Betowała w całości wspaniała okularnicaM:*
Danny spojrzał na nazwę klubu, która zapewne świeciła ostrym neonowym światłem w środku nocy, zapraszając gości. Na szczęście był środek dnia i chociaż ulica nie była pusta, czuł się odrobinę lepiej. Przetarł twarz, nadal się zastanawiając nad swoimi opcjami, ale Kapitan HPD dał mu jasno do zrozumienia, że pomimo panującego na Hawajach prawa nie zatrudni w jednostce niezwiązanego omegi. Co oznaczało tylko, że wszystkie jego plany wzięły w łeb już pierwszego dnia pobytu w tym piekle.
Rachel i Stan zapewne wiedzieli o tym od samego początku, ale ich milczenie w tej kwestii było dość wymowne. Nie powinien być też bardzo zaskoczony, że była żona nie chciała go w pobliżu.
Zacisnął dłonie mocniej na kilku stronach wydrukowanych w zamęcie, które stanowiły jego życiorys. I miał nadzieję, że ktokolwiek przyjmował do pracy w tym lokalu, nie będzie doczytywał się zanadto. To było jedyne ogłoszenie, które wpadło mu w dłonie tego dnia i w New Jersey zapewne odrzuciłby je ze śmiechem, nie rozważając nawet takiej opcji, ale to było Honolulu i środek sezonu turystycznego, gdzie wszystkie miejsca w hotelach były zarezerwowane miesiące z góry. Cudem tylko udało mu się znaleźć te klitkę, którą Grace miała od tej pory nazywać domem.
Jeśli miał znaleźć coś pocieszającego w tej sytuacji, ten klub przynajmniej nie wyglądał na burdel. Chociaż Danny mógł się mylić, ponieważ Hawaje od New Jersey dzieliła przepaść nie do przebycia. Nie tylko tysiące kilometrów oceanu i kontynentu. Miał wrażenie, że mentalność miejscowych poważnie odstawała od normy. Tylu nagich ciał nie widział od czasu zjazdu absolwentów, gdy członkowie jednego z bractw postanowili urządzić sobie imprezę w starym stylu, a prześcieradła, którymi obwiązali swoje biodra zsuwały się jedno po drugim w czasie pijackich wybryków.
Był za stary, żeby zostać striptizerem. Nawet jeśli większość z mieszkańców wyspy stanowili ekshibicjoniści.
Poprawił swój krawat, nie wiedząc w zasadzie o co bardziej się modlił. W ogłoszeniu nie zamieszczono takich szczegółów jak wiek czy wygląd ogólny. I może w New Jersey miał swój urok, ale ten raj dla golasów, utwierdził go w przekonaniu, że istniała spora dysproporcja w wyglądzie Hawajczyków i pozostałej części świata. W niczym nie przypominał szczupłych kelnerek i nie do końca chciał pracować w klubie nocnym. Sądził, że te czasy, kiedy dorabiał minęły. Nie sądził jednak, aby miał jakiekolwiek inne wyjście.
Nacisnął klamkę, zanim zdążył się rozmyślić.
ooo
Dziewczyna, z którą rozmawiał, mogłaby być jego córką. A przynajmniej odnosił cały czas takie wrażenie, bo jej twarz trudno było rozszyfrować. Na pewno nie spodziewał się szerokiego uśmiechu i szczerego zainteresowania. Pytała nawet o czasy, które spędził w policji i akademii. Życie, które miało nigdy do niego wrócić.
- Przepraszam, że pytam, ale jesteś menadżerem? – upewnił się.
Kono była omegą i jeśli udało się jej zajść tak daleko, serdecznie jej gratulował. Kosztowało ją to zapewne wiele pracy i determinacji. Prawo nadal nie dawało im wielu możliwości, ale przynajmniej dostrzegano potencjał i ich naturalne talenty do organizacji. Których akurat Danny nie posiadał.
- Och nie – odparła Kono i jej uśmiech odrobinę zrzedł. – Mieliśmy problemy kadrowe. Menadżer został zwolniony przez właściciela.
Uniósł brew, nie zamierzając tego komentować, ale odłożyła na stolik jego dokumenty i najwyraźniej to miał być koniec pierwszej części rozmowy w sprawie pracy.
