Varia zbędne: Bo to tak długo i bez sensu leży na dysku, wyrastają temu kolejne łapki i łby, i odrośla. Zaczyna się dusić na tym dysku, mała, biedna hydra. Niech sobie powisi tutaj, przewietrzy się (1300 komentarzy pozwala mi we własnych oczach wrzucać, co zechcę).
Długie będzie, znaczy. Nawet, gdybym teraz przestała pisać, a się nie zanosi, to już jest długie. Nawet, jeśli wywalę połowę anegdotek, dygresyjek, DLC vel emocjonalnych/politycznych/filozoficznych PWP dla znajomych, to nadal będzie długie.
Chyba, chyba się dobrze skończy. W sensie, doszliśmy do wniosku ostatnio, tak patrząc na nasz rynek medialny, czytając różne artykuły napisane przez szczęśliwych niewolników i podobne, że jednak złe zakończenia a la Sapkowski utwierdzają [post]kolonializm, nawet jeśli nie są kolonialne per se. Wobec czego spróbujemy zrobić dobre zakończenie.
I zapomnimy o przyszłości.
(poza tym, polityka światowa mnie dobija, lokalna takoż, bieg historii nie mniej, nie zamierzam się dobijać fikiem, przeciwnie, fik jest terapeutyczny, u licha. dla dziecka, id, wypartego, więc pornografia emocjonalna/polityczna dla mnie samej, dialogi, eseje, monologi, niczego innego się proszę nie spodziewać, zresztą, w książkach u Sapkowskiego jest tak samo; wszyscy prowadzą monologi. w grze niestety nie, ale będę się trzymać tezy, że książkowa maniera moje wychodzenie poza osobowość bohaterów usprawiedliwia. jeśli jakaś scena bardziej akcyjna się trafi, to przypadek, mus fabularny, ćwiczenie stylistyczne, broń chaosie się do tego przyzwyczajać)
Skoro to pisane, jak nawias wyłuszcza, dla siebie, to należy się spodziewać wszystkich moich ulubionych motywów, klisz, które już prześwietliłam dziesiątki razy. Eseje na minimalnie inne tematy i tkaninka, która rozdziela fik od bardzo bezpośredniego komentarza jest znacznie, znacznie cieńsza, poniekąd siłą rzeczy. Ale nadal to samo. Z paroma moimi ulubionymi złudzeniami oraz nieprawdziwą do bólu fantazją, że [tylko] nasi wrogowie i ci, którzy nas łamią, mogą nas zrozumieć i przynieść nam ulgę, nawet jeśli interesownie.
Wszystko to nieprawda. I jedna wielka metafora, znaczy, metafora i pornografia, realizmu w sensie scenografii, detali, fabuły, takich rzeczy tu za grosz.
Z punktu widzenia kompozycji i akcji przegadane, ale fiki w ogóle są przecież tym, co wypełnia miejsca po rzeczach w imię kompozycji usuniętych, szuka innych spojrzeń, innych opowieści i scen, i postaci, na które, słusznie zwykle, w kanonie zabrakło miejsca. Kanon z nimi byłby nudny, fanfiki z nimi są ożywcze, bo nie są kanonem. Tak więc, z punktu widzenia kompozycji to takie streszczenie rzeczy, jakie mamy w intermezzo w Nikt nie może zwieść słońca, jest lepsze pewnie, jest takie, jakie być powinno; tylko streszcza rzeczy, które są mi w tym momencie potrzebne opowiedziane z pornograficzną, fetyszystyczną dokładnością.
