Kontynuacja opowiadania "Zamknij się i graj, Leonhart", czyli Final Fantasy 8 na opak:)
Polskie nazwy dzięki spolszczeniu gry z balamb pl
Quistis dostała polecenie stawienia się u dyrektora Cida i właśnie jechała windą, zastanawiając się, o co może chodzić. Wysiadła na odpowiednim piętrze i skierowała się do biura zwierzchnika.
- Aaa, pani instruktor Trepe - powitał ją korpulentny mężczyzna, wstając zza biurka. - Proszę usiąść, mam pani coś do powiedzenia.
Odchrząknął i zaczął:
- Doszły mnie słuchy o pani nagannym stosunku do studentów...
Quistis zmarszczyła brwi. A cóż to niby miało znaczyć?
- Nie bardzo rozumiem, panie dyrektorze.
Cid wiercił się niespokojnie w fotelu. Nie znosił przeprowadzać takich rozmówek, w dodatku Trepe patrzyła na niego tak zimnym wzrokiem, że poczuł się, jakby zamienili się rolami i to ona była jego szefem. Z wysiłkiem zebrał się w sobie i wyjaśnił:
- Krótko mówiąc, jest pani zbyt despotyczna. Studenci skarżą się bez przerwy na pani zachowanie i ciągłe kary. Zbyt surowe, pozwolę sobie dodać. To SZKOŁA wojskowa, a nie mordownia - upomniał ją łagodnie Cid. - Tu się uczą dzieci i powinna pani brać to pod uwagę.
"Taa, dzieci! - pomyślała wściekła Quistis. - Zwłaszcza te wyrośnięte siedemnastoletnie byki".
- Nie chcemy przecież zniszczyć ich delikatnej psychiki, nieprawdaż? - ciągnął z ojcowskim uśmiechem dyrektor. - To wrażliwi młodzi ludzie, Trepe.
Trepe nie wiedziała - śmiać się czy płakać nad naiwnością Cida. No cóż, nie ona pierwsza i nie ostatnia miała idiotę za szefa.
- Dlatego zdecydowałem o odsunięciu pani od zajęć ze studentami - usłyszała istną bombę. - Pani licencja instruktorska zostaje cofnięta, Trepe. Odtąd służy pani jako zwykła członkini SeeD, oczywiście zachowując swoją dotychczasową rangę. Czy to jasne?
- Tak jest, panie dyrektorze - wyartykułowała Quistis przez zaciśnięte zęby. Cholerne młodociane mięczaki. Ładnie ją załatwili!
- A tu mam dla pani przydział i misję - dyrektor przeszukiwał nerwowo biurko, zasłane mnóstwem papierów. - Zaraz... gdzieś to miałem... - mamrotał pod nosem, grzebiąc w kolejnych dokumentach.
Quistis miała ochotę chwycić te wszystkie papiery i wepchnąć mu do gardła. Nie cierpiała Cida, a jego wystudiowany dobrotliwy uśmieszek działał jej na nerwy.
- O, jest! - ucieszył się, wyciągając jakiś zmięty żałośnie skrawek papieru. - To kontrakt z pewną grupą ruchu oporu z Timber. Pani dostaje przydział do zespołu, który zostanie tam wysłany. Myślę, że powrót do służby polowej dobrze pani zrobi, Trepe. Nabierze pani odpowiedniej perspektywy - wymądrzał się Cid. - Tak więc... oto pani współtowarzysze: Selphie Tilmitt, Zell Dincht, Seifer Almasy.
Trepe skrzywiła się z minimalną niechęcią. Tej Tilmitt nie znała, ale Dinchta i Almasy'ego kojarzyła. "Dincht jest głupkiem, ale nie będzie z nim problemów. Almasy to ten wielki misiek, który włóczy się za Leonhartem jak wierny pies" - pomyślała złośliwie.
- A dowódcą waszej grupy zostaje... no gdzie ja to zapisałem? - denerwował się dyrektor.
Quistis była już na krawędzi wybuchu.
- Mam, znalazłem. Dowodzić będzie Squall Leonhart - zakomunikował Cid zaszokowanej Quistis. - Znacie się, prawda?
