Yoh znowu spóźnia się na obiad.
Axelowi
i jego „teamowi" się nie poszczęściło. Zakwalifikował się do rund
drużynowych Turnieju. I to jak! Miał trzy zwycięstwa w rundzie
eliminacyjnej. I to jakich! Wszystkie były z użyciem wielkich form
duchów. Axel był naprawdę zawansowanym i mocnym szamanem.
Ale trafił na Hao.
Można
powiedzieć, że i tak świetnie sobie poradził. Walczył z wszechmocnym
Hao i przeżył. Sam wielki Asakura był pod wrażeniem siły Axela i
dlatego go nie zabił.
„Jeśli po tym wszystkim nie umrzesz, odzyskasz siły i będziesz mógł walczyć, z radością przyjmę cię do mojego Królestwa."
Axel żył, ale Królestwa Hao nie było.
Hao został Królem Szamanów, ale Yoh pokonał go i połączył się z Królem Duchów. Tylko tyle o tym powiedziano.
Axel przyjął wiadomość o pokonaniu Hao z stoickim spokojem. „Ot, po raz wtóry upadła potęga...".
Tak jak prawie każdy szaman, pragnął Korony dla siebie. Miał ku temu powody.
-Pragnę zmienić świat... Zmienić siebie...- powiedział do siebie.
Otaczała
go samotność. Jego towarzysze dawno odeszli i był już tylko sam, razem
z wspomnieniami. Jedynym na kim mógł liczyć był jego duch-stróż...
- Czy wciąż mi się może udać...? - spytał- Czy wciąż mogę odmienić przeznaczenie?
Jego
duch-stróż pojawił się z nikąd. Był jednym z duchów elementarnych,
pierwotnych. Niegdyś był bogiem i obrońcą, potem stał się mniejszym z
bogów, następnie demonem i niszczycielem aż w końcu go zapomniano.
- Gdybym ma wola gasiłaby gwiazdy, osuszałaby oceany, rozbijała góry... - szepnął- Gdybym był Królem...
Duch
zadrżał. Był na zewnątrz ziemią i skałą, ale wewnątrz był ogniem i
lawą. Byłby dziś niczym, gdyby nie tak dawno nie przypomniał się
światu, doprowadzając do wybuchu który zmienił zachód słońca w
odległych krainach. Potem znalazł sobie nowy ołtarz, ołtarz siły i mocy
w jedności z nauką...
- Ale nim nie jestem i nie zostanę - westchnął Axel, a następnie uśmiechnął się lekko.- No to będę musiał użyć trudniejszego sposobu.
Yoh
szedł. Tak po prostu i zwyczajnie szedł przed siebie. Wiedział, że
czekała go decyzja i będzie musiał ją podjąć. Miał do wyboru wiele
opcji i każda była beznadziejna.
- Yoh... - powiedział Amidamaru- Nie powinieneś już wracać? Anna znowu będzie się martwić. Z resztą, już nie widać lądu.
Yoh obejrzał się do tyłu. Rzeczywiście, stał na środku oceanu i nie widać było już lądu.
- Ale nie teleportowałem się daleko tym razem, prawda? - zapytał z nadzieją w głosie- Tam jest brzeg Japonii, prawda?
- Niezupełnie... - odpowiedział samuraj- Spójrz tam
Yoh spojrzał i zauważył płynącą jakby nigdy nic bryłę lodu.
- Biegun?
- Biegun.
Axel czekał. Czekanie opanował do perfekcji. Trzy lata w szpitalu, gdy nie mógł się ruszyć, nauczyło go cierpliwości.
Stał
nad brzegiem i patrzył ze spokojem na fale uderzające w brzeg.
Słuchając szumu morza, patrząc na zachód słońca w zupełnej samotności
czyniło go spokojnym. A to właśnie było mu potrzebne.
- Adam i Ewa zjedli zakazany owoc i w ten sposób zbuntowali się Bogowi i zostali wygnani - powiedział- Ale czy ty poznałaś dobo i zło, zanim wygnano cię po tym jak odmówiłaś współżycia z Adamem?
Nadmorski wiatr nabrał na sile i zaczął targać koszulę chłopaka jakby chciałby ją porwać dla siebie.
- Owoc to tylko idea... - mruknął- Symbol...
