Królestwo Seirin, od wieków znajdowało się w rękach cesarskiej rodziny Hyuuga. Pod ich rządami rozwinęło się nie tylko militarnie, lecz przede wszystkim gospodarczo i kulturalnie. Ważnym filarem społeczeństwa stała się grupa czarodziejów, którzy, za zasługi dla Cesarstwa, zyskali wiele przywilejów. Zbyt duża ilość władzy doprowadziła do ich buntu i, aby zażegnać go bez rozlewu krwi, dwadzieścia dwa lata temu Cesarz poślubił jedną z Czarodziejek. To zapobiegło walkom i cały naród, ponownie zjednoczony, oczekiwał na przyjście następcy tronu.

Dwadzieścia lat temu, na świat przyszedł pierwszy syn cesarskiej pary, Junpei. Od najmłodszych lat stanowił dumę całego Cesarstwa, jego przyszłość i nadzieję. Zaufanie w nim pokładali nie tylko bogaci, lecz również zwykli obywatele. Stanowił bowiem dziecko półkrwi: człowieka i czarodzieja. Wkrótce na świat przyszły jego dwie siostry i brat – Asuna (17 lat), Ayane (5 lat) oraz Shun (10 lat).

Na drugim końcu kontynentu znajdowało się mniejsze królestwo, Riori. Jego władcą był Kagetora Aida, dobry król, jeszcze lepszy ojciec. Miał tylko jedną córkę, Riko, osiemnastoletnią księżniczkę. Była ona jednak jednocześnie jego największym zmartwieniem – jej przyszłość była niezbyt ciekawa. Otoczeni byli z jednej strony przez Cesarstwo Seirin, a z drugiej przez ocean, na którym niepodzielną władze sprawowało Państwo Tōō, na czele którego stał młody, porywczy książę, Aomine Daiki. Bez męskiego dziedzica na tronie, musiał się zdecydować na sojusz z którymś z nich.

Jednakże, urodzajne i bogate w surowce ziemie Riori już od dawna stanowiły przedmiot sporu pomiędzy Seirin a Tōō. I obu władcom znudziło się już cierpliwe czekanie na decyzję Kagetory…

I tak oto doszło do początku Wojny Trzech Królestw.

Wybuchła ona nagle, ale nie była niespodziewana. Władca Seirin postanowił działać tak, by zminimalizować straty w ludziach do minimum. W tym celu pozwolił, by jego najstarszy syn brał czynny udział w walkach na granicy, a z Aomine rozpoczął pokojowe rozmowy, opierające się na zawarciu małżeństwa między nim, a księżniczką Asuną.

Na granicy Seirin i Riori panowała cisza. Nawet deszcz, który nieprzerwanie padał od kilku dni, nie niósł ze sobą najdrobniejszego szumu. Noc okryła wszystko swoim ciemnym płaszczem i, chociaż większość ludzi spała smacznie w domach, na posterunku granicznym toczyła się zażarta dyskusja. Część zgromadzonych tu sił stanowił regularny batalion, lecz od dwóch dni stacjonował z nimi prywatna drużyna Księcia Hyuugi.

Żołnierze siedzieli dookoła okrągłego stołu. Każdy z nich miał na sobie czarną zbroję, bez żadnych ozdób, a do niej dopiętą czarną opończę z kapturem. Przy pasach mieli katany, ale to nie była ich jedyna broń. Każdy z nich był bowiem chodzącą maszyną do zabijania. Byli wytrenowani tak, by oddać własne życie za swoje Cesarstwo.

Nad stołem wznosiło się kilka kul ognia, które rzucały blask na mapy, rozłożone przed nimi. Na nich stały figurki, reprezentujące siły sprzymierzeńców i wrogów. Najwyższy z zebranych przesuwał je lekko, zerkając co chwilę na czarnowłosego mężczyznę w okularach, który jako jedyny stał. Był zamyślony, wręcz zasępiony.

-Jeśli rozmowy z Aomine nie powiodą się i Tōō uderzy od tej strony, będziemy mogli wziąć Riori od strony gór, ale wtedy możemy wpaść w pułapkę Tōō – pokazał im palcem na mapie dolinę, która była idealnym miejscem, by zastawić zasadzkę.

-Zawsze możemy spróbować od strony Krainy Jezior – zaproponował jeden z mężczyzn.

-Tak, ale wtedy będzie nas widać jak na dłoni, stracimy element zaskoczenia – czarnowłosy podrapał się w brodę. –Koganei, wyślij naszych szpiegów przez góry, niech dojdą najdalej w głąb Riori, jak tylko mogą i wyślą posłańca, jeśli Tōō wykona swój ruch.

-Tak jest – stojący przy wejściu do namiotu mężczyzna odwrócił się i wyszedł.

