Christmas lights

You are the light that never goes out.

Rozdział 1

Adam zamknął za sobą drzwi hotelowego pokoju, odetchnął głęboko i rzucił się na łóżko, zamykając oczy. Jet lag naprawdę było do kitu. Mimo, że przespał prawie cały lot z Szanghaju do Helsinek, nadal czuł się wykończony. Przespał też obiad na pokładzie samolotu, więc do tego był jeszcze głodny. Spojrzał w bok, gdzie na poduszce leżał jego bagaż podręczny, do którego godzinę wcześniej schował czekoladki podarowane mu przez witających go fanów na lotnisku.

Ach, fani. W ogóle się ich nie spodziewał. Zresztą, nie spodziewał się, aby ktokolwiek przyszedł go przywitać. Sauli nie wiedział, że przylatuje dzisiaj – to miała być dla niego niespodzianka, bo w ostatnich chwili przebukował bilet do Helsinek.
Liczba fanów i paparazzi wprawiła go w niemałe osłupienie. Z Chin wyleciał wcześnie rano prosto do Finlandii i był pewien, że uda mu się to utrzymać w sekrecie. Jednak jego fani byli lepiej poinformowani niż cały amerykański wywiad, a przepływ informacji między nimi działał bez zarzutu. Pomimo tego całego zaskoczenia, ich niespodziewane powitanie było bardzo miłe. Dzięki nim na krótką chwilę zapomniał o całym zmęczeniu i głodzie.

Znów spojrzał na torbę, w której leżała i kusiła go bombonierka. Starał się użyć całej swojej silnej woli, aby nie otworzyć pudełka, co wiązało się ze zjedzeniem wszystkich czekoladek i zaprzepaszczeniem diety. Ale z drugiej strony był tak niesamowicie głodny…

Jedna czekoladka nikomu nie zaszkodzi. Głód złagodnieje, a poza tym Adam trochę się rozgrzeje. Bo było mu zimno jak cholera! Z Szanghaju wyleciał jedynie w swetrze, wszystkie cieplejsze ubrania zostały w ich domu w Los Angeles, ułożone w walizkach stojących już w garderobie. Przy sobie miał tylko jedną kurtkę, wepchniętą gdzieś na dno walizki. Drżał z zimna, miał ciarki i gęsią skórkę na całym ciele. Zupełnie zapomniał o grudniowych temperaturach w Finlandii – był pewien, że w tym kraju nawet piekło regularnie zamarzało.

Sięgnął po drugą czekoladkę. Nic się nie stanie, jak zje jeszcze tą jedną, tak dla ukojenia nerwów. Okropnie denerwował się przed spotkaniem z rodziną Sauliego. Żołądek miał związany w supeł, a dłonie spocone, mimo przeszywającego zimna. Co jeśli go nie polubią? (Sięgnął po kolejną czekoladkę) Jeśli nie znajdą wspólnego języka? Nie mówiąc już o tym, że Sauli będzie musiał wszystko tłumaczyć, bo on nie zna fińskiego (oprócz kilku przekleństw i sprośnych słów, ale nie miał zamiaru się tym chwalić), a jego rodzice nie mówią po angielsku. (Jeszcze jedna czekoladka dobrze mu zrobi) Tyle rzeczy może pójść nie po jego myśli…

Spojrzał na puste opakowanie po słodyczach. Odrzucił je na bok, czując nadchodzące mdłości. Za dużo czekolady i za dużo nerwów.

Wstał z łóżka i podszedł do okna. Padał drobny deszcz, niebo było szare i nigdzie nie było ani śladu śniegu. W ogóle to nie przypominało świąt ze zdjęć z albumu Sauliego. Ale przynajmniej powietrze było o wiele czystsze niż w LA.

Jednak tak bardzo nie mógł doczekać się znów zobaczyć Sauliego! Co prawda minęło zaledwie kilka dni, ale tęsknota była nieproporcjonalnie ogromna – co najmniej jakby nie widzieli się miesiąc. Tak bardzo chciał go teraz wziąć w ramiona i pocałować tak, jakby miało nie być jutra.

W zamyśleniu rozpakował się (zdecydowali się z Saulim na hotel, aby mieć trochę prywatności i nie zawracać za bardzo głowy jego rodzicom) i odświeżył po locie. Wyrzucił do kosza pudełko po czekoladkach, aby pozbyć się dowodów i – postanawiając nie odwlekać tego, co i tak będzie musiało nastąpić – zadzwonił po taksówkę.

Pół godziny później jechał już ulicami Helsinek, zmierzając ku drodze wylotowej z miasta. Kierowali się na północ, ku rodzinnemu miastu Sauliego, Hyyvince. Chciał zobaczyć się z Saulim jak najszybciej, ale jednocześnie nadal był zdenerwowany przed pierwszym spotkaniem z jego rodziną. Czekoladki nie pomogły na głód, a zbyt krótka drzemka nie przegoniła zmęczenia po długim locie i kilkukrotnej zmianie stref czasowych.
Przed wyjazdem do Hyyvinki zmienił jednak ubrania na cieplejsze, więc przynajmniej nie było mu już tak niewyobrażalnie zimno.

Deszcz stukał o szyby samochodu, a Adam nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kiedy wreszcie w Finlandii spadnie śnieg, będzie wyglądała naprawdę magicznie. Jak z najpiękniejszej bajki. Na razie jednak mógł jedynie obserwować nic nie robiących sobie z brzydkiej pogody Finów przechadzających się po ulicach z parasolami, najwidoczniej robiących ostatnie przedświąteczne zakupy. Małe dzieci z radością skakały po kałużach, rozpryskując wodę na wszystkie strony. Adam mimowolnie się do siebie uśmiechnął, jednocześnie czując się nieco lżej. Właściwie nie czuł już ani głodu, ani zmęczenia, ani zdenerwowania. Jechał zobaczyć Sauliego.

Zamyślonemu piosenkarzowi godzina jazdy minęła szybciej niż mrugnięcie okiem. Nim się obejrzał, taksówka mijała już tablicę witającą przyjeżdżających do Hyyvinki. Wiedział, że dom Sauliego znajdował się na samym końcu miasteczka. Po chwili wjechali na ostatnie osiedle, gdzie jednorodzinne domki stały w znacznym oddaleniu od siebie tak, że wokół każdego znajdował się piękny, duży, wypielęgnowany ogród.

W momencie kiedy taksówka odjechała, zostawiając Adama na pustym chodniku z walizkami w obu rękach, zaczął prószyć śnieg.

Sauli dokładnie opisał mu swoje rodzinne okolice i pokazał mnóstwo zdjęć, wiec Adam nie miał problemu ze znalezieniem właściwego domu. Ruszył w jego stronę, rozglądając się z zachwytem po uroczych uliczkach, nie czując niczego poza przyjemnym podekscytowaniem. Za chwilę ujrzy Sauliego, pozna jego rodzinę i spędzi cudowne święta w najpiękniejszym zakątku na świecie.

Podszedł do domku o wyłożonych drewnem ścianach, który wyglądał dokładnie tak, jak na zdjęciach. Z komina leciał dym, z wewnątrz słychać było wesołą przedświąteczną krzątaninę. Adam uśmiechnął się i popchnął skrzypiącą cichutko furtkę, wchodząc na podwórko, a potem schodkami na werandę. Wziął głęboki oddech i nacisnął dzwonek po prawej stronie drzwi. Usłyszał za drzwiami szybkie kroki (najwyraźniej ktoś zbiegał po schodach z górnego piętra) i sekundę później drzwi się otworzyły.

Przez szparę w drzwiach patrzyły na niego promieniście zielone oczy.