Autor oryginału: Nike Femme

Tytuł oryginału: Full Circle

Zgoda: Na razie brak odzewu.


Ani bohaterowie ani uniwersum nie należy do mnie. Historia również nie jest moja, ja tu tylko tłumaczę. A jedyne co z tego mam to satysfakcja.

Niebetowane.


Rozdział 1: Strażnik Bramy

Był Strażnikiem już od czterech lat. Chociaż tyle wiedział.

Wiedział także, że był uznawany za jednego z najlepszych w tym fachu.

Jego sława narodziła się dokładnie cztery lata temu, gdy jego ludzie znaleźli go leżącego na poboczu drogi, poobijanego, zakrwawionego i nieprzytomnego, przypominającego kolejną ofiarę wojny. Nie oczekując nic w zamian, zabrali go do siebie i zaopiekowali się nim. Tacy już byli. Ale kiedy ostatni Strażnik stracił kontrolę nad nadchodzącą Bramą, on zerwał się z łóżka, przejął kontrolę nad strumieniem energii, przesyłając go przez swoje ciało i ciskając o ziemię, by uziemić portal.

W tym momencie narodziła się legenda. Żaden poprzedni Strażnik nie był w stanie przejąć kontroli nad Strumieniem Bramy przed jej zamknięciem tuż po zerwaniu się połączenia ─ dodatnie sprzężenie zwrotne zazwyczaj zabijało Strażników po jego obu stronach. Tak właśnie umierali Strażnicy, jeśli choroba lub jakiś niefortunny wypadek nie zebrał wcześniej swojego żniwa. Otwieranie i utrzymywanie Bram pomiędzy światami było rzadkim darem, za który należało jednak słono płacić.

Wszystko sprowadzało się do nauki. Prawo zachowania energii. W celu odbycia podróży przez bramę, odpowiednia ilość energii musi przepłynąć w kierunku odwrotnym do podróży, by zachować równowagę. By tworzyć Bramę, Strażnik wysyła niewielką ilość energii do innego Strażnika, który czeka w pożądanym miejscu. Drugi Strażnik uziemia strumień, otwierając portal. Podczas gdy ludzie, dobra czy wiadomości są transportowane, Strażnicy utrzymują przepływ strumienia w kierunku odwrotnym do przepływu transportowanych przedmiotów.

Problem polegał na tym, iż energia potrzebna, by utrzymać przepływ owego strumienia musiała skądś pochodzić. A raczej z kogoś.

Małe ilości, wystarczające by utrzymać handel i wymianę, nie stanowiły dla Strażników żadnego problemu. Poza tym było ich wielu, więc nie musieli nosić tego brzemienia samotnie. Ale wtedy między światami wybuchła wojna. W miarę jej postępu coraz więcej Strażników umierało zostawiając brzemię ujarzmiania strumienia tym, którzy przeżyli. A było ich coraz mniej. Zaczęto prosić ich o transport o wiele większej ilości rzeczy niż wcześniej: wojsk, artylerii, zaopatrzenia. Przenoszenie ich wszystkich naraz wymagało od Strażników niesamowitego wysiłku ─ wielu z nich zmarło przez tę mordęgę.

Ale nie on. Jego moce zakrawały na nieludzkie. Czasem nawet go przerażały. Sądził, że czułby się z nimi lepiej, gdyby wiedział więcej o swojej przeszłości i skąd się wzięły. Ale to była kolejna cena jaką musiał zapłacić za swój dar.

Żaden Strażnik Bramy nie posiadał wspomnień sprzed zostania Strażnikiem. Zwykły fakt, część ceny za owy dar. Nikt nie wiedział skąd brali się Strażnicy ─ każdy z nich po prostu się pojawiał i zostawał przyjęty przez społeczność, która go znalazła. Przez to wzrosła nadzwyczajna uprzejmość w stosunku do obcych ─ nigdy nie wiedziałeś, czy czasem nie natknąłeś się na Strażnika w przebraniu.

Strażnik mógł sam wybrać sobie imię lub przyjąć imię nadane mu przez społeczeństwo.

Jego zwali Auric. To mała Nina, córka starosty wioski nadała mu to imię. Gdy spytał, dlaczego akurat takie, zachichotała i odparła, że to przez wzgląd na jego niecodzienne złote oczy i włosy. Mimo, iż zawstydził się wtedy niezmiernie, przyjął to imię w takim duchu, w jakim zostało mu ono nadane. Jego kolorystyka wprowadzała nieco ożywienia wśród wszechobecnych przytłumionych brązów i zieleni.

