Mój trzeci tekst o Fairy Tail i kolejny angst. Chyba powinnam iść na jakąś terapię czy coś. ^^"
I nie bijcie mnie za ten tekst, musiałam napisać coś takiego, nie mogłam tego powstrzymać.
Lucy nie była...
Lucy lubiła Natsu. Lubiła jego szeroki uśmiech, jego niemal ogniste spojrzenie, gdy szykował się na walkę, lubiła nawet wsłuchiwać się w jego głos.
Ale niestety, Lucy nie była Lisanną.
Pierwszy raz zauważyła to w jego spojrzeniu. Podczas jednej z imprez gildii rozmawiał z nią jak zwykle, lecz jego oczy wydawały się inne. Nie chciała jednak o tym myśleć, więc zignorowała to niepokojące uczucie i nawet zaprosiła Lisannę do stołu. Wszyscy dobrze się bawili, Natsu był taki szczęśliwy.
Dopiero później, gdy odprowadził ją do domu i życzył dobrej nocy, nieznacznie przekręcił jej imię, jednak szybko się poprawił. Uśmiechnął się przepraszająco i poszedł w swoją stronę. Mimo że Lucy wciąż przekonywała siebie, że ta pomyłka nic nie znaczyła, że to tylko skutek późnej pory i imprezy, słowa Natsu nadal uparcie dźwięczały jej w głowie "Dobranoc, Lis...Lucy".
Lucy nie była Lisanną. Nie chciała nią być.
Potem siłą rzeczy zwracała większą uwagę na jego relację z Lisanną. Dopiero teraz zauważyła, że Natsu często spoglądał w jej stronę, niby od niechcenia, niby przypadkiem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że kiedy Lisanna podchodziła do nich, Natsu uśmiechał się częściej niż zwykle. Lucy rozumiała to, dlatego mimo wszystko cieszyła się, że może być chociaż jego przyjaciółką. Tyle jej wystarczało.
Jednak pewnego dnia to Natsu chciał więcej. To do niej zaczął się częściej uśmiechać, to na nią zwracał większą uwagę. Niby w ich relacji nic się nie zmieniło, lecz Lucy czuła niewyczuwalną dla innych przemianę. Natsu miał swoje specyficzne odruchy i powiedzonka, kiedy rozmawiał z Lisanną. Nigdy nie używał ich w rozmowach z kimś innym, to było coś oczywistego. Jednak tym razem zaczął mówić tak przy Lucy, nie widząc w tym nic złego. Ale Lucy wiedziała i jednocześnie nie chciała tego wiedzieć.
Lucy nie była Lisanną. Nie chciała jej udawać.
Spojrzenie Natsu stało się inne, podobne, lecz jednocześnie obce, nieznane wcześniej Lucy. Było to spojrzenie zarezerwowane dla Lisanny. Lucy zastanawiała się czasem, dlaczego Natsu siedział przy niej i to z nią wykonywał misje, a nie z Lisanną. Takie pytania sprawiały czasem, że nie mogła przespać spokojnie nocy.
Zrozumiała niedługo po zakończeniu kolejnej misji. Odpowiedź była oczywista, może więc dlatego Lucy nie wpadła na to wcześniej. Lisanna oddaliła się od Natsu. Najpierw dwa lata spędziła w Edolas, a teraz, gdy wróciła do swojego domu, większość czasu spędzała z rodzeństwem albo na misjach. Nie mogła przebywać z Natsu tak często, jak kiedyś, chociaż pewnie nadal był dla niej ważny.
Lucy nie była Lisanną. Nie chciała stać się dla Natsu jej kopią.
Lucy lubiła Natsu. Lubiła jego szeroki uśmiech, jego niemal ogniste spojrzenie, gdy szykował się na walkę, lubiła nawet wsłuchiwać się w jego głos. Nie zamierzała jednak ani siebie, ani jego oszukiwać. Byli przyjaciółmi i chociaż ta myśl bolała Lucy, nie chciała nic zmieniać.
