Witam was wszystkich! To nie jest moje pierwsze fanfiction, ale pierwsze serio publikowane na , więc jeśli ktoś ma dla mnie jakieś wskazówki co do edycji tekstu, albo czegoś takiego to nie krępujcie się i piszcie :D Ten kwitek z pralni jest prologiem, czy jak kto woli wstępem do właściwego opowiadania. To w zasadzie będzie coś - dużo alternatywy, niedopowiedzianych wątków i bardzo dużo mojej chorej wizji twórczej. Jeśli kogoś przeraziłam i postanowił uciec to przepraszam, a jeśli kogoś zachęciłam to super :D Dopowiem jeszcze, że tekst nie widział bety na oczy, więc może być różnie ;)


Petunia Dursey była całkowicie zadowolona ze swojego życia. Ukończyła prestiżową szkołę z Internatem, w której poznała swojego męża - człowieka równie zwyczajnego jak ona. Po skończeniu szkoły wzięli ślub i kredyt na dom, ponieważ jak każda normalna rodzina musieli go mieć. Nie było to dla nich problemem, ponieważ Vernon Dursley bardzo szybko piął się w górę hierarchii firmy w której się zatrudnił. W końcu Petunii udało się zajść w ciążę i był to ostatni krok z jej listy "Rzeczy, które robią normalni ludzie". Syna nazwała zwyczajnym imieniem - Dudley i była szczęśliwa. Miała swój sekret, ale nie przejmowała się nim, w końcu każdy ma jakieś sekrety. Jednak pewnego dnia sekret zawędrował do jej własnego domu, otulony w kocyk z dołączonym listem.