Zastanawiało go, skąd pochodził i kim był zanim tu przybył...

─ Auric?

Wyrwany z rozmyśleń, odwrócił się w stronę głosu. Nad nim stał jego partner, Alp, uśmiechając się do niego radośnie. Lata temu, gdy wybuchła wojna, Gildia Strażników postanowiła się zmobilizować i przegrupować, by zwiększyć swoją skuteczność. Każdemu Strażnikowi przydzielono partnera ─ by mogli się wzajemnie chronić, pomagać sobie w stabilizowaniu coraz większych Bram i mieć pewność, że mogli się bez obaw teleportować, gdy zaszła potrzeba utworzenia połączeń ratunkowych pomiędzy dwoma regionami. Los połączył go z Alpem przez czysty przypadek, ale jest to coś, za co zawsze będzie wdzięczny. Dopełniali się charakterami ─ podczas gdy Auric był szybki w działaniu i impulsywny, Alp był zrównoważony i metodyczny. Szybko stał się jego najlepszym przyjacielem i kotwicą. Pomimo tego, ze Alp był nieznacznie wyższy i nieco okrąglejszy z twarzy, ci, którzy ich nie znali, często mylili ich z braćmi. Przynajmniej dopóki dany obserwator nie ujrzał ich czarnych rękawic i podwójnego sznura bursztynowych koralików skrytego w fałdach wysłużonego zielonego płaszcza. Te trzy z pozoru niewinne przedmioty zdradzały ich przynależność do Gildii.

─ Auric, idę do ratusza dowiedzieć się co dzieje się na froncie. Idziesz ze mną?

Auric potrząsnął głową, uśmiechając się lekko.

─ Nie Alp, pewnie i tak nie dowiem się niczego nowego. Wolałbym posiedzieć chwilę w ciszy zanim będziemy musieli wrócić do pracy.

─ Racja, prawie zapomniałem! Dzisiaj jest twój Dzień Alepha, prawda? ─ powiedział Alp aż zbyt wesoło. Auric uśmiechnął się pod nosem i mina jego kompana zrzedła. ─ Dobra, dobra. Nie zapomniałem. Mam coś dla ciebie.

─ Nie musiałeś.

─ Ale chciałem. Wiem, że twoje sny w tym czasie stają się gorsze... Może to ci pomoże. ─ Alp wyciągnął w jego stronę mały, oprawiony w skórę dziennik. Auric przyjął go z podziwem. Papier, prawdziwy papier! Ostatnio strasznie trudno było się na niego natknąć - wszystkie dostępne zasoby przeznaczono na użytek wojska. Dostać ot tak całą książkę! Otworzył ją z niemalże czcią, wertując jej puste strony i wdychając zapach skóry i kartek. I... czy to prawdziwy ołówek? Podniósł wzrok, oniemiały. Alp uśmiechnął się do niego promiennie.

─ Rysowałeś kiedyś, pamiętasz? Zawsze cię to uspokajało.

─ Alp... ─ Nie był w stanie mówić dalej. Czuł, że zwykłe frazesy tylko obniżyłyby wartość podarku. ─ Jest cudowny. Dziękuję ci. ─ Wyciągnął dłoń i złapał przedramię Alpa w żołnierskim uścisku. Zdecydował jednak, że to nie wystarczy i przyciągnął większego młodzieńca do uścisku. ─ Dziękuję.

Alp schylił głowę z zakłopotaniem, ale było widać, że był zadowolony z reakcji na swój prezent.

─ Nie ma za co. Do zobaczenia!

Auric popatrzył za odchodzącym przyjacielem, po czym zwrócił swoja uwagę z powrotem na książkę leżącą na jego kolanach. Wziął do ręki ołówek i z czułością obracał go przez chwilę w palcach, po czym wygładził kartkę dłonią i zapisał datę. Dzień Alepha. Jedyna znacząca data, której musiał się trzymać. Rocznica dnia, w którym stracił swą przeszłość i zyskał teraźniejszość. Dnia, w którym stał się Strażnikiem Bramy.

Kiedyś spytał Alpa, czy przejmuje się swoim Dniem Alepha. Po dłuższym zastanowieniu Alp potrząsnął głową.

─ Nie, niezbyt. Ale ja byłem o wiele młodszy od ciebie, gdy zostałem Strażnikiem. Mniej życia do stracenia. I nie, nie mam snów. Dlaczego?

