Intro
Niniejsza powieść ma na celu zaspokojenie polskiej fikcji literackiej na temat Undertale. Będzie to przeniesienie postaci z gry do tego naszego świata. Pojawią się jedynie delikatne wspomnienia w kwestii gry więc można się nie obawiać spojlerów. Głównymi postaciami będą dorosła Frisk, Sans, Papyrus, Toriel, Alphys, Undyne... oraz paru innych Bardzo mile widziane są wasze krytyczne opinie, a jeśli będą wystarczająco wystarczające ;p połamię swoje paliczki aby to sprostać waszym potrzebom i wymaganiom. A no i na deser –nie było by tego wszystkiego bez skromnej dawki humoru, nie umiem pisać serio serio W planach jest też romans, ale tego jeszcze nie wiadomo ;)
Rozdział I
To był bardzo mroźny dzień. Spod czapek i szalików wystawały tylko zmrużone oczy i nosy przechodniów. Zmarznięte do szpiku kości. A nawet nie było śniegu! Tymczasem młoda kobieta wkroczyła do swojego mieszkania. Zaczęła się szybko rozbierać, żeby odgonić mroźne jeszcze na kurtce powietrze. Tylko zdjęła buty, włożyła kapcie i niemalże podskoczyła do grzejnika. Z szerokim uśmiechem ogrzała najpierw szczupłe dłonie, a po chwili oparła się plecami -siadając na podłodze. Zima to nie była jej ulubiona pora roku. Jednak w związku ze swoją przeszłością zima wzbudzała w niej intensywne uczucia. Parę ładnych lat temu, gdy jeszcze była nazywana dzieciakiem przeżyła niesamowitą przygodę. Taką historię jak w bajkach. Ze złymi bohaterami, wspaniałymi przyjaciółmi i … No sami wiecie. Przygodę życia.
Nagle zadzwonił telefon. Wyjęła go z torebki i odebrała połączenie.
-Frisk, możesz rozmawiać? -powiedział ciepły kobiecy głos
-Tak Mamo?
-Wiesz, dzwonię do Ciebie... chciałam Ci coś powiedzieć. To dziwne ale -miałam dzisiaj sen...
-Mhm? -zachęciła mruknięciem
-Śnił mi się Papyrus!
-O!
-Ogólnie nie śniło mi się nic jednoznacznego, ale jego mina. Był jakby smutny wiesz? Może zmęczony? Ale od razu jak się obudziłam w nocy czułam to coś, ten niepokój. To musi coś znaczyć, tylko co? Dla pewności rano zadzwoniłam, ale chyba spał. Nie dzwonił do Ciebie? Może coś się stało?
-Um, to dziwne. Bardzo dziwne. Jeśli sobie przypominam byliśmy umówieni całą paczką na jutro, mały wypad na miasto. Ostatnio ciężko było się spotkać, nie widzieliśmy się już daaawno. A no i nikt do mnie nie dzwonił, że coś się stało. Zadzwonię do niego, masz rację -sytuacja podejrzana. Zawsze wstawał rano i coś pichcił na śniadanie.
-A tak poza tym kochanie, jak się czujesz? Te mrozy są bardzo uciążliwe, musisz je strasznie odczuwać. Pracujesz dzisiaj?
-Mam dzisiaj nockę. Jak to ja -ubieram się grubo i niemalże biegnę od przystanku do przystanku.
-Ale z tym bieganiem to uważaj, jeszcze mi się poślizgniesz i co my wtedy zrobimy. Będziesz musiała z nami zamieszkać z powrotem...
-Mamo! Już tak nie wybiegaj daleko myślami. Dbam o siebie, przecież wiesz. Jestem już dorosła.
-Dla mnie będziesz zawsze dzieckiem, pamiętaj, Frisk. Coś czuję że chyba przypiekają mi się babeczki? O kurka wodna, to ja już kończę. Spokojnego dyżuru! Ah, spróbuj się dowiedzieć co tak u chłopaków, ten Papyrus...
-Jasne mamo, spróbuję się i ich ogarnąć, uważaj na babeczki! Na razie.
-No hej hej...
Frisk uśmiechnęła się. Mamine babeczki... Czy można ich mieć kiedyś dosyć? Z rozpływającą się czekoladą... Pachnące cynamonem... Hej!" -otrząsnęła się. „Mi tu babeczki w głowie a tyłek rośnie". Jak każda młoda kobieta, tak i Frisk doszła do momentu w którym zaczyna się wieczna dieta. A od kiedy wyprowadziła się ze Snowdin to już zupełnie. Wydaje się że rozpoczęcie pracy powinno wychudzić człowieka, a tu guzik.