- Owszem - mechanicznie odpowiedziała była instruktor, czując się, jakby dostała Meteorem i Quake'iem jednocześnie.
- To świetnie - uradował się dyrektor. - Więc będzie wam się dobrze współpracowało. To dobrze zapowiadający się młody człowiek. Świetnie wypadł na egzaminie i ma doskonałe wyniki. Jutro rano proszę się zameldować w holu na odprawie.
- Panie dyrektorze?
- Słucham.
- Czy nie mogłabym dostać innego przydziału?
- Obawiam się, że nie, Trepe. To wszystko, może pani odejść.
Quistis wyszła z gabinetu dyrektora, mając ochotę coś zabić albo rozwalić w drobny mak. Cokolwiek. Wyżyła się na stojącej przy drzwiach imponującej doniczkowej roślinie. Po kilku bezlitosnych ciosach batem pozostała w tym miejscu jedynie żałosna kupka ziemi, resztek doniczki i potarganych liści.
Utrata licencji nie zdenerwowała Trepe nawet w ćwierci tak bardzo, jak świadomość, że będzie musiała słuchać rozkazów znienawidzonego byłego studenta.
Seifer ze Squallem wyszli z gabinetu dyrektora Cida w wyśmienitych humorach. Dostali swoją pierwszą misję jako SeeD i byli tym bardzo podekscytowani. Squall miał dodatkowy powód do zadowolenia, bo został dowódcą drużyny, i ku jego radości, znienawidzona Trepe trafiła pod jego komendę.
- Seifer, ale jaja! No nie mogę w to uwierzyć - cieszył się świeżo upieczony dowódca. - Wyobrażasz sobie? Trepe będzie musiała mnie teraz słuchać. Chyba pęknie ze złości!
Almasy słuchał entuzjastycznego gadania kumpla z wyrozumiałym uśmieszkiem.
- Dowodzenie to nie zabawa, Squall - pouczył młodszego kolegę. - Musisz być bardziej odpowiedzialny.
- Rany, Seifer - jęknął Squall - czy ty zawsze musisz tak zrzędzić?
Szli korytarzem w stronę holu na parterze. Squall uważnie przypatrywał się dziewczynom kręcącym się koło Centrum Treningowego. Tej w czerwonym chyba nie znał. Jakaś nowa? Seifer spojrzał na kolegę i westchnął ciężko. Wiedział, co będzie dalej. Squallowi aktywowała się właśnie opcja 'myśliwska', widać to było po podekscytowanym błysku w oku.
- Hej, chyba się dotąd nie poznaliśmy? - zagadnął nieznajomą dziewczynę Squall.
- Raczej nie, wczoraj przeniosłam się tu z Galbadii - przyznała, obrzucając gunbladera taksującym spojrzeniem.
- Widzę, że planowałaś trening - zauważył chłopak. - Moglibyśmy potrenować razem, co ty na to?
- Co na przykład? - zapytała. - Jesteś w czymś dobry?
- Pewnie, na przykład w podłączaniu - zażartował Squall z dwuznacznym uśmieszkiem.
- A masz co podłączać? - podchwyciła dziewczyna wyzywająco.
- Jeszcze jak! - roześmiał się gunblader, widząc, że rybka chwyciła haczyk.
- Squall, mieliśmy się spotkać z Selphie - przypomniał mu szeptem przyjaciel.
- Nie teraz, Seifer - syknął niecierpliwie młodszy gunblader. - Idź sam, ja przyjdę później.
Almasy ruszył więc dalej samotnie, zostawiając kumpla przy najnowszej zdobyczy.
- Cześć - powitała go dziewczyna w żółtej sukience. - Jestem Selphie Tilmitt. Zdaje się, że dostaliśmy przydział do jednej drużyny?
- Zgadza się - potwierdził Seifer, obserwując ją z zaciekawieniem. "Nie bardzo wygląda na swój growy odpowiednik" - uznał wreszcie. "Jakaś taka spokojna i ugrzeczniona".
- A znasz naszego dowódcę? - zapytała Selphie. - Ja tu jestem od niedawna, przedtem uczyłam się w Ogrodzie Trabia.
