Tłumacz : Wiskacz
Beta : Bogdan
Tytuł oryginału : Ein Tag im Leben eines Longbottoms
Autor : Wortfetzen
Babcia zawsze powtarza, że nie należy przynosić rodzinie wstydu. Mówi też, że nie ma takiej rzeczy, której Longbottom nie potrafiłby zrobić.
No więc w moim przypadku, w obu tych sytuacjach nie miała racji. Przynosiłem swojej rodzinie wstyd i faktycznie - nie wiem już który raz - udało mi się zepsuć eliksir dla Snape'a, który zmienił się w zwykłe, kolorowe o bardzo słodkim zapachu, pomyje. Wygląd i zapach był bardzo ładny, jednak nadawał się tylko do wyrzucenia.
Każdy wie, że mikstury wyglądały po prostu obrzydliwie i pachniały siarką lub były zbutwiałe.
To, że mój "specyfik" nie będzie działał, nie musiał mi mówić nawet Snape.
- Longbottom - zawarczał mój nauczyciel eliksirów.
Bojaźliwie podniosłem głowę. Oczywiście było to żałosne, że bałem się tego człowieka. W końcu, jego czarne migające oczy, cienkie szydzące usta i na samym końcu - tłuste włosy, nie przyczyniały się do tego, aby ukazać jego osobę troszkę "potulniejszą".
- Tak, profesorze? - wydysza łem bez tchu.
- Przypuszczam, że zauważył pan, że pańska mikstura musi uzyskać połyskującą czerń? - zapytał Snape ostro. W jego głosie dokładnie było słychać kpinę.
Wzdrygnąłem się i próbowałem powoli skinąć głową, podczas gdy mój wzrok ostrożnie powędrował do zawartości mojego kociołka. No więc ... lekkie połyskiwanie bądź co bądź było do rozpoznania - ale co do koloru, nie mogłem zrobić nic więcej, jak zwykle...
- Jak jest z pańskimi korepetycjami z eliksirów? - zapytał Snape zasadniczym głosem. Zauważyłem jak jego czarne migoczące oczy, powędrowały na chwilę w stronę Hermiony Granger, która od ostatniego wypadku na zajęciach, siedziała obok mnie. - Jest pan świadomy, że nie dopuszczę pana do SUM-ów, jeżeli utrzymają się pana słabe wyniki - kontynuował skupiając się na mnie.
Ostrożnie przytaknąłem i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Mistrz Eliksirów odwrócił się i odszedł powiewając peleryną. Parę Ślizgonów siedzących za mną, zaczęło szeptać między sobą. Oczywiście - byli rozczarowani. Pewnie oczekiwali, że Snape po raz kolejny uczyni mi piekło z życia. No cóż, to nie było konieczne, żeby wysłuchiwać coraz to bardziej złośliwych uwag na mój temat... Ostrożnie odłożyłem Teodorę i zauważyłem jak moje ręce się trzęsą, poczułem również gorąco , które skumulowało się na mojej twarzy.
Nie, już przyniosłem wstyd Longbottom'om i zdecydowanie znalazłem coś, czego po prostu nie umiem opanować. Nie były to eliksiry - przeciwnie - był to fakt, że Snape'a nie można ignorować.
Nagle poczułem delikatny uścisk na moim ramieniu. Podniosłem zdziwiony głowę, Hermiona patrzyła na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami, bardzo zaniepokojona. Nie musiała nic mówić, gdyż jej wzrok mówił za siebie. Powoli kiwnąłem jej głową i zwróciłem się w stronę mojego kapryśnego wywaru. Jak bardzo nienawidziłem takich hańb. Jej hańb.
Hermiona była bardzo specyficznym rodzajem dziewczyny. Roztropna, inteligentna, pomocna, radosna a w moich oczach - z jej krzaczastymi włosami - najpiękniejsza dziewczyna na świecie. Od niedawna dawała mi korepetycje z eliksirów. Do tej pory nie udało mi się porozmawiać z nią, na temat moich uczuć.
Dzięki Bogu, nie miało to nic wspólnego z moją nie istniejącą Gryfońską odwagą, ale z pewnym tłustowłosym nauczycielem, który siedział parę metrów ode mnie i jego ciemnymi oczami, które często wędrowały w moim kierunku. Początkowo myślałem, że czeka on tylko na szansę, aby mnie upokorzyć i na pewno tak by było. Jednakże stałem się dobrym obserwatorem.
Nie ważne, jak bardzo profesor Snape próbował by kłamać i nie ważne, jak dużo używał by kpiny, szyderstwa, ignorancji i odmowy: Hermiona była jego ulubioną uczennicą!
