— Jak to zepsułeś muzyków?! — Lucyfer patrzył na niego pełen sprzecznych uczuć. — Jakim cudem?
— To naprawdę nie było specjalnie i nie muzyków, tylko muzyka — powiedział zażenowany Sam, patrząc wszędzie tylko nie na niego.
— Co zrobiłeś? — ciekawość Lucyfera rosła proporcjonalnie do zakłopotania Sama.
— Założyłem się z Frankiem, że nie wypije tyle ile ja, a on, no wcale nie ma takiej mocnej głowy, i…
— Naprawdę? Przeniosłem nas do lat sześćdziesiątych, a Ty upijasz jednego z najbardziej znanych muzyków?
Szatan nie był pewny czy jest bardziej dumny, czy rozbawiony, ale wiedział za to, że nigdy nie pozwoli Samowi o tym zapomnieć.
— Mógłbyś go… no wiesz? Naprawić?
— Po co? Rano i tak mu przejdzie.
— Ale on powinien mieć teraz jeszcze jeden występ! — zajęczał Sam. — Nie chcę zepsuć historii!
— Niech ci będzie — westchnął i zakasał rękawy, tak jak człowiek, który przed zajrzeniem pod maskę nie chce pobrudzić rąk smarem. — No to dawaj tego muzyka do naprawy!
