Molly radziła sobie z wszelkimi drobnymi urazami dzieci, była przyzwyczajona do krzyku i płaczu. Nie każde jednak płakało. Bliźniacy stanowili wyższą ligę.
Pół biedy, gdy zdradzały ich podarte ubrania. Wtedy mogła namierzyć, z kim i co jest coś nie tak. Wszelkie choroby i mniejsze urazy to już inna sprawa. Wtedy trzeba było bawić się w detektywa dłużej. Chłopcy utrzymywali, że boli ich obu lub ukrywali problem.
Teraz zwabiła ją cisza. W tym domu rzecz wyjątkowo podejrzana. Bliźniaków namierzyła w pokoju Billa, gdy George skradzioną igłą grzebał w palcu Freda.
— Co tu się wyprawia?!
— Wbiła nam się drzazga w palec — odpowiedzieli.
