Tytuł: Winić włamywacza
Oryginalny tytuł: Blame the Cat Burglar
Autor: Wordlesswriter
Fandom: Avengers&Teen Wolf
Pairing: Steve Rogers/Stiles Stiliński
Rating: 12+
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: PersianWitch
Link: /works/5196440/chapters/11974829
Winić włamywacza
Rozdział 1: Włamywacze nie powinni być wstanie tego zrobić
Stiles nie zajmował się włamaniami. Pięć lat w wydziale kryminalnym i dwa jako detektyw sprawiły, że koncentrował się na tych sprawach, które miały dużą możliwość ingerencji nadprzyrodzonych zjawisk, czyli na porwaniach, zaginięciach i morderstwach. To dlatego dołączył do policji. Żeby być osobą, która może wędrować po ludzkim i nadprzyrodzonym świecie oraz wydawać bezstronny sąd. Sprawić, by myśliwi kierowali się właściwą ścieżką, a także zapewnić sanktuarium dla niewinnych supernaturalnych istot.
A teraz, patrząc na swoją nową sprawę, Stiles wiedział, że wydarzy się coś wielkiego. Upewniało go w tym to, że rozpoznał pozostałości magicznej sygnatury na miejscu zbrodni. Sklep jubilerski został wyczyszczony z wszelkich kamieni szlachetnych, a wszystkie aparaty bezpieczeństwa były popsute, jak gdyby zostały rozbite na kawałki. Udało im się jednak uchwycić podobiznę włamywacza.
Stiles śledził podobne przypadki w różnych stanach. I miał bardzo silne podejrzenie, że następne włamanie będzie w Nowym Jorku. Była to najbliższa lokalizacja i włamywacz wciąż pracował, by dostać się do tego miejsca. Dlatego też skontaktował się z NYPD i zameldował się w tanim motelu.
Miał rację, co do tego, że następnym miejscem włamania będzie Nowy Jork. Ale włamywacz nie przyszedł dokładnie, by ukraść nowe lśniące diamenty. To było trochę bardziej skomplikowane.
Okazało się, że włamywacz jest w istocie Ziemskim Magiem i wykorzystywał biżuterię jako bank mocy dla swoich kamiennych golemów, które obecnie terroryzowały Nowy Jork. To było powyżej jego obowiązków.
Mag wypowiedział wojnę NYPD za uwiezienie swojego kochanka i groził zniszczeniem Nowego Jorku, jeśli nie uwolnią mężczyzny. Miłość sprawiała, że robisz szalone rzeczy. Ale ten facet wprowadził to na zupełnie nowy poziom. Podobnie jak krajowy poziom zagrożenia.
NYPD natychmiast odpowiedziała, kierując się w stronę wściekłego maga i tworząc obwód. Stiles podążał za nimi radiowozem. Jego tata będzie prawdopodobnie zły za to. Jest pewny, że ogląda doniesienia ze zdarzenia i na pewno zobaczy swojego jedynego syna w telewizji narodowej, walczącego z morderczym magiem.
Sytuacja pogorszyła się, gdy szef NYPD odmówił uwolnienia kochanka maga, który przyzwał więcej golemów i rozkazał z radosnym oraz maniakalnym rechotem, by wszystko zniszczyły.
NYPD walczyło odważnie. Ale to było poza ich ligą. Pociski po prostu rykoszetowały lub zostawały pochłonięte. Stiles miał ogromną ochotę, by zaśpiewać Bulletproof.
Nagle, golemy zostały odrzucone przez wybuch przez eksplozje i bomby wybuchające w tym samym czasie. Avengers wreszcie przybyli! Tłum zaczął głośno wiwatować. Hulk skoczył na golema, powalając go. Tarcza odcięła stworowi ramię, gdy młot roztrzaskał mu korpus.
Mag zaśmiał się maniakalnie.
