thiel. Zabrany ze szpitala okręgowego numer 5 w Ostrzeszowie.

- Gdzie go wyślemy? — spytała kobieta, pochodząca kiedyś ze świata Wanów.

- Proponuję odrodzenie w Alfheim.

- Nie, to marnotrawstwo — oponował młody Jotun. — Kiedy go pochwyciłem, miał on przy sobie pewien potężny magiczny artefakt.

- Artefakt? — zainteresowała się kobieta. — Jaki?

Jotun klasnął w dłonie. Po chwili podszedł do nich szkielet, niosąc w dłoniach bukową szkatułę. Uchylił wieko. W środku, na czerwonej poduszce leżała dziwna midgardzka rzecz. Przypominała mały młot, choć trzonek miała bardzo krótki, a jego głownia była okrągła. Pomiędzy głownią a trzonkiem usytuowane były trzy obręcze.

- A oto i on.

Posłańcy spojrzeli po sobie. Starzec kiwnął głową, zachęcając kobietę. Ta, z pewną dozą nieufności wyciągnęła dłoń i chwyciła artefakt. Krzyknęła ze zdziwienia. Był niesamowicie miękki, plastyczny - nie tego się po nim spodziewała. Rzecz nie była ani gorąca, ani zimna.

- Taka mała, słaba rzecz ma mieć niewyobrażalną moc? — prychnęła, po czym rzuciła go z powrotem do szkatuły.

Rozległ się brzdęk, znajomy, jednak Posłańcy nie potrafili sobie przypomnieć, z czym im się kojarzył. Wszystko ucichło. Nastała taka cisza, że żaden z nich nie śmiał jej przerwać. Starzec i kobieta spojrzała na Jotuna.

-Zapewniam was, że ma moc! — zarzekał się młody Posłaniec. — Tam, w Midgardzie ma. Kiedy dzieciak tym potrząsał, od razu uciszyły się młode ludzkie dusze, leżące przy tym nim. Ale kiedy ja spróbowałem, te skrzeczące stworzenia nie chciały się mnie słuchać.

- Hm... — zasępił się starzec. — Więc mówisz, że ten artefakt ma moc władania małymi ludźmi?

- Może to rzecz artefaktu, a może tego stworzenia, nie jestem tego pewien — odpowiedział młodzieniec.

- Ale to jeszcze dziecko! Skąd u niego taka moc?

- Pewnie jego rodzice musieli być potężnymi magami — odpowiedział kobiecie Jotun. — Albo któreś z nich pochodziło z Asgardu, stajni czarnoksięstwa.

- Ale przecież to midgardzczyk! Nie powinien nawet magii znać!

- Niezbadane są ścieżki, którymi kroczyć mają ludzie — odpowiedział stary Posłaniec. — Dobrze się stało, że wraz z dzieckiem zabrałeś artefakt. Taka moc, moc władzy nad małymi ludźmi... Niewyobrażalna.

Stali tak, w ciszy, przez pięć minut. A może i dłużej? Wszak czas jest tylko rzeczą względną. Tak, czy siak, po chwili starzec rzekł:

- Zaprawdę dziecko to jest godne uznania. Zatem wszyscy zgadzamy się, gdzie go wysłać?

Kobieta i Jotun potaknęli. Starzec chwycił dłoń dziecka i przystawił do niej pieczątkę z napisem 'WALHALLA'.