Witajcie ;)
Pairing: HP/SS
Gatunek: Romance, Humor i trochę Angstu
Kanon/Czas/Miejsce: Ogólnie kanon na wakacjach, szósty rok w Hogwarcie
Ostrzeżenia: Dużo fluffu, słodyczy i ogólnie tęcze, misie i rzeka wypełniona mlekiem ale też wspomnienie samookaleczenia.
A/N To ff nie jest i raczej nie będzie zbetowane. Więc przepraszam za błędy. Nie wiem jak często będą się pojawiać rozdziały. Jeśli zainteresowanie ff będzie duże to pewnie często. Zachęcam do komentowania i wyrażania swoich opinii. Pozdrawiam,
- Lavie
Harry obudził się tego dnia w bardzo dobrym humorze. Śniło mu się, że wygrał puchar w światowych mistrzostwach Quiddicha. Dobre sny były u niego rzadkością, zwykle nie miał snów, a jeśli już jakiś był, to najczęściej z śmiercią Syriusza w roli głównej. Więc gdy w wtorkowy poranek, obudziły go jasne promyki światła przebijające się przez zasłony, już wiedział, że to będzie dobry dzień. To było coś jak szósty zmysł lub może raczej jak męska intuicja. Otworzył powoli najpierw jedno oko, a następnie drugie wiedząc, że nie musi się spieszyć. Kontem oka dostrzegł, że Ron wciąż śpi więc na pewno nie spóźni się na zajęcia. Podniósł się lekko i rozejrzał dookoła pokoju. Był... zdziwiony. Wydawało mu się, że zdjął okulary przed pójściem spać, był tego niemal pewny. Więc jak wyjaśnić to, że widział wszystko tak dokładnie? Zerknął na stolik, na którym leżały jego okulary. Przez chwilę pomyślał, że może jednak jeszcze śpi. Zwykle po przebudzeniu, zanim je założy, widzi jedynie rozmazane kontury, a tym razem widział wszystko dokładnie. Każdy szczegół! Był pewny, że mógłby nawet z daleka policzyć wszystkie rude włosy na głowie Ron'a.
Nie, to na pewno sen.
Położył się z powrotem, licząc na to, że zaraz naprawdę się obudzi. Policzył do stu a następnie ponownie otworzył oczy, lecz nic się nie zmieniło.
To nie tak, że narzekał. Od bardzo dawna marzył o pozbyciu się okularów, lecz to niemożliwe, żeby w jedną noc jego wzrok się naprawił! Nie-mo-żli-we.
Nie myśląc o tym więcej, odkrył się w kołdry z zamiarem wyjścia z łózka. Po chwili usłyszał, jak oddech Ron'a przyspiesza co mogło oznaczać tylko to, że się obudził. Nie mylił się, gdyż po chwili rudy chłopak podniósł się do pozycji siedzącej.
- Która godzi...- nie dokończył.
Spojrzał na Harrego w szczerym zdziwieniu a następnie wybuchnął głośnym śmiechem. Ron śmiał się, aż z jego oczy się zaszkliły.
- Stary, co się stało? - zapytał nadal trzęsąc się z śmiechu.
Harry patrzył na przyjaciela zastanawiając się o co chodzi. Może nie miał na sobie spodni? Lecz gdy spojrzał w dół, zauważył, że jego spodnie były na swoim miejscu.
Ron, który w tej chwili tarzał się na łóżku, wciąż śmiejąc się w najlepsze, spojrzał na swojego przyjaciela pytająco.
- Oj Harry, jesteś taki - przerwał gdyż ponownie zaatakował go wybuch śmiechu - słodki!
Słodki?! Co to miało znaczyć, że jest 'słodki'? Wiedział, że może nie wygląda zbyt męsko. Jest dość niski, szczupły i mimo tego, że ma szesnaście lat to nie musi się golić, choć Dean, Ron i paru innych chłopaków robi to już od jakiegoś czasu. Ale na pewno nie jest 'słodki'! Nie jest!
Jest mężczyzną, i bardzo nie spodobało mu się to określenie.
- Ron - zaczął, lecz nie bardzo wiedział co powiedzieć - Ron! Przestań się śmiać!
- Nie mogę! Widziałeś się dziś w lustrze? - zapytał rudy chłopak. - Ty masz uszy Harry, kocie uszy! - powiedział po czym wybuchł śmiechem kolejny raz.
Kocie uszy?
- To nie jest śmieszne Ron! Powiedz o co naprawdę chodzi - nalegał.
Po chwili do pokoju wszedł Neville.