— Myślicie, że to takie proste? Moje golemy nie mogą zostać pokonane.
Skały zaczęły latać i przekształcać się w potworną formę. Mag stworzył więcej i większe oraz silniejsze golemy. I w krótkim czasie uzyskał przewagę w walce. Avengers spektakularnie obrywali.
Stiles nie mógł już więcej trzymać się na uboczu. Wstał i ruszył do walki. Kilku oficerów wołało do niego, by wrócił, ale nic nie mogli zrobić. Ironicznie, mógł być jedyną osobą, która coś mogła zadziałać.
Stiles wyciągnął inny pistolet. Taki, który zachował na tego typu specjalne okazje. Wziął głęboki oddech i pozwolił, by jego magia spłynęła do broni. Szepnął:
— Druzgocz.
Poczuł kliknięcie, które upewniło go, że jego magia działała.
Stiles strzelił do najbliższego golema, mierząc w drogocenny, lśniący klejnot, który wyróżniał się na tle reszty ciała. Kamień rozbił się i stracił swój nienaturalny blask, a stwór rozpadł się na gruz. Nie utworzył się ponownie.
— Booyah! — krzyknął radośnie Stiles.
Od miesięcy nie był na strzelnicy. A to być może było jego najlepszym strzałem.
OoO
Steve widział, że mają problem. Potwory złożone ze skał formowały się co rusz, a człowiek sprawiający nad nimi kontrolę posiadał tarczę, przez którą nie mogli się przebić ani Thor ani Tony.
— Co, do diabła? — Iron Man przeklął na linii komunikacyjnej. — Kapitanie, na godzinie piątej.
Steve odwrócił się w stronę policjanta strzelającego do golema. Stwór rozpadł się i, co było zaskakujące, nie uformował się ponownie.
— Jak on to zrobił? — zapytał Iron Man.
— Nie wiem, ale się dowiem.
Steve uderzył tarczą w golema, a potem ruszył w stronę mężczyzny.
— Oficerze! Jak to zrobiłeś?
Nieznajomy się odwrócił i Steve poczuł, jak cały jego świat się zatrzymał. To był młodzieniec, który mu kiedyś pomógł.
— Widzisz te błyszczące kamienie? — zapytał oficer.
— Tak.
Steve widział, jak wyraźnie migotały.
— Są jak baterie. Zniszcz je… — mężczyzna strzelił w golema trafiając w klejnot. Stwór rozpadł się w stos nieruszających się, nieżyjących skał —…a rozpadną się.
Steve przytaknął i dotknął swojego komunikatora.
— Avengers, skupcie się na kamieniach w ich ciałach. To ich baterie. Zniszczcie je, a nie utworzą się na nowo.
Steve zdecydował się pozostać z oficerem. Mężczyzna zniszczył więcej golemów niż wszyscy Avengers razem.
Ale wtedy tarcza Steve'a utknęła w ciele golema i nie mógł jej odzyskać. Nagle nie mógł się poruszyć, a jego życie było wyciskane z jego płuc. Słyszał obrzydliwy trzask swoich pękających kości. Błyski bólu, palące i dzikie. Białe plamy zasłaniały jego wizję.
Widział młodego oficera, który wydawał się krzyczeć, kłócąc się z kimś. Ale nie mógł się skupić. Zbyt dużo bólu. Wszystko inne stawało się niewyraźnie. Dzwoniło mu w uszach…
OoO
Czuł się tak jak w jednym z tych filmów. Stiles widział dokładny moment, gdy golem chwycił Steve'a niczym szmacianą lalkę w miażdżący uścisk. Super żołnierz krzywił się z bólu. Nie krzyczał nawet wtedy, gdy Stiles mógł usłyszeć, jak jego kości łamią się i miażdżą na małe kawałeczki. Stiles niemal zwymiotował wszystko, co zjadł dzisiejszego ranka.
Widział agonię na twarzy Kapitana Ameryki. Pobudziło go to do działania.