"Tak, wiem"- pomyślał gunblader, ale nie zdradził słowem, że wie o Tilmitt całkiem sporo dzięki Final Fantasy. "Zresztą, pewnie i tak znowu niewiele się zgodzi z rzeczywistością".
- Znam Squalla - przytaknął. - To mój przyjaciel.
- Ooo, to super! - ucieszyła się dziewczyna. - Pewnie się cieszysz, że będziecie razem na misji?
- Mhm - mruknął chłopak bez większego zainteresowania. Tilmitt okazała się dość nudną rozmówczynią.
- Squall nie przyjdzie na spotkanie?
- Przyjdzie, tylko może się spóźnić. Jest trochę zajęty ...treningiem - usprawiedliwił go Seifer, krzywiąc się nieco. Że też zawsze musiał tłumaczyć lekkomyślność przyjaciela i kryć jego wybryki.
- O, a co trenuje? - zaciekawiła się Selphie.
- Hmm... no, tego... podłączanie - chrząknął zmieszany blondyn. "Cholerny Leonhart!"
- Faktycznie, słyszałam coś o tym - przyznała Selphie. - Ale u nas w Ogrodzie tego nie mieliśmy. Może Squall mógłby mi to pokazać? - zapytała.
- No, ale wiesz... to chyba nie jest do końca to, o czym myślisz, Tilmitt - Seifer wił się jak piskorz. Z całej duszy nienawidził takich rozmówek.
Na szczęście pojawił się właśnie jego beznadziejny przyjaciel i Seifer odetchnął z ulgą, zrzucając ciężar konwersacji na jego barki.
- Witam, szefie - powitała go Selphie. - Nazywam się...
- Tilmitt - wpadł jej w słowo Squall, poprawiając spodnie i przygładzając rozwichrzone włosy. - Selphie Tilmitt.
- Prosto z treningu? - zagadnęła go wesoło Selphie, patrząc na te manipulacje.
Squall spojrzał na Seifera. Kumpel wzruszył ramionami z miną "A co miałem jej powiedzieć?"
- A tak, tak - powiedział szybko Squall. - Wiesz, Tilmitt, trzeba ciągle być w gotowości bojowej - pouczył ją przemądrzale tonem przełożonego.
- Rozumiem, szefie. A nie pokazałby mi pan tego podłączania? - zapytała zaciekawiona dziewczyna.
- No więc - Squall zerknął ponownie w kierunku kolegi, który kręcił przecząco głową, dając mu jakieś niezrozumiałe znaki. - Może Seifer ci pokaże - wypalił, zadowolony z siebie. - Tylko nie zrażaj się, jak za pierwszym razem odmówi. Jest bardzo nieśmiały.
- Och, naprawdę? - uśmiechnęła się Selphie. - Pokażesz mi to, Seifer?
Squall roześmiał się głośno na widok speszonej miny kumpla.
Były takie momenty, kiedy Seifer Almasy miał ochotę spuścić swojemu nieznośnemu przyjacielowi porządne lanie. To była właśnie jedna z takich chwil.
- Zamknij się, Leonhart! - zażądał zaczerwieniony chłopak, obrzucając wściekłym spojrzeniem zwijającego się ze śmiechu Squalla. Taka była wdzięczność kolegi za tłumaczenie jego głupich podrywów przed innymi!
Na porannej odprawie wszyscy zjawili się punktualnie, tylko dowódca grupy wpadł w ostatniej chwili, nieco zdyszany. Miał nieprzytomny wyraz twarzy i po drodze zapinał jeszcze spodnie. Seifer spojrzał na kumpla, z rezygnacją witając znajomy obrazek. Squall i jego Poniedziałkowe Poranki. Reszta grupy patrzyła na Leonharta w milczącym oczekiwaniu.
- Idziemy na stację kolejową - oznajmił Squall. Pierwszy raz miał dowodzić i czuł się trochę niepewnie. - Pojedziemy do Timber, gdzie spotkamy się z naszym zleceniodawcą. To grupa ruchu oporu o nazwie Leśne Sowy. Szczegóły wyjaśnię wam po drodze.
Mały oddziałek ruszył w stronę stacji.
- Szlag by to! Seifer, zapomniałem zabrać gunblade'a! - zrozpaczony Squall przypomniał sobie w połowie drogi. - Jak ja będę walczył na misji?
