Krótka miniaturka. Zamierzałam napisać kolejne, ale na zamiarach się skończyło.
Beta: Loss.
Dwadzieścia sześć minut
James Potter, znany wszystkim jako Rogacz, spędzał właśnie popołudnie na czynności, która w ostatnim czasie nabrała nowego, niespodziewanego znaczenia, a mianowicie nic nie robieniu. W pocie czoła, nie zniechęcony brakiem jakiegokolwiek ruchu, wtórował mu w tym Syriusz, jego najwierniejszy przyjaciel i zarazem czarna owca rodziny Blacków. Remus, będący mózgiem oraz swoistym archiwum działań huncwockich, nie wytrzymał presji i sięgnął po książkę, byle tylko nie patrzeć na mozolne wysiłki swoich kompanów. Peter obserwował to wszystko i ze zdenerwowania podjadał Fasolki Wszystkich Smaków. Właściwie, to Peter zawsze podjadał. Nagle Lupin zatrzasnął książkę i spojrzał groźnie na dwójkę swoich przyjaciół.
– Jak można było się założyć o to, kto dłużej będzie nic nie robić! krzyknął, w wyniku czego całą atmosferę nadaną przez początek tego tekstu wzięło w łeb.
– Nie znasz się stwierdził spokojnie Syriusz, siedzący na swoim łóżku. To bardzo ciekawy zakład.
– Zgadzam się całkowicie dodał Potter. Musimy robić takie częściej, prawda Łapa?
Wskazany gorliwie pokiwał głową, na co Remus pokręcił swoją z dezaprobatą.
– W takim wypadku zacznijcie sobie szukać nowego współlokatora, bo ja się wyprowadzam.
Chwycił swoją torbę z książkami i wyszedł z dormitorium. James zerknął na zegarek i uśmiechnął się zadowolony.
– Wytrzymał dokładnie trzy godziny i dwadzieścia sześć minut. Syriusz, płacisz! stwierdził i wyskoczył z łóżka, wyciągając rękę po nagrodę.
– Chyba coś ci się pomyliło fuknął niezadowolony Łapa. Wytrzymał więcej niż trzy godziny, zatem to ja wygrałem.
– Ty obstawiałeś cztery, a do nich brakuje całych trzydziestu czterech minut! Do mojej zaledwie dwudziestu sześciu.
– Co nie zmienia faktu, że pomyliłeś się o te dwadzieścia sześć minut.
Stali przeciwko siebie, obrzucając się ciętymi epitetami, aż do ich uszu doszło ciche mlaskanie siedzącego w kącie Petera. Obaj spojrzeli na nic nie spodziewającego się Glizdogona, a do ich głów wpadła ta sama myśl. James rzucił się po czekoladowe żaby, które trzymał pod łóżkiem, ale Black był szybszy i już stał obok Pettigrewa z paczką fasolek.
– Peter, powiedź mi stary druhu zaczął przymilnym tonem, ustawiając fasolki na wysokości jego oczu który z nas wygrał zakład?
Biedny Peter wytrzeszczył oczka i już otworzył usta, by odpowiedzieć, gdy Rogacz zazachał pudełkiem z czekoladowymi żabami.
– Jeżeli tylko wygram, to z pewnością podzielę się nimi z tobą. A może nawet oddam całą paczkę zadeklarował pośpiesznie James, widząc zainteresowanie Petera swoim produktem. Oczy Glizdogona błędnie krążyły pomiędzy czekoladowymi żabami i fasolkami, co mogłoby pewnie spowodować zeza, ale samotna komórka mózgowa Petera właśnie podsunęła mu genialny, w jego mniemaniu, pomysł.
– Chyba... b-był remis wydukał, śliniąc się nadal na widok słodyczy.
– Że co? krzyknęli naraz Syriusz i James. Obaj nagle stracili zainteresowanie osobą Petera i odłożyli słodycze na swoje miejsce, nie bacząc na skrzywdzone spojrzenie swojego kolegi.
– Jakim cudem jęknął Black mając do wyboru dwie rzeczy, można wybrać trzecią?
