Wstęp

- Wade, nie! - krzyknął Loki, rozpaczliwie wyrywając się do przodu, byle tylko zatrzymać tego kretyna.

Ale było za późno. Deadpool właśnie zanurzył dłoń w opalizującym błękitem polu siłowym, wyciągając Tesserakt. Rozbłysk białego światła, jak w centrum atomowego wybuchu, zalał wszystko dookoła.

Bóg kłamstwa był przekonany, że zginie. Raz na zawsze, niezależnie od cykliczności Ragnaroku. Wtedy poczuł czyjeś silne ramiona, otaczające go w opiekuńczym uścisku.

- Loki! - usłyszał głos brata nas sobą, a po chwili wszystkie dźwięki utonęły w odgłosie eksplozji. Powietrze miało lekki posmak ozonu, jak zawsze, gdy gromowładny osłaniał się mocą Mjolnira.

Kłamca szybko otrząsnął się, zaczął składać zaklęcie, otaczając ich ochronną barierą. Czuł, jak siła eksplozji napiera nad nią, rozrywając kolejne inkantacje, nim zdołał je dopełnić. Thor, nadal tuląc go do swojej piersi, nie pozwalając wychylić zza tarczy swojego ciała, jęknął boleśnie.

Loki szepcząc kolejne zaklęcia, błagał go w myślach, by wytrzymał. A potem wszystko ucichło. Psotnik odetchnął z ulgą. Chciał odsunąć od siebie brata, przyjacielsko uderzyć go w ramię i powiedzieć coś głupiego, by usłyszeć jego ciepły śmiech, ale gdy się poruszył, ciało Thora opadło bezwładnie na ziemię.

Całe plecy gromowładnego, tył jego głowy i ramion, wszystko to było jedną poszarpaną, wypaloną nierównomiernie raną. Nikt z pozostałych Avengers, którzy chwilę później zjawili się w, zniszczonym siłą eksplozji, wnętrzu wrogiej bazy nie pamiętał, by kiedykolwiek wcześniej słyszał tak rozpaczliwy krzyk, jak ten, który wyrwał się z gardła Lokiego klęczącego nad zwęglonymi w połowie zwłokami.

xxx

Wszystko zaczęło się niespodziewanie, niedługo po tym, jak z ulic Nowego Yorku usunięto ostatni z wraków statków Chitauri. Dopiero co odstawiony do Asgardskiego skarbca Tesserakt, znów został skradziony. Sprawcą jednak nie był Loki, który, pozbawiony mocy, próbował wydeptać kółko w podłodze swojej celi. Z początku całe zamieszanie wydawało się Psotnikowi szansą, zwłaszcza w chwili, kiedy ci sami Avengers, przez których został pojmany, wykradli go z więzienia i zażądali pomocy. W końcu znał Tesserakt najlepiej z nich wszystkich. Nie przewidywał tak tragicznego końca.

Przeciwnik okazał się trudniejszy, niż przewidywali. Zwłaszcza w chwili, kiedy ponad osiemdziesiąt procent populacji planety przemienił w istoty z filmów, baśni i mitologii, od kwiatowych duszków zaczynając, na smokach kończąc. Ale zdołali go pokonać, wszystko byłoby dobrze, gdyby ten idiota nie zdestabilizował utrzymywanego przez Tesserakt pola i nie wywołał wybuchu!

Tym idiotą był oczywiście Deadpool i choć nie znaleziono po nim nawet skrawka czerwono-czarnego kostiumu, to Loki był przekonany, że przeżył, nawet jeśli obecnie jest zaledwie kupką namarzających się i spełzających do siebie komórek. Gdyby to od niego zależało, najemnik nigdy nie dołączyłby do drużyny, ale Fury zadecydował, że potrzebują każdego. Dlatego szef S.H.I.E.L.D. był teraz pierwszą osobą na liście tych, których Kłamca obwiniał za śmierć brata i pierwszym, którego miała dosięgnąć zemsta Trikstera. Najpierw jednak należało pożegnać Thora z należnymi mu honorami.

Stojąc nad pogrzebowym stosem, oświetlony ognistą łuną, Kłamca nie zdradzał wypełniającej go żądzy zemsty i gniewu.

Jednak, mimo braku zewnętrznych przejawów, był to gniew zapalczywy i srogi. Nie zelżał on nawet w chwili, kiedy usłyszał w umyśle szept swojej córki, Hel, zapewniającej, że Thor odrodzi się, ponieważ jego przeznaczenie jeszcze nie zostało dopełnione. Śmierć Thora, nawet czasową, należało pomścić. Patrząc na to, jak płomienie liżą ciało brata, Loki był pewien, że zetrze na proch Fureygo, Deadpoola i wszystkich, którzy się do tego przyczynili.

Ale najpierw wyprawi stypę i odda należytą cześć poległemu w boju wojownikowi.

Część 1.

- Pilna wiadomość panie Stark – poinformował uprzejmie, jak zawsze z resztą Jervis. Tony poruszył się zesztywniały na łóżku, wymamrotał coś przez sen i mocniej przytulił się do poduszki. – Obawiam się, że sprawa wymaga natychmiastowego rozpatrzenie, sir – dodał komputer. Milioner przekręcił się na plecy i z trudem rozchylił powieki, przekrwione lekko oczy wycelowały zmęczone spojrzenie w sufit.

