I

Harry bardzo dobrze pamiętał, że gdy kładł się spać koło niego leżał Ron, cicho chrapiąc, a trochę dalej Hermiona wtulała twarz w poduszkę. Gdy się obudził nie zauważył swoich przyjaciół, a jego łóżko nie było aż tak duże. W końcu w Norze nie było zbyt wiele miejsca, a co dopiero na dwuosobowe łoże małżeńskie.

Chłopak poderwał się, chwilę później tego żałując, czując jakby głowa pękała mu na części.

- Ostrożnie – poradził mężczyzna, którego Harry dostrzegł dopiero teraz.

Mężczyzna, a właściwie starzec, siedział na krześle obok Harry'ego z dobrodusznym uśmiechem obserwując zdziwionego chłopaka. Harry mógłby właściwie powiedzieć, że przed nim siedzi młodsza wersja Dumbledore'a.

- Gdzie jestem? – spytał Harry, notując w myślach, że jego głos brzmiał słabo i niepewnie.

- Cóż, jesteś u mnie w domu, a sądzę, że podanie ci dokładnej lokalizacji nie jest odpowiedzią na twoje pytanie – starzec uśmiechnął się zachęcająco, podając Harry'emu szklankę z wodą. – A skoro przyszedł czas na pytania, ja też mam kilka. Może powinniśmy zacząć od najłatwiejszego. Jak masz na imię chłopcze?

Harry stłumił w sobie westchnięcie.

- Harry Potter – odpowiedział zamiast tego, odsłaniając sławną bliznę na czole.

- To rzeczywiście bardzo ciekawa blizna, ale obawiam się, że nie znam powodu dla którego miałbyś mi ją pokazywać. Czy to przez nią leżałeś nieprzytomny niedaleko Zakazanego Lasu?

- Słucham? – Harry zamrugał ze zdziwieniem, co przypomniało mu o braku okularach na nosie. – Przepraszam, czy widział pan może moje-

- Twoje okulary? – starzec uśmiechnął się ponownie, wyciągając zza pazuchy zakurzone okulary Harry'ego.

- Dziękuję.

Mężczyzna kiwnął głową, czekając cierpliwie na odpowiedź swojego gościa.

- Znalazł mnie pan przy Zakazanym Lesie?

- Tak. Jest to las niedaleko zamku Hogwart, w którym nauczam od paru dobrych lat.

- To niemożliwe – zaprzeczył szybko Harry, wiedząc, że mimo uderzającego podobieństwa do Dumbledore'a, starzec nie mógł nim być. Jego włosy nie były jeszcze siwe, a broda za krótka. Nos był również nie tak spiczasty i mężczyzna nie potrzebował okularów.

- Nic nie jest niemożliwe mój drogi chłopcze.

Harry uśmiechnął się. To były słowa godne Dumbledore'a. Co również przypomniało mu, że jeszcze tak niedawno zdemolował gabinet profesora i opuścił zamek praktycznie bez słowa przeprosin.

- Czy mogę spytać jak ma pan na imię?

- Właśnie to zrobiłeś. To nieuprzejmie z mej strony, że jeszcze się nie przedstawiłem, Albus Dumbledore.

- Ależ panie profesorze, pan nie może być tym Dumbledore'm! Jest pan dużo młodszy i... profesorze, pan mnie nawet nie pamięta!

Starzec nie odzywał się przez długi czas, wpatrując się uporczywie w Harry'ego.

- Harry, jest teraz rok 1947. W którym roku ty się urodziłeś?

- W... W 1980 – wychrypiał w końcu Harry.

To znaczyło, że jeszcze się nie urodził. Nie! To znaczyło, że jego rodzice jeszcze się nie urodzili.

- Jak to się stało? Gdy zasypiałem byłem u mojego przyjaciela na wakacjach, w tym roku mieliśmy zacząć szóstą klasę...

Młody Dumbledore uśmiechnął się pocieszająco.