- Może znajdziesz w międzyczasie jakiś patyk - zadrwił sobie z niego przyjaciel. - Ostatecznie możesz rzucać kamieniami w przeciwników. Albo miotać obelgi.
- Nie bądź taki dowcipny. Mówię serio. Co ja teraz zrobię?
Starszy gunblader uśmiechnął się pod nosem. Ruchem magika wyciągnął w stronę kumpla rękę, do tej pory schowaną za plecami. Trzymał w niej Squallowego Revolvera.
- Ooo, Seif! Dzięki! - uradował się Squall. - Skąd wiedziałeś, że zapomnę go zabrać?
- Widocznie mam zadatki na jasnowidza - odparł ironicznie Seifer.
- Widzę, że zmieniłeś image? - zakpił Squall, obrzucając rozweselonym spojrzeniem wchodzącego do przedziału kolegę.
Podczas drogi na stację Squall był zbyt zdenerwowany, by myśleć o czymkolwiek innym poza "O-kurde-ja-naprawdę-dowodzę, ja-naprawdę-dowodzę..." Zarejestrował tylko ułamkiem świadomości jakieś zmiany w wyglądzie kolegi, ale nie myślał o tym. Seifer pozbył się "pastelowych" t-shirtów i paradował teraz w granatowej kamizelce, ciasno opinającej jego muskularny tors. Na ramiona narzucił jasny płaszcz, a na nogach miał ciężkie, czarne buty do kostek. Skrócił włosy i zgolił brodę. Dokładnie tak wyglądało jego alter-ego w grze, w którą niedawno grali.
Seifer wzruszył ramionami.
- Trudno ciągle się tak samo ubierać - stwierdził lekko. - Poza tym wiecznie się mnie czepiałeś o pastelowe kolory - stwierdził z pretensją.
- Doceniam to, że specjalnie DLA MNIE się tak wystroiłeś, Seif.
- Zamknij się - zdenerwował się blondyn. - Z tobą to tak zawsze, wszystko źle.
- No dobrze, już dobrze - uśmiechnął się pojednawczo ciemnowłosy chłopak. - Nie złość się. Zerżnięte z gry czy nie zerżnięte, ale teraz dużo lepiej wyglądasz.
Podniósł się z miejsca, żeby zamknąć okno. Przejeżdżali akurat przez rozległe Równiny Alcauld i strasznie wiało.
- A to dobre! - zarechotał Seifer, przyglądając się Squallowi. - Mnie wytykasz ściąganie z gry, a sam żeś nie lepszy! Te dodatkowe dwa pasy to niby skąd są, jak nie z Final Fantasy?
Squall zmieszał się tylko na krótką chwilę, ale zaraz odzyskał rezon.
- To zbieg okoliczności - oświadczył nonszalancko. - Tak naprawdę to są po to, żeby... Żeby było gdzie przyczepiać zapasowe naboje do gunblade'a! - zakończył triumfalnie.
- Taa, jasne. A wziąłeś pod uwagę, Squall, że te pasy bardzo utrudnią ci szybkie rozpinanie spodni? W twoim wypadku ta opcja jest przecież niezmiernie istotna, co nie? - zadrwił z młodszego kumpla.
- O kurczę, nie pomyślałem o tym - zafrasował się Squall, ściągając brwi z zakłopotaniem.
Zmartwiona mina ciemnowłosego gunbladera była genialna. Seifer ryknął głośnym śmiechem.
- No i czego rżysz? - rozzłościł się Squall. - Wydałem na te pasy kupę kasy, przecież ich teraz nie wywalę.
- Cały ty, Leonhart! - śmiał się Seifer. - Jak zwykle myślisz nie tą częścią ciała, którą powinieneś. Przyznaj się, chodziło ci o kolejny wabik na dziewczyny, co nie? Tylko wiesz, przez te pasy będziesz się wydawał taki ...niedostępny. A chyba nie o to ci chodzi? Squall jednak tylko odburknął coś niezrozumiałego i wcisnął się w kąt kanapy, naburmuszony. Seifer obserwował go spod oka. Leonhart nie mógł długo wytrzymać bez gadania. Aż go rozsadzało, gdy musiał milczeć. "Ciekawe, czy wytrwa do następnej stacji", pomyślał z humorem blondyn.