-Mój panie, jesteś pewien, że to dobry pomysł?

-Izuki, mówiłem ci, żebyś mówił do mnie normalnie – zganił go. –Myślę, że to najlepsze, co możemy teraz zrobić. Nie zaryzykuję życia moich ludzi, jeśli nie będę pewien, że coś możemy osiągnąć. Ale jeśli pierwsi przejmiemy góry, to my zastawimy pułapkę na Tōō.

-Rozumiem – Izuki pochylił się nad mapą. –Hyuuga, nie uważasz, że łatwiej byłoby pojąć za żonę księżniczkę Riori?

Czarnowłosy skrzywił się i nerwowym ruchem poprawił okulary na nosie. Mimo, ze był synem Cesarza i następcą tronu Seirin, niczym nie różnił się od swoich podwładnych.

-Poselstwo zostało odesłane – prychnął. –Kagetora stwierdził, że nie wyda córki za „czterookiego", dopóki ten nie udowodni swojej wartości. Z tego, co wiem, odmówił jej ręki wszystkim dookoła, rozpuszczając wieść, że księżniczka nie jest gotowa do zamążpójścia.

-Ciekawe. Z tego, co wiem, ma już osiemnaście lat.

-Mniejsza z tym. Jeśli nie możemy po dobroci, zgarniemy Riori siłą.

-I wtedy poślubisz księżniczkę?

Hyuuga lekko się zarumienił, a Izuki cicho parsknął śmiechem.

-Jesteś pewien, że to ona nie jest gotowa?

-Zamknij się – mruknął.

Ich dalszą rozmowę przerwało się pojawienie zwiadowców. Weszli do namiotu i przyklęknęli na jedno kolano. Hyuuga skrzywił się i westchnął ciężko.

-Wstańcie – polecił im. –Mitobe, o co chodzi? Macie miny…

-Mój panie – zaczął Tsuchida. –Niedaleko stąd przejeżdża mały oddział sił Riori. Jeśli wyruszymy teraz, mamy okazję przechwycić posłańca, który z nimi jedzie.

Hyuuga uśmiechnął się szeroko.

-A więc na co czekamy?

Po chwili siedzieli już w siodłach. Mitobe prowadził ich, tylko sobie znanymi ścieżkami, poprzez las. W końcu zatrzymał się i uniósł rękę, każąc im wszystkim stanąć. Palcem pokazał na ścieżkę u stóp wzgórza.

Na dole, w ciszy, kilu mężczyzn nerwowo poganiało konie. Hyuuga skrzywił się. Nawet z tej odległości słyszał ich rozmowę. Właśnie dlatego królestwo Riori nie miało szans ani z Seirin, ani z Tōō. Byli niezdyscyplinowani. Potrzebowali silnego lidera, który pomoże obronić ich granice i przeszkoli wojsko.

Hyuuga uniósł trzy palce i poruszył nimi lekko do przodu, a Koganei, Mitobe i Tsuchida cofnęli się i ruszyli ścieżką w dół, by zajść drogę wrogim rycerzom. Furihata, Kawahara i Fukuda zaszli ich od tyłu. Izuki zerknął na przyjaciela.

-My znów robimy nagonkę? Naprawdę to lubisz.

-Ciii – Hyuuga nakrył palcem swoje usta, a potem powoli wciągnął kaptur na głowę. –Na mój znak. Pogońmy ich trochę.

Odczekał kilka minut. Kiedy zauważył, że oddział zatrzymuje się i odwraca, by zawrócić, prychnął. Jego ludzie już tam byli, już odcięli im drogę ucieczki. Widocznie poselstwo, które ze sobą wieźli, nie było wybitnie istotnie.

No cóż. Zawsze lepsze to, niż wracać do Pałacu z pustymi rękoma.

Dał znak Izuki'emu i obaj dosiedli koni, po czym szybko zjechali ze wzgórza. Widząc ich, rycerze Riori sięgnęli do broni, a Hyuuga tylko uniósł brew.

-Za późno – szepnął i uchylił się, kiedy strzała świsnęła koło niego. –Zdjąć łuczników! – krzyknął do swoich ludzi. –Brać żywcem… jeśli nie stawiają oporu.

Tej nocy u stóp granicznego wzgórza przelano krew. Wojownicy Riori nie mieli szans ze świetnie zorganizowaną drużyną Seirin. Wkrótce zostali otoczeni. Czarny jeźdźcy otoczyli ich, unosząc ku nim katany.

-Nie poddawać się bez walki! – krzyknął posłaniec, unosząc łuk.

Wycelował w stronę Mitobe, ale w ostatniej chwili obrócił się lekko w siodle i wystrzelił w Izuki'ego, który uchylił się za wolno i strzała trafiła go prosto w ramię. Cofnął się, zaskoczony, a Hyuuga warknął.

