CXVI

Let me not to the marriage of true minds

Admit impediments. Love is not love

Which alters when it alteration finds,

Or bends with the remover to remove:

O, no! it is an ever-fixed mark,

That looks on tempests and is never shaken;

It is the star to every wandering bark,

Whose worth's unknown, although his height be taken.

Love's not Time's fool, though rosy lips and cheeks

Within his bending sickle's compass come;

Love alters not with his brief hours and weeks,

But bears it out even to the edge of doom.

If this be error and upon me proved,

I never writ, nor no man ever loved.[1]

.

Wstęp.

Mała Pola wzdychała nad kubkiem kakao. Nazwa 'Mała Pola' była poniekąd nieadekwatna, bo wysoką, siedemnastoletnią pannę trudno nazywać małą, ale był to przylgnięty przedrostek odróżniający ją od jej ciotki – dużej Poli. A dokładnie Hippolity Miriam Nostromo. Nastolatka wzdychała nad kubkiem z zimnym już napojem, a ciotka przyglądała się jej z uwagą. W pewnej chwili starsza z kobiet ostrożnie zapytała:

- Dowiedziałaś się tego, czego chciałaś?

- Jeszcze nie wiem. Mama wpisała w akt urodzenia nazwisko mojego ojca.

- Zdajesz sobie sprawę, że mogła wpisać kogokolwiek, niekoniecznie właściwą osobę?

Dziewczyna twierdząco skinęła głową.

- Nawet, jeśli napisała prawdę, to oboje byli wtedy bardzo młodzi, młodsi niż ty teraz. I praktycznie niewiele się znali. – dopowiedziała ciotka

- Może chciałby mnie poznać? – powiedziała mała Pola bez przekonania.

Starsza westchnęła.

- Może. Bezpieczniej będzie, jeśli założysz, że ma ułożone życie. I może być bardzo zaskoczony nagłym pojawieniem się prawie dorosłej córki.

- Wiem ciociu. Opowiedz mi jeszcze raz o mamie.

Hippolita potargała włosy siostrzenicy.

- Nie przypominasz jej z wyglądu, myślę, że urodę musiałaś odziedziczyć po ojcu. Tosia była moją ukochaną młodszą siostrą. Od dziecka był łagodna, ufna i miała ogromne serce dla zwierząt. Była słodkim dzieckiem, kiedy wyjechała do szkoły z internatem dla magów, pod Wiedeń. Początkowo przyjeżdżała co weekend, potem raz w miesiącu. Często opowiadała o czarach, szkolnych koleżankach, czego ja jej oczywiście zazdrościłam. – tu puściła oko do siostrzenicy – W pewnym momencie nasze stosunki się rozluźniły. Mnie pochłonęła praca społeczna, Tosię dworskie życie: bale, przyjęcia, szanowane towarzystwo. Podczas przerwy zimowej, gdzieś w Alpach poznała twojego ojca, był kuzynem jednej z jej szkolnych koleżanek. Dalej wiesz.

- Moje pojawienie się złamało jej życie.

- Kochała cię. I ani przez chwilę nie żałowała, że postanowiła cię urodzić, nawet jeśli zakończyła tym pewien etap w swoim życiu.

Dziewczyna chwilę milczała.

- Mówiłaś, że bardzo ją zabolał brak odzewu ze strony mojego ojca.

- To prawda. Nie odpowiedział na żaden z jej listów. Miała nadzieję, że pomimo młodego wieku stanie na wysokości zadania. – ciotka wyjęła placek i zaczęła nakładać po kawałku na talerzyki – Jak się tu pojawiła … Nie spodziewałam się, że Tosia będzie na tyle silna, by oprzeć się presji otoczenia. Jak się tu zjawiła, w drugim trymestrze ciąży, była w fatalnym stanie psychicznym, ale zdeterminowana poradzić sobie, pomimo wszystko.– uśmiechnęła się – Pomagała mi w fundacji i wiem, że odnalazła się w tym.

- Ciociu. Mówiłaś, że mój ojciec jest Anglikiem. – powiedziała nastolatka z tajemniczym uśmiechem.

- Nie wiesz kochanie, czy wciąż żyje i gdzie mieszka.

- Viola obiecała dać mi wskazówki. – powiedziała kończąc swój kawałek placka

- Co planujesz? Jesteś niepełnoletnia, nie pozwolę ci pojechać samej.

- Katiusza zaplanowała wyjazd na festiwal do Awinion, w lipcu. Może przekonam ją, by po nim zrobić sobie małą wycieczkę po Europie? Zbierzemy trupę i będziemy występować w drodze z południa Francji do Londynu. W końcu mamy prawie trzy miesiące wakacji!

- To ma mnie przekonać? – starsza kobieta roześmiała się. Jej siostrzenica była naprawdę urocza, uroczo naiwna, niestety również.

- Ciociu. Katiusza będzie już wtedy pełnoletnia, a ja prawie. Podróżując w grupie, będzie to bezpieczne. Poza tym: jeśli nie teraz, to kiedy?