- Cześć chłopaki, idziecie na śniad...- stanął jak wryty gdy spojrzał na Harrego, lecz nie wybuchnął śmiechem tak jak Ron. Jedynie stał w miejscu, z szeroko otwartymi ustami.
Harry'ego już powoli zaczynała irytować ta sytuacja.
- One się ruszają Harry! - rudy chłopak złapał się za brzuch, wciąż głośno się śmiejąc - Twoje kocie uszy się ruszają!
'Jakie kocie uszy do cholery?' Zastanawiał się.
- Neville, powiedz coś - powiedział błagalnie do chłopaka, który nadal przyglądał mu się w osłupieniu. Po chwili ruszył się z miejsca i nic nie mówiąc, zaczął szukać czegoś w swoim kufrze.
Wyjął z niego nieduże lusterko i wręczył Harry'emu.
Gdy tylko w nie spojrzał, zatkało go z zdziwienia. Na jego głowie, pomiędzy rozczochranymi włosami, dostrzegł parę brązowych, niewielkich, kocich uszu. Podniósł drżącą rękę, chcąc ich dotknąć,upewnić się, że są prawdziwe.
Były. Prawdziwe i bardzo miękkie w dotyku.
W pokoju zrobiło się dziwnie cicho, gdy Ron przestał się śmiać. Patrzył uważnie na Harrego, choć na jego ustach nadal błąkał się uśmiech.
- Chyba - zaczął nieśmiało Neville - powinniśmy iść po Hermione. Ona na pewno będzie widziała o co chodzi z twoimi - przerwał - uszami.
Tak! Hermiona będzie wiedziała. Trzeba po nią iść, i to najlepiej szybko. Nie miał zamiaru iść na lekcje z kocimi uszami! To absurd!
Przytaknął. Neville wyszedł i po chwili wrócił, z zaspaną dziewczyną.
Jej reakcja zaskoczyła go najbardziej. Nie zaczęła się śmiać, nie wyglądała nawet na zaskoczoną.
- A więc, kocie uszy? - zapytała - Nie tego oczekiwałam, ale muszę przyznać, że ci pasują - powiedziała, jakby było to coś najzwyczajniejszego na świecie. Jakby rozmawiali o pogodzie, lub o pracy domowej.
Trzech chłopaków spojrzało na nią pytająco. Gdy zobaczyła ich miny, przewróciła teatralnie oczami.
- Niech zgadnę - powiedziała, kładąc ręce na biodra - przyprowadziliście mnie tutaj z samego rana, ponieważ nie macie zielonego pojęcia skąd one - wskazała na głowę Harrego - się wzięły - ich miny odpowiedziały jej na pytanie. Westchnęła - Jaki eliksir warzyliśmy wczoraj? - zapytała.
- Eliksir animagoiczny - odpowiedział cicho Neville.
- Animagiczny - poprawiła go Hermiona.
I nagle zrozumiał. Wczoraj, podczas Eliksirów ważyli eliksir, który miał spożywającemu ukazać jego animagiczną postać. Eliksir był łatwy, ale Snape dobrał go w parę z Malfoy'em, który przez cały czas usiłował go sabotować. W końcu, gdy już kończyli, Ślizgon wrzucił coś do ich kociołka. Eliksir wybuchł , i cała jego zawartość poleciała wprost na Harrego, gdyż blondyn zdążył uchylić się w ostatnim momencie.
Malfoy oczywiście całą winę zwalił na Gryfona, twierdząc, że to właśnie on źle dodał składniki, przez co Gryffindor stracił dwadzieścia punktów.
Na szczęście, oprócz kilku oparzeń, które Snape wyleczył jednym machnięciem różdżki, Harry nie ucierpiał zbyt mocno. No, może tak mogło się zdawać wczoraj, gdyż dziś nie był już tego taki pewny.
Ale co ma teraz zrobić? Przecież nie może się pokazać w takim stanie! Po chwili doszło do niego, ze wypowiedział dwa ostatnie zdania na głos.
- Nie wiem jak mogę ci pomóc Harry, powinieneś iść do pani Pomfrey - powiedziała Hermiona - musisz się dowiedzieć, co Malfoy wrzucił do eliksiru.
- Przecież nie mogę chodzić po szkole z kocimi uszami!
- I ogonem - powiedziała, a Ron po raz kolejny zaczął się śmiać.
- Ogo... Co ?! - Harry krzyknął i spojrzał w tył, gdzie spod jego przydługiej koszuli nocnej wystawał brązowy ogon. Jego kolor był prawie identyczny jak ten, na jego uszach, lecz w niektórych miejscach był ciemniejszy a jego koniec wręcz czarny. Jego spodnie były lekko zsunięte, gdyż ogon przeszkadzał w podciągnięciu ich wyżej.