Idea "ratingu" jest mi, delikatnie ujmując, obca. Mniej delikatnie ujmując, uważam ją za ogłupiające narzędzie propagandy, wymówkę lenistwa rodziców. Ideę ostrzeżeń uważam za filisterską. Niemniej, skoro fandomy sobie owego drobnomieszczańskiego rytuału życzą, a sprawa nie jest etycznie gardłowa, proszę:
Varia niezbędne: w fiku może być wszystko, co w kanonie, dajemy sobie prawo. Wulgaryzmy, seks, tortury, zdrady, manipulacje, polityka, śmierci, zarazy, fanatyzmy wszelkiego rodzaju, w tym fanatyczny racjonalizm, eksperymenty na istotach rozumnych, masowe mordy, traktowanie ludności cywilnej niezgodne nie tylko z konwencjami, ale i przyzwoitością, gwałty, burdele, niewolnictwo, czarne poczucie humoru, krzywdzenie dzieci, skrajne zdemoralizowanie, błędy wychowawcze, źli bohaterowie, irytujący bohaterowie i cokolwiek jeszcze istnieje na świecie. Wyzysk ekologiczny, dajmy na to. Złe traktowanie zwierząt. Spożywanie mięsa. Właśni bohaterowie. Jeśli autor zechce, to będzie przedstawiał swoje poglądy polityczne i insze, które mogą być kontrowersyjne; działanie odwrotne uważam za moralnie podejrzane. Autor nieustannie chce, by bohaterowie tak się trzymali IC na słowo honoru; czyli się mało trzymali, tacy zupełnie iC są mi najwyraźniej do opowieści niepotrzebni (konia z rzędem temu, kto mi powie, co jest IC w grze komputerowej; jestem pewna, że się da wszystko wyinterpretować). A, duża ilość wyparć i usprawiedliwień zbrodni. Od razu dodaję, że to niekoniecznie oznacza, że jako autor chcę, by ktokolwiek wierzył w owe usprawiedliwienia.
A kiedy kanon będzie moim zdaniem głupi, to się od niego oddzielimy. Tak w dwóch miejscach mniej więcej (tępe spiski i równie tępi władcy, i kwestie wieku, powiedzmy), oddzielimy się mocno. I tak to wszystko jest AU, które sobie piszem, czekając na ten 2015, kiedy będziemy mogli pisać różne okruchy-wypełniacze do bólu kanoniczne.
Podziękowania, najszczersze i najgorętsze, i najsłodsze, dla A., zielennej i F/SiX, które mi to czytały, szukały literówek i głupot fabularnych. I które mnie nieustannie zapewniają, że moje fantazje spod powiek im też sprawiają przyjemność, więc warto.
Kołysanki śpiewać będziemy grobom
W misie nie ma wody,
Piłat nie może umyć rąk.
Peter Huchel
alkohol z amnestią – alkohol z dodatkiem wody;
amnestyjniak – zdrajca, szpicel, donoszący policji; słowo z gwar przestępczych, weszło do obiegu potocznego;
odmówić amnestii – zostać ukaranym śmiercią, zwykle przez powieszenie; słowo używane w gwarach przestępczych; było uznawane za dowód honoru, stąd kolejne warianty – „odmówiłby amnestii" jako komplement, „odmówię amnestii" jako przysięga itd.
[za]płacić z amnestią – ukraść;
[płacić] podatek z amnestią – oszukiwać na podatkach;
brać amnestię – korzystać z płatnej miłości;
dawać amnestię – prostytuować się
sąd amnestyjny – przybytek uciech cielesnych; prawdopodobna etymologia powyższych i pokrewnych: przez skojarzenie z wulgarnym, acz powszechnym też w kręgach wyższych, hasłem „amnestia to kurestwo";
Lena Maeryńska, Amnestia w okresie wojen północnych: narzędzie prawa czy polityki? Dodatek A: Zwroty, przysłowia i słowa skrzydlate
.