Ledwo skończył tę myśl, usłyszał niepewne pytanie:
- Seif... naprawdę myślisz, że z tymi pasami, no... że dziewczyny to odstraszy?
- Nie wiem, Squall - uśmiechnął się pod nosem Seifer - może nie będzie tak źle.
- Wszystko przez tego ofermowatego "bohatera" z gry - wymamrotał ze złością ciemnowłosy szermierz - to se wymyślił z tymi pasami, kurde! Szkoda, że jeszcze nie wpadło mu do głowy upitolić sobie jednej nogawki, żeby była krótsza od drugiej!
Blondyn milczał, słuchając pełnego pretensji monologu Leonharta. Młodszy kolega czasami musiał się po prostu wygadać. Wystarczyło mu nie przerywać i mógł tak zasuwać przez długie minuty.
- Ten twój miał jakiś lepszy gust - stwierdził z zazdrością Squall - żadnych głupich dodatków i kombinowania ze spodniami. Wiesz - uznał, obrzucając uważnym wzrokiem przyjaciela - nawet nieźle się w tym prezentujesz. Zwłaszcza w tej obcisłej kamizelce - powiedział z aprobatą, puszczając do niego oko.
- Cóż to, zamierzasz zmienić orientację? - zakpił niezręcznie Seifer. Kolega przyglądał mu się z jakąś podejrzaną ekscytacją. Jasnowłosy gunblader poczuł się nieswojo, a jego uśmieszek zbladł.
- Hmm... jak tak na ciebie patrzę, misiu, to zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać - mruknął Squall, wbijając w niego intensywne spojrzenie.
- Nie wygłupiaj się, Leonhart.
Seifer poruszył się niespokojnie. Czemu wcześniej nie zauważył, że ten smarkacz potrafi hipnotyzować wzrokiem?
- A chciałbyś, żebym zmienił? - zamruczał Squall, wstając z miejsca i zbliżając się powoli do Seifera.
- Daj spokój, to nie jest śmieszne - próbował spacyfikować go zmieszany blondyn, cofając się w stronę wyjścia.
Squall nie wytrzymał już dłużej i wybuchnął gromkim śmiechem na widok spanikowanego kumpla, przyciśniętego plecami do drzwi. Przez kilka minut nie mógł się uspokoić, zaśmiewając się do łez. Seifer był taki poczciwy, zawsze dawał się nabierać na najbardziej nawet nieprawdopodobne kawały.
- Ooooch, Seif - Squall z trudem wyartykułował kilka słów. - Nigdy nie zapomnę twojego wyrazu twarzy. Ty NAPRAWDĘ myślałeś, że ja... - zarechotał wesoło.
Blondyn poczuł, jak opada z niego napięcie i pojawia się gniew. Tego już za wiele! Nie będzie znosił dowcipów tego chudego gówniarza, jak jakieś pokorne cielę!
- Leonhart, miarka się przebrała - syknął wściekle. - Dosyć tego!
Ruszył w kierunku kumpla, podciągając rękawy płaszcza. Zaraz pokaże gnojkowi, że z Seiferem Almasy'm nie pogrywa się w takie gierki!
- Hej, Seif, no co ty - tym razem to Squall wycofywał się w kierunku drzwi. - Nie znasz się na żartach? Przecież to nie było na serio. No chyba, że właśnie o to się wkurzyłeś... że nie na serio?
Leonhart nawet w krytycznym momencie nie umiał powściągnąć swojego jęzora. Rozwścieczony do żywego blondyn zamachnął się na przyjaciela. Squall zasłonił bezradnie głowę rękami. Chyba tym razem przesadził. Seifer jeszcze nigdy nie był taki wkurzony. Oczekiwał na cios, ale jedyne, co nastąpiło, to głośny huk, gdy blondyn łupnął swoją potężną pięścią w ścianę, tuż obok głowy skulonego Squalla, wyładowując złość.
Przecież nie uderzyłby tego kretyna.
"Pociąg nie uległ uszkodzeniu po tej drobnej wibracji... powtarzam... pociąg nie uległ uszkodzeniu..." - popłynął komunikat z głośników.
