Gdy otworzyłem oczy ujrzałem zarumienioną Katarę.

-Więc..

-Więc…

Uśmiechnąłem się. To było nie do opisania. Bardziej niż cudowne.

-Wracajmy- uśmiechnęła się dziewczyna i pociągnęła mnie za rękę. Gdy wróciliśmy do środka Sokka nadal kłócił się ze wszystkimi o swoje „dzieło". Podszedłem do nich aby zobaczyć jak przedstawił mnie. Trudno było by mnie znaleźć, ale tylko ja mam strzałkę na głowie i tylko ja nie mam włosów.

-To jestem ja, tak?- zapytałem. Wolałem się upewnić.

-Ty też masz jakieś uwagi co do obrazu?- jęknął chłopak.

-Włosów nie ma, w porządku. Strzałka też na swoim miejscu…-komentowałem.- Nic dodać nic ująć.

-I to jest prawdziwy przyjaciel- powiedział głośno Sokka.- On jedyny potrafi docenić moje starania.

Zdziwił się gdy wszyscy wybuchli śmiechem.

-Tylko nie pokazuj tego Appie- zwróciłem się do niego szeptem.

Z uśmiechem na twarzy wróciłem do zabawy z Momem.

-Szkoda że nie widzieliście Aanga!- krzyknął mój kumpel podchodząc do mnie.- Najlepsze było jak otoczył się kulą powietrza, potem obręczą z ziemi, ognia i wody! A potem zaczął gonić Ozaia! Albo jak rozkruszyłeś kamień na małe kawałeczki, które powaliły te wielkie skały! Jeszcze te … rury czy coś takiego z ognia! To było extra! I jeszcze to niebieskie światło na końcu. Wow!

-Ale nie to było najlepsze- wtrąciła się Toph- Strzeżcie się Aanga bo może wam odebrać moc.- zaśmiała się.

-Tak, na pewno- odparła Katara.

-Ej, ale Toph mówi prawdę. Jak myślisz, jakim sposobem mogłem pokonać władcę… byłego władcę ognia nie zabijając go?

-Ha!- krzyknęła szczęśliwa Toph patrząc z dumą na Katarę.

-Ale wszyscy mieliśmy udział w zwycięstwie- powiedziałem.

-Tak, ale ty największy. Bez ciebie może odzyskalibyśmy kilka miast, zniszczylibyśmy trochę latających statków… ale to wszystko.- powiedział Iroh wstrzymując grę na Rogu Tsungi.

-Ale nie zapominajcie o mnie! Gdyby nie ja, Aang nadal tkwił by w lodowej kuli.- odparła Katara.

-To dzięki mnie stało się to wszystko. Gdybym nie zabrał cię na łowienie ryb i nie rozzłościł bym cię, wojna nadal by trwała!- krzyczał Sokka.

-Ustalmy coś. To zasługa wszystkich, dobra?- uspokoiłem ich- Czy dzisiaj też musicie się kłócić?

-Kiedy będziemy musieli się rozstać?- zapytała ze smutkiem Toph.

-Właśnie, będziemy musieli w końcu wrócić do swoich domów. Będziemy mieszkać bardzo daleko od siebie. Będzie brakowało mi was i naszych przygód.- powiedział Sokka.

-Czyli to koniec. Koniec wszystkiego. Koniec naszej drużyny- posmutniała Katara.

-To wcale nie musi być koniec! Przecież nasza przyjaźń przetrwała wiele i nadal będzie istnieć, tyle że będziemy widywać się rzadziej. Na zawsze będziemy przyjaciółmi!- próbowałem ich rozweselić- Drużyna awatara nie musi przestać istnieć. Może to koniec ale i początek czegoś nowego.

-Masz rację. My wrócimy na Biegun Południowy, Suki na Wyspę Kyoshi, Zuko do narodu ognia, Toph do królestwa ziemi, a ty… Właściwie dokąd się teraz wybierasz?

-Sam nie wiem- podparłem głowę.- Nie myślałem o tym wcześniej.

-Mam pomysł!- krzyknął chłopak- Zamrozimy cię z powrotem w kuli lodu!

-Sokka, to chyba nie jest dobry pomysł.

-Ale przynajmniej jakiś pomysł.

-Możesz zamieszkać z nami- powiedziała Katara.

-No nie wiem… A może zostanę w Ba Sing Se. Będę odwiedzał codziennie Iroh w jego herbaciarni- uśmiechnąłem się.

-Szkoda…

-Ale pamiętajcie. Przyjaciele na zawsze.

-Tak jest kapitanie- zaśmiała się Toph a wraz z nią inni.