- Od kogo to? – zapytał zastanawiając się czy jest w stanie wstać, nie zataczając się na boki. Trzeba przyznać, że jednak trochę… to złe słowo, stanowczo przeholowali. Jednak nie zawsze jest się na stypie boga piorunów. Pożegnali go z należytą pompom. Mimo to Tony miał nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiał „opłakiwać" nordyckiego boga.

- Nadawca podpisał się Iron Man. Według moich danych wiadomość ta została nadana przez mnie, sir. To znaczy zostanie nadana – wyjaśnił Jervis. Tony Stark usiadł na łóżku i natychmiast objął dłońmi obolała głowę.

- To znaczy że… zaraz? Zostanie? Podaj mi dokładną treść i czas nadania tej wiadomości – zażądał podnosząc wzrok, mimo ciążącego mu bólu.

- Królestwo Midgardu potrzebuje pomocy. Avengers w tych czasach nie istnieją. Czekam na wsparcie w dawnym Stark Tower. Iron Man. Data nadania dwudziesty ósmy marca dwa tysiące trzydziestego drugiego roku – wyrecytował komputer, jak zawsze spokojnym i opanowanym głosem. Tony w odpowiedzi zaklną brzydko, jednak w przekleństwie nie było złości, tylko czyste zaskoczenie.

- Zbierz Avengers – polecił, zaczynając przetrząsać swoją nocną szafkę w poszukiwaniu czegoś przeciwbólowego.

Na wezwanie odpowiedzieli wszyscy żyjący Avengers, choć zebranie ich trwało nieco ponad godzinę, mimo że wszyscy nocowali u Starka. Pierwszy pojawił się Bruce Banner, w puchatym, ciemnofioletowym szlafroku, podobnych puchatych kapciach, z kubkiem w ręce i podkrążonymi oczami. Był rozczochrany bardziej niż zwykle, a jego okulary sprawiały wrażenie jakby chciały zsunąć się z jego twarzy i zasnąć. Jako naukowiec Bruce wiedział, że kaca należy przeczekać.

Następny pojawił się Kapitan Ameryka, rześki jak skowronek, choć pewnie wspomnienia ze stypy, na której jako jedyny nie był w stanie się upić, wolałby wyrzucić z pamięci.

Czarna Wdowa i Sokole Oko pojawili się razem, co nie było takie dziwne po tym jak wczorajszego wieczoru razem zniknęli w jednej sypialni. I nie było tu mowy o pomyłce żadnego z nich.

Zjawił się nawet Nick Fury, twardo udając, że jego kac morderca jednego oszczędził. Brakowało jeszcze tylko Lokiego. A ten, gdy się zjawił jako ostatni, w odróżnieniu od reszty, nie przypominał kogoś zerwanego ze snu po długiej nocy. Wyglądał idealnie, jak zwykle. Tylko brak uśmiechu w jego oczach zdradzał, że coś jest nie tak.

- Stark, bądź tak uprzejmy i wyjaśnij swojemu komputerowi, że nie jestem i nigdy nie byłem jednym z Avengers i nie obchodząc mnie wasze pilne narady o… - tu Loki zrobił przerwę i bez jakiegokolwiek skrępowania ujął rękę Clinta, by spojrzeć na jego zegarek. - … piątej piętnaście nad ranem – dodał, pozwalając wyszarpnąć się Sokolemu Oku, udając, że nie widzi jego morderczego spojrzenia.

- Skoro nie poczuwasz się do bycia Avengers, powinniśmy chyba odeskortować cię przed tron Odyna – sarkną Stark, wyraźnie nie w nastroju do dyskusji z Lokim.

- Spróbuj a Midgard straci kolejnego ze swych wielkich bohaterów. Zostaję tutaj. Zamierzam znaleźć Thora, kiedy ten się reinkarnuje. Nie zostawię go wśród zwierząt waszego pokroju! – sprzeciwił się buntowniczo Kłamca. Tymczasem doktor Banner w milczeniu napił się kawy.

- Skoro i tak się zjawiłeś, może z łaski swojej się zamkniesz i wysłuchasz tego co Tony ma do powiedzenia. Jeśli nie jest to ważne sama go zabiję – zauważyła Natasza podpierając głowę na rękach. Wyglądała na zmęczoną.

- Dokładnie, może Tony Stark jest ekscentrykiem, ale nie ryzykowałby wkurzenia wszystkich Avengers ściągając ich bez powody z łóżek o tak wczesnej porze, do tego po takiej nocy – wtrącił się Nick Fury łypiąc na boga kłamstwa swoim jedynym okiem.

- Swoją drogą, bardzo się przyłożyłeś do organizacji tej uroczystości. Kto by pomyślał, że tak ci zależy na bracie – przyznał Sokole Oko poprawiając zegarek na ręce.

- Jervis, co Tony ma do powiedzenia? – zapytał Loki posyłając drwiący uśmieszek w stronę Tonego. Ten prychną cichło ignorując uwagę, po czy ruszył w stronę eliptycznego stołu.

- Lepiej będzie jak usiądziecie – oznajmi samemu dając przykład w tej sprawie. – Jervis przedstaw treść wiadomość wraz z jej pochodzeniem i datą.

- Treść wiadomości jest następując: Królestwo Midgardu potrzebuje pomocy. Avengers w tych czasach nie istnieją. Czekam na wsparcie w dawnym Stark Tower - zakomunikował przyjazny głos komputera. – Została ona nadana dnia dwudziestego ósmego marca dwa tysiące trzydziestego drugiego roku z jednostki centralnej komputera obsługującego działanie wszystkich urządzeń w Stark Tower, czyli mnie. Ponadto nadawca podpisał się jako Iron Man – wyjaśnił Jervis spokojnie.

