- jan-u-wine
"Whether or No"
(Tak czy owak)
Mama…
Pamiętam
słodkie, okrągłe
dźwięki jego dziecięcego głosu,
jak ptak, zadowolony
z powitania słońca,
jak kiełek,
delikatne liście
ogarniają niebo.
Jest taki poważny,
pulchna dłoń dziecka
ciągnie mnie za rękaw.
Widzę w jego oczach, że
jest też szycie
innego rodzaju, które
Potrzebuje, by go dopilnować.
Moja igła odpocznie więc,
w plecionym koszyku.
Nigdy
nie mogłabym odmówić mu
niczego
Przyciskam go do siebie
mały, a taki poważny
Mama…
tam jest elf,
elf mama
na Pagórku
No wiecie! Też coś…
Tyle przychodzi
ze starego pana
opowieści
o złocie i smokach,
o krasnoludach i elfach
Nie ma rady
muszę iść i zobaczyć
tego elfa
Wspinamy się na Pagórek
słońce dokoła nas jest
jasne jak półpensówka.
Nawet stokrotki w rowach
śmieją się i kiwają,
gdy przechodzimy
Tylko my nie.
Głos, jak wiosenny deszcz na liściach
wędruje,
po słowach
w języku,
którego nie rozumiem.
Piękna twarz,
obramowana czernią loków,
jak te obrazki
w księgach starego pana
rozmyśla ponad słowami
brwi ściągnięte zainteresowaniem.
Nawet niedostrzegalne drgnięcie
ucha
zdaje się kwestionować
jakoś.
Ależ dziwny elf,
z pewnością: elf z szelkami
przytrzymującymi krótkie spodnie,
którego stopy
niespokojne w nagrzanej trawie
są tak samo okryte kędzierzawymi włosami
jak moje
Zostawiam ich tam,
razem,
skupionych na sama nie wiem czym
w ogrodzie na tyłach domu.
Młody panicz
i mój mały Sammie.
W jakiś sposób
wiem, że będą
wielkimi przyjaciółmi.
