A więc to jest mój kolejny fanfick. Proszę o zrozumienie, gdyż jest już 0:52 i jestem trochę śpiąca.
Mam nadzieję, że się spodoba!

Rozdział I

Percy

Razem z Annabeth poszliśmy na spacer po Central Parku. Dzisiaj mijały dwa tygodnie, odkąd pokonaliśmy Kronosa i odkąd ja i Annabeth zostaliśmy parą. Przez ten cały czas czułem się naprawdę świetnie, ale... czegoś mi brakowało. Nie wiedziałem, jak to określić. Po prostu, nie było między nami tego czegoś. Nie było tego iskrzenia.
Zatrzymaliśmy się przed ławką. Gdy usiedliśmy, postanowiłem, że teraz nadszedł czas, by to wszystko zakończyć.

- Muszę ci coś ważnego powiedzieć. - powiedzieliśmy jednocześnie. Annabeth zaśmiała się nerwowo i kiwnęła głową w moją stronę. - Ty pierwszy.

- Panie mają pierwszeństwo. - Annabeth uśmiechnęła się do mnie, ale po chwili uśmiech zniknął je z twarzy i zamiast niego pojawiła się na niej powaga i pewnego rodzaju troska.

- Percy, ja muszę ci coś wyznać, bo po prostu nie chcę dłużej tego ukrywać. - Wzięła głęboki oddech i spojrzała mi w oczy.- Te ostatnie dwa tygodnie były wspaniałe. Naprawdę. Ale po prostu czuję, że to nie dla mnie.
I dlatego... dlatego chcę z tobą zerwać.

Popatrzyła na mnie niepewnie, a w jej oczach zobaczyłem strach, i cichą prośbę o zrozumienie.

- Chcesz... ze mną zerwać?- zapytałem z niedowierzaniem.

- Percy, ja ... po prostu czuję, że pomiędzy nami nie...

- ... nie iskrzy. - dokończyłem za dziewczynę. Oczy rozszerzyły się jej ze zdumienia.

- Ty też?- zapytała oszołomiona. Kiwnąłem głową.

- Te dwa tygodnie to było miłe oderwanie się od rzeczywistości. Naprawdę. Ale jutro ty zaczynasz pracę na Olimpie, a ja idę do szkoły i nie będziemy się mogli, tak często widywać. I pomyślałem sobie, że jeśli nie czujemy do siebie niczego więcej to po co to ciągnąć? - spojrzałem na nią i po chwili oboje wstaliśmy.

- Mam nadzieję, że to nie zakończy naszej przyjaźni Glonomóżdżku? - Zamiast jej odpowiedzieć, przytuliłem ją mocno do siebie. - Rozumiem, że to oznacza nie. - zaśmiałem się w jej włosy. Gdy w końcu ją puściłem, na naszych twarzach malowała się radość ulga.

- Do widzenia, Annabeth. - uśmiechnąłem się do niej ze smutkiem.

- Do widzenia, Percy. - Dziewczyna odszeptała i pochyliła się nade mną. Instynktownie zamknąłem oczu i poczułem dotyk jej miękkich ust, na swoim policzku. Nagle wiatr mocno zawiał i gdy otworzyłem oczy, już jej nie było. Poczułem ulgę, ale też rodzaj smutku. Pewnie, gdybyśmy mieli więcej czasu...

- Do widzenia, Annabeth. - cicho wyszeptałem w powietrze, zanim odwróciłem się i poszedłem do domu.


Thalia

Siedziałam na kamieniu i próbowałam się zebrać na odwagę.

- Thalia, Pani Artemis cię wzywa! - odwróciłam się i zobaczyłam, jak parę metrów za mną mała Katie do mnie macha.

- Dobra już idę! - zawołam. Wzięłam parę głębokich oddech. Już czas. Wstałam i udałam się w stronę namiotu bogini. Był największy i stał pośrodku naszego obozowiska. Gdy tylko weszłam Artemis obróciła się w moją stronę.

- Wzywałaś pani? - zapytałam się.

- Tak Thalia. Proszę cię, usiądź koło mnie. - posłusznie usiadłam na stercie poduszek, które wskazała. - Zauważyłam, że ostatnio coś cię gnębi. Co to jest? - Bogini spojrzała na mnie przenikliwym spojrzeniem, a ja zdecydowałam, że to ten moment. Lepszego nie będzie. Wzięłam głęboki oddech, żeby powiedzieć to jedno słowo, o którym myślałam, przez ostatnie parę tygodni.

- Rezygnuję.


Nico

- Już przestaniesz żyć w Podziemiu. - oznajmił mi mój ojciec.

- Co? - zapytałem z niedowierzaniem.

W tej chwili znajdowałem się w sali tronowej mojego ojca, do której wezwał mnie piętnaście minut temu. Przez prawie dwa tygodnie, chodził naburmuszony i co chwila rozmawiał z Persefoną i Demeter. Nie byłoby to wcale dziwne, gdyby nie to, że za chwilę miała zacząć się jesień i Persefona powinna była w tej chwili cieszyć się ostatnimi chwilami wolności. Zamiast tego ciągle przeprowadzała z tatą, jakieś ciche rozmowy i oboje cały czas mnie unikali. Gdy Hades wezwał mnie do siebie, miałem nadzieję, że wreszcie wyjaśni się to dziwne zachowanie jego i Persefony. Ale na pewno nie spodziewałem się tego.

- Jak to przestanę żyć w Podziemiu? Gdzie indziej mam żyć? Na obozie? Wiesz, że tam nie pasuję! - krzyknąłem.

- Synu to dla twojego dobra. - Hades odchrząknął, po czym spojrzał mi w twarz z powagą. - Nikt nie powinien żyć w Podziemiu, jeżeli jest żywy. I to dotyczy się nawet ciebie. Dlatego postanowiłem, że przeprowadzisz się do Nowego Jorku, gdzie będziesz chodził ze swoimi rówieśnikami do szkoły. - spojrzałem na niego z niedowierzaniem. O czym on bredził?

- Tato o czym ty mówisz?

- Od jutra będziesz chodził do drugiej klasy w liceum Goode.

- Tato, ale ja mam dwanaście lat!

- Nieprawda. Psychicznie masz szesnaście, a już za chwilę także fizycznie. - uniósł ręce, a ja zacząłem się cofać.

- Tato... ja sobie może sobie pójdę, a ty so... - nie zdążyłem dokończyć. Gdzieś z tyłu uderzyło mnie coś, a ja poczułem, jak zapadam się w ciemność.

No i jak? Podobał się mój nowy fanfick? Proszę o szybkie skomentowanie!