— Puść go! — krzyknął Stiles. Nie widziała źródła zasilania. Strzelił golemowi w głowę. Sprawiło to jedynie, że pocisk osiadł w betonie. Stiles strzelał, aż jego magazynek był pusty, ale stwór nie został pokonany. — Cholera! On nie ma nic wspólnego z twoim chłopakiem.
— Nie obchodzi mnie to! Zabiję każdego, kto stanie mi na drodze.
Jego słowa były prawdą, gdy nakazał swojemu golemowi zabicie Steve'a. Golem zacisnął swój uścisk, a Kapitan krzyknął z bólu.
Pieprzyć to. Stilesa nie obchodziło, czy jego zdolności zostaną ujawnione w telewizji. Nie miał teraz innego wyjścia. Życie Kapitana Ameryki było o wiele ważniejsze. Stiles chwycił fiolkę i małe ostrze, które były przymocowane do kabury przy jego pasku. Otworzył kciukiem fiolkę. Potem wyciągnął lewą rękę i rozciął ją, rozlewając krew. Pozwolił, by spłynęła do fiolki. Sproszkowana jarzębina zaświeciła na niebiesko i Stiles wreszcie poczuł kliknięcie oznaczające, że magia trafiła we wszystkie właściwe miejsca.
— Ostatnia szansa na podanie się — zaoferował magowi.
— Nigdy! — krzyknął wściekły mag.
Golemy otoczyły Stilesa, zamierzając go zmiażdżyć.
— Wynoś się stamtąd!
Słyszał ostrzeżenie Iron Mana. Słyszał również tłum, każący mu zejść z drogi. Ale on stał w miejscu, a szybki i sprawiedliwy gniew zalewał jego żyły.
Stiles wskazał otwartą fiolką na Steve'a.
— Kruszenie — szepnął.
Stały strumień czarnej energii wyleciał z naczynia, tworząc falę mrocznego piasku. Pochłonął golemy, które atakowały Stilesa. Popłynął po ulicach, pozostawiając za sobą sterty martwych głazów.
— Nie! — zaskrzeczał mag, rzucając zaklęcie w stronę Stilesa. Jarzębina uniosła się, pochłaniając je.
Mag stawał się coraz bardziej wytrącony z równowagi. Na ślepo rzucał zaklęciami w Stilesa, ale jarzębina wciąż je przechwytywała.
Stiles zacisnął dłonie w pięści. Jarzębina uniosła się nad magiem, tworząc kształt trumny, aby go powstrzymać.
— Skrzywdziłeś niewinnych — stwierdził Stiles. — Już nie jesteś wart swojego daru.
Potem zaczął pracować, aby zabrać iskrę jego mocy sprawiając, że stał się zwykłym człowiekiem. Nienawidził tej części, ale czasami było to konieczne. Zwrócił iskrę do Ziemi, pozwalając jej odzyskać to, co hojnie ofiarowała.
Kiedy skończył, jarzębina zaświeciła na niebiesko i rozproszyła się na wietrze, znikając, gdy powróciła do natury.
Stiles wypuścił ciężki oddech, gdy wracał do siebie, po wielkim użyciu tak potężnej i nadmiernej energii. Jego palce drżały, a kolana były słabe, ale wciąż mógł się poruszać, chociaż ledwie. Chciał tylko zemdleć. Nigdy w całym swoim życiu nie użył tak dużo mocy.
Avengers zebrali się wokół Kapitana Ameryki. Hulk zmienił się z powrotem w doktora Bannera, który teraz stosował pierwszą pomoc na Steve'ie. Stiles podbiegł do nich.
— Mogę pomóc — powiedział Stiles.
Wszyscy spojrzeli na niego niepewnie. Nie czekał, aż się zgodzą. Przepchnął się do przodu i uklęknął przy rannym bohaterze.