Nick Fury uniósł brew patrząc na Tonego jakby jednak wątpił w zdrowe zmysły geniusza, filantropa, milionera i playboya w jednym, który jednak postanowił powtórzyć wyczyn Lokiego i wkurzyć wszystkich Avengers na raz. Banner znów napił się spokojnie kawy, a Czarna Wdowa opadła na stół z głośnym klapnięciem. Sokole Oko poklepał ją delikatnie po plecach, tylko Kapitan Ameryka rozglądał się po wszystkich jakby nie bardzo rozumiał o co ten cały szum.

Loki natomiast nawet nie usiadł.

- Wracam do łóżka – zauważył chłodno, odwracając się na pięcie. – Jak będziecie chcieli budzić mnie ponownie, zwiążcie Burtona i przyślijcie do mnie Nataszę. Obiecuję współpracę. – dodał kierując się do drzwi.

- Radziłbym ci jednak zostać – niespodziewanie dla wszystkich odezwał się Bruce.

- Tak, Loki, nie rób fochów, bo wkurzysz wielkoluda – Stark wyszczerzył zęby w uśmiechu, zadowolony, nie tylko z tego, że ktoś chyba jednak wziął to na poważnie. – Nie patrzcie tak na mnie, to nie są żarty. Wiem, że dopiero co uratowaliśmy przyszłość, ale wygląda na to, że znów jest zagrożona. I to całkiem bliska.

- I oczywiście sprawdziłeś autentyczność wiadomości? – zapytała podejrzliwie Fury. – Albo czy nie mam dziś pryma aprilis i że Jervis postanowił kultywować tradycję – dodał.

- Albo że znalazł się ktoś lepszy od ciebie i po prostu się włamał – zasugerował Clint, nieco się ożywiając.

- Jeszcze się taki nie urodził – obruszył się Tony, podczas gdy Loki niechętnie wrócił w okolicę eliptycznego stołu, siadają przy nim, jednak najdalej jak się dało od pozostałych.

- Czemu Iron Man nazywa Ziemię królestwem Midgardu? – zainteresował się.

- Nie wydaje mi się to istotne, księżniczko. W każdym razie tak, sprawdziłem autentyczność przekazu… prawda Jervis? Sprawdziłem?

- Sprawdził pan…

- No dobrze – zaczęła Natasza podnosząc się w końcu z blatu. – Zakładając, że wiadomość naprawdę przysłał na Iron Man z królestwa Midgardu w przyszłości, jak niby mamy się do niego dostać? – zapytała zmęczonym głosem. Wyglądała jakby było jej nie dobrze, może faktycznie było.

- Może Stark, wiedząc, że to możliwe zaraz wymyśli wehikuł czasu – zasugerował Clint. – W końcu Iron Man to on, z jakieś powodów wysłała sam sobie wiadomość – dodał.

- Teoretycznie podróże w czasie są możliwe i wcale nie potrzeba do nich wehikułów – zauważył z zamyśleniem Bruce.

- Nasz niedawny przeciwnik doskonale nam to udowodnił. – raczył przypomnieć Stark. – Tesserakt jest portalem pozwalającym na podróże z jednego końca wszechświata na drugi. A czas to tylko kolejny wymiar w którym można podróżować.

- Tylko że my nie umiemy go używać – przypomniał Loki. – Naprawdę musze tu siedzieć?

- Tak – odpowiedzieli jednocześnie Stark i Banner.

- Więc wszystko ustalone – zauważył nagle Fury i wszystkie pary oczu zwróciły się ku niemu. – Tony i Bruce rozpoczną pracę nad przystosowaniem Tesseraktu do podróży w czasie, a Loki im pomoże, jako że ma pewne doświadczenie w obsłudze portali – stwierdził podnosząc się. Za nim bez słowa podniosła się Czarna Wdowa, a następnie trochę nie pewnie Sokole Oko.

- A my? Co z pozostałymi Avengers, sir? – zapytał Steve.

- Wy cieszcie się resztkami urlopu. Tony powiadomi was, gdy wszystko będzie gotowe i wtedy się przeniesiecie – zarządził Nick, zamierzając wyjść.

- Dokąd to? – Loki, a zasadzie jego replika, zagrodził ciemnoskóremu drogę. – Wszystkie mrówki siadają i słuchają. Tony, ty nie musisz, po twojej minię widzę, że chcesz powiedzieć to samo co ja. Mianowicie, nie po to zrywamy się o piątej nad ranem, żeby wplątać się w badania naukowe, które zajmą nam następne tysiąc lat. Zwłaszcza, że biorąc pod uwagę datę wiadomości, nie mamy tyle czasu.

- But przemówił – zironizował Fury wciąż stoją, dla odmiany jednak krzyżując ręce na piersi.

- Ale do czego my wam jesteśmy potrzebni? – zainteresowała się Natasza.

- Właśnie, to wy tu jesteście od myślenia o fizyce. Poza Brucem, on jest dwa w jednym – skomentował Clint.

Loki zdematerializował się. Przynajmniej jedna jego postać, druga natomiast podobnie do Nicka splotła ręce na piersi.

- Chwila! Nie zamierzam pracować z tym socjopatą! – oburzył się Stark.

