Wchodząc do motelowego pokoju, Dean nawet nie kłopotał się ze zdjęciem butów, tylko od razu rzucił się na łóżko.
— Koleś, co ci jest? — spytał Sam czytający jakąś opasłą księgę. — Znowu ci się nie udała randka?
Dean spojrzał na niego spode łba.
— Nie jesteśmy dla siebie odpowiedni — powiedział przewracając się na drugi bok.
Sam aż się zakrztusił wodą, którą właśnie pił.
— Co ci zrobiła? Obraziła dziecinkę? Wyśmiała strój? Fryzurę?
— Zjadła moje frytki — powiedział. — Rozumiesz? Moje frytki.
— Serio? Wciąż stosujesz tę beznadziejną zasadę? — Sam zaczął się śmiać.
— DEAN NIE DZIELI SIĘ JEDZENIEM! — krzyknął starszy łowca rzucając w brata poduszką.
Może powinien znaleźć sobie kogoś, kto rozumiał tę zasadę? Zastanowił się, myśląc o ludziach (i nie tylko), którzy nigdy nie zabierali mu jedzenia. Castiel nigdy nie zabierał mu frytek. I innego jedzenia. Tak naprawdę on wcale nie jadał, więc randki wychodziłyby taniej, a on miałby całe jedzenie.
Taaak, chyba musi napisać do Casa.
