Kiedy Sam chodził na zakupy, zawsze kupował dużo chleba. Chleb był podstawowym jedzeniem w ich domu. Obaj jedli kanapki, choć przez ich dwa zupełnie różne gusty, każdy przygotowywał je inaczej i z zupełnie innymi składnikami. Dean zawsze pakował na nie mięso, ser, majonez i okazjonalnie pomidora. Za to Sam, przygotowywał je zdrowe, pełne, jak to Dean mówił: jedzenia dla królików.

Kiedy Dean wszedł do jego pokoju, niosąc w dłoniach kanapkę i mówiąc:

— Patrz, jaką sobie zrobiłem dobrą kanapkę,

Sam ledwo spojrzał znad komputera. Jednak w momencie, gdy drzwi zatrzasnęły się za jego bratem, zerwał się z łóżka, biegnąc za nim. Spotkał go parę kroków dalej.

— Dean! — zawołał.

— Co? — spytał tamten, odwracając się na pięcie.

— Czy ty masz sałatę na kanapce?

Dean wyszczerzył zęby słysząc zdumienie i przerażenie w jego głosie.

— No — odparł.

— Dlaczego? Chory jesteś? To nie ty? — Sam już wyciągał pistolet z kieszeni spodni.

— Uspokój się, Sammy. — Dean poklepał go po plecach. — To tylko kanapka BLT. Ze smażonym bekonem, pomidorem i sałatą. Nic mi nie jest.

Młodszy z braci wciąż patrzył na niego podejrzliwie.

— Dlaczego?

— Bo dawno jej nie jadłem — powiedział tamten i ruszył do pokoju.

— Jadłeś już wcześniej sałatę? — usłyszał jeszcze przerażony głos Sama, nim zniknął za drzwiami.