To tylko gra. Oboje znamy zasady, ale mimo to ciągle je łamiemy; zresztą, co to by była zabawa, gdybyśmy się ich trzymali? Byłoby nudno, a my łatwo się nudzimy.

To tylko gra, nie ma miejsca na zaufanie. Zbyt łatwo przegrać. Ale mimo to…

- To wszystko, co dla ciebie chciałem, Will.

Jego oczy mają coś w rodzaju ciepła. Nie pasują do niego – nie teraz, gdy jesteśmy skąpani w czarnej krwi.

Nie daj się złapać w pułapkę, Will. To tylko gra.

To tylko gra, ale…

- To jest piękne – szepczę.

O co mi chodzi? O czym mówię?

Chcę z nim uciec.

Gdzie? Po co? Tutaj, w tym świecie, nie ma dla nas żadnej nadziei. Nie ma żadnej magicznej, w której moglibyśmy się schować razem. Nikt nie zrozumie tego, co robimy; mordercami i kanibalami trzeba się brzydzić. To naturalne. Ciekawe, czy Bóg się nami brzydzi… Chociaż to nie ma żadnego znaczenia. W końcu to tylko gra.

Głos odbija się echem w mojej głowie.

Nie możesz żyć z nim, nie możesz żyć bez niego.

Wiem, co mam zrobić, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze chwilę wsłucham się w rytm jego serca (bum-bum-bum, zdecydowanie za szybko – to pewnie wina ran), jeszcze na chwilę spróbuję uchwycić to wspomnienie, by na zawsze zostało w moim pałacu pamięci.

Bum-bum-bum. On umiera. Ja również.

Wiem, co mam zrobić.

Razem robimy krok do przodu, w otchłań.

To tylko gra, ale wygrana jest warta nas obu.