- Jestem pewien, że w końcu dojdziemy do jakiegoś wyjaśnienia. Tymczasem, nie możemy zaniechać twojej nauki, prawda? Dziś jest pierwszy dzień września, co oznacza pierwszy dzień szkoły. Znajdujemy się niedaleko od Hogwartu, ale za niecałą godzinę musimy wyruszyć, by nie spóźnić się na Tiarę Przydziału. W końcu ty też musisz być przydzielony.

- Chwila... To znaczy, że będę chodzić do Hogwartu? W tym czasie? Kiedy ja muszę wrócić do domu!

- Harry, nic nie dzieje się przez przypadek – Dumbledore pozwolił, by Harry uspokoił skołatane nerwy zanim kontynuował. – Chodź, musimy zmienić parę rzeczy w twoim wyglądzie i nadać ci nowe imię. Oh, cytrynowego dropsa?


Harry przybył do zamku wcześniej niż reszta uczniów. Dumbledore powiedział, że musi spotkać się z dyrektorem, profesorem Dippet, by wyjaśnić zaistniałą sytuację.

- Tymczasem ty, Harrison, możesz pozwiedzać zamek – Dumbledore uśmiechnął się na pożegnanie.

Dumbledore dobrze wiedział, że Harry nie musi zwiedzać zamku, bo bardzo dobrze zna Hogwarckie korytarze, ale nikt nie mógł wiedzieć, że Harry jest z przyszłości.

- To mogłoby zaburzyć całą przyszłość, czyli twoją teraźniejszość – przypomniał profesor zanim jeszcze wyszli z domu.

Harry przyjrzał się sobie w lustrze. Włosy miał teraz czarne, nadal rozczochrane, jednak tak ułożone by zakrywały bliznę. Oczy nie były już zielone, tylko szaro-niebieskie, co kojarzyło się Harry'emu z Malfoyem. Dumbledore użył też zaklęcia, by naprawić Harry'emu wzrok.

- I pamiętaj, od dziś nazywasz się Harrison Dumbledore, jesteś moim bratankiem.

Chłopak westchnął do swojego odbicia. Czy Ron i Hermiona martwią się o niego? A może zapomnieli, że istniał ktoś taki jak Harry Potter? Co stało się z Harry'm Potterem?

- Dużo o tobie słyszałem, Harrison.

Harry ujrzał w zwierciadle swoje odbicie i podchodzącego do niego mężczyznę. Chłopak powoli się odwrócił, stając twarzą w twarz z Lordem Voldemortem.

- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy – odpowiedział Harry, nie unikając wzroku Riddle'a.

Tom wyglądał na starszego niż jego duch z komnaty tajemnic. Miał może dziewiętnaście, dwadzieścia lat, ale to chłód i wyniosłość mężczyzny sprawiała, że Harry czuł się mały.

- Oh tak, Dumbledore nie ma w zwyczaju zaczynać od złych. Sądzę więc, że sam będę musiał je odkryć – Riddle uśmiechnął się chłodno.

- Jest pan...

- Nauczycielem obrony przed czarną magią.

- Nauczycielem? – Harry nie mógł ukryć zdziwienia.

- Wątpisz w moje umiejętności? – pytanie zabrzmiało jak groźba, choć Riddle nie zmienił wyrazu twarzy.

- Nie, tylko jest pan dość... młody.

Nie, tylko zdziwiłem się, że morderca moich rodziców będzie mnie nauczać.

Riddle uniósł brew, nie wierząc w kłamstwo Harry'ego, przez co chłopak zaczął się zastanawiać czy Tom może czytać w jego myślach.

Co byś zrobił, gdybyś ujrzał siebie za pięćdziesiąt lat, wyglądającego jak wąż, siejącego zamęt i przerażenie? Pewnie byłbyś z siebie dumny.

