Pocałunek
Rukia z rosnącym niedowierzaniem wpatrywała się w Renjego. Tak samo jak Byakuya. Właściwie wpatrywali się w niego wszyscy obecni na placu Shinigami. Abarai podejrzewał, że gdyby było to możliwe, skupiałby na sobie uwagę też pozostałych Strażników. I Hollowów. I może jeszcze zwykłych śmiertelników.
Renji otworzył usta, chcąc skomentować swoje zachowanie, ale szybko je zamknął. Nie było dobrego wyjaśnienia, dla tego, co właśnie zrobił. W gruncie rzeczy nie było żadnego wyjaśnienia. Chciał się schować, uciec, zniknąć, przestać istnieć. Chciał cofnąć czas, co niestety także możliwe nie było.
Odetchnął głęboko, uparcie patrząc na swoje stopy. Wokół panowała cisza, co tylko jeszcze bardziej go denerwowało. Stało się. Nic wielkiego w końcu. Nie raz to już przecież robił. Nie, żeby kiedykolwiek na oczach dziesiątek ludzi.
— Przepraszam — mruknął po chwili i odwrócił się z zamiarem odejścia.
W zasięgu jego wzroku pojawił się Ichigo, który posłał mu zadziorny uśmiech. Abarai zapatrzył się na niego przez moment, dziękując w duchu, że przynajmniej on nie ma nic przeciwko. W końcu, jak mógłby mieć, skoro ściśle do niego przyciśnięty stał Szósty Espada. Renji skinął im obu i uśmiechnął się blado, prostując i przenosząc zdeterminowane spojrzenie na kapitana Kuchiki.
— Będę u ciebie — powiedział głośno. — Nie każ mi zbyt długo czekać.