- W klubie pracuje sporo omeg – przyznała Kono. – Menadżer był alfą. Jego zachowanie… - urwała sugestywnie i w lot pojmował w czym problem.
Może próbował swoim statusem wpływać na resztę, co nie było przyjemne. Danny sam doświadczył kilku takich sytuacji i nie chciałby do tego wracać nawet we wspomnieniach. Jego skóra nadal mrowiła nieprzyjemnie.
- Właściciel przychylił się do naszych skarg. Obecnie poszukiwana jest osoba, która mogłaby zająć to stanowisko – ciągnęła dalej dziewczyna. – Może zostanie przesunięty do nas ktoś z hotelu.
- Hotelu? – zainteresował się i mimowolnie ciężej przełknął.
Jak do tej pory nie wychwycił niczego podejrzanego, ale klub był pusty. W takich miejscach jednak prowadzono różne interesy. I jego doświadczenie jako policjanta podpowiadało mu, że kolejne pytania mogły nie być mile widziane. Kono nie dała po sobie poznać czy jest zainteresowana zatrudnieniem go. Albo przekazaniem jego dokumentów dalej. A pieniądze, które udało mu się zaoszczędzić jeszcze w New Jersey miały mu wystarczyć najwyżej na kolejne półtorej tygodnia. O ile Grace nie będzie miała nieprzewidzianych wydatków. I naprawdę nie chciał prosić Rachel o pomoc po wszystkim co się stało.
Ceny w tym piekle były kuriozalnie wysokie.
- Steve jest właścicielem kilku hoteli na wyspie, tego klubu oraz paru sklepów ze sprzętem sportowym. Mamy zniżki pracownicze – wyjaśniła Kono. – Podam ci adresy każdego z tych miejsc, jeśli byłbyś zainteresowany kupieniem deski i tak dalej, Steve ma najlepsze – odparła.
Zamarł.
- Jestem przyjęty? – upewnił się, nie do końca wiedząc co czuje.
Uśmiech Kono stał się jeszcze szerszy.
- Jasne – odparła dziewczyna. – Jak mogłabym nie przyjąć gliny! Pływasz? – zainteresowała się.
Potrząsną przecząco głową.
ooo
Grace pomagała mu ułożyć swoje rzeczy w nielicznych szafkach, którymi umeblowane było mieszkanie. Jedyna sypialnia była dość mała. Miał jednak nadzieję, że zanim stanie się to problemem, znajdzie lepszą pracę, która nie będzie wymuszała na nim oddawania połowy swoich pieniędzy wynajętej opiekunce. Zapewne byłoby łatwiej, gdyby jego matka lub siostra mieszkały w pobliżu. Oddawanie Grace Rachel, kiedy ponad pół roku walczył o prawa rodzicielskie, było też zaproszeniem do kłopotów, na które nie był gotowy ani psychicznie ani tym bardziej finansowo.
- Danno – zaczęła Grace, wyjmując kolejnego misia.
I nie miał pojęcia jak udało się jej pomieścić tak wiele zabawek. Rachel miała kolejne walizki i zapewne jedna z jej pokojówek ułożyła wszystko tygodnie temu, kiedy czekali na ich przyjazd. Nigdy nie powinien był opuszczać New Jersey, ale tam nie miał przyszłości jako policjant. Tutaj przynajmniej dano mu cień nadziei, którą odebrano jeszcze tego samego dnia.
Jego mundur galowy kpił z niego w salonie.
- Kiedy pójdziemy na plażę? – spytała Grace.
I tego obawiał się równie mocno. Nienawidził piasku prawie tak bardzo jak Stana. Grace wydawała się jednak kochać wodę i wiedział doskonale, że Rachel będzie zabierać ją w najwspanialsze miejsca, które tylko znajdzie. Może nawet wyrzucając pieniądze, których nie miał. Racjonalna część jego mózgu zdawała sobie sprawę, że miłości nie da się kupić, ale Grace miała osiem lat. Wyjaśnienie jej różnic pomiędzy nim, a Stanem nie będzie możliwe jeszcze przez wiele lat. A on nie był pewien czy będzie miał na to siłę.
- Jeszcze dzisiaj, skarbie – odparł, składając kolejną jej koszulkę. – Jak było w szkole? Poznałaś kogoś fajnego?
Grace wzruszyła ramionami.
