Olbrzymie, czerwono pomarańczowe płomienie. Pochłaniające wszystko na swojej drodze. Chciwie. Zachłannie.
Potężny huragan. Wyrywający drzew z korzeniami. Burzący domy. Nie pozostawiający po sobie nic więcej, jak tylko drzazgi i tony gruzu. Czyli taki na 12 w skali Beauforta.
Wataha wygłodniałych wilków spostrzegających łatwy łup. A potem walcząca między sobą o krwawe ochłapy.
Rosomak, w desperacji szukający pożywienia podczas srogiej zimy. Znajdujący ją razem z ogromnym niedźwiedziem. Decydujący się odgonić rywala nawet kosztem własnego życia. I wygrywający.
Słowem- furia. Desperacja.
Takie uczucia kłębiły się we mnie. Kłębem ogromnym. Nie mającym początku. Ani końca. Przysłowiowe wszystkie skarby świata dla śmiałka, któremu udałoby się ten czysty chaos okiełznać. Uporządkować.
- Z drogi Kirishima!- warknęłam. Najwyraźniej wakagashira nie był w nastroju na radzenie sobie z czystym chaosem i furią. Albo po prostu stwierdził, że uduszenie mnie tu i teraz nie jest warte późniejszych kłopotów z niszczeniem dowodów zbrodni. Tak czy inaczej, zostałam przepuszczona. Gdybym była w choć trochę bardziej racjonalnym stanie umysłu, pewnie bym sobie pogratulowała.
Nawet nie kłopotałam się pukaniem do ciężkich, ciemnych mahoniowych odrzwi.
- Asami!- krzyknęłam wchodząc. Para badawczych, złotych oczu uniosła się znad czytanych właśnie dokumentów i skierowała na mnie. Jedna brew uniosła się minimalnie.
- Powiedz, że ktoś ostatnio zasłużył sobie na wyrok śmierci podpisany twoją ręką- wysyczałam przez zęby.
- Można wiedzieć co jest powodem twojego najścia?- spokojnie spytał Asami. Obserwując jak się cała gotuję.
- Właśnie życie nakopało mi w tyłek- odparłam sarkastycznie.
- I tylko dlatego chcesz kogoś pozbawić życia?- spytał umiarkowanie zainteresowany.
- Nie mów mi, że nigdy nie miałeś podobnych pragnień- odparłam. Moje spojrzenie spokojnie mogłoby służyć jako broń masowej zagłady. Asami westchnął, ostrożnie zamknął swoje wieczne pióro i skierował swoją pełną uwagę na mnie.
- Słucham. Co się stało?- Asami zignorował moje pytanie i zadał własne. Warknęłam zirytowana i zaczęłam przemierzać gabinet nerwowymi krokami.
- Wymiana zdań z najbliższymi. Cholerna złośliwość losu, jeśli chodzi o autobusy. I o kanarów- nagle moje oczy rozbłysły.
- Nie- zimno powiedział Asami. Doskonale wiedział, o czym myślę.
- Ale...- zaczęłam.
- Nie ma żadnego ,,ale". Nie sadzisz, że mandat to trochę za mało na wyrok śmierci?- rzeczowo spytał yakuza. Zastanowiłam się przez chwilę.
- Może i masz rację...- odparłam w końcu.
- Może w takim razie ktoś z twojej listy głów do odstrzału?- spytałam z nadzieją w głosie. Asami zastanowił się przez chwilę ze wzrokiem utkwionym na mnie. A po kilku sekundach:
- Kirishima, Tasha chce pomóc. Zabierz ją dziś ze sobą- powiedział do interkomu.