Harry musiał przyznać, że Riddle był niesamowicie przystojny. To nie był typowy kanon piękna, bo Tom miał zbyt ciężkie rysy twarzy, by uznać go za arystokrata; włosy jeszcze ciemniejsze niż Harry'ego, a oczy ciemnobrązowe. Jednak to nie wygląd Riddle'a przyciągał wzrok, a aura, która go otaczała i sprawiała, że Harry nie mógł spuścić oczu z Toma.

- Wiek – Riddle uśmiechnął się drwiąco.

Mężczyzna podszedł bliżej Harry'ego, łapiąc chłopaka za podbródek.

- Dlaczego mam wrażenie, że kiedyś już cię widziałem?

Palce Riddle były zaskakująco ciepłe, tak inne w porównaniu z dotykiem lodowatych pajęczych dłoni Voldemorta.

- Może jestem podobny do Dumbledore'a – zaproponował Harry, próbując uciec przed nachalnym wzorkiem Riddle'a.

- Nie jesteś spokrewniony z Dumbledore'm.

- Jestem jego-

Riddle przerwał mu, delikatnie dotykając policzka Harry'ego. Chłopak miał problem z przypomnieniem sobie jak się oddycha.

- Okłamywanie mnie nie jest dobrym pomysłem, panie Harrison – poradził Tom, zabierając rękę i odchodząc parę kroków od Harry'ego.

- Nie wiem, dlaczego nie chce mi pan uwierzyć, ale pan się myli – stwierdził Harry chłodnym głosem.

- W takim razie moim priorytetem od dzisiaj będzie udowodnienie ci, że ja nigdy się nie mylę – Riddle nie wyglądał na rozgniewanego, był raczej rozbawiony.

- Z całym szacunkiem profesorze, ale mnie to nie interesuje. A teraz, jeśli pan pozwoli, nie chciałbym spóźnić się na Tiarę Przydziału.

Riddle nie potrafił ukryć zaskoczenia, na co Harry odpowiedział pewnym siebie uśmiechem.

- W takim razie pozwól, że cię odprowadzę. Jestem pewien, że nie wiedziałbyś jak trafić do Wielkiej Sali, skoro jesteś tu pierwszy raz, prawda? – Tom ponownie przybrał maskę chłodnego opanowania, ale jego głos zmroził Harry'ego.

- Cóż, skoro to wielka sala, trudno byłoby jej nie zauważyć.

Mężczyzna zmrużył oczy.

- Widzę, że Dumbledore nauczył cię bycia bezczelnym. Proponowałbym następnym razem zachować swoje uwagi dla siebie, panie Harrison.

- Nie, to akurat mam po ojcu – Harry zacisnął zęby, wiedząc, że cała ta rozmowa to tylko gra dla Riddle'a.

Nienawidzę cię.

Riddle zatrzymał wzrok na Harry'm, jakby czytając w myślach chłopaka.

- Z niecierpliwością wyczekuję na kolejne spotkanie z tobą, panie Harrison. Mam nadzieję, że w zaklęciach jest pan równie dobry co w języku – po tych słowach mężczyzna oddalił się, zostawiając Harry'ego przed drzwiami do Wielkiej Sali.

Harry dopiero teraz zauważył, że ledwo utrzymywał się na nogach.

Jeśli po jednej rozmowie z nim jestem wykończony psychicznie, co będzie podczas lekcji z tym potworem?

Harry próbował powstrzymać drżenie rąk, ale bez skutku, przypominając sobie uważne i chłodne oczy Riddle'a. Czy Tom potrafił czytać w jego myślach? Skąd wiedziałby, że Harry nie jest bratankiem Dumbledore'a? Czy wyczuł nienawiść Harry'ego?

Czy to dlatego jestem tutaj? By lepiej poznać mojego wroga? A może Dumbledore to zaplanował? Nie był zbyt zdziwiony, gdy usłyszał, że jestem z przyszłości.

Harry westchnął, zastanawiając się, dlaczego właśnie on.

- Panie Harrison?

Chłopak odwrócił się, napotykając wzrok nauczyciela.

