Autor: lilmisblack

Tłumaczki: Angel & Kroolik

Tytuł oryginału: Saving your life

Link do oryginału : .net/s/3210262/1/Saving_your_life


1. Ratuję ci życie

Obudziła się czując, że jej głowa pulsuje. Bolało ją całe ciało. Próbowała się poruszyć, ale okazało się, że została przykuta do ściany. Rozejrzała się dookoła, jednak było zbyt ciemno, aby mogła zobaczyć cokolwiek. Strach sparaliżował ją, gdy przypomniała sobie, co się wydarzyło. Była zdziwiona tym, że wciąż żyje.

Po tej strasznej nocy zaledwie kilka tygodni temu, odbyły się trzy spotkania Zakonu. Pierwsze miało miejsce tuż po pogrzebie, jednak wszyscy byli nadal zbyt zszokowani, aby zrobić cokolwiek. Drugie zorganizowano w opuszczonym domu w Londynie. Wyglądał on na taki tylko z zewnątrz, gdyż tak naprawdę większość członków zamieszkało właśnie tutaj odkąd Grimmauld Place przestało być bezpieczne, zwłaszcza teraz, gdy Snape jest po drugiej stronie. Znał wszystkie tajemnice Zakonu i nie musiał już być ostrożny, aby uniknąć podejrzeń. Już nie…

W czasie drugiego spotkania, które trwało zaledwie kilka godzin wyraźnie unikano tego tematu. Ci, którzy od początku nie ufali Snape'owi byli zbyt wstrząśnięci tym, co zrobił. Na szczęście mieli jeszcze innych szpiegów, jednak żaden z nich nie znajdował się tak blisko wroga jak on. Zostali poinformowani, że ktoś w ministerstwie pracuje dla Voldemorta jednak nie wiedzieli, kim on jest. Uzgodniono kwestię dokładniejszego śledztwa w tej sprawie i było to wszystko, co zdołali ustalić. Harry postanowił nie mówić nikomu ani słowa o Horkruksach. We trójkę postanowili wyruszyć do doliny Godryka już za kilka dni, aby spróbować je odnaleźć.

Trzecie i ostatnie spotkanie miało miejsce tego feralnego popołudnia, jednak nie miała szansy na nie dotrzeć. Była w drodze, gdy zauważyła go z innym czarodziejem. Obydwoje ukrywali swoje twarze próbując przejść niezauważeni wzdłuż ulicy. Słysząc jego głos nawet, gdy szeptał wystarczył, żeby wiedziała z kim ma doczynienia. To przeciąganie samogłosek było zbyt charakterystyczne, zupełnie jak u syna.

Przesłoniła swoją twarz kołnierzem płaszcza i podążyła za nimi, by ich śledzić, gdy opuścili ulicę Pokątną i weszli do mugolskiej części Londynu. Starała się pozostać w pewnej odległości, aby jej nie zauważyli. Mugole spoglądali na nich, ale nie wyglądali na specjalnie zainteresowanych. Minęło więcej niż dziesięć minut i nic się nie zmieniło. Miała nadzieję, że kierowali się w stronę swojej kwatery głównej. Zastanawiała się nad tym, jak Zakon mógłby wykorzystać tą informację. Być może będą mogli zaatakować ich z zaskoczenia lub…

Rozejrzała się wokoło czując narastający niepokój. Nie dawało jej to spokoju. Była tak zamyślona, że nie zorientowała się, iż dwójka mężczyzn, których śledziła zniknęła z jej pola widzenia. Zobaczyła, że jest zupełnie sama w środku opustoszałego parku. Coś wewnątrz niej powiedziało, że postąpiła naprawdę nierozważnie śledząc dwójkę śmierciożerców po Londynie w pojedynkę. Najgorsze jednak było to, że ani razu nie zastanowiła się, dlaczego najzwyczajniej w świecie się nie aportowali.

Zimny śmiech tuż za nią wskazał miejsce pobytu dwójki mężczyzn. Nie miała nawet chwili czasu, aby dobyć swojej różdżki. Błysk czerwonego światła i nagle wszystko stało się czarne.

Kiedy pierwsze zaklęcie uderzyło w nią, z trudem mogła złapać oddech. Poczuła, że kręci się jej w głowie w momencie, gdy postawiono ją na nogi. Zaczęli się szaleńczo śmiać. Co najmniej cztery kolejne zaklęcia pomknęły w jej stronę. Czuła, jak ciało pokrywa się kolejnymi głębokimi nacięciami. Krew była dosłownie wszędzie. Ich śmiech spotęgował się, gdy po twarzy poleciały bezgłośne łzy bólu. Zaczęła mówić sobie w duchu: nie będę krzyczeć, nie będę ich błagać o litość.

Nagle w pokoju zapanowała martwa cisza. Śmierciożercy rozstąpili się, a jej oczom ukazała się zakapturzona postać. Jedyne, co mogła dostrzec to parę czerwonych oczu i wymierzoną w nią różdżkę. Wymamrotał coś, czego nie mogła zrozumieć i wtedy ciemność ją pochłonęła.

I tak oto znalazła się tutaj, przykuta do ściany, ale wciąż żywa. Zaczęła się szarpać by uwolnić ręce, ale okazało się to niemożliwe. Zauważyła, że rany na jej ciele zostały uleczone, lecz zamiast przynieść ulgę spowodowało to jeszcze większe przerażenie. W głowie kłębiły się myśli: Czego od niej chcą? Czemu wciąż żyje?...

Pokój wypełnił się światłem, gdy drzwi zostały otwarte i wkroczyła czarna postać.

- Naprawdę nie mogłaś poczekać jeszcze jednego dnia, by mnie zobaczyć?

Ten głos rozpoznałaby wszędzie, słyszała go przecież tyle razy w ciągu ostatnich sześciu lat, lecz teraz była w nim jakaś straszna nuta. Już otworzyła usta, żeby rzucić cięta ripostę, ale spojrzenie, jakie otrzymała powstrzymało ją od tego. Nie mając możliwości ruchu patrzyła jak się zbliża. Zatrzymał się zaledwie kilka cali od niej. Był tak blisko, że ich ciała prawie się stykały. Nagle objął ją w pasie, a swoją twarz zatopił w jej włosach. Czuł jak sztywnieje pod jego dotykiem i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć wyszeptał jej do ucha tak cicho, że ledwo mogła go usłyszeć.

- Nie opieraj się, oni nas obserwują.

- Co ty robisz?- zapytała drżącym głosem.

- Ratuję ci życie- odpowiedział, po czym zaczął całować jej szyję.