- Spróbuj nim poruszyć! - powiedział pod ekscytowany Ron.
Więc Harry spróbował. Nie było to wcale takie trudne. Po prostu pomyślał o tym, że chiał by to zrobić i już po chwili jego ogon lekko się podniósł.
Chłopak jęknął.
- Harry, popatrz na to z jasnej strony. Już nie potrzebujesz okularów. - dziewczyna próbowała go pocieszyć.
Chłopak odburknął coś w odpowiedzi, a następnie poszedł do łazienki, w której umył się i doprowadził do porządku. Niestety, pojawił się kolejny problem. Ogon nie chciał wejść do spodni.
Wyszło na jaw, jak bardzo nie praktyczne są zajęcia w Hogwarcie. Zgoda, pomogą ci, gdy musisz się obronić, ale na pewno nie są pomocne w sytuacji takiej jak ta! - pomyślał.
Nagle, zaczął mieć wielką ochotę na szklankę mleka. Nie, nie na szklankę. Na cały dzbanek, albo beczkę! Wyobraził sobie siebie, pływającego w rzece pełnej białego cudu, z smakowicie wyglądającymi rybami. Ta myśl przyszła tak szybko, że gdy tylko zorientował się o czym myślał, jego brzuch głośno zaburczał. Pośpiesznie zrobił małe rozcięcie w spodniach, przez które przecisnął ogon i wyszedł z łazienki. Przed wyjściem z dormitorium czekali na niego Ron i Hermiona.
Więc musiał wyjść. Każdy go zobaczy i na pewno stanie się pośmiewiskiem. Chłopiec-który-przeżył-i-jest-kotem, już widział te nagłówki w proroku.
Westchnął, gdy jego brzuch ponownie dał o sobie znać.
Wyszli z pomieszczenia. Im bliżej Wielkiej Sali byli, tym bardziej się stresował.
- Harry, nie przejmuj się.- dziewczyna powiedziała, łapiąc go za nadgarstek - może nie zauważą... od razu.
Tak, to bardzo pocieszające.
Weszli do sali, w której odbywały się posiłki. Pomieszczenie było zapełnione uczniami, a każdy nauczyciel siedział na swoim miejscu przy stole. Kilka oczu zwróciło się w ich stronę, lecz reszta osób w sali była zajęta rozmawianiem miedzy sobą i jedzeniem. Harry pośpieszył do stołu Gryffindoru wykorzystując sytuację. Wiedział, że prędzej czy później i tak wszyscy się dowiedzą, ale wolał żeby wydarzyło się to później. Dużo później, na przykład...nigdy?
Gdy tylko zajął swoje miejsce, wypił całą szklankę mleka, a następnie wziął się za jedzenie kanapki z szynką. Owoce i warzywa, które zwykle lubił, teraz wydały się niezbyt zachęcające więc nawet nie patrzył w ich kierunku. Wypił kolejne kilka szklanek, gdy doszło do niego, że wszyscy siedzący przy stole Gryfonów przyglądają mu się i szepczą.
Już chciał coś powiedzieć, lecz zmienił zdanie, gdyż nie chciał wywoływać zamieszania.
Pierwszą lekcją dziś, jest Transmutacja, a następnie eliksiry, dwie lekcje zaklęć i opieka nad magicznymi stworzeniami.
Dopił mleko, i wyszedł z sali, mając dość oczu, które z każdej strony świdrowały go spojrzeniem.
Na Transmutacji usiadł koło Ron'a w ostatniej ławce mając nadzieje, że będzie mniej się rzucał w oczy. Mylił się.
Miał ochotę zapaść się pod ziemię, gdy Seamus podszedł do niego i zaczął wypytywać o jego dodatkowe części ciała, lub gdy Dean powiedział do niego 'kotku' lub gdy...
- Panie Potter, zadałam panu pytanie - głos nauczycielki wyrwał go z rozmyśleń. Zrobił speszoną minę i zaczerwienił się, gdy zobaczył zdziwiony wyraz twarzy profesorki.
- Przepraszam, zamyśliłem się - powiedział zgodnie z prawdą. Nauczycielka milczała przez chwilę, jedynie mu się przypatrując, a potem powiedziała:
- Zostaniesz po lekcji Potter, chciałabym zamienić z tobą słówko - Harry jedynie przytaknął w odpowiedzi.
Świetnie - pomyślał.
Gdy wszyscy wyszli z sali, Harry podszedł do biurka, przy którym siedziała McGonagall.