Axel
przysiadł i wsadził palce w piach na plaży. Wziął garść ziemi a
następnie wyrzucił ją na wiatr. Piach odleciał z wiatrem, daleko poza
zasięg wzroku chłopaka.
- Jeżeli Bóg by nie chciał, aby ludzie jedliby z drzewa zakazanego owocu, nie stworzyłby drzewa - kontynuował Axel-
Ale stworzył je, by człowiek mógł sam zadecydować o swym przeznaczeniu.
A to oznacza, że bunt przeciwko Bogowi nie jest wcale takim złym
czynem. Bo przecież skoro i tak nie możemy skrzywdzić Boga, nie możemy
zrobić mu nic złego...
Ponownie wstał i się roześmiał. Śmiech ten był pozbawiony radości, gorzki, karzący i ironiczny.
- Pieprzę bez sensu
Yoh
zbliżał się do brzegu. Wiedział, że nie ma sensu biec, bo i tak sposób,
w jaki podróżuje jest zwyczajnie dziwny i wszelkie prawa fizyki, jak
„jeśli będziesz biegł szybciej, szybciej dotrzesz", nie mają większej
racji bytu. Z pośród wszystkich mocy Króla Szamanów tej jednej nie
potrafił opanować.
Zapewne, dlatego bo miał, jak to mówiła Anna,
„tendencję do bujania w obłokach CZY TY MNIE SŁUCHASZ, YOH?!". Starał
się trzema krokami dotrzeć do domu, ale trafił na brzeg.
- Amidamaru, nie wtrącaj się w tą rozmowę, bardzo cię proszę. Witaj Axel... - powiedział Yoh do chłopaka stojące na plaży, który go obserwował.
Axel
był od niego wyższy i starszy. W umięśnieniu przypominał Rena, co od
razu wróżyło źle. Był blondynem i miał jedno oko zielone, drugie oko
czerwone.
- Królu szamanów Yoh... - zaczął powoli Axel
Yoh podniósł rękę, na znak by Axel dał mu coś powiedzieć. Chłopak spojrzał na niego z ukosa.
- Jesteś pewien? - zapytał -
Gdy wypowiesz te słowa, będę zmuszony zareagować a nie wiem, jak
zareaguję. Wierz mi, można przy tym zwariować, widzę wszystko, co się
wydarzy i może się wydarzyć.
- Jestem tego absolutnie pewien - padła odpowiedź- Byłem tego pewien już wtedy, gdy Hao omalże mnie nie zabił. Nie wiedziałem jedynie, że to nie on zostanie Królem Szamanów
- Poniekąd... - przyznał Yoh- Ale w jednej z możliwości...
- Wiem, czego chcę, ale nie mogę tego osiągnąć - odpowiedział Axel- Ty możesz osiągnąć wszystko, ale nie wiesz, czego chcesz. W ten sposób pozbędziemy się swych słabości i osiągniemy nagrodę.
Yoh
zrobił kilka kroków do przodu i stanął na piasku, by poczuć się lepiej.
Mimo wszystkiego, nigdy nie czuł się pewnie chodząc po wodzie.
- A czego chcesz? - zapytał.
-
Turniej się skończył, ale szamani mają wiele do zrobienia. Poza tą
częścią ideologii Hao, która była zwykłym faszyzmem na poziomie
niedorozwiniętego skinheada, miał on po części racje. Ludzie w każdej
chwili mogą zdewastować tą planetę, spójrz zresztą.
Za plecami
Axela pojawił się duch. Był tak wielki jak ogromny Bason Rena, co znowu
źle wróżyło. Był wieloma kamieniami i skałami. Widać było też żelazo
zespawane ze sobą oraz także zastygłą lawę. Z jego pleców wyrastały
dwie metalowe niby-wyrzutnie.
- To jest to, co za sprawą ludzi powstało z boga wulkanów, Yoh- powiedział Axel- Oto duch Nuklearnej Apokalipsy!
Yoh milczał. Bał się, że wiedział, jak ta rozmowa się potoczy.
-
Świat się zmienia i to w każdej chwili. A razem z nim, zmienia się
świat duchów. Widzisz przyszłość, Królu Szamanów, to może wiesz, jak
będzie wyglądało szamaństwo za 500 lat?
- Zmiany napierają tempa- odpowiedział Yoh- Technologia przestanie być zrozumiana i stanie się magią. I tak powstaną nowe duchy...
