Tytuł: Teatr Cieni

Autor: Fantasmagoria.~ oraz anga971

Beta: Brak, ale chętnie kogoś przygarniemy, bo robota jest nawet od zaraz xD

Pairing: SS/RAB (właśnie, dlaczego ten pairing nie ma żadnego ładnego skrótu? I dlaczego nie idzie takiego stworzyć? XD)

N/A: Tekst ten jest wspólnym projektem jako, że powstał z rpów moich i angi, czasami także naszych przyjaciół/znajomych, które posklejałyśmy, jak mogłyśmy najlepiej. Mamy nadzieję, że zakochacie się w naszych chłopcach tak bardzo, jak zakochałyśmy się w nich my ;). Tekst wstawiany z okazji akcji LWM, bo jak można tych panów nie kochać! Pierwszy rozdział jutro... albo raczej dzisiaj, ale później :P

Jakby ktoś był ciekaw, w naszym wyobrażeniu młodego Severusa odgrywa Ezra Miller, a Regulusa Jacob van den Hoven.


Prolog

Severus zaklął, zaglądając do swej prywatnej szkatułki z ingrediencjami. Była prawie pusta - jedynie w trzech przegródkach smętnie ostały się resztki standardowych składników: jedna fioleczka wody leczniczej i ze dwie gałązki lawendy... Kiepsko. Potrzebował uwarzyć Eliksir Słodkiego Snu, bo po ostatniej wizycie w rodzinnym domu nadal miał koszmary.

Żałosne, Severusie – pomyślał, krzywiąc się. – Masz już szesnaście lat, prawie siedemnaście, a dalej nie możesz spokojnie spać przez jakiegoś głupiego mugola...

Wyglądał jak cień samego siebie, czyli jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Cóż, będzie musiał kupić choć walerianę i śluz gumochłona... Chociaż, patrząc na to, ile zostało mu pieniędzy, wątpił by wystarczyły mu one na kupno obu tych składników... tym bardziej, że potrzebował całkiem sporo waleriany.

Nie pozwalając sobie na dłuższe rozmyślania, skierował swe kroki do apteki Higginsa. Całe szczęście, że zrobili im akurat wypad do Hogsmeade w tym tygodniu! Cóż, pogoda pozostawiała wiele do życzenia – padał deszcz ze śniegiem, jak to bywa czasem w październiku, i wiał zimny wiatr, ale przynajmniej mniej idiotów kręciło się po ulicach... a i wszyscy Huncwoci leżeli chorzy w Skrzydle Szpitalnym. Co prawda to było tylko zapalenie płuc, które pielęgniarka wyleczy w kilka dni, ale na szczęście Snape'a, trafili do niej dopiero wczoraj.

Żyć nie umierać — przemknęło mu przez myśl.

[center]***[/center]

— To tak, Severusie... — stwierdził pan Higgins, nabijając na kasę obie rzeczy, które ze sobą przyniósł. Snape modlił się, by jego pięć galeonów mu wystarczyło. — Waleriana, dwa galeony, trzy sykle i knut... — mamrotał właściciel pod nosem. — A śluz cztery galeony bez knuta — stwierdził. — Po naliczeniu rabatu tobie, jako stałemu klientowi, mamy pięć galeonów, cztery sykle i dwa knuty — ogłosił, patrząc na Severusa.

Szlag by to... — zaklął w myślach Snape, marszcząc brwi. Higgins już policzył z rabatem, więc nie da się go uprosić, by zjechał jeszcze trochę z ceny - to Severus wiedział na pewno, znał go już dość długo. Po dłuższym namyśle stwierdził jednak, że bardziej potrzebny mu śluz - a nuż, nie wszystka waleriana, która rośnie na obrzeżach Zakazanego Lasu, już zwiędła?

— To ja poproszę tylko śluz... — stwierdził cicho, kładąc cztery galeony na blat. — Przypomniało mi się, że jednak walerianę jeszcze mam — dodał, jednak właściciel i tak spojrzał na niego ze zrozumieniem. Snape zacisnął wargi w cienką kreskę, mając nadzieję, że sklepikarz nic nie powie na ten temat. Higgins zabrał walerianę i schował ją pod blat, po czym wydał Severusowi resztę. Bez naliczania rabatu.

[center]~*~[/center]

Kopnął leżący mu na drodze kamień i mocniej otulił się swoim zimowym płaszczem. Dłonie miał skostniałe; krótkie wizyty w sklepach nie wystarczały, by ogrzać wychłodzone ciało. Zapewne każdy starszy od niego czarodziej rzuciłby - jeśli nie na siebie, to na jakiś przedmiot, który ściskałby w dłoni - zaklęcie ogrzewające, jednak Regulus wolał nie eksperymentować z podobnymi zaklęciami, gdy w jego pobliżu nie było żadnego starszego doświadczeniem opiekuna. Wiązało się to z niebezpieczeństwem w razie utraty kontroli nad magią, która groziła nawet dotkliwym poparzeniem ciała. Regulus zdawał sobie sprawę, że aby być w stanie w pełni kontrolować swoją magię, musiałby uzyskać wewnętrzną równowagę poprzez medytację, ale póki co, nie było to możliwe. Wszystkie jego ćwiczenia z matką, które odbywali podczas przerw, wcale nie pomagały. Wiedział, że używać magii umysłu potrafią jedynie ci, którzy panują nad swoimi myślami i tworzą harmonię ciała i ducha. Cóż, Regulus miał zbyt burzliwe życie wewnętrzne, by być w stanie choć przez chwilę nie myśleć o niczym.

