Dzień dobry,

Bardzo, bardzo dawno nie pisałam fanfików, a jako zagorzała Dramionoholiczka (od tego zaczęła się moja historia z fanfikami) sama chciałam napisać historię z tym paringiem. To opowiadanie będzie najdłuższym w całej mojej fanfikowej karierze.

Za zbetowanie bardzo, bardzo dziękuję Cephiednomiko. Spróbuję wprowadzić wszystkie Twoje rady w życie.

Zapraszam do czytania.


KLĄTWA NA PÓŁNOCY

Prolog

Romilda Vane biegła ile sił w nogach. Odwróciła głowę, by spojrzeć czy dalej to ją goni. Czuła strach, jakiego wcześniej nie zaznała, nawet podczas bitwy o Hogwart. Koniecznie musiała znaleźć jakieś ustronne miejsce, gdzie mogłaby się teleportować. Nie mogła przecież tego zrobić na środku mugolskiej wioski. Skręciła w lewo, między budynek gospodarczy a stodołę i po chwili już jej nie było.

Deszcz bębnił o szyby. Z oddali dolatywały dźwięki burzy.

Co to, na brodę Merlina, było? – pomyślała Romilda, teleportując się do swojego pokoju. Szybko sięgnęła pod łóżko i wyciągnęła z niego wielką, skórzaną walizkę. Jednym szarpnięciem otworzyła ją i wyjęła wszystkie książki, które specjalnie spakowała na tę podróż.

– Niesamowite – powiedziała, kartkując jedną księgę za drugą, szukając jakiejś wskazówki. Pioruny oświetlały skupioną twarz Romildy przez brudne hotelowe okno. Stara, drewniana okiennica skrzypiała targana przez ulewę i huragan.

Z potężnym grzmotem tuż nad pokojem, okno nie wytrzymało i otwarło się z hukiem. Romilda wyrwana z transu, spojrzała na to ze strachem. Zostawiła otwartą książkę i podeszła do okna, by je zamknąć, gdy niespodziewanie zauważyła ruch w rogu pokoju. Sięgnęła po różdżkę, którą miała w tylnej kieszeni spodni. Drugą ręką po omacku zamknęła okno. Usilnie wpatrywała się w kąt pomieszczenia, ale nic nie widziała. Usłyszawszy świst po swojej lewej stronie, odwróciła się… Było już za późno.

Ciało Romildy Vane osunęło się na ziemię, różdżka potoczyła się pod łóżko. Błyskawica oświetliła martwą twarz czarownicy, wykrzywioną przerażeniem. Po chwili jej ciało zniknęło.

Rozdział, w którym Hermiona ma dosyć cholernego dziennika

Demelza Robins upinała jasne włosy w wysokiego koka. Dzisiaj był jej pierwszy dzień pracy w Ministerstwie Magii i chciała wypaść jak najlepiej. Wygładziła ręką prążkowaną garsonkę i uśmiechnęła się do siebie w lustrze. Odbicie puściło jej oko i pokazało kciuki do góry. Schowała różdżkę do czarnej torebki i wyszła z pokoju. Poczuła zaniepokojenie, kiedy nie usłyszała krzątaniny w kuchni. Jej współlokatorka i przyjaciółka Romilda miała nawyk wstawać o świcie. Zawsze rano przebywała w kuchni i czytała Porannego Proroka Codziennego, a tym razem w kuchni Demelza zastała pustkę i ciszę. No tak, dzisiaj zaczął jej się urlop. Pewnie gdzieś wyjechała – pomyślała, wychodząc do pracy.


Hermiona Granger właśnie weszła do Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Zwierzętami i skierowała się do Wydziału Istot, w którym pracowała wraz z Romildą Vane. Nie zdziwiła się widząc, że koleżanka jest nieobecna. Romilda od dwóch dni była na urlopie. Obydwie zaczęły pracować w Departamencie jakieś trzy miesiące temu. Hermiona nie zwracała uwagi na koleżankę, zajęta sytuacją skrzatów domowych. Miała misję, by zmienić postrzeganie tych istot jako niewolników w oczach czarodziejów. Natomiast w odczuciu Granger, Romilda nie robiła nic poza wycieczkami do Szkocji. Vane nie przykładała się do pracy, a jeszcze większą niechęć Hermiony zaskarbiła sobie mówiąc, że skrzaty domowe lubią swoje niewolnicze życie.


