Największy koszmar Alecto
Precyzyjna teleportacja zawsze sprawiała Alecto Carrow drobne problemy.
Nic więc dziwnego, że wysłana przez Czarnego Pana z misją do dalekiego, barbarzyńskiego kraju, będącego, w jej mniemaniu, częścią Rosji, wylądowała w miejscu innym, niż zamierzała. Rozejrzała się po okolicy ze zdziwieniem. Znalazła się na środku szerokiej, asfaltowej jezdni. Po jej obu stronach rosły wysokie drzewa, a dalej ciągnęły się łąki i pola. Krótko mówiąc: kompletne pustkowie.
Alecto, słabo obeznana z mugolskimi realiami, nie wiedziała, że na drodze szybkiego ruchu stać nie należy. Kilku mugoli, znajdujących się na poboczu nieopodal, wykrzykiwało coś w jej stronę, wymachując rękami. Alecto już miała sięgnąć po różdżkę, aby za pomocą Niewybaczalnych wyjaśnić sobie z nimi pewne sprawy, gdy rozległ się za nią straszliwy dźwięk, przypominający nieco skrzek hipogryfa. Aż podskoczyła w miejscu. Jakiś warczący, czarny potwór na dwóch kołach przemknął obok niej. Alecto ze zgrozą zarejestrowała, że miał dwie głowy, wielkie jak banie. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że na potworze siedziały po prostu jednostki ludzkie, w jakichś dziwnych garnkach na łbach. Jedna z nich obejrzała się na nią ze zdziwieniem, o mało co nie spadając z grzbietu hałaśliwej bestii.
To, co nastąpiło zaraz potem, było gorsze niż apokalipsa. Najpierw usłyszała jakiś dziwny wizg. Odwróciła się i zdrętwiała. W jej kierunku pędził jakiś wielobarwny rój. Nim zdążyła pojąć, że to mugole, dosiadający jakiś dziwacznych pojazdów na dwóch kołach, barwna fala znalazła się już przy niej. W ostatniej chwili rozpierzchła się przed nią, jak dwie odnogi rzeki, otaczając sparaliżowaną ze strachu Alecto feerią rozmytych barw. Kilku z mugoli, jadących z tyłu roju, musiało gwałtownie wyhamować, żeby nie stracić równowagi, a jeden, w biało-czerwonym stroju, o mało co nie wpadł na Alecto. Zatrzymał się w ostatniej chwili. Nim odjechał na swojej dwukołowej, rogatej bestii, powiedział jej kilka słów w szeleszczącym języku, których, na szczęście, zarówno swoje jak i mugola, nie zrozumiała. A z pewnością nie były to komplementy.
Kiedy za zgrają dwukołowych potworów pojawiły się migoczące światłami wozy, podobne do Błędnego Rycerza, tylko nieco mniejsze, Alecto stwierdziła, że tego już za wiele jak na nią jedną. Uciekła kurcgalopkiem na pobocze.
Tamtego dnia nabawiła się trwałego uprzedzenia do rowerów.