-Zabijcie wszystkich! – polecił. –Zostawcie tylko tego chłopaczka.

Słysząc to, posłaniec opuścił łuk, pochylił się w siodle i, jakby sam był strzałą, wystrzelił z kręgu, wykorzystując lukę, jaką zrobił Izuki. Hyuuga szybko spiął konia i pognał za nim. Słyszał w oddali, jak Koganei i Tsuchida jadą za nim, ale jego myśli pochłaniało dogonienie tego dzieciaka. Miał tę przewagę, że jego koń był przystosowany do długich biegów, w przeciwieństwie do tego, którego posiadał posłaniec. Zauważył również, że tamten nie jest zbyt sprawnym jeźdźcem, gdyż zamiast kluczyć i próbować go zgubić, panicznie gnał przed siebie.

Dogonił go dosyć szybko i złapał za lejce. Zamachnął się łokciem, trafiając jeźdźca prosto w nos. Usłyszał jęk bólu, po którym posłaniec zsunął się z końskiego grzbietu i upadł na ziemię. Hyuuga zatrzymał się i zsiadł z konia, przywiązując szybko lejce zarówno swojego wierzchowca, jak i konia chłopaka, do drzewa. Wyjął z pochwy katanę i podszedł do siedzącego na ziemi dzieciaka.

-Nikt nie nauczył cię, żebyś nie strzelał do ludzi, kiedy i tak już przegrałeś? – mruknął.

Chłopak milczał. Pochylił pokornie głowę, jakby czekał, aż Hyuuga mu ją zetnie. Przez chwilę nosił się z takim zamiarem, ale chciał usłyszeć wiadomość, jaką tamten przewoził.

-Wstań. Tak, żebym widział twoje ręce – polecił. –Nie opieraj się, to będziesz miał szansę przeżyć. Może twój opiekun będzie cię chciał wykupić.

Chłopak w dalszym ciągu milczał, ale powoli zaczął się podnosić. Hyuuga zmrużył oczy, nie wierząc w to, co widzi. Dzieciak próbował wyciągnąć sztylet zza paska. To było tak oczywiste, że aż głupie. Uderzył go nadgarstek, a tamten syknął z bólu i upuścił ostrze.

-Ktoś cię w ogóle szkolił? – zapytał Hyuuga, obracając go do siebie tyłem i wykręcając mu ręce za plecami. –Mniejsza z tym – dodał, wiążąc jego nadgarstki.

-Mój panie?! – Koganei zeskoczył na ziemię obok niego.

-Lepiej późno niż wcale. Złapałem naszego małego zbiega. Jak Izuki?

-Nic mu nie będzie. Mitobe się nim zajął.

-Dobrze. Co z tamtymi?

-Żaden nie poddał się bez walki – głos Tsuchidy był stłumiony. –Wszyscy zginęli.

Hyuuga poczuł, jak posłaniec zaczął się trząść, gdy usłyszał te słowa. Widocznie dopiero teraz zrozumiał, że nikt nie przyjdzie mu na ratunek.

Pchnął go lekko do przodu. Zauważył, że dzieciak był drobny i niewysoki; sięgał mu do piersi. Kiedy wiązał jego ręce, ze zdumieniem odnotował, że dłonie również ma malutkie, a łuk, który miał przy sobie, przeznaczony był dla młodzików i wykorzystywany był głownie do nauki.

-Musicie mieć mało ludzi do roboty, skoro Kagetora wysyła na misje dzieciaki – mruknął i złapał jeńca w pasie, po czym bez trudu wsadził go na siodło swojego wierzchowca.

Chwilę później znaleźli się w obozowisku. Część jego ludzi została na trakcie, by pochować żołnierzy Riori. Nawet, jeśli byli jego wrogami, Hyuuga nie odmawiał im godnego pogrzebu: oddali życie za swój kraj, a to było to, co liczyło się najbardziej.

Zsiadł z konia i podał lejce Mitobe, po czym ściągnął swojego jeńca. Trzymał go za kawałek sznurka. Swoje kroki skierował do małego kąta medyków, w głównym namiocie. Izuki siedział na pryczy, a Furihata właśnie bandażował jego ramię. Na widok Hyuugi, Izuki uniósł brew.

-Trafiła mi się przykra sprawa – zażartował. Hyuuga poczuł ulgę; skoro jego przyjaciel miał siłę na swoje głupie żarty, oznaczało to, że przeżyje ten strzał.

-Odpoczywaj, przyjacielu. Przynieście jedzenie do mojego namiotu – polecił kilku żołnierzom i znów pociągnął jeńca za sobą.