- Myślałem, że lubicie się z Hulkiem? – zdziwił się Loki, a w kącikach jego ust czaił się psotny uśmieszek. Banner znów napił się kawy. – Chciałem tylko powiedzieć, mrówko, że tą drogą do niczego nie dojdziemy. Ale jak chcecie dać mi Tesserakt i zobaczyć co się stanie, to śmiało – Kłamca odchylił się lekko na krześle, a jego uśmieszek się poszerzył.

- Niczego nie zamierzamy ci dawać. Masz po prostu pomóc dwóm najwybitniejszym naukowcom świata znaleźć rozwiązanie. To wszystko – warknął na niego Fury.

- Masz lepszą propozycje? – zapytała Natasza. Loki uśmiechnął się do niej, a potem do reszty z chłodną wyższością.

- Owszem – przyznał, prostując się na krześle. – To niedaleka przyszłość. Podrożę w czasie nie są wcale trudne i już mi się zdarzały, choć nie w tym konkretnym wcieleniu. Jestem w stanie zabrać ze sobą jeszcze dwie osoby nie dysponujące własnym ładunkiem magiczny. Większość z was spełnia ten warunek. Jednocześnie pozostawię tu część siebie by móc odnaleźć Thora i ewentualnie przekazać wam co odkryliśmy. Zrobię to wszystko, jeśli zostanę o to poproszony z należytym szacunkiem – powiedział miękko, patrząc na Furego.

- Zrobisz to, albo w pierwszym po wojnie wydaniu Times'a na okładce będzie zdjęcie, na którym masturbujesz się przed kalendarzem z końmi – zagroził Stark, pijąc rozpuszczoną aspirynę. Kapitan Ameryka skrzywił się znacząco.

- Przyłapałeś go na czymś takim? – zdziwił się z obrzydzeniem. Reszta nic nie odpowiedziała, wiec przedwojenny bohater zrozumiał, że palną jakieś głupstwo. Znowu. Ale przywykł już do tego, więc tylko przełknął upokorzenie i zapadł się bardziej w swoim fotelu.

Fury spojrzał na Lokiego.

- Mrówka – wskazał Kłamcę. – But – dodał wskazując Tonego Starka.

- Powinieneś zrobić to dla brata – stwierdziła nagle Natasza.

- Właśnie. Chyba jednak ci na nim zależy, skoro nie zamierzasz wiać stąd jak tylko nadarza się okazja. My moglibyśmy spokojnie go znaleźć i odchować – stwierdził Clint. Loki westchnął głośno.

- Nie pozwolę by mojego brata wychowali zwykli Midgardczycy. Znajdę go i – zawahał się na krótką, lecz dostrzegalną, chwilę. – Sam go wychowam, ewentualnie wrócę z nim do Asgardu.

- To mam już dawać zlecenie na fotomontaż? – zapytał Tony wyjmując komórkę. Bóg kłamstwa spiorunował go wzrokiem.

- Pomogę wam. Kogo mam ze sobą zabrać? – zapytał rozglądając się po zebranych. Nastała cisza.

- Ja zostaję – przerwała ją nagle Natasza. – Clint też. Jestem w ciąży – dodała spokojnie. Nick Fury uniósł brew, a Sokole Oko zbladł i najpierw spojrzał na agentkę, po czym opadł na krzesło tak jak stał. Fury potarł skronie.

- Biorąc pod uwagę, że Kapitan i tak ma problemy z dostosowaniem się do naszych czasów, myślę, że lepiej będzie jeśli on też zostanie. Obawiam się Tony, że jednak będziesz zmuszony współpracować z socjopatą – zauważył po chwili. – Bruce, miej na nich oko.

- Jedno? – zapytała Banner podnosząc kubek do ust.

- Po jednym na sztukę – podchwycił Tony weselejąc.

- Gratuluję Nataszo – Loki nagle uśmiechnął się do niej słodko. – Szkoda, że to nie moje – dodał. Agentka posłała mu ponure spojrzenie, ale nie tak ponure jak Barton.

- Może to Thor i nie będzie trzeba się po niego daleko wyprawiać – stwierdziła nagle, gładząc się wymownie po brzuchu.

- Możesz być niańką, ale na więcej nie licz – rzucił Clint do Kłamcy.

- To kiedy możemy ruszać? Muszę się spakować – zauważył Bruce podnosząc się z krzesła z pustym kubkiem w ręku.

- I ubrać – przypomniał, jakże opiekuńczo, Tony.

- Proponuję o zmroku. Wtedy magia lepiej działa i jest najładniejszy widok z dachu – odpowiedział Loki, przeciągając się. – Potrzebna mi będzie kolorowa kreda, dwadzieścia woskowych świec i pięć sporych jadeitów, najlepiej bez żadnych wewnętrznych zanieczyszczeń. I naturalnych. Wolę nie wiedzieć co się stanie z magią kiedy przepuszczę ją przez syntetyczny kamień. Poza osobami, które ze mną ruszają, nie chcę żadnych świadków. Możecie patrzeć przez kamery, satelitę, cokolwiek, ale dwa najwyższe piętra budynku powinny być puste. Na znak, że instrukcja nie jest zbyt skomplikowana dla grupy, w której mamy przypuszczalnie do pięciu geniuszy, ktoś za cztery godziny przyniesie mi kawę do łóżka. Jak Jervis spróbuje obudzić mnie wcześniej, spalę instalacje – oświadczył Loki, a jego postać rozwiała się w tej samej chwili w której skończył mówić.