- Ludzie muszą się dowiedzieć - kontynuował Axel-
Ludzie muszą się dowiedzieć o istnieniu szamaństwa. Trzeba otworzyć im
oczy, albo unicestwią samych siebie z powodu swej niewiedzy. Trzeba
wyzwolić w nich naprawdę głęboką empatię, która pozwala widzieć świat
duchów, żeby zdaliby sobie sprawę z tego, co czynią. A ty jesteś
jedynym, który może to zrobić.
- Władza deprawuje... - powiedział Yoh z smutkiem- A władza absolutna deprawuje absolutnie. Ogrom mej mocy mnie prześladuje, boję się, że stanę się następnym Hao...
Axel
spojrzał na Yoh i uśmiechnął się. Yoh zauważył ten uśmiech i poczuł
nadzieję. Być może on i ten chłopak, dwaj osoby, które nigdy się nie
spotkały i być może nigdy się nie spotkają, nawzajem sprowadzą siebie
na właściwą drogę.
- Myślę, że to ostatnie, co ci grozi, Yoh - powiedział Axel- Hao pobłądził, bo szukał w ludzi nie tego, co należy w nich szukać.
- Wiem...
- Obsesyjnie szukał w nich zła, a powinien szukać w nich dobra.
- To jak X-Laws...
- Dokładnie - przyznał blondyn- Ale ty też jesteś głupcem, bo zwyczajnie nie masz jaj, by narzucić swoją wolę światu.
- No wiesz...
- Dlatego musimy zakończyć to raz na zawsze, Królu Szamanów
Axel
wyciągnął rękę do góry ukazując swoją bransoletę, zrobioną z metalu.
Oraz drugą, zrobioną z skały wulkanicznej. Obydwie były połączone
łańcuchem, który biegł za plecami Axela i był dość długi, by chłopak
mógł swobodnie ruszać rękoma. Jego duch stróż dotknął obydwie
bransolety i zjednoczył się z nimi, dzięki czemu Axel mógł stworzyć
czarny pancerz z kolcami obejmujący w całości jego ręce.
- Pomysłowe - przyznał Yoh.
- Na Hao to też zrobiło niezłe wrażenie - powiedział szaman z dumą w głosie- A teraz Yoh, Królu Szamanów, wyzywam cię.
Nadszedł
moment decyzji dla Yoh. Mógłby przyjąć, lub odrzucić wyzwanie.
Przyjęcie wyzwania byłoby groźne dla obydwóch. Yoh, po pokonaniu, jeśli
można było tak to nazwać, Hao i staniu się Królem Szamanów z nikim nie
walczył. Nie czuł jeszcze własnej przewagi nad innymi szamanami i
obawiał się, że jest ona zbyt wielka. Ale odrzucenie nie wchodziło
jednak w grę, teraz już wiedział, że i on i ten chłopak potrzebowali
tej walki.
- Dobrze- odpowiedział Yoh- Amidamaru!
Axel
bał się. Choć nie dawał tego po sobie poznać, bał się tej walki. Yoh
był Królem Szamanów. Wiedział, że sam jest świetnym szamanem, ale to
Yoh pokonał Hao, a Hao pokonał jego.
Ale gdy Yoh przyjął wyzwanie,
coś się zmieniło w obydwóch szamanach. Przestało się liczyć dla nich
wszystko, własne możliwości, własne ograniczenia. Liczyła się tylko
walka i tylko ona mogła pozwolić im poznać samych siebie. A walka toczy
się na wielu płaszczyznach.
Na płaszczyźnie ciał, Yoh i Axel byli
najbardziej sobie równi. Yoh trenował swe ciało, nawet po turnieju.
Axel, mimo spędzenia trzech lat w szpitalu pozbawiony możliwości ruchu,
miał ciało zahartowane w ogniu.
Na płaszczyźnie umysłów Yoh był
morzem, morzem spokojnym, czystym i przeogromnym, z siła niszczącą
brzegi. Axel był niczym skała, najtwardsza ze skał, z niepowstrzymanym
uporem i przed niczym się nie cofająca, nacierająca przed siebie
skupiona w jednym punkcie.