Po skończeniu swojej przygody w Snowdin Frisk zaczęła naukę na uniwersytecie i rozpoczęła pracę na pełnym etacie. Niestety nie była w stanie dojeżdżać takich odległości. Do tej pory ciężko jej stwierdzić, czy to była dobra decyzja. Osiągnąć coś w życiu, ale i też trochę utracić. Chodzi głównie o znajomości. Eh, takich przyjaciół jak Ci ze Snowdin -to szukać ze świecą. Papyrus, Alphys, Undyne, Mettaton, Flowey, no i Sans... Każdy jakby z innej bajki. Bogate charaktery. Czasem Frisk miała wrażenie że jest dla nich zbyt zwykła. To też był powód, aby zmienić trochę tor swojego życia. Pokazać że można coś osiągnąć, być kimś...
Frisk włączyła komputer, kliknęła na Snowbooka. Zerknęła niby od niechcenia na czat. Papyrus -niedostępny, Sans -niedostępny, o -jest Alphys! Kliknęła na jej awatar i mruknęła „hmmm".
*Hejka Alph, co tam?*
Niemalże po chwili wyskoczyła wiadomość.
*Heeej Frisk! Co tam u Ciebie? Widziałaś nasze nowe zdjęcia znad morza?... Są supcio, weź zerknij!*
*Zaraz zobaczę, momencik. Wiesz piszę bo chciałam Cię o coś spytać... Wiesz co u Papyrusa?*
*Szczerze? To chyba nie wiem, hihi :p dopiero wróciłyśmy, w trakcie wypadu nie dawał znaku życia, Sans też*
*A ok, tak tylko pytam wiesz. Jeszcze się upewnię, wpadniecie jutro z Undyne?*
*No wiadomo -Undyne nie przepuści takiej okazji. Kurcze ja też tęsknię za Tobą.. :) *
*Ja też jestem zatęskniona za wami 3 muszę już spadać wiesz, zaraz do roboty*
*no to trzymaj się, hejka *
*papapa*
Zerknęła na fotki na profilu Alphys. Niektóre zupełnie ją rozśmieszyły, szczególnie jak ktoś dziewczynom robił zdjęcia. Wtedy to Undyne mogła bez pohamowania ściskać i przytulać Alphys. Miłość, miłość. Niedługo zakwitnie w powietrzu. Lada moment walentynki, święto zakochanych i samotnych. Krępujące święto dla Frisk. Co prawda co roku dostaje urocze kartki od Papyrusa i Toriel, ale cóż. Nie oszukujmy się -liczyło by się na coś więcej mając 23 lata. Kartki od Papyrusa! Coś niesamowitego. Urocze, ręcznie robione. Niemalże pachniały Papyrusem. Mianowicie -spaghetti. Papyrus kocha spaghetti. I Frisk w sumie też je uwielbia.
Wzięła kąpiel, spakowała rzeczy do pracy. Ten sam rytuał przed każdym dyżurem. Na spokojnie. Ostatnie minuty oglądała jakieś wiadomości w telewizji. Standardowo nic ciekawego. Polityka tu i tam, jakieś wypadki, wydarzenie kulturalne, człowiek z niesamowitymi zdolnościami na koniec. No i pora wychodzić. Ah ten mróz! Okropieństwo. Jakby można było, to Frisk wykluczyłaby z kalendarza zimę. To nie pora roku dla zmarzlaków. Może za bardzo zmarzła w dzieciństwie? W każdym razie już wyszła z klatki i popatrzyła błagalnym wzrokiem w niebo. Niech to gęś kopnie. Zaczął padać śnieg. Teraz to już... Eh. Ruszyła na przystanek. Nie ma co. Ponarzeka sobie w pracy na warunki pogodowe. Dzisiaj chyba niezły zespół, więc może nawet się pośmiejemy.
-Siemka dziewczyny, co tam? -wkroczyła Frisk na oddział omiatając dyżurkę wzrokiem
-Hejka Frisk, jak tam, co tam? -powiedziała Beatka, jej znajoma
-A właśnie Ty mi powiedz co tam!
-Dziewczyny mówią że jest miło i przyjemnie jak nigdy -powiedziała Beatka i mrugnęła przy tym porozumiewawczo okiem.