W namiocie pstryknięciem palców rozpalił kilka kul ognia. Magiczne płomienie były o tyle lepsze od prawdziwych, że nie dymiły, więc mógł spokojnie używać ich w zamkniętych pomieszczeniach.

W kącie stało łóżko; nie było to leże godne następcy tronu, lecz zwykła leżanka, taka sama, jaką mieli inni żołnierze. Hyuuga przywiązał koniec sznurka do metalowej ramy łóżka i zaczął ściągać z siebie opończę. Kiedy Koga przyniósł mu jedzenie, podziękował mu gestem i odprawił.

Kiedy został już tylko w koszuli i spodniach, podwinął rękawy i podszedł do jeńca. Szarpnięciem zsunął mu kaptur z głowy.

A po chwili zaklął cicho.

Spod okrycia wysypały się kasztanowe włosy, sięgające lekko za ramiona. W jego oczy wpatrywała się wściekła dziewczyna, a nie chłopak. Pod nosem miała krwawe ślady po tym, jak uderzył ją łokciem. Jej brązowe oczy patrzyły na niego z wyrzutem, ale czoło miała dumnie uniesione.

Hyuuga cofnął się i przyjrzał jej uważnie. W jego umyśle zakiełkował pomysł, który jednak wydawał mu się jednocześnie szalony i racjonalny.

-Niech zgadnę – zaczął szeptem. –Księżniczka Riko?

-Nie będę z tobą rozmawiać, bydlaku – odparła, odwracając głowę.

Hyuuga zamyślił się. Jeśli pojmał właśnie księżniczkę Riori, mógł faktycznie doprowadzić włączenia ziem Riori do Cesarstwa bez rozlewu krwi. Wystarczyłoby, żeby rzucił ją teraz na łóżko i wziął siłą. Nie mogłaby już zostać oddana nikomu innemu. Należałaby na zawsze do niego, zmuszona go poślubić.

I na wieczność by go nienawidziła.

Podszedł do niej i zdjął z niej opończę. Tak, jak się domyślał, pod spodem miała męskie ubranie, ale spod koszuli widać było jej drobne ciało. Nie mogła również ukryć tego, że drży. Mimo to, nie poprosiła go, by przestał. Dotknął palcami jej podbródka i uniósł głowę dziewczyny tak, by spojrzała mu w oczy.

-Moja matka miała rację, mówiąc, ze spotkam swoje przeznaczenie w nieoczekiwany sposób – powiedział cicho.

Była przerażona. Z opowieści dworek wiedziała, co czeka pojmane kobiety. Wpierw siłą bierze ją ten, który ją pojmał, potem oddaje do zabawy kolegom. Nie miało znaczenia, czy jest księżniczką, czy wieśniaczką; dla nich nie miało to znaczenia.

Była właśnie w drodze do jednego z klasztorów, terenu neutralnego, gdzie nikt, ani Tōō, ani Seirin, nie mogło położyć na niej ręki. To ona wpadła na pomysł, by ukryć się w stroju posłańca i udawać mężczyznę.

To przez nią zginęli ludzie, których znała od dziecka.

Teraz zazdrościła im tej śmierci, świadoma, że czeka ją los gorszy od tego. Ale nie miała zamiaru błagać go o litość. Nie uginała przed nikim głowy, nigdy nie pozwoli, by jakieś ścierwo z Seirin miało satysfakcję z jej jęku.

-Zaboli – powiedział mężczyzna, a ona aż wstrzymała oddech.

Ale on nie zgwałcił jej, tylko przyłożył zimną szmatkę do jej nosa. Spłynęło na nią uczucie ulgi, a potem lekka irytacja, kiedy rycerz zaczął ocierać jej twarz, by zmazać z niej krew i kurz. Jego dłoń była ciepła, a ruchy delikatne.

-I co ja mam z tobą zrobić – mruknął, ale nie oczekiwał odpowiedzi.

Kiedy już otarł jej twarz, złapał za sztylet. Riko zamarła, modląc się, by użył go do wycięcia jej serca, a nie rozcięcia ubrania, ale on tylko odciągnął jej włosy do tył i przeciął je szybkim ruchem. Krótkie kosmyki opadły jej na twarz. Nie zdążyła nawet tego poczuć, gdyż naciągnął jej znów kaptur na głowę.

-Jeśli chcesz żyć, to milcz dalej – polecił. –Mitobe!

Do namiotu wpadł żołnierz, którego widziała już wcześniej. Kątem oka zauważyła, jak rycerz podaje mu jej włosy.

-Spal je. Po cichu – polecił. –A potem sprawdź, czy Izuki da rade jechać. Chcę wrócić do stolicy najszybciej, jak tylko możemy. Myślę, ze możemy położyć kres wojnie.