- Ta… to mnie obudźcie godzinę po nim – Tony dopił aspirynę.

xxx

Loki pojawił się na dachu. Wszystko było już przygotowane jak sobie zażyczył, tylko pobudka była nie do końca taka jakby chciał. Ale poza panną Romanow, która niedługo pewnie zostanie panią Barton, nie wiele było osób w tym paskudnym budynku, których widok ucieszył by go po przebudzeniu. Właściwie to poza nią nie było tu nikogo. Ale dostał natychmiast do ręki kawę, więc nie było tak źle.

Postawił kubek na betonowej powierzchni i wziął się do pracy. Przez następne kilka godzin rozrysowywał znak. Kolejne wzory w różnych kolorach nakładały się na siebie tworząc barwną sieć. Świece ustawił na miejscach, gdzie ich linie łączyły się ze sobą, podobnie jak bryłki jadeitu. Wkrótce cały dach był pokryty kolorową mozaiką wzorów, run i symboli, przyozdobiony świecami i kamieniami. Skończył tuż przed wieczorem, a gdy dołączyli do niego Stark i Banner, Kłamca powitał ich już w samych drzwiach.

- Zetrzyjcie choć jedną linię, a możemy ocknąć się na Księżycu – ostrzegł, poczym poprowadził ich drogą pomiędzy symbolami do samego centrum znaku.

- Nie bądź taki nerwowy – zauważył lekko Iron Man i zapewne, gdyby nie był w zbroi, zaczął by skakać przez linie jak mała dziewczynka przy zabawie w klasy.

Banner miał ze sobą tylko niewielką, wyświechtaną walizkę. Zapewne z zapasowymi spodniami. I jak zawsze zachowywał stoicki wręcz spokój. Nie zwracając szczególnej uwagi na wygłupy Tonego i złość Lokiego.

- Złapcie mnie za ręce – polecił Kłamca, stając między nimi. Wykonali jego polecenie bez większego entuzjazmu, a on – również bez entuzjazmu – zaczął szeptać słowa zaklęcia.

Świat zawirował.

W pierwszej chwili cała trójka miała wrażenie, że nic się nie stało – poza okazyjnymi mdłościami. Jednak po chwili dostrzegli pewną zmianę. A raczej nie dostrzegli niemal niczego, bo poza światełkiem z reaktora Iron Mana, miasto było zupełnie zaciemnione. Nigdzie nie było ani jednego znaku, że ktoś jeszcze mieszka w Nowym Jorku, albo że chociaż w nim przebywa. Sama Stark Tower wydawała się jakaś bardziej podniszczona o ile mogli ustalić to stojąc na jej szczycie.

- Nie powiem, teraz bardziej mi się tu podoba – Loki rozejrzał się, pozwalając zniknąć światłu, której chwilę wcześniej wypełniało wszystkie początkowo wykreślone kredę linię. Czuł się dziwnie rozciągnięty. Nigdy dotąd nie próbował utrzymywać dwóch projekcji siebie w odrębnych czasoprzestrzeniach. Ale wyglądało na to, że ten zabieg nie rozerwie go na strzępy.

- Będziemy podziwiać później. Tony to twoja wieża, zobaczmy czy jeszcze działa. Może zostawiłeś nam jakąś wskazówkę – zaproponował Banner niepewnie ruszając w stronę zejścia z dachu. Nie wiele było widać w ciemnościach, a on i tak nie należał do osób obdarzonych jakimś wybitnie dobrym wzrokiem.

- Jervis? – Tony spróbował nawiązać połączenie ze swoim komputerem, ale nie otrzymał odpowiedzi. – Dobra… - westchnął ruszając do najbliższego manualnego włącznika, o którego istnieniu i położeniu pamiętał. Nic się jednak nie stało gdy go nacisnął. – Zaczekajcie, podłączę elektrykę i do was wrócę – zakomunikował, wzbijając się w powietrze i odlatując gdzieś w ciemność nocy.

- Oczywiście, grunt to nie zwracać na siebie uwagi potencjalnych przeciwników – westchnął Loki materializując w dłoni niewielki, zielony ognik i wchodząc do wnętrza małej przybudówki kryjącej schody na niższe piętra. – Jak masz zamiar czekać na Starka, to przekaż mu, że sprawdzam barek.

Bruce westchnął. Oczywiście, że nie zamierzał czekać na dachu, ruszył za Lokim, korzystając z tego,że Kłamca wyczarował trochę światła.

- Może będzie oszczędny – zasugerował z nadzieją, choć sam wątpił, by milioner odmówił sobie przyjemności puszczenia ACDC tak głośno jak się da.

Tym czasem Tony odnalazł główny włącznik prądu w budynku i oczywiście go użył. Na kolejnych piętrach jedno po drugim zapaliły się światła. Nie minęła jednak chwili nim odezwał się komputerowy, jednak dobrze dopracowany, kobiecy głos.

- Przechodzę na tryb ukryty – poinformował. Światła natychmiast przygasły. Wyjątek stanowiło ostatnie piętro, choć i tu zostało ono przygaszone do ciepłego, niemal romantycznego, żółtego odcienia, a po chwili automatyczne żaluzje zsunęły się zasłaniając okna z cichym szmerem. Lony natychmiast ruszył w drogę powrotną.

