A/N: Historia Jacka S. i lorda Becketta w dużym skrócie. Tekst powstał na międzyfandomowy Fikaton. Jack Sparrow oraz Cutler Beckett nie są moją własnością.
Ballada o porządnym człowieku i drugim, nieporządnym
Oto historia
jest znajomości
niepozbawionej
ślepej zazdrości.
Ludzi dwóch zna się
(jakoś poznało),
łączy ich praca,
poza tym - mało.
Jeden jak ptaszek
chce latać, wolny,
drugi, przeciwnie:
chciwy, namolny,
kariery pragnie,
zaszczytów, złota.
Pierwszy – tak żyć, jak
przyjdzie ochota.
Mają współpracę,
handel zamorski.
przewóz bananów,
przypraw i ostryg.
Wtem jeden mówi:
transport specjalny.
Spełniamy rozkaz,
Hm, kolonialny.
Lecz go spotyka
ostra odmowa.
Ja towar wożę.
Ludzie - nie towar.
Kompas moralny
Mi nie pozwoli
Ruszyć ten okręt
z ludźmi w niewoli.
Ruszysz, dostarczysz,
a ja zarobię.
Inaczej szukaj
już miejsca w grobie!
Płynie więc okręt,
lecz nim dopływa,
„towar" z ładowni
gdzieś się rozmywa.
Moje pieniądze!
Wszystko uciekło!
Pracę straciłem,
ty zaś masz piekło!
Okręt zatopić!
Piętno, świat w kratę!
I tak Jack Sparrow
został piratem.
Tymczasem kupiec
sznurki pociąga
i się powoli
w górę wyciąga.
Lata mijają,
a on już lordem:
nosi perukę,
pudruje mordę,
już szef Kompanii,
więc się nie wzbrania
Sparrowa podjąć
poszukiwania.
Nadejdzie w końcu
spełnienie marzeń.
z nich dwóch to on się
lepszy okaże.
(Nie wiem, czy o tym
była już mowa:
Beckett miał kompleks
Jacka Sparrowa.
Taki był sekret
Lordowskiej Mości,
Że mu polotu,
drygów zazdrościł.
I na to była
intryga wszelka,
by ostatecznie
dorwać Wróbelka.
Wróbelek bowiem,
miast zginąć marnie,
przeżywszy przedtem
wielkie męczarnie,
okręt odzyskał,
z więzienia zwiał,
a z piętna dawno
tylko się śmiał.)
Krótkie spotkanie,
knucie, umowa,
każdy uważa
mocno na słowa.
Beckett się cieszy,
Sparrow w potrzasku.
Teraz wystarczy
czekać do brzasku.
I nadszedł zemsty
Holender ciemny!
To tylko biznes,
Taki... trumienny.
Jam królem intryg,
rządzę tym światem,
tyś jest robakiem,
niczym - piratem!
Niczym - piratem!
- jak w serce strzał
przeczy tym słowom
Holender z dział.
Oto znów Sparrow
triumfuje gładko,
na dno Becketta
wysyła w statku.
I korporacja,
wielka machina
przed piratami
głowę ugina.
Na moment, nim go
ogień pochłonie,
zdejmuje maskę.
Zło. Pustka. Koniec.
(Diabeł po duszę
przyszedłby, ale
ona stopiona
jest w kapitale.)
Jack zaś wiódł żywot
długi, burzliwy.
Kompas w kieszeni
Miał niemożliwy.
Drogę do szczęścia
przez siedem mórz
wskazywał zawsze.
Zawsze. I już.