- Tęsknię za Stacy – przyznała jego córka.
- Wiem skarbie, ale na pewno znajdziesz nowych przyjaciół – pocieszył ją.
Nie wyglądała jednak na przekonaną.
- Musieliśmy się wyprowadzać? – jęknęła, ale najwyraźniej nie spodziewała się od niego odpowiedzi na pytanie, które zadawała tak wiele razy. – Wiem, że mama chciała tutaj zamieszkać z… - urwała, wypuszczając długie westchnienie.
Mówienie o Stanie nie przychodziło jej najłatwiej i może miał coś z tym wspólnego. Nie zamierzał jednak ukrywać swojej niechęci tylko po to, aby Rachel czuła się świetnie.
- Kiedy wrócisz do pracy? – spytała rzeczowo jak zawsze.
Przygryzł wnętrze policzka i wyprostował się lekko.
- Tata na razie nie będzie policjantem – przyznał, chociaż wolałby tego nie mówić.
Grace wyglądała na faktycznie zaskoczoną.
- Dlaczego nie? – zainteresowała się natychmiast.
I wydawała się oburzona.
A potem na jej twarzy pojawiło się zrozumienie.
- Mnie też nie pozwolą być tym kim chcę, kiedy dorosnę? – zmartwiła się.
- Nie, małpko. Tata jest omegą. Ty jesteś alfą. Możesz być kimkolwiek chcesz. Może nie poławiaczem pereł – dodał na wszelki wypadek, ale Grace nie uśmiechnęła się nawet, słysząc jego żart.
I naprawdę nie chciał te kilka miesięcy temu tłumaczyć jej dlaczego musiał odejść z pracy. Dlaczego zmuszono go do zmiany i przeprowadzki z powrotem do rodziców. Tym bardziej, że Grace uwielbiała chwalić się w szkole, że jej tata łapał złych ludzi i wsadzał ich do więzienia. I skłamałby, gdyby powiedział, że nie sprawiało mu satysfakcji, że był prywatnym bohaterem swojej córki.
- Nie podoba mi się to – odparła.
- Mnie też, małpko - przyznał. – Ale pomyśl o tym w ten sposób. Danno znalazł inną pracę. Taką, w której będzie mógł z tobą spędzać całe popołudnia razem. Będę w domu, kiedy będziesz wracała ze szkoły. Będę cię odwoził i odbierał – obiecał jej i uśmiechnął się lekko, kiedy jej oczy zrobiły się wielkie jak talerze.
- Naprawdę? Każdego dnia? – upewniła się.
- Każdego dnia, w który nie odbierze cię mama – uściślił.
- Mama i Ojczym Stan – dodała tonem, który nigdy mu się nie podobał.
ooo
Nie wiedział czego się spodziewać pierwszego dnia swojej pracy. Kono okazała się jedną z kelnerek i kiedy przedstawiła mu pozostałych na ich zmianie, był zaskoczony, że w lokalu nie było alf. Chin, niepozorna beta, stał w drzwiach klubu wraz z Kamekoną, który wydawał się najzabawniejszym gościem pod słońcem. Spodziewał się, że ochroniarze będą wyglądali bardziej groźnie, ale tutejsze realia naprawdę mocno różniły się od New Jersey.
Kono ścierała stoliki wraz z Maxem, który mamrotał coś cały czas na temat substancji chemicznych. Danny nie był nawet bardzo zaskoczony, kiedy okazało się, że większość pracowników stanowili studenci dobrą dekadę młodsi od niego. I bardzo cieszył się, że jego koszula była zapięta na ostatni guzik, a krawat pozwolił poprawić Grace jeszcze przed wyjściem, kiedy żegnał się z nią przed pracą, dając ostatnie wskazówki opiekunce.
Lori, druga barmanka, prowadziła go w ciągu kilku minut w sytuację. Najwyraźniej klub był jednym z najmodniejszych w mieście. I nie był zaskoczony. Kiedy światła zostały włączone, wnętrze nabrało wyrazu. Ciemne ściany przyozdobiono miejscowymi symbolami, których znaczenia nie znał, ale nadawały tajemniczości, co pewnie miało być ich głównym celem.
