Warnings: Am... Przemoc wobec dzieci, może przeklinanie, samookaleczenie (czy to tylko ja, czy 'self-harm' brzmi lepiej i jaśniej?), homosexualizm (jeżeli masz z tym problem, to nie czytaj).
Disclaimer: Jak mówiłam poprzednim razem - nie jestem Rickiem, nie ważne jak bardzo bym tego chciała.
Note: Postaram się z tego zrobić długie fanfiction, z fabułą i w ogóle, mam nadzieję, że wyjdzie. Proszę nie osądzać zbyt ostro, nadal się uczę. I dla wszystkich fanek Percico: nie. W żadnym z moich opowiadań Percy magicznie nie okazuje się być gejem, nie porzuca Annabeth i nie wychodzi za mąż za Nico. Wybaczcie. Nie żebym miała coś przeciwko związkom homoseksualnym, ani trochę!, ale to mi po prostu nie pasuje... Co innego Will Solace ;)
Prolog
I don't want to go home
Słońce powoli zachodziło, kiedy młody chłopak, cały ubrany na czarno, zbliżył się do zatopionej w cieniu posiadłości i stanął przed furtką. Miał na sobie ciemną lotniczą, skórzaną kurtkę, luźnie czarne spodnie i brudne trampki. Czarne włosy opadały mu na oczy.
Zatrzymał przed wejściem i patrzył przez długi czas na jedyne okno, w którym paliło się światło. W środku można było dostrzec krzątającego się mężczyznę, układającego się do snu.
Chłopak westchnął z ulgą i powoli, uważając, żeby nie skrzypnęła, otworzył furtkę. Zamknął ją za sobą cicho i ostrożnie ruszył ścieżką ku drzwiom. Szedł powoli i niepewnie. Kilka razy przystanął, jakby namyślając się, czy jednak nie zawrócić, jednak szedł dalej. W reszcie stanął przed chylącym się ku upadkowi domem i chwilę grzebał w kieszeniach, żeby w końcu wyjąć klucze. Zawahał się po raz ostatni zanim włożył klucz do zamka i delikatnie go przekręcił. Drzwi uchyliły się. Chłopak poprawił plecak na ramieniu i lekko je pchnął. Skrzypnęły cicho otwierając się na pogrążony w ciemności dom.
Nico di Angelo wrócił do domu.