Gdy minął już czwarty dzień nieobecności Romildy, Demelza zaczęła się martwić. Nie było podobne do przyjaciółki, by nawet nie dać o sobie znać poprzez liścik. Robins, czując strach, weszła do pokoju współlokatorki i z uwagą rozejrzała się. Na pierwszy rzut oka pomieszczenie wyglądało dość zwyczajnie, łóżko posłane ze starannością, książki od linijki ułożone na półkach, kartki pergaminu równo zrolowane, leżące na biurku. Demelza spojrzała na ścianę nad łóżkiem, gdzie wisiała mapa Szkocji z zakreślonymi miejscami i odręcznymi notatkami.

– Dziwne – powiedziała, przyglądając się jej. Czemu Romilda tak interesowała się tym miejsce? Podeszła do półki z książkami i tutaj również się zdziwiła. Wszystkie były o mitach, legendach i miejscach w Szkocji. Romilda nigdy nie wspominała o tym, by miała jakiegoś krewnego z tamtych stron. Wszystko wyglądało tak, jakby nagle przyjaciółka dostała obsesji na punkcie tego miejsca. To nie było podobne do ułożonej Romildy Vane.

Demelza postanowiła zajść dzisiaj do Departamentu, gdzie pracowała przyjaciółka i popytać, czy ktoś nie wie gdzie może być Romilda. Może dostała jakieś zadanie do wykonania, albo po prostu zapomniała powiedzieć jej, gdzie jedzie. Najpierw powinna zapytać Hermionę Granger, bo od przyjaciółki wiedziała, że obie panie ze sobą pracują w jednym Wydziale.


Hermiona właśnie zmierzała do Departamentu Transportu Magicznego, kiedy niespodziewanie zza rogu wybiegła Demelza z dziwnym obłędem w oczach i rozwalonym kokiem, zwisającym tuż nad prawym uchem.

– Właśnie ciebie szukałam – wysapała Robins. Hermiona miała wrażenie, że czarownica przebiegła Ministerstwo Magii co najmniej dziesięć razy. Granger zdziwiła się nieco, bo z Demelzą nie miała żadnego kontaktu, ledwo w Hogwarcie wiedziały o swoim istnieniu, pomimo, że były w tym samym Domu.

– Dlaczego? – zapytała zdumiona Hermiona.

– Wiesz może, gdzie jest Romilda? Od czterech dni nie przysłała żadnej sowy, co jest do niej niepodobne. Powoli zaczynam się martwić – powiedziała na wydechu Demelza. Hermionie coś zaświtało w głowie. Romilda kilka dni temu gadała z Draco Malfoyem i mówiła mu, że planuje wyjazd do Szkocji i że powinien do niej dołączyć. Draco jej wtedy odmówił. Hermiona niechcący ich nakryła. To był kolejny powód, by nie ufać Romildzie Vane. Miała bliskie stosunki z tą fretką.

– Mówiła, że jedzie do Szkocji. Tyle wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą Hermiona, po czym wyminęła i zostawiła Demelzę na środku korytarza. To nie był jej problem, teraz pilnie musiała zająć się sprawą nielegalnych skrzatów domowych sprowadzanych ze Wschodniej Europy. Handel tymi istotami zaczynał być szarą strefą.

