Choć droga jest bez końca...

― Choć droga jest bez końca... ― Woda wylana z rozmachem z wiadra roztrysnęła się na deskach pokładu. ― … pozornie bez znaczenia... ― Sięgnął po szczotkę do szorowania, opartą o nadburcie. ― … mniemam, że mam powody, by drogi swej... ― Bez większego zapału, z rezygnacją skazańca pokornie poddającego się losowi, Aleksiej Poliakow zabrał się do szorowania pokładu. ― … nie zmieniać.

Pogwizdując, wyszorował cały pokład w okolicy grotmasztu i właśnie miał zamiar przenieść się bliżej dziobu, kiedy coś go tknęło. Odwrócił się i zobaczył Kamzoja, który najwyraźniej niepostrzeżenie zszedł na śródokręcie z pokładu rufowego.

Aleksiej zerknął podejrzliwie na pierwszego oficera. Przyszedł go kontrolować? A może zaraz ochrzani go za zbyt głośne gwizdanie? Poliakow nie miał wątpliwości, że Karkarow właśnie tak by zrobił.

― Jeżeli czeka pan na okazję do użycia Aquamenti, to teraz jest najlepszy moment ― powiedział Kamzoj, uśmiechając się lekko. ― Kapitan właśnie zszedł pod pokład.
Poliakow ze zdumienia szeroko otworzył oczy. Nie tego się spodziewał.

Wreszcie trochę spokoju. Karkarow zamknął się w swojej kabinie na żaglowcu i skinięciem różdżki przywołał do siebie karafkę z winem i kieliszek.

Trzeba było przyznać, że ta podróż w okolice Nowej Ziemi nie była najlepszym pomysłem. Ale kto by przypuszczał, że Rosyjska Marynarka Wojenna pilnuje nieczynnego poligonu nuklearnego? Całe szczęście, że udało im się w porę przejść w stan zanurzenia, zanim załoga niszczyciela zdołała zareagować. Oczywiście niewykluczone było, że ktoś na pokładzie tamtego okrętu wojennego mógł ich dostrzec. Cóż, jeżeli wachtowy miał odrobinę rozumu, to nie meldował swojemu przełożonemu o żaglowcu, który pojawił się znikąd po to tylko, żeby zanurzyć się niczym okręt podwodny. W przeciwnym wypadku zostałby zapewne posądzony o picie na służbie...

Wiktor Krum oparł się o nadburcie i zapatrzył przed siebie. Morze lekko falowało. Jego ciemna toń miała barwę ołowianoszarych chmur, wiszących nisko nad powierzchnią wody.
Chciałby, żeby ten cały rejs już się zakończył. Nie przepadał za żeglugą. Zdecydowanie bardziej wolał latanie. Ale niestety, jeżeli wierzyć staremu kozłowi, czekały ich jeszcze trzy dni rejsu. O trzy za długo. Wrażeń było aż nadto. Przeciek na dolnym pokładzie, pęknięta reja i ta ostatnia akcja w okolicy archipelagu Nowej Ziemi. Nic więcej nie powinno się już chyba wydarzyć... prawda?

Krum miał już odejść od nadburcia, kiedy nagle zauważył, że spod powierzchni wody, niedaleko burty statku, coś zaczyna się wynurzać. Zmarszczył brwi i przyjrzał się temu czemuś uważniej. Wyglądało to jak... wieża.

Gdyby tylko Wiktor lepiej znał się na jednostkach pływających, bez wątpienia zidentyfikowałby tajemniczy obiekt jako kiosk wynurzającego się U-boota...