Wiesz jak jest w więzieniu? Och, nie wysilaj się, to pytanie retoryczne. Oczywiście, że nie wiesz. Nigdy nawet nie zapytałeś, ale mimo to ci powiem.
Okropnie. Jedyną dostępną tam rozrywką jest rysowanie pionowych kresek na ścianie i liczenie sekund. Wolałbym wrócić jeszcze raz do szpitala. Jeszcze milion razy pójść na odwyk. Ale poszedłem do więzienia.
Po jakimś czasie przyzwyczaiłem się. Wstawałem, byłem i znów szedłem spać. Pogodziłem się z losem. Tylko jedno nie dawało mi spokoju.
Nigdy mnie nie odwiedziłeś, nie zadzwoniłeś, nie napisałeś. Tak jakbym nie istniał. Nie wiedziałem nawet, czy żyjesz. Każdego ranka łudziłem się, wmawiałem sobie, że tym razem będziesz. Wieczorami usprawiedliwiałem cię. To szanowany onkolog, jeden z najlepszych w kraju, z pewnością tego dnia nie mógł, na pewno pojawi się jutro. Po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że już nie przyjdziesz. I wtedy dostałem szansę.
Mogłem wrócić, tylko po co, do kogo? Do pustego mieszkania, wypełnionego wspomnieniami? Do życia w bólu jeszcze większym niż tutaj (a może tam)? Proszę cię… Chyba nie sądzisz, że jestem takim altruistą Jimmy. Nie wróciłbym dla pacjentów. (Wróciłbym dla ciebie). Nieograniczone dawki vicodinu? Z miłą chęcią, oczywiście. Szkoda tylko, że vicodin nie łagodzi bólu psychicznego.
Tak, mimo że nigdy bym się do tego nie przyznał, wybrałem przymusową izolację. Nie chciałem upewniać się, że mnie odrzucisz, gdy wyjdę na wolność.
Wtedy pojawiła się ona. Och, nie chodzi o Adams. Zagadka. Przez kilka dni było cudownie, od dawna nie czułem się tak dobrze. Perspektywa życia na wolności zaczęła prezentować się w trochę cieplejszych barwach niż na początku. Niestety, a może stety, nie udało się.
Kiedy usłyszałem, że mam gościa, wpadłem w euforię. On tu jest, on tu jest, cieszyłem się jak dziecko. Może to niemądre, ale przez chwilę naprawdę myślałem, że to ty Jimmy. Wyszedłem z celi cały w skowronkach, podekscytowany perspektywą rychłego spotkania. Jeszcze tylko chwila, zaraz go zobaczę, powtarzałem, przemierzając więzienne korytarze. Wziąłem głęboki wdech, wchodząc do sali i zacząłem się niecierpliwie rozglądać.
Foreman. Mój zapał gwałtownie ostygł, jednak usiadłem i słuchałem. Miał sprawę. Mogłem wrócić, wszystko naprawić. Zgodziłem się.
Byłeś inny. Kilka miesięcy rozłąki zakończyło dla ciebie naszą przyjaźń.
A teraz podchodzisz i pytasz, chcesz wszystko naprawić. Myślisz, że się zgodzę?
Masz rację. Mówię tak, mimo że w ustach czuję gorzki smak porażki, bo wiem, że bez ciebie nie dam rady.