- Harry, co ci się stało? - zapytała przerywając ciszę.
- Miałem wypadek, na eliksirach - zaczął - pracowaliśmy z eliksirem animagicznym, kociołek wybuchł i..
- Rozumiem - przerwała mu - chodź, zaprowadzę cie do pani Pomfrey.
Harry chciał zaprotestować obawiając się, że spóźni się na eliksiry, lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, nauczycielka chwyciła go pod łokieć i wyprowadziła z sali. Szli w ciszy. To było dziwne. Koty mają dobry słuch, więc Harry słyszał wiele odgłosów dochodzących z zamku. Ktoś zamknął drzwi piętro wyżej, niedaleko ludzie z obrazów rozmawiali z sobą, Pani Norris polowała na mysz, szepty i kroki z każdej strony.
Po chwili był już w skrzydle szpitalnym. Po rozmowie z Madame Pomfrey, w której wytłumaczył, po raz trzeci dziś, co się stało i zapewnieniu, że nie ma pojęcie co takiego Malfoy wrzucił do eliksiru, pozwolono mu pójść na lekcję, na które i tak był już spóźniony. Pielęgniarka wytłumaczyła mu, że to, co zostało dodane do eliksiru, przedłużyło jego czas działania, lub może nawet sprawiło, że efekt jest nieodwracalny.
Puki nie wiedzą co to, nie mogą nic z tym zrobić.
Szedł powoli w stronę lochów, myśląc nad tym, co powie Snape'owi. ' Przepraszam profesorze, musiałem udać się do skrzydła szpitalnego, przyjąć swoją dzienną porcję eliksiru na pchły. Zabawna historia profesorze, ale zagadałem się z Panią Norris po drodze''.
Gdy dotarł do sali, widząc spojrzenie Snape'a, zrozumiał, że wymówka nie będzie potrzebna. Nauczyciel, gdy tylko go zobaczył, przestał opowiadać o zastosowaniu jakiejś rośliny. Zrobił tą samą minę, którą widział już dziś około dziesięć razy. Harry zaczerwienił się, gdy zauważył, że nie tylko nauczyciel mu się przygląda. Powiedział ciche 'przepraszam za spóźnienie' i ruszył prędko na swoje miejsce obok Ron'a.
Jego ogon poruszył się niespokojnie, gdy wciąż czuł na sobie spojrzenie nauczyciela.
Na koniec lekcji, wyszedł szybko z sali bojąc się, że Snape będzie kazał mu zostać i będzie musiał po raz kolejny opowiadać tą samą historię. Skoro i tak nie można mu pomóc, to nie ma zamiaru tłumaczyć każdej osobie z osobna, skąd się wzięły jego uszy i ogon. Wiedział też, że na pewno nie ma zamiaru prosić Malfoy'a o pomoc..
Na Zaklęciach było w porządku. Nauczyciel zdawał się zupełnie nie zwracać na Harrego uwagi, co bardzo mu odpowiadało. Mimo że wciąż czuł, że wiele osób mu się przygląda, nie przejmował się tym. Jedyne o czym mógł myśleć to jego brzuch, który domagał się szklanki mleka.
Na opiekę nad magicznymi stworzeniami szedł w towarzystwie przyjaciół. Ron opowiadał jakiś dowcip, a Hermiona mówiła coś o sprawdzianie z starożytnych run.
- Harry, czy coś się stało? - zapytała dziewczyna - wyglądasz na przybitego.
- To nic Hermiono. Dzisiejszy dzień jest po prostu dziwny - uśmiechnął się lekko - a poza tym, napiłbym się.
Dziewczyna wyglądała na oburzoną.
- Harry, to masz ciężki dzień nie oznacza, że wolno ci...
- Mleka Harmiono - powiedział brunet lekko rozbawiony. Dziewczyna się zarumieniła i wyburczała ciche ' w porządku'.
- Idę szklanek dziś wypiłeś? - tym razem zapytał Ron.
- Kilka. Dwie lub trzy. Myślę, że raczej dziewięć.
Gdy dotarli na miejsce, Hagrid już na nich czekał. Po chwili, kilkoro ostatnich uczniów doszło i nauczyciel zaczął mówić.
- Witajcie. Podejdźcie bliżej, jeszcze trochę, o tak. Dziś, poznacie zwierzęta, którymi będziecie opiekować się przez tydzień na ocenę. Opieka nad nimi nie jest trudna, lecz czasochłonna. Trza uważać, żeby ich nie zdenerwować, bo wtedy potrafią być bardzo złośliwe. Nazywają się...