Przez kilka długich minut spoglądał na ścianę alkoholi za sobą. Znał podstawowe drinki, a kopie kart drinków z przepisami tych bardziej egzotycznych znajdowały się przy każdym z trzech stanowisk. Normalnie mieli pracować nie posiadając prawie przestrzeni. Był jednak środek tygodnia, więc na zmianie znajdowało się jedynie dwóch barmanów i Danny cieszył się, że Kono zdecydowała się go wprowadzić do pracy w mniej zatłoczony dzień. Pamiętał jeszcze jak bardzo chaotyczne potrafiły być takie miejsca i adrenalina zaczęła płynąć w jego żyłach. Nie chciał myśleć o tym, że nie dostał jeszcze umowy do podpisania, ani o przyszłej pensji, o której nie rozmawiali, ponieważ Kono jedynie przesiewała kandydatów. Nie był pewien jak wielu młodszych i może lepiej wyglądających ludzi było na jego miejsce.
- Zdenerwowany? – spytała Kono, podchodząc z tacą do niego.
- Tak – przyznał, poprawiając nerwowo krawat.
- Mogłeś to zostawić w domu – rzuciła.
- Lubię wyglądać profesjonalnie w pracy – odparł.
Każdej pracy. Nawet takiej dużo poniżej jego kwalifikacji. Pracy, której potrzebował, żeby przeżyć tutaj chociaż kilka kolejnych tygodni. I może jego twarz zdradzała odrobinę więcej niż chciał przyznać, bo Kono uśmiechnęła się do niego pocieszająco, jakby rozgryzła go w tej właśnie chwili. To jednak nie było trudne. Oboje byli omegami, więc musiała przejść to co on. A może docierała do punktu, w którym jej życie miało zależeć od kaprysu osoby, z którą się nieopatrznie zwiąże.
Nie wspomniał o dziecku, ponieważ to byłby strzał w kolano. Musiał przynajmniej udawać dyspozycyjnego z nadzieją, że Grace nie rozchoruje się do czasu podpisania pierwszej umowy. A potem, że rachunki za lekarzy nie rozbiją już jego ciężkiej sytuacji finansowej. Rachel obiecała płacić alimenty na małą, ale te pieniądze mogły pokryć zaledwie ułamek wydatków na tej piekielnej wyspie pełnej pułapek dla turystów. Nie był nawet pewien czy nie dał się naciąć na zbyt wysoki czynsz. Był niemal pewien, że przecznicę obok znajdował się faktyczny burdel. Taki niższych lotów. Mieszkania w tej okolicy nie powinny być aż tak drogie.
- Wyglądasz bardzo dobrze – odparła Kono.
Nie pamiętał kiedy ktokolwiek powiedział mu ostatnio coś podobnego. Kiedy to nie brzmiało jak szydera czy tani tekst na podryw. Uśmiechnął się, ponieważ najwyraźniej dziewczyna starała się ze wszystkich sił go pocieszyć, a on nie był dupkiem na tyle, żeby nie udać chociaż na chwilę, że się jej faktycznie udało.
Kono jednak nie uwierzyła.
- Nigdy nie powiedziałeś mi dlaczego przeniosłeś się z New Jersey – rzuciła konwersacyjnym tonem.
I widział jak Max przystanął niedaleko. Ślad po jego obrączce zniknął już dawno, ale w jego wieku każda niezwiązana omega miała przynajmniej jedną historię z partnerem w tle, która nie kończyła się dobrze. Był od nich sporo starszy, a oni patrzyli na niego, jakby trzymał w dłoniach wszystkie tajemnice życia.
- Potrzebowałem zmiany scenerii – odparł.
I to nie było całkiem kłamstwo.
ooo
Chaos nawet w połowie nie opisywał tego co się działo przed barem. Wykrzykiwano zamówienia i Lori wydawała drinki z prędkością, która przerażała go niemożliwe. Jego koszula była poplamiona alkoholem, ale był pewien, że dziewczyna też wylała na siebie niejednego drinka. Zapomniał prawie jak to było serwować szklanki pełne płynów, jednocześnie starając się unikać kłopotów.
Nieliczne omegi, które przyszły ze swoimi partnerami, trzymały się z dala od ścisku i zgiełku. Dziewczęta, które były młodsze nawet od Kono poruszały swoimi biodrami na parkiecie w ruchu, których mógłby nazwać tylko obscenicznym. I przysiągł sobie w duchu, że Grace nigdy nie wyjdzie wieczorem do klubu. Po jego trupie.