'
Sigi Reuven żył sobie, spokojnie, szczęśliwie, błogo, jak bogowie przykazali, z żoną i trójką dzieci w Zerrikanii. Gospodarstwa się dorobił sporego: kilka gęsto zaludnionych wsi, parę sług, wygodna, przestronna, parterowa – starość, nie radość – hacjenda. Ogród, z wydzieloną częścią uprawną, gdzie hodował warzywa i przyprawy. Resztę zostawiał żonie, starszej córce oraz ogrodnikom. Ten zgrany zespół mniej więcej co sezon gruntownie zmieniał przydomową zieleń, dodawał nie tylko klomby, drzewa, ścieżki czy rabatki, ale także nowe oczka wodne, jeziorka z mostkami, fontanny, małe jary, altanki, miejsca na ognisko – oraz, zależnie od mody, a to basen, a to kącik do ćwiczeń, a to do medytacji, to znów ognisko lub świątynię dumania w stylu nilfgaardzkim. W tym roku, o ile Sigi wiedział (starał się nie wtrącać w damskie sprawy, lecz przymus zbierania informacji bywał nieznośny), zamierzano zburzyć krąg przyciągania pomyślności, nieznośnie pretensjonalne zestawienie kamieni, dzwonków, miniaturowych roślin i licho wie, czego jeszcze, na jego miejscu postawić zaś plac zabaw dla dzieci. Najstarszy syn Sigiego, Vrsar, się żenił. Z miłą, całkiem ładną dziewczyną, córką przywódczyni okolicznych band najemników, nieformalnej zarządcy okręgu.
Wszystko, znaczy, szło doskonale. Reuven znalazł nawet kilku partnerów do gry w kości, karty, warcaby, szachy – prawie przyjaciół, znaczy, tak rdzennych mieszkańców Zerrikanii, jak uchodźców z Północy; wygnanie czyni bowiem i durnia, i wroga miłym, jeśli takowy dom przypomina.
— I co zamierzasz zrobić? Z tym wszystkim? — spytał Isengrim, przenosząc czarnego skoczka z d7 na f8. — Nie wmówisz mi, że nie dopadli ciebie, skoro mnie się im odszukiwać chciało...
Skoczek z c3 na e2, zdecydował po chwili namysłu Sigi.
— Bohater – męczennik – sprawy to jednak nieco inny kaliber niźli persona turpis — przypomniał. — Pytasz, bo chcesz wiedzieć, czy chcesz się poradzić, ale ci niezręcznie od siebie zaczynać?
— Jedno i drugie — mruknął elf. — Piszą do ciebie. Na pewno. Na pewno z nawoływaniami, byś wrócił. Pozbyli się Filippy, głoszą teraz, że spiskowała przeciw staremu królowi, że zamordowała nie tylko jego, ale i nieomal połowę waszych władców – muszą ci obiecywać uznanie niewinności i deszcze łask, biednej ofierze... Ale pewnie nie tylko Redania listy śle. — Skoczek tym razem na g6.
Problematyczne z perspektywy kilku kolejnych planowanych przez Reuvena ruchów. „Wolf" się ewidentnie wyrobił przez te ostatnie parę lat. Jako szachista. Że jako polityk, mężczyzna głęboko wątpił. Nie ten typ osobowości.
— Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. A do ciebie? — spytał lekko, przesuwając pion na c3.
— A ze mnie żaden męczennik, skoro żyję. Piszą ci sami, co zwykle. I trochę drobnicy. I jeszcze więcej korespondencji prywatnej. Przyjaciele. Wrogowie. I tłumy wielbicieli, zwłaszcza od czasu, jak stałe połączenie pocztą ptasią z Północą nawiązano. Powinienem sekretarza do sortowania i odpisywania zatrudnić. A pomyśleć, że my wszyscy wygnani, wszyscy pod przybranymi mianami... Że się tobie w ogóle chce tego nowego używać.
— Ja nie jestem obiektem westchnień dziewcząt i idolem młodzieży ras wszelakich. Drobna różnica. Nikt mi bielizny swojej nie przysyła – czy elfki tak nie robią?
— Nie, nie. Ale pisze do mnie też sporo Dh'oinne. Wasze kobiety i owszem, bardzo... jednoznaczne bywają. Pukle włosów, portreciki, chusteczki, biżuteria, bielizna, intymności...
— A co przesyłają elfki? — spytał mężczyzna, czując wzbierającą falę zazdrosnej zgryźliwości. — Zasuszone serduszka wrogów sprawy?
