STRACH
Zaczynam odczuwać irracjonalny strach.
Budzę się w środku nocy, chwytany trwogą, że coś jest nie tak. Ubieram się w pośpiechu i niemal biegnę do kwater moich podopiecznych. Wszyscy śpią, a ja besztam się w myślach, że jakieś nie poparte niczym uczucie robi ze mnie głupca... znowu.
Jednak nie odchodzę od razu, tylko stoję z godzinę, może dłużej i obserwuję ich sen, jak miarowo oddychają, lub, co niektórzy, mamroczą pod nosem. Nie rozumiem żadnych słów, ale to nic. Więc stoję niemal jak rzeźba, nieruchomy i tak samo zimny, delektuję się tą chwilą spokoju, jednak samemu nie jestem uspokojony do końca.
Ten niepokój coraz częściej odwiedza mnie. Czasami napada mnie myśl, że jutro nie zobaczę tych klonów. Że nagle Republika sobie o nich przypomni, i choć to nie wyszkolone do końca podrostki, załadują ich do statków i zabiorą z tej mokrej planety. Może to dlatego przybiegam tu? By upewnić się, że wszyscy są, nikt nie zamierza ich mi odebrać, czy to Republika, czy jakiś Kaminoański technik nie czai się jak rzeźnik nad bezbronną zwierzyną. Oni tak robią; pojawiają się ni stąd, ni zowąd, z szeregiem statystyk i innych bzdur, nagle twierdząc, że klon taki a taki jest poniżej normy, poniżej oczekiwań, poniżej wszystkiego innego. A mnie wtedy krew zalewa. Tyle, że w dzień, podczas ćwiczeń mogę ich zignorować, wyrzucić za drzwi, wyśmiać. W nocy, kiedy klony śpią, oni nadal przychodzą, a mnie nie ma w pobliżu. Dlatego nie mogę spać. Budzi mnie strach, wcale nie taki irracjonalny, jak próbuję sobie to wmówić.
Ja się boję.
Boję się stracić tych chłopców.