Na płaszczyźnie duchów, Yoh miał
przewagę, miał Króla Duchów. Jednakże nie chciał go używać w tej walce
i polegał wyłącznie na mocy Amidamaru, przez co Axel miał szanse mu
dorównać.
Na płaszczyźnie umiejętności, to Axel był górą. Yoh mógł
być Królem, ale szamaństwo jest dziedziną zbyt złożoną, by nawet on był
w stanie ją ogarnąć. A Axel znał kilka sztuczek.
Na płaszczyźnie serc, żaden nie mierzył wysoko. Nikt nie pragnął wygranej, chodziło tylko o to by walczyć.
Axel
nie był lepszy od żadnego z przyjaciół Yoh. W sumie żadne z przyjaciół
Yoh nie był lepszy od drugiego, nawet Yoh nie był lepszy. Każdy był
inny.
Słońce zaszło, niebo pokryło się gwiazdami. Wiatr
powoli zmieniał kierunek i zaczął wiać od lądu zmieniając kierunek fal
i zaczynając odpływ.
Walka trwała.
Yoh stal przed Axelem z
wyciągniętym mieczem trzymanym spokojnie. Złoty blask otaczający ostrze
jego miecza był jednolity. Moc nie należała do Króla Duchów, ale do
Yoh, była to jego własna siła.
Axel stał przed Yoh z pięściami
trzymanymi luźno. Siła przepływająca przez jego opancerzone ramiona
była ogromna, ale całkowicie ujarzmiona.
Walka toczyła się na
wielu płaszczyznach, ale nie na płaszczyźnie siły. Jeszcze nie. NA
razie każdy formował swą moc by być w stanie zadać ten jeden cios.
W końcu byli gotowi.
Yoh
pobiegł z szybkością huraganu wykonując swe cięcie z góry. Szybkość
huraganu to było dobre słowo, tak szybki Yoh był głośny niczym huragan.
Jego miecz mógłby przeciąć Słońce.
Axel też był równie szybki. Jego
czarne pięści, naładowane siłą całego arsenału nuklearnego na świecie,
zostały wyrzucone przez niego przed siebie całą masą swego ciała.
Huragan było słychać wiele kilometrów od miejsca walki.
Axel
leżał na ziemi a Yoh stał. Yoh podszedł do przeciwnika i wyciągnął
rękę, by pomóc mu wstać. Axel spojrzał z dołu na Yoh i na jego dłoń. A
następnie ją odtrącił i wstał o własnych siłach.
- Sam jestem w stanie stać- powiedział dysząc.
Yoh uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób. Ale potem spoważniał.
- Nie stworzę takiego raju na ziemi, by wszyscy byli zadowoleni- powiedział- Nie można tego zrobić...
- No cóż, Eden też się spieprzył...
- Ale ludzie są w stanie wspólnymi siłami tworzyć raj, czynić świat coraz lepszy.
- Ta, byle do przodu, ważne jest by gonić króliczka i tak dalej... - zgodził się Axel.
A
następnie upadł na ziemię. Yoh szybko przykucnął obok niego i wyciągnął
rękę, wzywając jedną z mocy Króla Duchów, moc uzdrawiania.
- Nie...- szepnął Axel- Nie chcę.
- Ale...
-
Kiedy Hao mnie pokonał, nie byłem wściekły. Byłem wściekły kiedy
okazało się, że mnie nie zabije. Jestem... Chcę być wojownikiem. I
jeżeli nie mogę być niepokonanym, to niech przynajmniej zginę w walce z
niepokonanym...
- Ja nie chcę cię zabić!- krzyknął Yoh.
- Nie wszystkich obchodzą twe zachcianki...- szepnął Axel ciszej a następnie zaczął kasłać- Z resztą, nie ty mnie zabiłeś, tylko walka... Nie odzyskałem pełni sił po walce z Hao, ten wysiłek był dla mnie...
Yoh spojrzał na Amidamaru szukając u niego wsparcia. Samuraj tylko kiwnął głową, na znak że Axel ma rację.
- Yoh, wrzuć me ciało do wulkanu...- powiedział Axel- W chodzie i podzięce mojemu duchowi-stróżowi... W końcu... Moja droga...
Zamilkł. Yoh przymknął palcami oczy Axela i wstał.
- Rozumiem...- powiedział spokojnie- Chyba rozumiem cię... I dziękuję za to, czego mnie nauczyłeś.