- Przed kim się ukrywamy? – zapytała nieco zaniepokojony Banner.

- Tryb ukryty? – zapytał Loki, jakby sam siebie, podchodząc do barku. – Jervis, widzę, że czegoś się ode mnie nauczyłeś – dodał uśmiechając się sarkastycznie. Ku jego rozczarowaniu barek był zupełnie pusty.

- Witam Panie Stark. Miło znów pana widzieć – odezwał się Jervis. – Panie Banner, panie Laufeison, witam.

- Dlaczego barek Starka jest pusty, to podejrzane – zauważył Kłamca.

- Barek został opróżniony na polecenie pani Stark – waśnił komputer.

- Pani Stark? – zapytał Tony głosem jakby miał zemdleć, w chwili gdy pojawił się na lądowisku. Niepewnie ruszył w stronę pomieszczenia.

- Przed całkowitym wyłączeniem wgrano mi zestaw współrzędnych i polecenie przekazania ich gościom z Avengers. Czy życzą sobie panowie bym przekazał je teraz? – zapytał Jervis.

- Zaraz moment, kim jest pani Stark? – zapytał Tony, wyraźnie bardziej przejęty tą informacją niż ratowaniem świata.

- Pańską żoną, panie Stark – odpowiedział rzeczowo komputer. – Czy przekazać współrzędne? – ponowił pytanie.

- Jak brzmi panieńskie nazwisko mojej żony? – drążył Tony, nie zwracając uwagi na rozbawiony uśmieszek, z którym obserwował go Loki.

- Brak autoryzacji – zabrzmiał znów ten kobiecy głos, który przywitał ich na samym początku. – Przystępuję do procedury przekazania danych. – dodał i najbliższa drukarka zaczęła pracę. – Hasło dostępu: Iron Man jest tylko jednen. Wymagany odzew: Tony Stark nie ma serca. Dziękuję za współpracę i życzę przyjemnej podróży – zakończył głos.

- Jarvis wgrali ci dziewczynę? – zainteresował się Loki. Iron Man niepocieszony takim obrotem sprawy, wziął kartkę z drukarki i przyjrzał się jej dokładnie.

- Wygląda na to, że czeka nas spacer – przyznał.

- Jacklin jest nadrzędnym systemem bezpieczeństwa – wyjaśnił uprzejmie Jervis.

- Nadrzędnym czym? – Stark zmarszczył niezadowolony brwi. Najwyraźniej ktoś grzebał w jego komputerze. Wcale mu się to nie podobało.

- Jeśli mogę coś zaproponować panie Stark? – po chwili znów zaczął kobiecy głos. – Proszę sprawdzić garaż.

- Jacklin, tak? W sumie ładnie imię – mruknął jakby do siebie.

- Tylko jej nie podrywaj. To komputer – zauważył chłodno Loki, podchodząc by zabrać mu kartkę ze współrzędnymi i ruszając w kierunku schodów. Banner oczywiście nie skomentował niczego.

Gdy jakiś czas później dotarli do garażu, na twarzy milionera pojawił się nikły uśmiech.

- Wole sportowe, ale lepszy rydz niż nic – stwierdził otwierając drzwi dużej, czarnej terenówki. Władował się za kierownicą. Loki zaś korzystając z braku asertywności Bannera zajął drugie miejsce z przodu. Nikt nie dyskutował.

Po włączeniu silnika okazało się, że samochód jest dużo bardziej nowoczesny niż nawet najlepsze znane im środki lokomocji z ich czasów. Był całkowicie skomputeryzowany.

- Witam ponownie. Uruchamiam aplikację Jervis – odezwała się Jacklin.

- Proszę wprowadzić współrzędne panie Stark – zaraz po niej odezwał się komputer Iron Mana. Tony niemal natychmiast przystąpił do wklepywania danych, oczywiście wcześniej wyrywając kartkę Lokiemu. Dobrze, że Psotnik nie postanowi zostawić jej gdzieś po drodze, uznając za śmieć. Choć z drugiej strony było to bez różnicy. Pamiętał współrzędne. Ale nich się geniusz pomęczy.

Gdy tylko Tony skończył, na przedniej szybie pokazała się mapa Nowego Jorku. Po chwili zminimalizowała się w rogu szyby, a drzwi garażu otworzyły się. Ruszyli bez żadnego udziału Tonego. Samochód był całkowicie obsługiwany przez komputery.

- Jak tam poziom adrenaliny, doktorze Banner? – zapytał Loki i zabrzmiał nawet szczerze.

- Bywało lepiej, ale gorzej też – Bruce zapiął pasy, zaraz po wyjechaniu z garażu.

Miasto przez które jechali właściwie specjalnie się nie zmieniło, poza tym że było praktycznie całkiem puste. Teraz jedynymi jego mieszkańcami były dzikie zwierzęta, których cienie mogli dostrzec między budynkami.

Tony uśmiechał się pod nosem. Co z tego, że za oknem mijali wymarły Nowy Jork? On najchętniej zatrzymałby się na poboczu i rozkręcił to cudo na części, a potem złożył z powrotem. Jednak nie dane mu było zapoznać się z najnowszą technologią.

GPS poprowadził ich na osiedle identycznych domków jednorodzinnych na obrzeżach miasta. Za punkt docelowy wskazywał jeden z nich, nie różniący się zupełnie niczym. Nawet trawa w ogródku była tak samo zdziczała i wielka jak na innych ogródkach. Był dokładnie w takim samym stopniu opuszczony, zapuszczony i zaniedbany, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Wjechali na podjazd i wysiedli przed domkiem.