Nacisnął klamkę i pchnął drzwi do apteki Higginsa, z której miał odebrać sprowadzone na zamówienie, rzadkie ingrediencje. Miał zamiar podarować je matce na urodziny, które miała za tydzień. Przeszedł kilka kroków, gdy dobiegł go szept. Rozejrzał się i dostrzegł pochylonego nad ladą ciemnowłosego chłopaka, w którym po chwili rozpoznał Snape'a. Pierwszą myślą Blacka było [i]uciekaj[/i]. Nie ukrywał, że nie przepadał za podobnymi spotkaniami w miejscach publicznych z osobami, w obecności których nie wiedział jak się zachować.

Podszedł bliżej, gdy zauważył, że Higgins z dziwnym wyrazem twarzy chowa coś pod blat, a chwilę później przyjmuje kilka błyszczących monet od klienta. Severus odwrócił się w jego stronę. Miał zaciśnięte usta i lekko zmrużone oczy, które śledziły teraz każdy jego ruch i gest. Regulus skinął mu głową i nieco onieśmielony tym dziwnym czymś, czym emanował chłopak, odezwał się:

— Cześć.

Nie czekając na odpowiedź, włożył rękę do kieszeni w poszukiwaniu zwitka pergaminu z potwierdzonym zamówieniem. Gdy jego palce zacisnęły się na dokumencie, wyciągnął go i podał Higginsowi. Czuł na sobie wzrok Severusa i już mógł sobie wyobrazić, jak ten zastanawiał się, czego Regulus tutaj szukał, zważywszy na ostatnią porażkę, którą odniósł na eliksirach. Z pewnością o niej słyszał, wszyscy słyszeli. Wybuchający kociołek i weekend spędzony w Skrzydle Szpitalnym zdecydowanie nie były miłymi doświadczeniami... ale widocznie Ślizgonów to bawiło.

Jednakże Severus nie wyglądał na rozbawionego, bardziej na rozdrażnionego z jakiegoś powodu, którego Black nie mógł dociec.

— Witam — odpowiedział krótko Snape beznamiętnym tonem, patrząc na zwitek pergaminu, który Higgins właśnie rozwijał.

Regulus zauważył, jak ten uśmiecha się złośliwie pod nosem. Nagle poczuł irracjonalną chęć, by zacząć się tłumaczyć. Wiedział jednak, jak głupio będzie to wyglądać, więc jedynie zacisnął usta i wlepił wzrok przed siebie, mając nadzieję, że nie usłyszy od drugiego chłopaka żadnej złośliwej uwagi.

[center]~*~[/center]

Severus schował śluz do kieszeni swojego płaszcza. Usłyszał otwierające się drzwi do sklepu. Zacisnął usta w wąską linię we frustracji i nieznacznie zmrużył oczy. Powoli się odwrócił, wyszukując spojrzeniem osobę, która przybyła do apteki. Na pewno widziała całą scenę, a jeśli nawet nie całą, to jeśli była wystarczająco inteligentna, reszty była w stanie się domyślić...

Od razu znalazł młodszego z braci Black, który podszedł do lady. Cóż, mniejsze czy większe ryzyko? W końcu, Regulus nie był taki jak Syriusz, ale kto wie, czy nie dostarczy mu "materiału" do nowych kpin i wyzwisk? Niby nigdy nie widział, by bracia trzymali się razem, Kundel wyglądał nawet na bardzo niechętnego do tego, by przebywać z Regulusem w jednym pomieszczeniu, ale kto wie? Przecież wcale nie muszą się wzajemnie lubić, by z niego kpić.

— Witam — odpowiedział na jego przywitanie, gdyż tego wymagało zwyczajnie dobre wychowanie. Nawet jeśli nie miał zamiaru rozmawiać z chłopakiem.

Spojrzał na zwitek pergaminu, który Regulus podał aptekarzowi. Nie mógł nie uśmiechnąć się złośliwie, przypominając sobie ostatni wypadek na zajęciach z eliksirów piątego rocznika Slytherin-Gryffindor. Chyba każdy słyszał tę eksplozję, która wstrząsnęła lochami. Całe szczęście, że Slughorn to ich Opiekun i skończyło się tylko na dwudziestu punktach, które zresztą Severus tego samego dnia odrobił z nawiązką swoim idealnie uwarzonym eliksirem. Snape nigdy nie podejrzewał młodszego Blacka o jakiekolwiek zainteresowanie dziedziną eliksirów, ale w sumie jeśli ma takie same, jak jego brat, zamiłowanie do wybuchów i innych, dziwnych eksperymentów, to wcale nie musiał go okazywać.