Hermiona ostatnimi czasy czuła się osamotniona. Harry wraz ze swoją świeżo poślubioną małżonką – Ginny – wyjechał na miesiąc miodowy. Ron, z którym Hermiona utrzymywała sporadyczny kontakt odkąd ze sobą zerwali rok temu, wyjechał w delegację wraz z Zarządem Klubu Gargulkowego. Może właśnie dlatego zaczęła się interesować dziwnym zniknięciem Romildy Vane. Hermiona spojrzała na biurko koleżanki i niepewnie wstała. Jakby ktoś teraz przyszedł, miała w głowie ułożoną wymówkę tego, że grzebie w nieswoim biurku. Otworzyła górną szufladę, w której poza piórami i miętowymi ropuchami nie było nic ciekawego, w kolejnej znajdowały się równo ułożone puste zwoje pergaminu, a trzecia była zamknięta na głucho. Nie podziałała nawet Alohomora. Hermiona rozejrzała się po biurku Romildy w poszukiwaniu wskazówki, gdzie szukać klucza do ostatniej szuflady. Vane była poukładaną czarownicą. Lubiła mieć ład i porządek na blacie. Nagła myśl zaświtała w głowie Hermiony. Otworzyła drugą szufladę, w której były pergaminy i pogrzebała w niej głębiej. Odkryła magiczne drugie dno, z którego wyciągnęła klucz. Otworzyła szufladę, a po chwili wyciągnęła z niej czarny, skórzany, nieco podniszczony dziennik. Hermiona zajrzała do środka i ujrzała jedynie powykreślane, niezrozumiałe słowa. Na szybko go przejrzała, ale zapiski Romildy kompletnie nic jej nie mówiły. Dziwny dziennik koleżanki schowała do torby, postanowiwszy w domu na spokojnie go przejrzeć.


Ogień wesoło trzaskał w kominku, oświetlając blaskiem skupioną twarz Hermiony, która próbowała rozczytać dziwne zapiski Romildy Vane. Siedząc tak od dwóch godzin, czarownica rozszyfrowała, a po części odgadła, jedno słowo, które się wiele razy powtarzało i wydawało się być ważne w tych zapiskach: North Ronaldsay. Z tego, co Hermiona orientowała się z mugolskiej geografii to była wyspa w Szkocji. Czyżby tam Romilda chciała się wybrać z Malfoyem? W ogóle po co chciała go tam zaciągnąć?

– Po co jeździsz do tej Szkocji? – zapytała dziennik, jakby oczekując od niego odpowiedzi. Przekartkowała kilka stron, ale Romilda widocznie pisała jakimś szyfrem, którego Hermiona nie potrafiła złamać. To zaczynało być coraz bardziej dziwaczne. A może Demelza przesadza i Vane wróci normalnie ze swojego urlopu i będzie wkurzona, gdy dowie się, że wszystko–muszę–wiedzieć–Granger grzebała w jej biurku i czytała tajemnicze zapiski. Hermiona zamknęła dziennik z postanowieniem, że jutro odłoży go na miejsce i poczeka do następnego tygodnia. Jak wtedy Vane się nie zjawi zacznie bardziej się tym interesować.


Nastał nowy tydzień, a Romilda nie przyszła do pracy. Wszyscy z Departamentu byli zaniepokojeni tą nieobecnością. Sam szef próbował się z nią skontaktować, ale na próżno. Przyszła nawet roztrzęsiona Demelza Robins, która powiedziała, że od tygodnia w ogóle nie miała kontaktu z Romildą i nie ma pojęcia, gdzie może się znajdować przyjaciółka. Bąknęła coś o Szkocji.

Znowu Szkocja – pomyślała Hermiona i postanowiła dzisiejszego wieczora przysiąść do tajemniczego dziennika Romildy. Z niewyjaśnionych przyczyn, ta sprawa nie dawała jej spokoju. Czyżby Romilda odkryła coś, co ona przegapiła? Przecież to praktycznie niemożliwe.


Hermiona lubiła zagadki logiczne, nie potrafiła odpuścić, ale po czwartej godzinie ślęczenia nad dziennikiem, miała serdecznie dość. Oczy zaczęły ją szczypać od wpatrywania się w pożółkłe kartki, sam obraz rozmazywał się wyraźnie. Czuła psychiczne wyczerpanie. To co było w tym dzienniku w ogóle nie miało sensu. Raz Romilda zanotowała coś o wiedźmach, które tak naprawdę wiedźmami nie były. Następnie pojawił się dziwny ciąg liczbowy, a potem jeszcze pisała jakiś religijny bełkot. Zdecydowanie Hermiona miała dosyć tego dziennika i gdyby nie wrodzona ciekawość i chęć udowodnienia sobie, że jest w stanie rozszyfrować te notatki, już dawno fruwałby po pokoju. Hermiona rozmasowała sobie obolały kark. Z zegara zawieszonego na ścianie wyszedł troll, który dwanaście razy walnął maczugą w gong, oznajmiwszy, że właśnie wybiła północ.