W międzyczasie, miałem już pewne małe podejrzenie, że to było coś więcej, niż tylko podziw dla jej wiedzy. Snape lubił Hermione Granger! Miłość? Na te pytanie, pomimo moich wnikliwych obserwacji, nie mogłem odpowiedzieć. Może tak, może tęsknił za kimś takim jak ona. Za człowiekiem, który nie tylko jest inteligentny, ale i potrafi wyrazić własne zdanie i kogoś ... kogo w nocy, przez cały dzień, pomiędzy przerwami, albo w godzinach wolnych, mógł by bezwarunkowo ... kochać?`
Co? Wątpicie w to? Możecie mi spokojnie uwierzyć! Nie wy widzieliście ten wzrok, którym formalnie ją rozbierał. Nie wy widzieliście jak zachowuje gdy ją spotyka, albo jak lekko dotykał jej dłoni, gdy przechodził obok niej. Nie, nie macie o tym żadnego pojęcia, bo tylko ja wiem o pożądaniu profesora Severusa Snape'a w stosunku do Hermiony Granger - najmądrzejszej uczennicy Hogwartu.
Nie wiem kiedy to zauważyłem, ale wiem, że od tego dnia - nawet jeśli mój strach przed mrocznym profesorem eliksirów wzrósł - jestem zdecydowany, wyznać Hermionie moje uczucia. Ona nie patrzy tak na niego, nie spotyka go z tym pożądaniem w oczach i nie dotykała go naumyślnie. Jest nadzieja!
Dźwięk dzwonka wyrwał mnie z moich myśli. Zaskoczony, rozejrzałem się i zauważyłem jak Hermiona i wszyscy inni pakują swoje rzeczy. W międzyczasie, oddawali swoje mikstury Snape'owi do sprawdzenia. Szybko podszedłem do biurka, wziąłem jedną z fiolek i chciałem właśnie przelać mój lekko połyskujący eliksir, gdy nagle głośne rechotanie wypełniło klasę i chwilę potem, moja mikstura prysnęła mi w twarz.
Wystraszony, zacząłem krzyczeć i nie mogłem zapobiec temu, że połknąłem - Dzięki Bogu, już nie gorącą - ciecz, podczas tego wszystkiego z ledwością uświadomiłem sobie obecność rąk na moich ramionach.
- O Mój Boże, Nevill! - zapiszczała Hermiona. - Wszystko w porządku?
Spróbowałem zetrzeć płyn z mojej twarzy, jednak szybko z tego zrezygnowałem, gdyż dostał mi się do oczu. Z trudem udało mi się je otworzyć. Wszystko było rozmyte i na dodatek ciągle nieprzyjemnie piekły. Stopniowo jednak zarysy Hermiony stawały się ostrzejsze. Widziałem również, jak inne postacie stały tłoczno w okół mnie.
- Co się stało? - zapytałem zdławionym głosem i przy tym połknąłem resztę ciecz, co następnie zaowocowało napadem kaszlu. Pomyje były małym niedomówieniem.
- Teodora wskoczyła do Twojego kociołka - odpowiedział szybko jakiś głos. To brzmiało jak Ron i rzeczywiście, rozpoznałem kątem oka jakąś czerwoną czuprynę.
- Oh... Gdzie ona jest? - chciałem wiedzieć.
- Pańska okropna ropucha jest u mnie, Longbottom - rozległ się głos, który w stu procentach należał do, profesora Snape.
Hermiona zaczęła ścierać mi chusteczką resztę eliksiru z twarzy. Ledwie skończyła a mój wzrok powrócił w całości. Jej oczy pełne strachu i troski, jakich nigdy przedtem nie doświadczyłem, patrzyły dokładnie w moje.
Wydawało mi się, że w mojej głowie coś robi "klik". Nagły wstrząs przeszedł moje ciało i serce zaczęło przyśpieszać. Pomimo tego podniecenia, moja głowa wydawała się przejrzysta jak nigdy dotąd. Nie wiedziałem skąd mój organizm brał tą energie i jak udało mu się pokonać moją wewnętrzną blokadę, ale na raz przycisnąłem swoje usta do jej, do Hermiony Granger! To był krótki pocałunek, jednak intensywny i pełen uczucia, ale przede wszystkim - Hermiona odpowiedziała na niego.
Snape przeżył szok swojego życia. Od tego dnia, uwziął się na mnie jeszcze bardziej, od tego dnia jednak, byłem dobry w eliksirach. Wiele osób wierzy, że leży to w mojej miksturze którą połknąłem, jednak ja jestem święcie przekonany, że to była moja nowo odkryta Gryfońska odwaga, ponieważ teraz mogłem zmierzyć się ze Snapa'em z podniesioną głową! Babcia będzie w końcu ze mnie dumna !