Blizny na twarzy Isengrima uniemożliwiały odczytanie emocji nawet osobom sprawnym w rozumieniu elfów – sparaliżowały mu kilka nerwów, na zawsze nadały kącikowi ust ironiczne uniesienie. Wobec czego Sigi nie miał pojęcia, czy tamten żartuje, gdy stwierdził, przesuwając wieżę niemal o całą szerokość szachownicy, na g1:
— Zdarza się.
Następne kilka ruchów – zbili sobie po pionie – grali w milczeniu.
— To jak się zaopatrujesz na kwestię? — spytał wreszcie Wolf.
Sigi westchnął ciężko.
— Tak, że jestem na emeryturze. Na emeryturze w ciepłych krajach, stare kości wygrzewam. Syn mój się żeni, pod oknami córki niemal co noc paru zalotników z tymi tutejszymi instrumentami muzycznymi…
— …kh'aytagami.
— Dziękuję. Paru zalotników z kh'aytagami co noc niemal włóczy się po rabatkach, ku wielkiemu strapieniu mojej żony. Młodsza córka też w odpowiedni wiek wchodzi, niedługo pewnie kolejki w konkury do niej się ustawiać będą. Pierwszy rocznik z mojej winnicy w tym roku otworzyć zamierzam, tutejsi znawcy mnie zapewniają, że już ładnie się w kadziach przegryzło. Mam przyjaciół do grania w szachy, wspólnych uczt i śpiewów. — Skinął dłonią w stronę rozmówcy. — Trzeba pielęgnować swój ogródek. Takie jest moje mniemanie i tobie też podobne doradzam. Z kordialności przyjacielskiej.
Elf się uśmiechnął. Znaczy, przez twarz przeleciał mu straszliwy grymas, który Reuven nauczył się po pierwszych paru miesiącach znajomości interpretować jako uśmiech.
— Czyli, że masz to wszystko…
— …w dupie — wszedł mu w słowo Reuven, własną wieżę przesuwając na e1. — W dupie mam Północ, jej królestwa, królów, ich nieszczęśliwe żony i potężne kochanice, jej wierne dzieci i tych, co ją chędożą, w dupie mam Nilfgaard, w dupie mam politykę, cieszę się tylko, że Oriego wreszcie z więzienia zwolnili, przynajmniej na wolności umarł. A najbardziej w dupie mam Filippę, która, wystaw sobie, też miała do mnie czelność napisać.
Isengrim przesunął pion na h4.
— Ma kobieta… temperament. Brawurę.
— Nie ma dziwka wstydu — poprawił mężczyzna. — Widzisz tedy, może gdyby to do mnie listy słały spłonione dzierlatki, gdybym tonął w damskich dessous, to bym większy sentyment do północnych krajów żywił. Ale nie ślą. Szpieg to nie dość chmurny, durny i romantyczny zawód jest, imaginuj sobie, by rozpalać wyobraźnię pensjonarek w czas owulacji.
— Mogę ci przesyłać, jeśli tak potrzebujesz — zaproponował Wolf, nawet bez wzgardy, którą zwykle jego rasa tratowała ludzką seksualność. — Kosz. Co dwa tygodnie, mniej więcej.
Sigi gwizdnął z podziwem, przenosząc hetmana z c2 na f2.
— Aż tyle się tego zbiera? Nieźle. Dziękuję za serce, ale nie, rozumiesz, żona by mnie zabiła… Spytaj Boreasa, on powinien być zainteresowany. Może ci nawet w segregowaniu korespondencji w zamian pomoże.