– Romilda, czym ty się zajmowałaś? – To pytanie nie dawało Granger spokoju. Czuła jednak, że Vane coś odkryła w tej Szkocji, skoro tak często tam jeździła i o niej pisała.


Hermiona wypiła eliksir wzmacniająco–pobudzający, którego zapas miała w swoim schowku. Inaczej chyba nie przetrwałaby tego dnia w pracy. Od kolegi dowiedziała się, że trwają poszukiwania Romildy Vane i prawdopodobnie Aurorzy w najbliższych dniach będą każdego wzywać do swojego biura na przesłuchania. Sprawa wyglądała poważnie, ponieważ możliwe, że od tygodnia coś działo się z Romildą i nikt o tym nie wiedział. Hermiona od razu pomyślała o schowanym w torbie dzienniku. Postanowiła, że jak Aurorzy ją wezwą, to powie o zapiskach koleżanki. Tak trzeba było uczynić, tak będzie właściwie.

Chcąc nie chcąc, myśli Hermiony Granger kierowały się w stronę Szkocji. To nie dawało jej spokoju do tego stopnia, że po pracy swoje kroki skierowała do biblioteki, która była dla niej niczym drugi dom. Uwielbiała tam przychodzić, panująca wokół cisza i spokój relaksowały ją po ciężkich dniach. Tam potrafiła nie myśleć o samotności, o tym, że traci życie na pracę. Hermiona kiwnęła głową do bibliotekarki i od razu ruszyła w odpowiedni dział. Po kilku minutach zebrała wszystko, co ją interesowało i usiadła przy skrzypiącym biurku. Obwarowała się wielkimi tomiszczami i otworzyła książkę Magiczna Szkocja, sekrety Wikingów.

– Nic tu nie ma – żachnęła się Hermiona, odkładając kolejną księgę. Teraz mogła robić za znawczynię Szkocji. Nigdzie nie znalazła chociażby słowa o wyspie, którą interesowała się Romilda. Można by pomyśleć, że North Ronaldsay niczym się nie wyróżniało, nic tam się nie działo i nawet nigdzie nie wspominano o tej wyspie, gdziekolwiek.
Kompletna starta czasu – pomyślała Hermiona z rezygnacją, biorąc ostatnią cieniutką książeczkę, której jeszcze nie przejrzała. Od niechcenia ją otworzyła, wzrokiem przeleciała kilka pierwszych stron, a po chwili jej spojrzenie zastygło w miejscu.

– Wygląda na to, że Romilda znalazła coś ciekawego – szepnęła.


Usiadła wygodnie w fotelu i wyciągnęła z torby wypożyczoną książkę: Legendy i klechdy o Szkockich miasteczkach, czyli mugolska wyobraźnia. Otworzyła na stronie czwartej.

Przekleństwo nad North Ronaldsay

North Ronaldsay – miasteczko położone na wyspie w północnej Szkocji jest uważane za przeklęte miejsce. Przekląć miała je jedna z tamtejszych znachorek, która w XIV wieku została posądzona o karmienie się energią niemowlaków, powodując ich śmierć. Śmierć poniosło wówczas dwadzieścia niemowląt w półtora roku. Pod wpływem tortur, między innymi przypalaniem rozgrzanym żelazem, przyznała się do przedstawianych jej czynów i w 1346 roku została spalona żywcem. Ponoć w czasie, gdy płonęła na stosie, przeklęła miasteczko i ówczesne władze. Od tamtej pory ginie dwadzieścioro dzieci rocznie.

Hermiona spojrzała na dziennik Romildy na stronę, gdzie była zrobiona odręcznie tabelka z datami, przy których stały dwie liczby. Teraz wszystko zaczynało się rozjaśniać. Czyżby Romilda przeprowadzała śledztwo? Czemu zajęła się akurat tą legendą?

Może warto byłoby to sprawdzić – pomyślała Hermiona, odkładając dziennik. Z drugiej jednak strony, ma swoje zadanie odnośnie skrzatów. No i Romilda zaginęła nie bez powodu, nie wiadomo, co odkryła. Hermiona żałowała, że nie ma z kim pogadać o swoich wątpliwościach. Harry i Ron byli daleko od Londynu, zajęci swoimi sprawami. Nikt nie napisał nawet do niej sowy.