- Tak, to ja.

- Herbert Berry, miło mi cię poznać drogi chłopcze – mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie. – Jestem bliskim przyjacielem Albusa, ale nigdy mi o tobie nie wspominał, dziwne, bardzo dziwne.

Harry odwzajemnił uśmiech, nie wiedząc co powiedzieć. Dumbledore wspominał, że Herbert jest nauczycielem zielarstwa i wielkim miłośnikiem przedstawień teatralnych.

- Zapraszam, panie Harrison, zapraszam do środka – nowy nauczyciel Harry'ego otworzył przed nim drzwi.

Harry nie ze zdziwieniem stwierdził, że nic się nie zmieniło. Pierwszaki czekały już na swój przydział, a cztery stoły były zapełnione przez starszych uczniów, którzy obserwowali jak Harry idzie w stronę grupki najmłodszych. Ponieważ był już przyzwyczajony do szeptów za swoimi plecami i oczu wlepionych w jego bliznę, nie zwrócił uwagi na poruszenie spowodowane jego przybyciem. Choć na szczęście jego blizna była ukryta, dzięki czemu mógł uniknąć niewygodnych pytań.

Hej, Harrison, jak to się stało?

Oh, to nic takiego, tylko nasz nauczyciel od obrony przed czarną magią, zamorduje moich rodziców i spróbuje zabić też mnie, przez co sam prawie zginie, a ja stanę się sławny. Co prawda później powróci, a jego pierwszym punktem na liście do zrobienia będzie „zabić Pottera, znaczy Harrisona", ale to nie jest twoje zmartwienie, bo wy i tak nie dożyjecie tych czasów.

- Dumbledore, Harrison!

Harry wystąpił na przód, słysząc okrzyki zdziwienia.

- Ten Dumbledore?

- Czy Dumbledore nie jest za stary?

- Może to jego wnuk!

- Przecież on nie ma jedenastu lat!

Harry zamknął oczy, czując jak Tiara Przydziału opada mu na czoło.

Znowu się spotykamy, panie... Harrison? Teraz tak brzmi twoje imię, nieprawdaż?

Pamiętasz mnie?

Oh tak, takiego umysłu się nie zapomina! Bardzo trudny wybór, ale tym razem umieszczę cię tam, gdzie powinieneś być.

Co? Nie, nie! Nie mogę być w-

- SLYTHERIN!

Harry poczuł się jakby znów był jedenastolatkiem, nie wiedząc gdzie podziać oczy; gdzie pójść; zagubiony; sam; bez przyjaciół. Na miękkich nogach podszedł do stołu ślizgonów, spodziewając się wrogich spojrzeń i złośliwych komentarzy. W końcu był z rodziny Dumbledore; kimś kto powinien być w Gryffindorze.

Jednak zamiast tego uczniowie bez słowa zrobili mu miejsce, przyglądając się Harry'emu z zaciekawieniem.

- Dumbledore, huh? Jakim cudem do nas trafiłeś? – odezwał się w końcu blondyn siedzący na przeciwko Harry'ego.

- Nawet gdybym wiedział, to bym ci nie powiedział – odpowiedział wymijająco Harry.

- Dobra odpowiedź – blondyn uśmiechnął się szczerze. – Jestem Abraxas Malfoy.

Malfoy? Czy on może być dziadkiem Draco?

- Malfoy, huh? – przedrzeźniał Harry. – To kto jest naszym opiekunem?

Abraxas wskazał ręką na otyłego mężczyznę z początkami łysiny, który siedział pomiędzy Herbertem a Riddle'm.

- Horacy Slughorn, nauczyciel eliksirów – odpowiedział Malfoy z obrzydzeniem patrząc na profesora. – Ale tak naprawdę to Tom Riddle jest u władzy. Slughorn nawet nie pamięta imion większości z nas. Tylko tych, którzy są „szczególnie uzdolnieni", jak on to mówi. Niestety jestem jednym z nich. I ty chyba też, patrz jak się na ciebie gapi.

