Hermiona Granger wraz z rodzicami jedzie na wakacje do Włoch. Nie wie, co ją tam spotka...

Nie posiadam żadnych praw autorskich. To tylko fanfiction.

(Troszkę zbetowałam.)

To były najbardziej nietypowe wakacje, jakie Hermiona Granger kiedykolwiek przeżyła. Wraz z rodzicami pojechała do Włoch, do uroczej mieściny o nazwie Volterra. Któregoś dnia zwiedzania, niespodziewanie pojawiła się w zabytkowym muzeum kobieta. Nieziemsko piękna kobieta. Przy tym nienaturalnie blada. Hermiona, jako bardzo inteligentna dziewczyna, od razu wiedziała, że coś jest nie tak.

- Drodzy państwo, pozwólcie, że zaprowadzę was do miejsca, które nie każdy ma okazję obejrzeć - powiedziała kobieta aksamitnym głosem.

- Chodź, Hermiono, to może być wspaniała okazja - rzekła pani Granger i pociągnęła córkę oraz męża za "przewodniczką".

Hermiona niechętnie poszła. Jednakże przeczuwała, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Jej kobieca intuicja rzadko zawodziła.

Kobieta poprowadziła kilkunastu turystów w stronę dziwnych korytarzy. Pomiędzy murami było tak zimno, że ludzie domyślili się, że kierują się ku podziemiom. Wnętrze było ozdobione w nowoczesnym stylu w połączeniu ze starożytnym, co uzyskało nadzwyczaj ładny wygląd.

Hermiona jako uczennica szkoły magii i czarodziejstwa Hogwart, mająca po tych wakacjach uczęszczać do szóstej klasy w tejże szkole, wiedziała, że coś jest nie tak. Za dużo książek przeczytała, żeby być na tyle naiwna. Zresztą, będąc przyjaciółką Harry'ego Pottera łatwo wpadała w kłopoty, co równało się z poznawaniem różnych czarno magicznych rzeczy.

- Wycofajmy się - szepnęła do rodziców.

- Kochanie - uśmiechnął się pan Granger. - Czego się boisz? To tylko krótka wycieczka.

Kiedy doszli do wielkich, ozdobionych złotem drzwi, kobieta powiedziała:

- Zapraszam państwa do środka.

Uchyliła je dla turystów i wpuściła do środka, mrugając zalotnie.

Sala, do której weszli była olbrzymia i wyłożona jasnym marmurem. Na samym końcu stały trzy trony, na których siedzieli trzej mężczyźni w czarnych pelerynach. Po lewej stronie stali chłopak i dziewczyna, na oko 16-letni. Ona w czarnym płaszczyku, on w czarnym garniturze. Po lewej stali kolejni dwaj mężczyźni z drwiącymi uśmieszkami. Wszyscy byli równie bladzi, co i piękni.

- Zapraszamy państwa na obiad - uśmiechnęła się kobieta, która przyprowadziła turystów.

Podczas, gdy wszyscy ludzie podchodzili do siebie bliżej, Hermiona odsunęła się pod same drzwi i oparła się o nie, przestraszona. Wiedziała, że to się źle skończy. Mówiła. Ale nikt jej jak zwykle nie słuchał.

Jeden ze stojących mężczyzn, najbardziej muskularny, rzucił się na kobietę, stojącą na krańcu ciasnego kręgu. Wywlókł ją pod ścianę i wbił zęby w szyję.

Hermiona już wiedziała.

Wampiry.

Zaraz ją zabiją. Jej rodziców też. Czytała o nich mnóstwo, ale teraz stała tam sparaliżowana i nie wiedziała, co ma robić.

Różdżka, którą trzymała w kieszeni dżinsów zaczęła ją piec niemiłosiernie. Położyła dłoń na jej trzonku i trzymała w pogotowiu.

Starsze wampiry zabiły prawie wszystkich. Zostali jeszcze tylko rodzice Hermiony, ona sama i jakiś starszy mężczyzna. Po chwili i on został rozszarpany.

Hermiona niemalże siedziała na posadzce. Sama zbladła, z nerwów.

- NIE!!! - wrzasnęła, kiedy młoda dziewczyna najpierw zaczęła torturować jej matkę, a potem ją zabiła. Następnie posłała Hermionie kpiące spojrzenie.

Łzy automatycznie stanęły w jej oczach. Mocniej ścisnęła różdżkę. Jej dłonie drżały. Przez łzy zauważyła, że chłopak, prawdopodobnie brat morderczyni jej matki, wpatrywał się w nią. Zauważyła, że jako jedyny nie wypił niczyjej krwi podczas tej "uczty".

Mężczyzna o blond włosach, jeden z siedzących na tronie, podszedł do pana Granger i jednym ruchem wyrwał mu głowę.

- Wy potwory... - szepnęła Hermiona słabym głosem.

Zacisnęła powieki i marzyła, by już nic nie czuć. Chciała umrzeć. Teraz z całego serca pragnęła, by i ją zamordowano. Chciała, by jej krew umazała tę zdecydowanie za czystą podłogę z marmuru.

- Alec - klasnął w dłonie wampir, który siedział na środkowym tronie. - Rezerwowałeś sobie tę dziewczynę na przekąskę. Jest twoja.

- Pozwól, Aro, że załatwię to na osobności - odparł chłopak.

Podbiegł w niesamowicie szybkim tempie do Hermiony, wziął ją na ręce i wybiegł z sali.

Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Jego pobratymcy zamordowali jej rodziców.

Parę sekund później dziewczyna poczuła, że Alec delikatnie kładzie ją na zimnej posadzce.

- Przepraszam - szepnął.

- Za co? - zapytała dobitnie Hermiona, nadal zaciskając powieki. - Za to, że jeszcze żyję?

- Za to, że musiałaś na to patrzeć.

Nic nie odpowiedziała.

- Błagam, uciekaj stąd.

Hermiona otworzyła oczy. Spojrzała w jego czarne tęczówki. Był głodny.

- Słucham?

- Uciekaj. Jak najdalej.

- Dlaczego mnie oszczędziłeś? Miałeś mnie zabić, prawda? Dlaczego tego nie zrobiłeś? Chcę umrzeć.

Alec usiadł obok niej, chwycił dłoń dziewczyny i położył w miejscu na swojej klatce piersiowej, gdzie powinno bić serce. Ale nie biło.

- Może i moje serce jest martwe, ale my, wampiry, łatwiej doznajemy trwałych uczuć. Ja w ciągu kilku minut potrafiłem się w tobie zakochać. Dlatego nie chcę, żebyś umarła. Nie chcę, żebyś odeszła, ale musisz to zrobić. Dla twojego własnego dobra.

Jego słodki oddech owiał jej twarz i nieco ukoił ból. Już nie płakała, łzy same przestały spływać.

- Więc nie pozwól mi odejść - szepnęła i przybliżyła swoją twarz do jego.

Po raz pierwszy w życiu Hermiona poczuła się naprawdę kochana. Może i miała oddanych przyjaciół, ale żaden chłopak nigdy nie wyznał jej tak szczerze uczucia, jak Alec w tej chwili.

Chłopak objął ją i przytulił najczulej, jak potrafił. Nie spodziewał się, że zrozumie miłość Edwarda Cullena do Belli Swan. Teraz rozumiał. Sam się zakochał w śmiertelniczce.