Jeszcze niedawno sprawdziłby dowody tych dziewcząt, ale Chin i Kamekona odwalali doskonałą robotę w drzwiach, odsyłając nieletnich i ludzi, których po prostu nie chcieli wewnątrz. Nie spodziewał się, że odsiew był tak wielki, ale Kame trzymał w dłoniach nawet listę gości i strefa VIP była wypełniona po brzegi dzieciakami, które zapewne przepijały pieniądze rodziców, zbyt bogatych i zajętych, aby sprawdzać co robiły ich pociechy. Kilka osób skomentowało jego wiek, ale spoglądał na nich, dopóki gówniarze nie wycofali się, decydując się, że wolą jednak być obsłużeni przez Lori. Ilość napiwków, które dostał i tak była dla niego pocieszeniem.
Tak jak podejrzewał, kiedy przeżył pierwsze dwie godziny, ustawienie szklanek w barze i najczęściej serwowane alkohole rozpoznawał nawet bez przyglądania się butelkom. Wszedł w rytm i dzielił czas pomiędzy gości zamawiających bezpośrednio i wykrzykiwane przez Kono drinki. Lori uśmiechała się do niego za każdym razem, kiedy pomagał na jej stronie baru. Kilka większych zamówień sprawiło im kłopoty, odkąd dupki z VIP sali chcieli czegoś egzotycznego. Dla niego wszystkie te ananasowe paskudztwa brzmiały dostatecznie obco i fantastycznie.
- Chcą czegoś specjalnego – rzuciła Kono i wydawała się naprawdę wściekła tym razem.
Nie pytał nawet, o który stolik chodzi. Zamieniła się z Maxem, który wcześniej podmienił Charliego. Danny mógł przysiąc, że tamto towarzystwo przekrzykiwało nawet o wiele zbyt głośną dla niego muzykę.
- Zrobię im coś z New Jersey – rzucił, nie sięgając nawet po przepisy, które wertowali z Lori przez ten cały czas.
Nienawidził tego ile alfy potrafiły w siebie wlać. To jednak napędzało zyski, od których była zależna jego pensja, więc trzymał język za zębami. Klientów się nie obrażało i pewnie dlatego Kono uśmiechała się do dupków szeroko i nieszczerze za każdym razem, kiedy serwowała im kolejne drinki.
- Poważnie? – spytała dziewczyna z wątpliwościami wypisanymi na twarzy.
- Naprawdę pracowałem jako barman przez kilka lat w collegu – rzucił, zabierając się za szukanie butelki z mieszanką cytryny i słodkiego syropu, którą widział jeszcze kilka minut temu.
- Hej! Kurduplu! Ile będę czekał na swojego drinka?! – krzyknął ktoś za nim.
- Aż urosnę! – warknął.
I wybuch śmiechu za nim odrobinę go uspokoił. Nie chciał robić złego wrażenia, ale ci idioci naprawdę go irytowali. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Odznaka i mundur chroniły go. Nie wiedział jak bardzo, aż je utracił.
- Jesteś najbrzydszą omegą jaką widziałem – rzucił ten sam dupek, który nazwał do kurduplem.
- Nadal nie jestem tobą zainteresowany – odparł, nie tracąc nawet sekundy.
Facet był zaskoczony, pewnie nie spodziewając się odpowiedzi. Jeśli chciał zranić jego uczucia, powinien się postarać o wiele bardziej. Rachel mogłaby prowadzić nawet zajęcia, które przygotowywałyby tłumy do torturowania go. Nadal miała sporo amunicji, chociaż sądził, że podczas rozwodu przeżył już wszystko.
Zmieszał gin z Blue Curacao i mixem, który znalazł, wypełniając pospiesznie kilka kieliszków. Kono wyglądała na naprawdę zaskoczoną.
- Nazywa się Frank Sinatra – rzucił jeszcze.
- On śpiewał o Nowym Jorku – odparła Kono.
- Ale był z New Jersey – powiedział z dumą.
Nie dodał, że drink został wymyślony w Filadelfii. Nie sądził, aby któryś z tych dupków miał o tym jakiekolwiek pojęcie.
