Poderwał się z łóżka, otwierając szeroko oczy. Wcześniej wydawało mu się niemożliwe, by Sammy miał rację i dlatego go wyśmiał, ale teraz, odpływając w senne marzenia, zmienił zdanie. Bo mężczyznom raczej nie zdarzało się zasypiać z imieniem innego mężczyzny na ustach, z obrazem przyjaciela w myślach i wyobrażeniem dotyku jego dłoni we własnej.
Szlag by to trafił, Sammy miał rację — pomyślał, wzdychając i sięgając po telefon. Przygryzając wargę, napisał wiadomość tekstową: Chyba masz rację. Naprawdę bardzo lubię Casa. Następnie szybko wybrał brata wśród nielicznych kontaktów i kliknął wyślij. Tak, by nie zdążyć się rozmyślić.
Nie minęła nawet chwila, zanim usłyszał trzepot piór i znajomy głos:
— Dlaczego miałbyś mnie nie lubić?
Źrenice Deana rozszerzyły się w mieszaninie przerażenia, zmieszania i szoku. Usilnie starał się nie wyglądać na spanikowanego, gdy znów sięgnął do telefonu i sprawdził wysłane wiadomości.
Oczywiście, świat mnie nienawidzi — pomyślał, widząc, że adresatem ostatniego esemesa był Castiel. Musiał podświadomie wybrać anioła, zapewne jeszcze nie przestając o nim myśleć, gdy wstukiwał nazwę kontaktu. — Po prostu cudownie. I jak ja mam mu…
— Dean? — przerwał mu gorączkowe myśli Castiel.
— To nie tak, że nie miałbym cię lubić — zaczął wyjaśniać powoli, licząc na jakieś genialne olśnienie w międzyczasie. — Po prostu lubię cię bardziej niż sądziłem. Stąd to „naprawdę".
Anioł zmarszczył czoło, w wyraźnym niezrozumieniu i odezwał się ostrożnie, jakby ważąc każde słowo:
— Czyli myślałeś, że lubisz mnie tak tylko trochę, a lubisz mnie mocniej, tak?
Zirytowany Dean przewrócił oczami. Z jednej strony lepiej, by Castiel rozumiał to w ten sposób, ale z drugiej nie chciał, by sądził, że wcześniej go nie lubił. Albo tolerował tylko z powodu jego przydatności.
— Nie, Cas — zaprzeczył. — Wcześniej myślałem, że lubię cię bardzo. A teraz wiem, że naprawdę bardzo cię lubię — powiedział. Był w pełni świadomy, jak nieprzydatne jest to zdanie dla anioła, ale jak inaczej miał to wyjaśnić, nie zdradzając się z uczuciami, co do których dalej nie miał pewności?
— Nic nie rozumiem.
— Domyślam się — przyznał, przejeżdżając dłonią przez swoje włosy. — Czuję się, jakbym znów był w liceum albo i jeszcze młodszy, gdy to mówię. To bardzo w stylu dzieciaków.
— Więc dlaczego nie wyjaśnisz mi tego jak dorosły dorosłemu? — zapytał Castiel, dalej stojąc sztywno na środku pokoju i patrząc na niego tymi swoimi błękitnymi oczyskami, cicho nalegając.
— Bo to trudne — przyznał znowu. — Mój esemes miał taki być, wiesz, nastolatkowy. Bo moja rozmowa z Samem, do którego pisałem, taka była.
— A o czym rozmawiałeś z Samem? — drążył anioł, doprowadzając go po trochu do szalu.
— O tobie — odparł wymijająco. — Sammy sądzi, że naprawdę bardzo cię lubię.
— Nie baw się ze mną w swoje gierki, Dean — powiedział ostrzegawczo Castiel, patrząc na niego groźnie. — Wiesz, że słyszę twoje myśli, jeśli ich nie blokuję. A w tej chwili, choćbym chciał, byłoby to trudne. Twój umysł wręcz krzyczy: nie zdradź się, nie mów mu, nie możesz. Chcę wiedzieć, o co chodzi.
Spojrzenie anioła było nie do wytrzymania. Dean odchrząknął głośno, znów czochrając własne włosy i czując, jak się poci. Nie lubił takich sytuacji.
— Mówi się, że naprawdę bardzo się kogoś lubi albo lubi-lubi, gdy ten ktoś jest więcej niż przyjacielem — powiedział w końcu. — Albo może być, jeśli też tego zechce.
— Więcej niż przyjacielem? — Anioł przechylił głowę. — To znaczy, najlepszym przyjacielem, jak ty i S…
— Nie — urwał mu. — Po prostu więcej. Bardziej. Ale to nieważne, nie pytaj mnie już o to.
— Ale dlaczego?
— Bo nie chcesz wiedzieć — odparł prosto, ukrywając twarz w dłoniach. Ta prosta dyskusja wyciągała z niego resztki energii.
— Chcę — upierał się anioł.
— Nie chcesz — Dean wiedział lepiej.
— Chcę — Castiel nie dawał za wygraną. — Powiedz mi. Proszę.
Dean zawył zwyciężony i spojrzał na anioła.
— Na pewno chcesz wiedzieć? — Ten pokiwał głową. — W takim razie ci pokażę, dobrze?
Nie czekając na odpowiedź, wiedział jak brzmiała, wstał z łóżka i podszedł szybko do anioła, obejmując go w pasie jedną ręką. Drugą wsunął w jego włosy i przyciągając go, złączył ich usta.
Serce łomotało mu w piersi jak szalone, ręka zamarła na koszuli Castiela, a oczy ukrywały się pod ciasno zaciśniętymi powiekami. Przelewał w pocałunek wszystkie te uczucia, które żywił od lat, a do których dopiero dzisiaj odważył się przyznać.
I od razu musiał się z nimi skonfrontować, bo świat go nienawidził, a on był zbyt leniwy na sprawdzenie wiadomości przed kliknięciem Wyślij.
Ale, skoro miał właśnie stracić najlepszego przyjaciela, to mógł sobie przynajmniej pozwolić na chwilę zapomnienia, gdy anioł nie protestował.
Dlatego przyciągnął Castiela jeszcze bliżej, wbijając mu palce w pas i władczo obejmując plecy ręką wysuniętą z włosów. Tracił powoli oddech i, odmawiając uświadomienia sobie, co do cholery robi i jak bardzo musi teraz przerażać anioła, wpił się w usta przyjaciela jeszcze bardziej, pogłębiając pocałunek bez chwili wahania.
Zauważył, że Cas nie stawiał żadnego oporu, ale również nie wykazywał zaangażowania. I to właśnie otrzeźwiło Winchestera. Otworzył oczy i widząc szok w spojrzeniu anioła, przerwał pocałunek. Chociaż nie mógł się powstrzymać przed krótkim cmoknięciem jego ust tuż po oraz oblizaniu swoich warg.
Puścił Castiela, po czym odetchnął głęboko.
— To znaczy naprawdę bardzo kogoś lubić.
— Ach — odpowiedział anioł krótkim westchnieniem, a potem przełknął ślinę. — Myślę… Myślę, że naprawdę bardzo to lubię.
Oczy Deana po raz kolejny tego dnia rozszerzyły się w ogromnym szoku.
— Możemy to powtórzyć? — spytał Castiel, robiąc krok do przodu.
Możliwe, ale tylko możliwe, że świat wcale go nie nienawidził.
