- Następny!
Przygotowany na ten sygnał, Breakdown pewnym krokiem wmaszerował do gabinetu. Już od progu powitało go zimne, jakby nieco rozczarowane spojrzenie zmrużonych optyków siedzącego za biurkiem Knock Outa. Niezrażony tym Breakdown przedstawił się pełnym głosem, położył na blacie teczkę ze swoimi dokumentami, po czym cofnął się kilka kroków i stanął prosto z założonymi/ze splecionymi za plecami rękoma i czekał na reakcję doktora.
Ten jednak nie zrobił nic - tylko świdrował wzrokiem potencjalnego asystenta.
Sekundy milczenia zaczęły się dłużyć, cisza zdawała się móc niedługo zbić w kłęby oparów i toczyć po podłodze jak mgła. Breakdowna zalała pierwsza fala niepokoju. Słyszał już najróżniejsze plotki na temat dziwnych zachowań i humorów doktora - obsesyjna dbałość o lakier; miękkie, płynne, niemal wyuczone gesty; regularnie nieregularne eskapady bez zgody dowództwa; nagłe napady gadulstwa, choć po ekstremalnych sporach z personelem potrafił milczeć z godnością nawet przez kilka dni... O ile jednak kiedyś wszystkie te przywary wydawały się Breakdownowi nawet zabawne, teraz nie było mu do śmiechu.
Nie ma co, ewentualna współpraca zapowiadała się dość... ciekawie.
- Byłeś ostatni w kolejce, prawda? - spytał w końcu Knock Out. Gdy Breakdown potwierdził to skinieniem głowy, doktor tylko westchnął z rozżaleniem i bez cienia zainteresowania zajrzał do położonej na biurku teczki. Przeglądając zawarte w niej dokumenty, nie próbował nawet maskować coraz wyraźniejszego grymasu niezadowolenia.
- W cholerę z tym - zaklął nagle, rzucając za siebie trzymaną w rękach teczkę.
- Słuchaj no - podjął, znów skierowawszy spojrzenie zwężonych optyków na zdezorientowanego Breakdowna - W dość nietrafionym akcie łaski przełożeni pozwolili mi samemu dokonać wyboru mojego osobistego asystenta z wcześniej ułożonej przez nich listy kandydatów. Z całej tej bandy bałwanów wydajesz się niewątpliwie najmniej nieodpowiedni i wystarczająco pojętny, by mniej więcej załapać o co w tym wszystkim chodzi. Nie ma to jednak żadnego wpływu na twój absolutny brak kompetencji, obaj wiemy, że nie masz na razie zielonego pojęcia o rzeczach, których wykonania będę od ciebie wymagał. Dlatego podaj mi przynajmniej jeden sensowny powód, bym nie żałował współpracy z tobą bardziej niż dalszego użerania się z tym całym bagnem w pojedynkę.
Breakdown otworzył usta, jednak wydobył się z nich tylko jakiś bliżej nieokreślony jęk. Choć myślał naprawdę intensywnie, nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Wtedy kątem oka dostrzegł stojący w kącie regał zastawiony fiolkami i ampułkami...
- Cóż... Umiem destylować energon...
Twarz Knock Outa momentalnie się rozjaśniła.
- Dobra, przekonałeś mnie - zaczynasz od jutra.