Do przedziału wpadł Zell. Na widok Squalla przyciśniętego do ściany i nachylonego nad nim Seifera zawahał się.
- Seifer... - wyszeptał boleśnie - Co ja widzę...
Wysokiego gunbladera aż zatchnęło. No jasne, Dincht musiał się pojawić w najmniej pożądanym momencie.
- Mnie wciskasz kit, że "to była pomyłka, Zell", a tymczasem zabawiasz się z innym!
- Zamknij się, Dincht - warknął zły i załamany Seifer. Że też musiał się użerać jednocześnie z niepoprawnym żartownisiem i obrażalskim narwańcem!
Squall nadal stał przyparty do ściany, powstrzymując śmiech. Nie odważył się jednak na kolejne dowcipy, choć aż go korciło. Seifer był jednak zbyt blisko i w każdej chwili mógł zmienić zdanie odnośnie użycia pięści.
- Jesteś podłym oszustem, Almasy! - oświadczył rozżalony Zell i odwrócił się, aby wyjść z przedziału.
- Seifer, może powinieneś mu jednak wytłumaczyć - spróbował wykaraskać się jakoś z niewygodnej pozycji Squall. - Biedak pomyśli, że już ci się nie podoba albo coś - wyjaśnił, po czym zorientował się, że dolał oliwy do ognia.
Almasy mruknął wściekle, przypominając sobie o jego istnieniu.
- Hej, Diiiiincht! Nie zostawiaj mnie z nim samego! - rozpaczliwe wołanie Squalla dogoniło Zella na korytarzu.
Squall postanowił iść sprawdzić, czy Rinoa jest już gotowa do rozpoczęcia akcji. Zapukał do drzwi jej przedziału.
- Kto tam? - To ja, Squall - oświadczył raźno. Był ciekaw, jak potoczy się scenka, którą pamiętał z gry.
Drzwi otwarły się i stanęła w nich ciemnowłosa dziewczyna.
- Czego chcesz, Leonhart? - burknęła niechętnie.
"Hmm... chyba nie będzie powtórki z rozrywki" - uznał, smętnie żegnając w myślach obrazek rzucającej mu się ekstatycznie na szyję Rinoi.
- Niedługo powinniśmy zaczynać. Przyszedłem ci powiedzieć, żebyś się przygotowała.
- Niepotrzebnie się fatygowałeś - mruknęła, odsuwając się od drzwi i podchodząc do stołu, na którym leżało pełno jakiegoś żelastwa.
Squall odważył się wejść do środka. Ledwo jednak przekroczył próg, przez pomieszczenie śmignął jakiś wielki czarny kształt i ściął gunbladera z nóg.
- Diablo! Co ty wyprawiasz! - syknęła rozeźlona Rinoa, patrząc na swojego pupila, który z czysto psim entuzjazmem lizał Leonharta po twarzy i sprawiał wrażenie, jakby było to dla niego szczytem szczęścia. Gdyby miał ogon, pewnie merdałby nim euforycznie.
- Dobry Diabełek, dobry - Squall pogładził go po karku, uszczęśliwiając rottweilera jeszcze bardziej i prowokując go niechcący do kolejnej porcji radosnego wylizywania.
- Nie nazywaj go tak - rozzłościła się Rinoa.
Była zła na Diablo. Co to niby miało być? Cholerny pies bojowy, a łasi się do byle kogo jak kanapowy piesek! Narobił jej obciachu przed tym chudym wesołkiem.
Gunblader podniósł się wreszcie z podłogi, rękawem obcierając twarz z psiej śliny. Poklepał Diablo po głowie, a pies usiadł obok niego, wpatrując się w chłopaka z bezgranicznym uwielbieniem.
- Sympatyczna psina - uznał wesoło Squall.
- Nie powinien tak się zachowywać - wyrwało się Rinoi. - Jest nieufny w stosunku do obcych.
- Och, mnie zawsze lubiły wszystkie zwierzaki - uśmiechnął się chłopak.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i odwróciła się z powrotem w kierunku stołu. Squall zaciekawił się leżącym tam składem różnorakiej broni.
