To moje pierwsze opowiadanie tutaj, osoba która dotychczas pisała (rzadko) zrezygnowała z przyczyn technicznych. Proszę nie odgryzać mi głowy:)

Świat ten sam, lecz realia nieco inne, uproszczone.

Pierwsza Wojna Światowa wybuchła nie w 1914, a trzy lata wcześniej. Zapoczątkowały ją Austro-Węgry i Niemcy, uderzając na Włochy i Francję. Imperium Rosyjskie postanowiło zachować neutralność. Stany Zjednoczone Ameryki postanowiły zachować neutralność, Hiszpania pomaga Włochom, Zjednoczone Królestwo pomaga Francuzom. Malutka Belgia jest polem bitwy, ten sam los spotkał wschodnie rejony Francji od linii Moza-Mozela na wschód. Szwajcaria jest państwem neutralnym, i nikt nie ma prawa przejazdu przez jej terytorium.

Skoncentrujmy się na życiu pojedynczego żołnierza piechoty francuskiej, walczącego w tej wojnie.

Opowiem wam nieco o nim i jego przeszłości.

Ten człowiek nazywa się Fabien Delissi, pochodzi z Aurilac w rejonie Masywu Centralnego. Urodził się w 1891 roku, jego ojciec był myśliwym, a matka krawcową. Fabien ma jeszcze dwie siostry i trzyletniego braciszka.

Od małego Fabien był przyzwyczajany do obsługi broni palnej, najpierw małokalibrowej, a gdy sięgnął wieku 16 lat- do broni normalnokalibrowej, myśliwskiej.

Tak więc nasz przyszły żołnierz umie strzelać.

Dlaczego Fabien idzie na wojnę?

Tu sprawa jest skomplikowana. Fabien miał pecha podpaść lokalnej łamaczce serc z dobrego domu, odrzucając jej zaloty, ta poskarżyła się dobrze sytuowanemu ojcu, i oto Fabien trafił do Lyonu, do Quatre-Vingt-Trois Infanterie- Regiment, do 18-eme Infanterie- Companie.

I po krótkim przeszkoleniu wojskowym wyruszył na front w rejon Nancy. Nie wiedział, dokąd zmierza, i co go tam miało czekać... Wejdźmy w jego skórę.