Hermiona postanowiła, że bezpieczniej będzie najpierw pogadać z przyjaciółką Romildy – Demelzą i czegoś dowiedzieć się od niej. Na bazie tych informacji zastanowi się, czy brać się za tę sprawę czy nie.


Znalezienie Demelzy do prostych zadań nie należało, jak się Hermionie wydawało na początku. W Departamencie Magicznych Gier i Sportów, gdzie pracowała Robins panował chaos. Ściany były poobklejane ulubionymi graczami i drużynami Quidditcha. Ron również pracował w tym Departamencie, ale Granger jakoś nigdy nie odwiedziła go w pracy. W końcu udało się w najdalszym kącie znaleźć Demelzę, która była jeszcze bledsza niż poprzednio. Wyglądało na to, że nie spała od kilku dobrych dni. Widząc Hermionę, uśmiechnęła się blado.

– Są jakieś wieści o Romildzie? – zapytała od razu Hermiona, podchodząc do dziewczyny. Granger nie przygotowała się do tej rozmowy, zresztą nie miała za bardzo czasu na pogaduszki o niczym.

– Nie. Co tu robisz? – Demelza nerwowo zamrugała przekrwionymi oczami. Hermiona zignorowała jej pytanie.

– Znalazłam dziennik Romildy, ale ma w nim dziwne zapiski. Może wiesz, dlaczego tak bardzo interesowała się Szkocją i tamtejszymi legendami?

Robins obejrzała się na boki, upewniwszy się, że nikt ich nie podsłuchuje, odpowiedziała Hermionie na pytanie:

– Nie, ale z tą Szkocją to dziwna sprawa. Weszłam do pokoju Romildy, jeszcze zanim wiedziałam, że zniknęła i odkryłam pozaznaczaną mapę Szkocji oraz różne książki na jej temat. Teraz jak o tym pomyślę, to ostatnimi czasy Romilda dziwnie się zachowywała.

– Dziwnie? To znaczy jak? – dopytywała się Granger. Wyglądało na to, że Vane coś odkryła i nie była taka leniwa i zajęta sobą, za jaką Hermiona ją uważała.

– Zamykała się całymi dniami w pokoju i cały czas gdzieś podróżowała. Teraz domyślam się, że pewnie do Szkocji. Jakoś wcześniej nie zwróciłam na to uwagi za bardzo pochłonięta dostaniem pracy w Ministerstwie. – Demelza spojrzała na swoje ręce, a Hermiona zauważyła, że zrobiła się jeszcze bardziej przygnębiona.

– Mogłabyś mi jutro przynieść tę mapę z pokoju Romildy? – Dobrze byłoby wiedzieć, gdzie powinna zacząć swoją przygodę w Szkocji, bo o tym, że jedzie już postanowiła. Coś kryło się w tej Szkocji. Może jakaś rozszalała wiedźma? A Hermiona jako sumienny pracownik Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami musiała to sprawdzić.

– Aurorzy wszystko, co było podejrzane, zabrali, między innymi tę mapę.

No cóż, jakoś dam radę – pomyślała Hermiona, wiedząc, że gdyby miała mapę, kilka kwestii mogłoby się wyjaśnić. Pożegnała się z Demelzą i wróciła do swojego Departamentu.

Hermiona właśnie miała wejść do biura, gdy zauważyła jakiś dziwny cień przy biurku zaginionej koleżanki. Wyciągnęła różdżkę z tylnej kieszeni spodni i trzymając ją przed sobą, po ciuchu weszła do pomieszczenia.

– Gdzie jest ten cholerny dziennik?

Granger przystanęła, usłyszawszy nerwowy szept. Osoba, która grzebała w szufladach, zajęta poszukiwaniami, nawet nie zwróciła uwagi, że Hermiona weszła do środka.

– Powiedz mi, Malfoy, dlaczego szukasz dziennika Romildy? – zapytała czarownica, patrząc na Dracona, jak na robaka, którego najchętniej by rozgniotła. Zaskoczony, spojrzał na górującą nad nim Gryfonkę, po czym wstał i zmrużył gniewnie oczy.

– Ty go masz, Granger – stwierdził, przeciągają samogłoski w swój charakterystyczny sposób. Hermiona nie odpowiedziała, ale on to wyczytał z jej twarzy – miała dziennik i po dobroci go na pewno nie odda.