Co w rodzinie, to nie ginie, hę? pomyślał, unosząc brew, gdy Regulus na niego spojrzał. Zaraz jednak młodszy chłopak odwrócił wzrok i zacisnął usta, całą swą postawą prosząc go o to, żeby nie komentował jego zakupu.

— Tylko daj znać, jak będziesz z tego korzystał — powiedział Snape, nie mogąc się powstrzymać, mimo że naprawdę trochę próbował. — Postaram się nie być wtedy w pobliżu.

Regulus wzdrygnął się na uwagę Snape'a, przypominając sobie, do czego chłopak i jego cięty język byli zdolni. Ślizgon był hogwardzkim królem wyszukanych ripost i sarkastycznych uwag. Niejednokrotnie udowodnił, że wystarczy jedna, celna uwaga, by zmieszać drugiego człowieka z błotem.

― Cóż, biorąc pod uwagę, ile liczą sobie za te kilka wysuszonych gałązek, nawet nie śmiałbym ich tknąć. Obcowanie z podobnymi ingrediencjami wymaga umiejętności, które na chwilę obecną są poza moim zasięgiem.

Zerknął za siebie, by sprawdzić reakcję chłopaka na przyznanie się do własnych ułomności. Cóż, Ślizgoni byli znani raczej z prób wyidealizowania swojej osoby w oczach innych. Dla Regulusa jednak nie było ważne, co o nim mówiono, póki nie odczuwał tego na własnej skórze. Od małego matka uczyła go, że nie należy wychodzić przed szereg, gdy nie ma się ku temu solidnych powodów, dlatego zawsze trzymał się raczej z boku. Obserwując i analizując.

Kiedy stary Higgins podał mu niewielki pakunek, wyciągnął z kieszeni sakiewkę, w której zazwyczaj nosił trochę galeonów na drobne wydatki. Cóż, tym razem nie było mowy o kilku monetach, ale wyobrażając sobie błysk w oku matki, gdy ta zobaczy co jej sprezentował, wiedział, że gdyby dano mu wybór, zrobiłby to jeszcze raz.

― Czterdzieści galeonów ― wymamrotał mężczyzna, notując coś na leżącym przed nim pergaminie, podczas gdy Regulus zajęty był odliczaniem monet.

Snape zerknął mimowolnie na sakiewkę, którą Black wyciągnął i ledwo powstrzymał się przed prychnięciem, zaciskając w zamian jeszcze mocniej wargi. To nie było sprawiedliwe, że niektórzy ludzie mieli tak dużo pieniędzy, że nie mieli na co ich wydawać i robili bardzo kosztowne prezenty innym ludziom, którzy też spokojnie mogliby sobie pozwolić na kupno czegoś ot tak, z kaprysu, a on, który faktycznie wykorzystałby dobrze te drogie składniki, nie ma na nie pieniędzy. Ale cóż, życie nie było sprawiedliwe, a on nie był Gryfonem by wierzyć, że kiedykolwiek może się to zmienić.

Zmroził Regulusa spojrzeniem, gdy upewnił się, że ten myśli dokładnie o tym, o co Snape wcześniej go w myślach posądził.

O nie, nie będę odpowiadał na żadne pytania, Black, możesz o tym zapomnieć — pomyślał Severus, patrząc na niego hardo. Nie ma takiej cholernej mowy, żebyś zapytał o to, a ja bym ci odpowiedział inaczej, niż klątwą — stwierdził w myślach, obracając się na pięcie i kierując do wyjścia. Ty i twój braciszek możecie się wypchać, nie będę sam wam dostarczał materiału do kpin.

Kiedy Black odwrócił się do wyjścia, omiótł wzrokiem postać Snape'a, wraz z jego nieciekawym strojem. Przeszło mu przez myśl, że może brak gotówki był powodem, dla którego chłopak musiał zrezygnować z części ingrediencji, a jedno skrzyżowanie spojrzeń później, był pewien, że Severus dobrze wiedział, o czym pomyślał.

Regulus odprowadził chłopaka wzrokiem, aż ten zupełnie nie zniknął mu z oczu. Nagle w głowie zaświtał mu pewien, może nieco szalony, pomysł.

— Panie Higgins, poproszę jeszcze to, czego nie kupił Severus.

Mężczyzna spojrzał na niego podejrzliwie, jednak, stając przed dylematem: zarobić czy nie zarobić, wybierał pierwszą opcję.

— Dwa galeony, trzy sykle i... — Nie zdążył dokończyć, gdy Regulus wszedł mu w słowo, rzucając na tackę trzy galeony.

— Reszty nie trzeba! — Schował paczuszkę do kieszeni płaszcza i podszedł do drzwi. — Do następnego razu!

Teraz pozostawało mu dogonić Severusa i modlić się, by jego iście ślizgoński plan zadziałał.