Drzwi do gabinetu się otwarły. Weszła przez nie młodsza córka Reuvena, Adelajda, zwana po prostu Adzią lub Adką. Przynosiła popołudniową herbatę z miętą. Przeprosiła, że przeszkadza, położyła tacę, dygnęła. Nieco nerwowo, zauważył ze zdumieniem ojciec – ze zdumieniem, bo czego się tu stresować miała? Elf ją o coś zagadnął, odpowiadała, ku jeszcze większemu zdumieniu mężczyzny, niby nie spuszczając wzroku, miłym, dziecięcym jeszcze trochę tonem, lecz skubiąc palcami brzeg spódnicy. Sigi prewencyjnie odesłał ją z pokoju i wrócił go partii. Isengrim zdążył przesunąć swojego hetmana z b6 na c7, Reuven cofnął skoczka z d4 na e2. Kwestii innych niż czysto towarzyskie – kiedy następne spotkanie, a kiedy następna popijawa, u kogo tym razem, może u Boreasa, żeby nie przeszkadzać w przygotowaniach do ślubu? – już nie poruszali.
Król Sigiego, zmuszony skoczkiem do przejścia z g3 na g4, znalazł się w pułapce, między wieżą, pionem, gońcem, a wspomnianym już skoczkiem. Szach mat.
'
'
Jakiś młody, idealistyczny, durniutki żołnierz – wierny poddany Foltesta, skoro marnujący życie w partyzantce, upomniał samego siebie Talar, bądźże uczciwy wobec człowieka – wahał się między oburzeniem, szokiem a niedowierzaniem.
— My z tym skurwysynem rozmawiamy?
„Tym skurwysynem" oznaczało Blaise'a Ferge'a, kapitana nilfgaardzkiego wywiadu wojskowego. Który teraz był uprzejmy zignorować uwagę.
Talar westchnął.
— A po co innego organizowalibyśmy spotkanie? Żeby się chędożyć? W lesie? To kurewsko niewygodnie, zimno, piasek włazi w rzyć, mrówki gryzą...
— Ale... ale tamci? W... w potyczce? Co oni robią? — wyjąkało żołnierzątko.
Talar westchnął ponownie. Potyczka, owszem, miała miejsce, jakieś pięć kilometrów dalej, na równinie. Niewielki oddzialik Nilfgaardu został znaleziony przez równie niewielki oddzialik chroniący Talara, doszło do walk.
Całkiem przypadkowo, oczywiście. Temeria absolutnie nie paktowała z Czarnymi. Tylko Blaise był akurat niedaleko.
— Giną za swoje ojczyzny — zaoferował Ferge, nadal bardzo uprzejmie. — Spisek, Talar. Wymierzony w Jej Wysokość. Przez zdrajców narodu naszego zawiązan.
— Cena, kurwa. Za darmo, to wam mogę powiedzieć, że wasi chędożeni szlachetkowie gwałcą, palą, porywają i mordują, bo aż tak szukają pewnego chędożonego wiedźmina z amnezją. Co i tak wiecie. Graf Montar, słyszałem, oburzon iście kurewsko. Ten wasz zdradziecki hrabia i bez cesarskiej ręki długo nie pożyje, graf, słyszałem, dobrze włada bronią. I honorny jest.
— Jego Wysokość także nie popiera...
— ...działań za jego plecami, kurwa, to nie popiera z pewnością, nie musisz mnie zapewniać. Informacji potrzebuję. I waszej obstawy dla oddzialiku naszego chędożonego spisku, w który się, kurwa, wpakowałem...
Wiersz w całości:
Peter Huchel
Subiaco
Miasto,
pogodna jasność gór,
jego siostra,
na krawędzi skał klasztorne niebo.
W podwórzu spękane pnie
drzew morwowych,
pod nimi twardy błysk,
szpadel chce odkopać zmarłych.
Pod białym murem,
wchodzi po schodach mnich,
spod brwi cieknie mu pot.
Wszystko spłowiałe w jasnym upale,
chropawa ochra ścian,
na kamieniach szorstki, kruchy mech,
skąpa zieleń rzeki.
Dzwonnik w podartych płóciennych sandałach,
wnet rozdźwięczy się południe.
Koza odpycha
rogami słońce
i szuka płytkiego cienia.
W misie nie ma wody,
Piłat nie może umyć rąk.
tłum. Andrzej Kopacki