Dlaczego. Właśnie. Auric westchnął. Te przeklęte sny. Jego ręka zaczęła poruszać się nad pustą kartką papieru. Zawsze w tej samej kolejności. Płonący dom. Skrzydlaty wąż owinięty wokół krzyża. Uzbrojony rycerz o oczach płonących w głębi hełmu, wyciągający w jego stronę dłoń. Jego własne odbicie o zgorzkniałym, gniewnym spojrzeniu. Jego prawą rękę pokrywa coś w rodzaju zbroi rozciągającej się od ramienia aż do czubków palców. I ostatnie ─ nieznajomy czarnowłosy mężczyzna o płomiennym spojrzeniu, trzymający w wyciągniętej dłoni płomień. Zawsze coś do niego mówi, ale Auric nigdy nie jest w stanie dokładnie wychwycić jego słów, zanim budzi się przesiąknięty potem. Stanowy? Starowy? Co to w ogóle znaczyło? Zmarszczył brwi, dodając szczegóły.

Gdy skończył szkicować, słońce stało już wysoko na niebie. Auric zamknął notatnik i wsunął go ostrożnie do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Alp miał rację, jak zawsze zresztą. Czuł się lepiej po przelaniu myśli na papier. Wyprostował się, przeciągając i rozprostowując palce. Gdzie podział się Alp? Zapoznanie się z najnowszymi wieściami nie powinno zająć mu aż tyle czasu.

Zaburczało mu w brzuchu i Auric uprzytomnił sobie, że już prawie pora obiadu. Decydując, że z pustym brzuchem szukanie i tak mu nie pójdzie, postanowił udać się do gospody w której zwykle jadał z Alpem. Praktycznie czuł już zapach mięsnych pasztecików.

─ Auric! ─ dobiegł go zdyszany krzyk. ─ Auric!

Odwrócił się gwałtownie słysząc strach w głosie wołającego. To mała Nina. Wpadła w jego ramiona, gdy tylko schylił się, by lepiej ją słyszeć.

─ Szybko... front... Przedostali się... nadchodzą ranni... odwrót...

─ Gdzie Alp? ─ spytał nagląco.

─ Kazał mi powiedzieć, że pierwszy przeteleportuje się na front i otworzy Bramę! Szybko Auric! ─ zaszlochała, a po jej policzkach spłynęły łzy.

Pobiegł w stronę dziedzińca wioski, jedynego miejsca na tyle dużego, by pomieściło Bramę potrzebnej wielkości. Niejasno zarejestrował innych biegnących razem z nim. Mieszkańcy wioski, wsparcie wojskowe, wszyscy, którzy usłyszeli wieści. W uszach dźwięczały mu krzyki mijanych ludzi.

─ Zrobić miejsce dla Strażnika!

─ Przygotować się na nadchodzących rannych!

Biegnąc, sięgnął umysłem w eter, szukając szmeru energii sygnalizującego Alpa nawołującego go poprzez mile, które ich oddzielały. Auric zatrzymał się pośrodku zakurzonego dziedzińca wioski, odrzucając płaszcz i wyciągając koraliki. Trzymając w górze podwójne pasmo, jedna pętla w drugiej, pochylił głowę i wziął długi uspokajający oddech. Wiedział, że ta Brama będzie wyjątkowo trudna ─ energie wytworzone przez eksplozję na froncie zdestabilizują Strumień. Będzie musiał się skupić. Świat zdawał się zanikać z nim samym pośrodku cienistej ciemności. Wszelkie odgłosy stały się przytłumione. Nawet wiatr ustał na ułamek sekundy. Poczuł obecność Alpa lekko drażniącą obrzeża jego świadomości. Poderwał głowę do góry. Jego złote oczy zapłonęły, gdy przekierował całą swą moc w koraliki, które zaczęły lśnić. Uderzył prawą ręką o ziemię i wyrzucił koraliki w powietrze, gdzie utworzyły kontur ogromnego koła. Niemal natychmiast pojawił się wir światła.

─ Kai! ─ słowo mocy przecięło powietrze niczym bat i w jednej chwili nowo utworzona Brama wypełniła się masą krzyczących i płaczących ludzi. Auric zadrżał, podczas gdy przez Bramę przechodziło coraz więcej rannych, umierających, a w pewnych przypadkach i zmarłych sprowadzonych przez towarzyszy. Miał nadzieję, że Alp jakoś radzi sobie z uziemianiem tej olbrzymiej energii, którą mu przesyłał, by zachować równowagę transferu. Eksplozja po drugiej stronie Bramy gwałtownie wstrząsnęła Strumieniem i Auric mentalnie przeklął się za brak koncentracji ─ Alp był całkowicie zdolny do zrobienia tego co miał zrobić. Był Strażnikiem dwukrotnie dłużej niż Auric!