- Jervis masz jakieś dalsze instrukcje? – zapytał Iron Man. Odpowiedział mu wyraźnie zakłócany głos komputera. Na tyle zniekształcony, że nie dało się domyślić co chciał przekazać, ale brzmiało to jak potwierdzenie.

- Chyba widziałem światełko na tyłach tego domu – zakomunikował Banner.

- Jervis? – w głosie Tonego pojawił się niepokój. Ogólnie sytuacja była mocno niepokojąca. Właściwie czemu on się zgodził ruszyć na tak bardzo niepewną misję. Nie mieli żadnych informacji!

- Ach, te problemy ze sprzętem – rzucił wesoło Loki przechodząc obok zadumanego Starka, obejmując tym sposobem pierwszeństwo. Jednak Iron Man zreflektował się na tyle szybko, że zdołał w porę podjąć inicjatywę, przez co obaj dość raźnym krokiem ruszyli do tylnego wejścia. Bruce tylko westchnął, ruszając za nimi.

Tylne wejście prowadziło prosto do, staromodnej nawet jak na ich czasy, kuchni. Tam jedyną oznaką tego, że Bruce się nie mylił, był po woli gasnący, wolframowy drucik w żarówce. Prócz światełka z reaktora Tonego, po przeciwnej stronie od wejście niemal natychmiast pojawiło się drugie identyczne. I gdyby nie to, że do małego, świecącego na niebiesko trójkąta po chwili dołączył okrąg na spodzie dłoni, ostrzegawczo świecącego repulsora, można by pomyśleć, że Iron Man odbija się w lustrze.

Tony wykazał się refleksem, zwolnił i także podniósł ostrzegawczo dłoń z gotowym do wystrzału repulsorem, przez co Loki wysunął się nieco na przód i obecnie znalazł między dwoma mierzącymi do siebie Iron Manami.

- Tak, nie krępujcie się – mruknął Kłamca orientując się w sytuacji. – Przy odrobinie szczęścia zdążę się w porę teleportować, a wy poprzepalacie sobie reaktorki – dodał.

- Loki, zamknij się – powiedział Tony z nieskrywaną satysfakcją. – To ty nas tu wezwałeś? – zapytał tego drugiego Iron Mana, nie przestając jednak do niego mierzyć, choć może mierzył wciąż w plecy Kłamcy, stojącego mu na drodze, trudno było to określić. Drugi Iron Man uparcie milczał jakby na coś czekał. – Odezwij się…

- Iron Man jest tylko jeden? – spróbował Bruce zza pleców Tonego. Ich „gospodarza" jakby dopiero teraz go zauważył. Repulsor zabłysnął, ale Loki, w którego wciąż był wycelowany, nie został odrzucony na drugi koniec pomieszczenie, tylko otoczony delikatnym, błękitnym światłem. Rodzajem pola siłowego w kształcie bańki.

- Tony Stark nie ma serca – odpowiedział głos przepuszczony przez głośnik zbroi. Po chwili jej właściciel sięgnął swojego karku, jakby coś odpinał, a następnie zdjął cały hełm, ciągnąc go do przodu. Oczom podróżników w czasie ukazała się twarz młodego chłopaka o delikatnych rysach, okrągłym podbródku, trójkątnym, małym nosie i dużych zielonych oczach. Włosy miał długie, kasztanowe, zaczesane w kucyk na karku. – Cholera jasna. Spodziewałem się, że jeśli wyślę wiadomość na piątą rano odbierze ją Fury i przyśle mi kogoś kompetentnego. Panie Banner, nie dało się dobrać lepszej drużyny? – westchnął chłopak po czym nacisnął coś na nadgarstku i jego zbroja zaczęła się bardzo efektownie składać, aż jedynym śladem po niej był dość sporych rozmiarów zegarek, albo bardzo modernistyczna bransoletka, przy braku odpowiedniego światła trudno było to określić. Chłopak złożył także hełm, jakby był to papierowy wachlarz i doczepił go w rozmiarze pięciocentówki do swojego zegarka. – Jeszcze staruszka rozumiem, ale Loki? – dodał, krzyżując ręce na piersi i opierając się o framugę drzwi.

- Staruszka? – powtórzył Tony zdziwiony i nawet obrócił się, by sprawdzić, czy ktoś nie przyszedł z nimi. Na przykład Kapitan Ameryka. Mimo genialności jego umysł miał problemy z kojarzeniem niektórych, naturalnych faktów. Oczywiście nikogo z nimi nie było.

- Dla ścisłości to oni są ze mną – powiedział Loki przyglądając się badawczo bańce, która go otaczał. Podniósł dłoń i delikatnie jej dotknął. Poczuł dziwne mrowienie w palcach. – Czemu zawdzięczam zamknięcie mnie w tej kuli dla chomika? Znów jestem tym złym? – zapytał.

- To pole wygłuszające magię. Ma uniemożliwić namierzenie cię poprzez nią. Ale czarować też lepiej nie próbuj, nie jest dopracowane – odpowiedział chłopka.

- Poco ta cała konspiracja? Co tu się właściwie stało? – wtrącił się Tony, nie bardzo zadowolony, że uwaga przeniosła się na kogoś innego.