- Harry Potter - powiedział któryś z Ślizgonów. Kilka osób zachichotało a Harry poczuł palące rumieńce na swojej twarzy.
- Psonogi skrzygniste* - Hagrid kontynuował. A po chwili przyprowadził kilka tych zwierząt. Ich nazwa dobrze odzwierciedlała ich wygląd. Były to stworzenia, o tułowiu i pysku psa, lecz z ich grzbietu wystawały małe skrzydła, były niewielkie. Każdy z nich, miał na pysku kaganiec,ponieważ jak się później okazało- zioną ogniem.
No świetnie. Czy mogło być gorzej? - pomyślał zrezygnowany. Jest w połowie kotem, do cholery!
Zwierzęta, według Hagrida, same miały wybrać sobie właścicieli. Harry, który był w parze z Nevillem, czul jak jego dłonie zaczynają się pocić.
Bał się, że żaden pies ich nie wybierze, albo co gorsza - wybierze, i zrobi sobie z Harrego psi gryzaczek. Był bardzo zdziwiony, gdy najciemniejszy i najmniejszy z Psonogów jako pierwszy wystąpił z grupki zwierząt i ruszył w kierunku Harrego i Neville'a, którzy tak jak pozostali, kucali na trawie.
Stworzenie podeszło, wyciągnęło łapę i położyło ją na kolanie chłopca.
- To bardzo dobry znak, Harry. To znaczy, że akceptuje cię jako swojego pana. Myślę,że możesz zdjąć mu kaganiec. Nie zrobi wam krzywdy - powiedział rozradowany Hagrid.
Że co?! Ale przecież on zionie ogniem! A co, jeśli to tylko pułapka? Jeśli zwierze chce jedynie uśpić jego czujność, aby nagle zaatakować? To pies! No cóż, może nie dokładnie ale... ale jednak ma w sobie coś z psa, a im nie wolno ufać!
Drżącymi rękami, odpiął zamek od kagańca. Po chwili pies był już wolny. Miał otwartą paszczę, a jego język lekko wystawał. Ślina kapała mu z pyska, wprost na spodnie Harrego. Pies polizał go po dłoni, zostawiając na niej lepki, mokry ślad.
- Polubił cię! - krzyknął Neville - polizał cię po ręce!
- To dlatego, że chce mnie zjeść. Sprawdzał jak smakuję - Harry powiedział, jakby to było coś oczywistego.
Rozejrzał się dookoła i zobaczył, że wszyscy mieli już dobranego Psonoga. Większość nadal miała kaganiec, w tym ten Ron'a i Hermiony. Ich pies był szary, z ciemniejszą plamą na brzuchu.
- Do następnych zajęć wybierzcie dla nich imiona - usłyszał głos Hagrida.
Po zajęciach, skierowali się wprost do Wielkiej Sali. Hermiona mówiła, coś na temat lekcji, lecz myśli Harrego skupiały się jedynie na jednym, ignorując wszystko wokół.
- Harry co myślisz o...
- Mleko - przerwał jej brunet
- Tak ale...
- Mleko - powtórzył zajmując swoje miejsce obok Ron'a, który zapychał sobie usta naleśnikami. Hermiona patrzyła z obrzydzeniem na rudzielca.
Harry pił już drugą szklankę mleka. Jego kocie uszy trzęsły się wesoło a ogon uniesiony w górze delikatnie poruszał się od jednej strony do drugiej.
- Harry - chłopiec słysząc swoje imię oderwał się niechętnie od szklanki. Spojrzał na Ginny, która siedziała na przeciwko niego, chichocząc. - wyglądasz absolutnie słodko!
Chłopiec zrobił kwaśną minę.
- Nie jestem słodki. Jestem mężczyzną, jestem twardy i męski – wyprowadził rudą dziewczynę z błędu, co wywołało u niej jeszcze większy chichot.
- Tak i mówisz to, mając na twarzy białe wąsy po mleku - przerwała jakby się nad czymś zastanawiała a potem dodała - tak , to bardzo męskie
Harry miał zaprotestować, lecz ubiegł go głos Ron'a.
- Snape się na ciebie gapi - wyszeptał, nachylając się w jego stronę. I faktycznie, gdy podniósł głowę i zerknął na stół nauczycieli, dostrzegł, że Mistrz Eliksirów przypatruje mu się uważnie.
- I zetrzyj te cholerne wąsy! - Ron zaśmiał się, wciąż upychając sobie buzie smakołykami. Ale Harry go nie posłuchał, zamiast tego dolał sobie więcej mleka i przyssał się do szklanki ponownie.
* - Moja własna nazwa.