Super żołnierz oddychał prędko i płytko. Niektóre kości wystawały z jego klatki piersiowej i z boku. Ramiona były wygięte i nienaturalnie porozdzielane. Krew, ciepło i ciemność gromadziły się wokół niego.
Stiles natychmiast chwycił mężczyznę za rękę i otulił ich połączone dłonie swoją magią, przez co zaczęły widocznie świecić.
— Co robisz? — zapytał go Hawkeye, ze strzałą skierowaną w jego głowę.
— Wiążę jego duszę z moją. Tymczasowo. Więc, gdy jego ciało się podda, to nie umrze.
Mówił szczerze. Uniósł wolną rękę nad sercem Steve'a, aby stamtąd monitorować jego siłę życiową.
Stiles nie mógł powstrzymać przerażenia.
— Cholera.
Każdy wewnętrzny narząd został uszkodzony, a większa część z nich była nie do naprawienia. Została utracona również duża ilość krwi.
— Co się dzieje? — zapytała Czarna Wdowa.
— Za dużo uszkodzeń. Nie mam tyle magii, żeby go uzdrowić.
— Czy po prostu nie możesz uzdrowić najważniejszych organów? — zapytał Iron Man.
Stiles potrząsnął głową. To nie mogło się tak skończyć dla Steve'a .Rogersa, człowieka, który ocalił świat. Losy nie może być taki okrutny. Coś musi mu dać. Żołnierz zasługiwał na życie. Steve zasłużył na szczęśliwe zakończenie.
Stiles podjął decyzję. Uratuje Steve'a, nawet jeśli miałaby być to ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobi.
Przywołał swoją siłę życiową. Czuł się tak, jakby jego ciało płonęło, tak jak wtedy, gdy biegniesz na złamanie karku, nawet gdy twoje płuca i mięśnie protestują, chcąc byś się zatrzymał. Zaczął świecić na biało, zbierając światło na dłoniach. Umieścił je nad sercem super żołnierza.
— Co się dzieje? — zapytał Sokole Oko.
— Leczę go.
— Ale powiedziałeś…
— Wiem. Ale rozgryzłem ten problem. — Stiles uśmiechnął się przez ból. Każde uderzenie serca było jak dźgniecie nożem. — Nie pozwolę mu umrzeć. Nie zgadzam się na to. Losy mogą mnie pocałować w dupę.
Położył dłoń na piersi Steve'a, pragnąć by jego siła życiowa, uleczyło to, co zostało zranione. Aby zmienić projekt Losów. Wystające kości wracały tam, gdzie powinny, a rany zaczynały się zamykać, siniaki blakły.
Stiles mógł poczuć, że jego naczynia krwionośne w głowie pulsują z bólu. Jego skóra wyglądała jak spalona ogniem. Jeszcze trochę — zachęcił i włożył więcej siły życiowej w Kapitana. Steve zachłysnął się powietrzem, a potem nagle wstał cały i zdrowy.
— Dziękuję — powiedział, zachwycając się swoim powrotem do zdrowia.
— Dla ciebie wszystko, Kapitanie.
Stiles wstał, ale trochę się zachwiał. Thor przytrzymał go. Uśmiechnął się wdzięcznością do Boga Piorunów.
— Myślę, że moja praca tutaj jest zakończona. — Wykonał zarozumiały salut, nim odszedł.
Widział oficerów NYPD patrzących na niego z podziwem.
— Nie ma już żadnej mocy — powiedział szefowi.
Powoli odsunął się od miejsca zdarzenia. Złapał taksówkę i wrócił do hotelu. Nie minęła nawet minuta od przekroczenia progu pokoju, gdy poczuł, że traci świadomość z wyczerpania. Zdawał sobie sprawę, że jego telefon dzwonił. Ale po prostu zlikwidował zagrożenie poziomu Alfa i wyleczył Kapitana Amerykę. Wszystko inne może poczekać, aż odpocznie.
