"Wiara i cierpliwość" doradził mi kiedyś Gordon Gordon.
Wierzyłem i nadal chcę wierzyć, że Bones uwierzy w miłość - przełamie gruby mur, którym otoczyła swoje serce i pozwoli mi się kochać taką, jaką jest.
Byłem cierpliwy. Czekałem i nie przyśpieszałem kolei zdarzeń. Wystarczył jeden nieostrożny ruch, by zniszczyć tę niewyobrażalnie silną więź, która nas łączy. Wiedziałem o tym i chodziłem wokół niej na placach jakby była płochą zwierzyną od złapania której zależało całe moje życie. I było tak w istocie.
Każdy dzień, każdy mój oddech i ruch był jej podporządkowany. Chroniłem ją, dbałem o nią, pocieszałem ją, rozśmieszałem i kochałem, nawet, jeśli uświadomiłem to sobie tak późno. Była częścią mnie, częścią mojego życia – jego dopełnieniem.
Kiedy żegnaliśmy się na lotnisku wiedziałem, że to będzie najtrudniejszy rok w naszym życiu. Ale wiedziałem też, że po nim nastąpią zmiany. Nie byłem pewny tylko czy na lepsze.
Ostatnie dwanaście miesięcy mojego życia wypleniał strach – o Nią i o przyszłość. Bałem się naszego pierwszego spotkania po powrocie. Nie mogłem spać, bo gdy zamykałem oczy miałem przed oczami Ją – uśmiechniętą, trzymającą za rękę jakiegoś antropologa, którego poznała na Maluku. I choć to, by Bones związała się z kimś na dłużej było wysoce nieprawdopodobne nie mogłem myśleć o niczym innym.
Nikogo nie nienawidziłem tak jak siebie bardzo jak swojej wybujałej wyobraźni, kiedy spotkaliśmy się z Bones przy stoisku z kawą. Wszystkie najgorsze scenariusze ulotniły się, kiedy tylko się do mnie uśmiechnęła. To był najpiękniejszy i najbardziej upragniony uśmiech jakim mnie obdarowano.
Staliśmy przez chwilę, patrzyliśmy na siebie i to nam wystarczało. Od dawna tak było. Ze swoich oczu potrafiliśmy wyczytać najwięcej.
Gdyby nie Bones nic by się nie wydarzyło. To ona zrobiła pierwszy krok, zaryzykowała. Wyciągnęła rękę, przyłożyła swoją drobną dłoń do mojej twarzy i pogłaskała mnie po policzku – w miejscu, gdzie miałem zaróżowioną, podłużną bliznę, pamiątkę po wyjeździe. Potem przejechała palcami po moich oczach, które przymknąłem napawając się jej dotykiem, i szczęce.
- Naprawdę tu jesteś – szepnęła i zanim zdążyłem otworzyć usta pocałowała mnie.