- Przygotowujesz się do walki? - zapytał. - A jakiej broni używasz? Takiego wystrzeliwanego bumerangu? - zaryzykował pytanie, choć podejrzewał, że znowu nie będzie tak, jak w grze.
Miał rację. Rinoa obróciła się do niego z wściekłą miną.
- Chcesz mnie obrazić, Leonhart? - warknęła. - Czy ja wyglądam na kogoś, kto używa cholernego frisbee?
- N-nie, jasne, że nie - bronił się speszony Squall. - Tak mi się po prostu głupio powiedziało...
Dziewczyna rzuciła na niego złe spojrzenie i wróciła do przerwanego zajęcia. Zdjęła ze stołu dwie kabury udowe z pistoletami i zaczęła je przypinać do nóg. Squall śledził te manipulacje ze źle ukrywanym zainteresowaniem. Niestety, Rinoa momentalnie to spostrzegła.
- Na co się gapisz? - syknęła rozwścieczona, kopiąc chłopaka w goleń. Squall jęknął z bólu i zwalił się na podłogę. Spojrzała na niego z mściwą satysfakcją. Co jej tu jakiś żołnierzyna będzie podskakiwał!
Squall podniósł się z ziemi, rozcierając bolącą nogę.
- Ale jesteś bezlitosna - powiedział, spoglądając żałośnie w kierunku dziewczyny.
- W ruchu oporu trzeba być twardym, Leonhart - wyjaśniła mu z pogardliwym uśmieszkiem. - Nie ma miejsca na jakieś wasze cackanie się z magiami, potworami i innymi fikuśnymi rzeczami!
Squall wrócił do przedziału. Mieli jeszcze kilkanaście minut do rozpoczęcia. Wtem przypomniało mu się wszystko, co wydarzyło się w grze. Zaniepokoił się. A co, jeśli to się sprawdzi? Co prawda większość fabuły była zmyślona, ale to i owo się zgadzało od czasu do czasu.
Seifer patrzył na zamyślonego przyjaciela. Dziwne, ale nie odzywał się od dobrych pięciu minut. Chyba coś było nie w porządku. Może denerwował się swoją pierwszą akcją, w której miał dowodzić?
- Co tam, szefie? - zakpił przyjaźnie, chcąc go rozruszać. - Martwisz się, czy odczepimy właściwy wagon z prezydentem?
- Niczym się nie martwię - zbył go Squall. - Zdaje ci się.
- Nie ściemniaj - Seifer wiedział doskonale, że jego przyjaciel kompletnie nie umie ukrywać swoich emocji. Każde najdrobniejsze uczucie można było od razu wyczytać z jego twarzy i zachowania. Teraz się czymś przejmował, to było wyraźnie widać.
- Dobra, powiem ci - skapitulował Squall. - Bo wiesz... pamiętasz, jak graliśmy w "naszą" grę?
Almasy potaknął.
- A jeśli wszystko stanie się tak, jak tam było? Wiesz, z fałszywym prezydentem, i potem z tą Edeą.
- Nie przejmuj się na zapas, Squall. Przecież sam widzisz, że rzadko coś się zgadza. Najlepszy przykład z Rinoą - zaśmiał się Seifer. Kumpel jednak nie zawtórował mu, nadal był przygnębiony. - Przyznaj się, czym tak bardzo się przejąłeś?
- Bo później... w tym studiu telewizyjnym - przypomniał mu młodszy gunblader - pojawił się ten twój bohater. I wiesz, co było dalej.
A więc tym gryzł się Squall.
- Jeśli o to ci chodzi, to nie zamierzam porywać Delinga na oczach tysięcy ludzi. Najmowanie się do roli podnóżka dla Edei też jakoś mało mnie pociąga - zakomunikował sarkastycznie blondyn.
- Skąd wiesz, co się stanie? Przecież ona jakoś otumaniła twojego bohatera. Zapuści ci jakąś hipnozę i też pójdziesz, i nawet nie będziesz wiedział, co się stało. Polecisz za nią tak, jak tamten! - wypalił młodszy szermierz. - Zostawił nawet swoich przyjaciół!
- Nie przejmuj się tym, Squall. Nie zostawię cię - uśmiechnął się pod nosem Seifer.
