Sam bardzo często musiał kupować nowe budziki. To musiały być zwykłe budziki, bo gdyby za każdym razem ustawiał sobie alarm w telefonie, to nie byłoby go stać na nowe modele.
Każdy budzik, który kupił, został rozwalony przez Deana.
Dosłownie: każdy.
Problemem było to, że młodszy Winchester zawsze wcześnie wstawał, by iść pobiegać lub ruszyć się po śniadanie czy kawę. Starszy jednak, nie był rannym ptaszkiem i każdy budzik kończył rozwalony o ścianę lub z dziurą po kuli.
Kiedy pewnego dnia, Sam się obudził po pierwszym sygnale alarmu, niemal natychmiast dostrzegł zirytowanego brata, który uderzył w budzik… wielkim młotkiem?
— Co do…? — Sam urwał, patrząc ze zdumieniem na brata.
— Jeszcze raz nastawisz to przeklęte urządzenie, a spuszczę na nie i ciebie kowadło — warknął Dean, wchodząc z powrotem do łóżka.
Położył młotek na szafce i już po chwili znów spał.
Sam głośno wypuścił wstrzymywane powietrze.
To się nazywa rozwalić coś, w kreskówkowym stylu.
