Kiedy nadeszła ich pierwsza rocznica związku, Sam chciał żeby wszystko było idealnie. Kupił ulubione wino Lucyfera i przyrządził niezbyt wystawną kolację (w końcu archanioł i tak nie jadał). Jednak to była ta łatwa część. Przecież nie może mu kupić nic zwyczajnego, prawda? W końcu to archanioł! Dlatego Sam długo chodził po wszystkich sklepach, jakie tylko były w okolicy, ale wciąż nic nie znalazł. W końcu zdecydował się na coś prostego — książki. Kupił mu cały zestaw książek Chucka, które — choć nie za dobre — wydawały mu się odpowiednie. W końcu szatan zawsze narzekał, że nic tak naprawdę o nim nie wie — Sam wolał mu nie wypominać tego, że przecież demony w piekle dostały polecenie śledzenia go „od bachora", i które po złożeniu mu raportu, archanioł zabił — więc historie o ich przygodach wydawały mu się całkiem logicznym prezentem.

Kiedy nadszedł dzień rocznicy, Sam nie potrafił usiedzieć w miejscu. Trzy razy sprawdził, czy wszystko jest aby na pewno gotowe i czekał na pojawienie się Lucyfera. Kiedy ten w końcu się zjawił, trzymał w dłoniach dziwne pudełko. Niby jak na buty — ale nie do końca. Dlatego, kiedy po kolacji — która, jak raz, przebiegła bez żadnych problemów — wymienili się prezentami, Winchester z ciekawością zajrzał do środka.

Lucyfer jako pierwszy rozpakowywał swój prezent, a raczej prezenty i czekał teraz ze zniecierpliwieniem na reakcję Sama.

— Buty? — spytał zdziwiony, patrząc na wyraźnie zadowolonego z siebie partnera.

— Gabriel mi wspominał, że kiedyś jeden zgubiłeś. Więc ci kupiłem parę i jeszcze jeden lewy. Tak w razie czego. Gdybyś znów go zgubił.