Zazwyczaj jak się słyszy tego typu stwierdzenie to widzi się w myślach taki obrazek: wszystkie łóżka pełne pacjentów. Trochę wariatów, trochę staruszków, parę zagubionych młodych i ktoś w ciężkim stanie. O tak, takie rzeczy spotyka na co dzień dzielna Frisk -pielęgniarka. „Kim innym miałabym być" -czasem zastanawia się Frisk. „Chyba jestem stworzona do ratowania innych".
Po odebraniu raportu pielęgniarskiego Frisk opuściła koleżanki i postanowiła przejść się po salach. Tak naprawdę nie było tak źle, ale jednak i nie najlepiej. Zaczęła od końca. Na końcu zawsze leżą jakieś śmieszne przypadki -śmieszne -bo to często są ludzie którzy bardziej potrzebują rozmowy, niż typowego leczenia. Wpadają na chwilę na diagnostykę i znikają. Ale dobrze że jest ktoś z kimś można sobie na luzie pogadać, to jakaś odskocznia w tej pracy.
Na sali numer 8 leżało dwóch stałych bywalców. Panowie gadali sobie w najlepsze na jakieś prawdopodobnie politycznie zagadnienia.
-Dobry wieczór Panowie, jak tam zdrówko?-zagadnęła Frisk, zerkając na kartę gorączkową jednego z nich, aby sobie przypomnieć ile to już czasu spędził na oddziale.
-Nasza ulubiona siostra wróciła! Siostro Frisk, wszystko w porządku, gdyby nie te plecy... Ale to już siostra wie przecież.
-Tak, tak, wiem. Choroba nie wybiera. -uśmiechnęła się i w duchu westchnęła. To zdanie jest jej magicznym zdaniem. Bo co by powiedzieć komuś kto jest chory i taki właśnie zostanie? Bez szans na wyleczenie... Panowie opowiedzieli jeszcze o tym kiedy wychodzą i co ciekawego w polityce. Grzecznie słuchała ich wypowiedzi, gdy nagle usłyszała, że głośno woła ją pielęgniarka Bożenka.
-Mam wezwanie Panowie, do zobaczenia później -powiedziała i wyszła w pośpiechu. W głowie już wiedziała o co chodzi -przyjeżdża przyjęcie. Nowy pacjent. A jeszcze tych dobrze nie poznała!
Szybkim krokiem wkroczyła do dyżurki, jedną ręką już odchylają krzesło, żeby usiąść przed komputerem. -
-Wiadomo kto to? -spytała
-Frisk, niby pacjent w porządku, ale wiesz...-odpowiedziała Bożenka
-Hmm? -mruknęła Frisk
-Dawno nie było jakiegoś potwora na oddziale. No wiesz -powiedziała Bożenka nieznacznie się rumieniąc.
No tak, mimo iż już tyle lat bariera została zniesiona ludzie wciąż odczuwają pewien niepokój w stosunku do potworów. Nie ma żadnych spięć, ale wiadomo. To inna rasa. Inne poglądy, wierzenia. Dla Frisk nie było to żadnym problemem. Często potwory byli bardziej ludzcy niż jacykolwiek ludzie. Przekonała się o tym na własnej skórze nie jeden raz.
-Spokojnie dziewczyny, jak nie my to kto? -powiedziała radośnie ku nim Frisk i zaczęła drukować dokumentację medyczną nowego pacjenta. -Kiedy będą, dzwonili już? -spytała się.
-Zaraz będą wjeżdżać. Niby nic takiego, jakiś uraz głowy z niedużym wynaczynieniem. -powiedziała Beatka i właśnie w tym momencie usłyszały jak na końcu oddziału otwierają się drzwi i ratownicy medyczni wjeżdżają do nich. Pielęgniarki zostawiły swoje przygotowywania i wyszły przyjąć pacjenta. Frisk poszła po rękawiczki, bo w dyżurce najwyraźniej się skończyły. Zasady to zasady. Nie wiadomo skąd jest pacjent, ani co za żyjątka ze sobą niesie. Frisk nałożyła jedną rękawiczkę i już odwróciła się do wszystkich żeby pomóc przy przekładaniu pacjenta. I stanęła jak wryta. Papyrus. TO był Papyrus. CO ON TU ROBI. A NIECH TO SZLAG. TO DLATEGO NIE ODBIERA TELEFONÓW.
-Frisk, dawaj tu do nas pomóc, a nie się tak gapisz -mruknęła jedna z pielęgniarek.