Mijały minuty. Albo godziny. Albo i dni, Auric już dawno stracił rachubę. Jego cały świat ograniczył się do jasnego Strumienia Bramy, przepływającego pomiędzy Alpem i nim samym. Zachwiał się do przodu, podtrzymując się rękoma i z niejakim opóźnieniem zdał sobie sprawę, że klęczy w piachu przed Bramą ─ jego kolana musiały odmówić posłuszeństwa już jakiś czas temu. Ile zostało jeszcze ludzi? Ile energii będzie musiał jeszcze przesłać? Czy ma jej wystarczająco? Niemal po omacku doczołgał się w stronę Bramy, prawie zostając przy tym potrąconym w chaosie ludzi biegających w tę i z powrotem.

─ Alp? ─ wychrypiał. Obraz zaczął mu się już zamazywać, a chmury dymu i kurzu unoszące się w powietrzu niezbyt ułatwiały mu widoczność. Wszystko powoli zaczynało robić się surrealistyczne.

─ Alp? ─ zawołał ponownie,

W końcu chwiejna sylwetka partnera pojawiła się w jego polu widzenia. Był ubrudzony krwią, zakurzony i blady jak śmierć, ale nadal się poruszał. Skrzywił się na widok Aurica, który doskonale zdawał sobie sprawę, że musi wyglądać równie źle.

─ Wyglądasz okropnie. Wytrzymasz jeszcze parę minut? Przenoszą ostatnich pacjentów ze szpitali polowych.

─ Och proszę cię, zapominasz z kim rozmawiasz ─ odparował Auric szczerząc zęby w wilczym uśmiechu w pokazie brawury, który pewnie byłby bardziej przekonujący, gdyby nagle nie zaczął kaszleć wstrętnym, mokrym kaszlem pomieszanym z krwią. Przez chwilę wpatrywał się w zdumieniu w ciemną plamę na ziemi tuż przed nim. Więc jednak miał jakieś limity. Jeszcze nigdy nie utrzymywali tak długo otwartej Bramy... Na wpół przytomny zastanawiał się czy to też zostanie dodane do legend o nim i w końcu zdecydował, że tak będzie. Zwłaszcza jeśli go zabije.

─ Auric! ─ krzyknął Alp. ─ Zamknę Bramę! Możemy ją potem ponownie otworzyć...

─ Nie! ─ warknął Auric. ─ Dam radę! Jeszcze tylko parę minut...

─ Auric ─ Alp otworzył usta, by ponownie się z nim kłócić. Wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się żaden z nich. Jak w zwolnionym tempie obserwowali lecący w powietrzu granat wroga. Alp obrócił się z oczami rozszerzonymi ze zdziwienia. Auric sięgnął desperacko w jego stronę, jakby chciał go przeciągnąć przez Bramę samą siłą woli.

Granat wybuchł. Auric wiedział, z całkowitą pewnością, że Alp jest martwy i że on sam za parę sekund do niego dołączy. Tuż za nim rozległ się krzyk i nawet nie patrząc Auric wiedział, że to Nina. Nina... wszyscy ludzie z wioski... Oni wszyscy umrą. Cała wioska zostanie zmieciona z powierzchni ziemi przez powracający Strumień, który zaraz przybędzie. Wszyscy ludzie, których ewakuowali znajdą Śmierć w miejscu, które miało ich od niej wybawić. Śmierć Alpa pójdzie na marne.

Coś w Auricu pękło. Chwiejne podniósł się na nogi. Czuł jak drugi koniec Bramy krzyczy w jego kierunku, a jego spętlone kable, które pękły wraz ze śmiercią Alpa, spieszą by podzielić jego los.

Uczucie odwzajemnione, pieprz się.

I, dokładnie tak samo jak cztery lata temu, Auric uniósł ręce i przechwycił nadchodzący Strumień pozwalając mu przepłynąć przez swoje ciało. Nagiął go zgodnie ze swoją wolą, wkładając w to resztki energii, starając się połączyć go z końcem, nad którym już panował. Czuł jak Strumień protestuje, stara się go zwalczyć i nagle w jego umyśle pojawił się obraz węża zjadającego własny ogon. Zaciskając zęby powoli zbliżył do siebie ręce, zmuszając oba końce by się spotkały.

Złączył ręce. Rozległa się ogromna eksplozja, po której dało się słyszeć delikatny dźwięk przypominający deszcz. A kiedy przybiegła Nina, jedyną pozostałością po złotowłosym Strażniku był kopcący się dół z kupką lekko tlących się bursztynowych koralików na dnie.