- Zaczynam żałować, że pozwoliłam ci na warsztaty teatralne. – starsza Pola głęboko westchnęła – Przemyślę to, obiecuję. Po pierwsze musisz mieć wysokie wyniki na egzaminie!

- Dzięki, ciociu! – krzyknęła nastolatka i po szybki buziaku w policzek, wybiegła z mieszkania.

-.-

Hippolita cofnęła się myślami do czasu, kiedy zjawiła się u niej siostra. Która porzuciła blichtr magicznego Wiednia na rzecz robotniczego, zamieszkanego w dużej części przez imigrantów Favoriten. Przyszła ze złamanym sercem i początkami depresji. Antonina urodziła małą Polę krótko po swoich szesnastych urodzinach i nie przyjęła propozycji rodziców, by swoją nieślubną córkę pozostawić na wychowanie starszej o dekadę siostrze. Tosia mogłaby skończyć magiczną szkołę w terminie i bez skandalu, bowiem do końca semestru ukrywała ciążę, zaś małą urodziła pod koniec sierpnia. Jednak nie potrafiła pozostawić nowonarodzonego dziecka, rok później rodzice powtórzyli propozycję. W międzyczasie zadbali o to, by nikt z magicznego świata nie odkrył narodzin nieślubnej wnuczki.

Bez efektu, bowiem Tosia była już wciągnięta w sprawy fundacji, przygotowywała się do mugolskiego egzaminu i z tym światem wiązała swoją przyszłość. Kategorycznie odmówiła powrotu do szkoły, bo wymagałyby to wyrzeczenia się córki. Rodzice Antoniny i Hippolity nie rozumieli tej postawy, przecież gdyby niemagiczna, starsza siostra uznała dziecko za swoje, to młodsza, magiczna mogłaby wrócić do ich społeczności i dobrze wyjść za mąż. Dla przykladu Starszy od Hippolity Miriam o rok brat, Amadeusz miał dwóch kolegów poszukujących odpowiedniej żony. Wszystko to na nic. Oburzeni rodzice wydziedziczyli obie córki. A Antonina podjęła decyzję, że jej córka pójdzie do mugolskiej szkoły, magiczną naukę odbywając weekendowo. By mogła sobie poradzić, bez względu na fakt, jaki świat wybierze.

Mała Hippolita Lyra od dziecka przebywając w fundacji działającej na rzecz Asymilacji Imigrantów i Uchodźców z Europy Wschodniej i Południowej, najbliższe przyjaźnie zawarła z ukraińskiego pochodzenia Jekateriną 'Katiuszą' oraz romskiego, Violettą. Ta druga trafiła jako niemowę, kiedy aresztowano za drobne kradzieże jej matkę. Szczęśliwie do opieki zgłosiła się babka dziewczynki, straganowa wróżka, która poprosiła, by móc na kilka godzin dziennie podrzucać Violę. Katiusza zaś była córką zawodowych baletmistrzów, którzy często musieli korzystać z doraźnego żłobko - przedszkola, czasem również w weekendy. W efekcie dziewczynki od wczesnego dzieciństwa były prawie nierozłączne. Razem podglądały przy pracy babkę Violi, razem chodziły do szkoły, bawiły się lakami i walczyły z silniejszą od siebie grupą chłopców. Były zżyte w hermetyczny sposób, pomimo Hippolity dodatkowych zajęć 'z czarów', zaś Katiuszy baletowych. Nawet jakimś cudem ukryły przed babką Violetty, że ta również uczęszcza na kółko teatralne dla młodzieży.

Tego roku Pola i Katia miały kończyć szkołę. I obrać kierunek na przyszłość. Viola, która była od roku mężatką, praktykowała u babki, czym tą bardzo uradowała. Natomiast dwie pozostałe były zdecydowane na zdawanie do akademii teatralnej. Pola nie planowała kontynuowania magicznej edukacji.

Starszą Polę martwiło, że jej siostrzenica najchętniej pozostaje w cieniu przyjaciółek, nie szuka własnej drogi.

.


[1] William Shakespeare, sonet 116 ( tł. Stanisław Barańczyk)

Nie ma miejsca we wspólnej dwojga serc przestrzeni

Dla barier, przeszkód. Miłość to nie miłość, jeśli,

Zmienny świat naśladując, sama się odmieni

Lub zgodzi się nie istnieć, gdy ktoś ją przekreśli.

O, nie: to znak, wzniesiony wiecznie nad bałwany,

Bez drżenia w twarz patrzący sztormom i cyklonom -

Gwiazda zbłąkanych łodzi, nieoszacowanej

Wartości, choćby pułap jej zmierzył astronom.

Miłość to nie igraszka Czasu: niech kwitnące

Róże wdzięków podcina sierpem zdrajca blady -

Miłości nie odmienią chwile, dni, miesiące:

Ona trwa - i trwać będzie po sam kraj zagłady.

Jeśli się mylę, wszystko inne też mnie łudzi:

Że piszę to; że kochał choć raz któryś z ludzi.