Harry starał się odwrócić wzrok od Riddle'a, nie mogąc nie zauważyć z jaką elegancją mężczyzna pije wino.

- Tom Riddle – mruknął Harry.

Młody Voldemort podniósł głowę, jakby słysząc swoje imię. Jego oczy szybko zlokalizowały Harry'ego, który natychmiast odwrócił się do Malfoya.

- Niesamowity, prawda?

- Riddle? – spytał Harry ze zdziwieniem.

Mógłbym powiedzieć o nim wiele rzeczy, ale niesamowity?

- Zobaczysz na lekcji – obiecał Abraxas.

- Na czym polegają jego lekcje? Obrzucamy siebie nawzajem mrocznymi klątwami? A może on sam demonstruje na nas działanie Crucio?

- Co ty taki cięty na niego jesteś? – Malfoy roześmiał się. – Owszem, pojedynkujemy się, bo jak inaczej uczyć się obrony? Ale mroczne klątwy? Niewybaczalne? Raz Riddle przyłapał piątoklasistę, który ćwiczył Imperius na pierwszoklasiście, chłopak nie wyszedł z lochów do końca miesiąca!

- Riddle? Ten Tom Riddle? – spytał Harry ze zdziwieniem. – Może go tak nagradzał.

Imperio? Sto punktów dla Slytherinu.

Crucio? Dwieście punktów dla Slytherinu.

Avada? Trzysta punktów i mroczny znak na zachętę.

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi, przecież pierwszy raz go widzisz! – Abraxas obrzucił Harry'ego nieufnym spojrzeniem. – Chyba, że już go wcześniej spotkałeś?

- Byłem tu trochę wcześniej niż wy, Dumbledore musiał o wszystkim powiadomić dyrektora. Podczas zwiedzania zamku natknąłem się na Riddle'a. Wydał mi się... podejrzany.

Podejrzany? Zabójca moich rodziców wydał mi się podejrzany!

- Taak, Riddle jest trochę inny, ale to tylko pierwsze wrażenie. Jeszcze kilka lat temu chodził tutaj do szkoły i pamiętam, że nawet wtedy nie był blisko z uczniami. Wszyscy chcieli się z nim zaprzyjaźnić, ale on ciągle przesiadywał w bibliotece albo gdzieś znikał.

Znikał do komnaty tajemnic może? Trzeba zabić parę osób, a potem wrócić na lekcję. Ciekawe czy nadal korzysta z usług Bazyliszka.

- Daj mu szansę – zaproponował Malfoy.

Daj. Mu. Szansę. Chyba zaraz popłaczę się ze śmiechu. Hej, Tom, może powinniśmy zostać przyjaciółmi? Mamy wiele wspólnego. Ty nie masz rodziców, ja nie mam rodziców, co prawda to ty ich zamordowałeś, a twoja prawa ręka zabiła mojego ojca chrzestnego...

- Harrison, co ci jest?

Harry potrząsnął głową, czując przypływ czystej nienawiści do Riddle'a. Od wakacji starał się czymś zająć, byle tylko nie myśleć o Syriuszu.

- Nic, zamyśliłem się, to wszystko.

- Zbladłeś jakbyś zobaczył śmierć – parsknął Abraxas.

Harry uśmiechnął się słabo.

- Czyli rozumiem, że Riddle wcale nie jest psychopatycznym mordercą, nauczającym w szkole tylko po to by rekrutować uczniów do swojej armii? – spytał Harry lekkim tonem, wiedząc, że Malfoy weźmie jego szczere słowa za żart.

Jednak Abraxas nie roześmiał się, tylko zacisnął wargi i spuścił oczy, wydając z siebie ciche „shhhh".

- Widzę, panie Harrison, że ma pan o mnie wysokie mniemanie? – spytał Riddle, kładąc ręce na ramionach Harry'ego.

Świetnie.