Od zawsze sądziłeś, że jesteś kimś lepszym, niż ja, prawda? Nie zaprzeczaj, zawsze, gdy niweczyłeś moje plany, wręcz epatowałeś tym przeświadczeniem. Teraz wyciągasz rękę. Chcesz mnie uratować? Naprawdę?
Możesz żyć trzynaście razy, ale moje dzieła i tak kiedyś zwyciężą. Możesz je obrócić w pył, możesz wygnać do samej Pustki, lub pogruchotać ich pancerze. A i tak wrócą.
I zatryumfują. Jeśli nie dziś, i nie jutro, to być może za milion lat, ale kiedyś im się to uda. Wiesz o tym. I wiesz też, dlaczego.
Bo są wolni od tego, co ciebie kiedyś zgubi: wątpliwości. Zawsze są pewni słuszności swoich działań, i wierzą w ich sens. Nieważne, co się stanie, zawsze tacy będą. Bo tak ich ukształtowałem.
Nie możesz mi już pomóc. Za późno na to.
Boisz się Dziecka Koszmarów, Doktorze?
Ja nie, to uczucie jest mi obce. Dlatego teraz podążam moim statkiem ku zgubie czekającej na mnie w szczękach tej potworności.
Może byłbyś w stanie dokonać podobnego czynu, nie przeczę. Ale zrobiłbyś to trzęsąc się ze strachu. W głębi duszy chciałbyś, żeby coś ocaliło twój żywot.
Ja nie. I dlatego to ja jestem kimś więcej, niż ty. Nie odwrotnie.
Wrócę.
A nawet jeśli nie, to oni dokończą dzieło, które tak dawno temu zacząłem na Skaro. Dokończą, i cię eksterminują.
Żegnaj, mój wrogu.
Albo może raczej „Do zobaczenia"