- Podobno każda impreza kończy się w kuchni, ale może wyjaśnię wszystko w bardziej cywilizowanym miejscu – zaproponował gospodarza, po czym sięgnął do lodówki po karton mleka i odwróciwszy się ruszył ku schodom w głębi ciemnego korytarza. – Jacklin, oświetlenie dodatkowe – powiedział, a wzdłuż ścian, prowadzących do schodów i w dół zapaliły się delikatne światełka, które oświetlały drogę na tyle na ile było to konieczne do bezpiecznego przemieszczenia się.

W piwnicy była pracownia. Bardzo przypominała połączenie „tajnego" warsztatu Tonego i ostatniego piętra Stark Tower. Było tam równie nowocześnie, chaotycznie i brudno. Wszędzie były jakieś części, komputery starej i nowej generacji, połączone kablami, złączkami i innymi dziwactwami, maszyny wszelkiej maści, narzędzia i inne cuda. Tony oczywiście rozpoczął od oględzin miejsca, zaglądając wszędzie gdzie się da i w kilka miejsc gdzie się nie dało. Wszystko co go zainteresowało komentował pół głosem.

- Jacklin, odprowadź samochód do garażu i zaparz kawy – poprosił gospodarza, a po chwili komputer uruchomił ekspres. Tony dopiero wtedy zwrócił uwagę na chłopaka, cierpliwie czekającego, aż milioner zechce się skupić.

- Mogę obejrzeć twój zegarek? Wykorzystałeś moją technologię, czy sam zrobiłeś zbroję? Jak udało ci się ją tak zmniejszyć? Sprzedałem patent, czy oddałem palny? - rozpoczął Stark gradem pytań, z czego na żadne nie pozwolił odpowiedzieć. Chłopak okazywał wręcz anielską cierpliwość, co było zadziwiające zarówno dla Lokiego jak i Bannera. W końcu ten pierwszy także postanowił się wtrącić.

- To ja zniszczyłem Avengers? Pytam o ideę organizacji, bo po przeliczeniu sądzę, że założyciele są już na zasłużonej emeryturze – zapytał spokojnie, podczas gdy Banner pozwolił sobie przycupnąć na jednym z porzuconych w pracowni krzeseł.

Chłopak wziął głąbiki wdech, spojrzał na Tonego karcąco, jakby zaraz miał mu kazać iść do kąta, poczym usiadł w biurowym fotelu, chwilę się w nim bujając. Przygryzł wargę bacznie obserwując ich jak bandę idiotów, za którą pewnie uważał w najlepszym wypadku dwie trzecie drużyny.

- Może od początku. Nazywam się Howard – podniósł rękę uciszając Tonego. – Mam imię na cześć Howarda Starka, tak. Geniusza z czasów drugiej wojny światowej. To nie istotne. Avengers zostało rozwiązane. Teoretycznie nie było potrzebne, ale jak się później okazało to było płonne marzenie. To co dzieje się teraz… mam tylko przypuszczenia, prawie w ogóle nie dysponuje faktami, ale wiem, że dzieje się coś niedobrego – powiedział i jakby sam zreflektował się jak idiotycznie to zabrzmiało, jednak machnął ręką i wstał. – Zaraz opowiem wam pokrótce o najważniejszych wydarzeniach, ale najpierw… Panie Banner, mogę prosić? – zapytał podchodząc do jednego z półprzezroczystych pulpitów. – Jacklinprzygotowanie do założenia nowego konta z uprawnieniami administracyjnymi – powiedział wystukując coś na wirtualnej klawiaturze, gdy Bruce podniósł się i podszedł do niego. Kilka monitorów w pomieszczeniu natychmiast rozbłysło. – To na wypadek, gdybyśmy się rozdzieli, coś mi się stało, nie był w stanie odpowiedzieć na wasze pytania i tak dalej. Ufam tylko pańskim zdolnością trzeźwej oceny i to czyje dobro wybierze pan w razie konieczności. – wyjaśnił zerkając na Tonego, który był wyraźnie niezadowolony, żeby nie powiedzieć nadąsany z powodu tego, że to nie jemu przypadło przywództwo. Loki patrzył na wszystko z lekkim uśmiechem, ze swojej bański.

- Procedura w toku. Proszę wprowadzić kod numer jeden – odezwał się przyjemny głos Jacklin.

- Proszę położyć tu dłoń, panie Banner. Jak się pan pewnie domyśla autoryzacja może być dokonana tylko w przypadku gdy jest pan Brucem Bannerem. Nie mam czytników dostosowanych do wielkości, siły i ekspresji Hulka – dodał przepraszająco.

- Nikt nie ma – mruknął Banner nieśmiało.

- Dlaczego on? – Zapytał nagle Tony z dziecinnym żalem w głosie, nie wytrzymując.

- Bo wszyscy wiedzą, że ty jesteś nieodpowiedzialny – wyjaśnił Loki, wyjmując z kieszeni pilniczek i zajmując się opiłowywaniem swoich paznokci, uznając to za dość dosadny przejaw lekceważenia. – Witamy w gronie osób pozbawionych społecznego zaufania. Siadaj i czekaj na wyrok – dodał. Tony najwyraźniej nie poją aluzji, bo jego spojrzenie w kierunku Kłamcy do najbystrzejszych nie należało.

Tymczasem Howard i Banner z pomocą Jacklin przeszli do wprowadzania drugiego kodu. Bruce zdjął rękę z czytnika i pozwolił dla odmiany zeskanować sobie siatkówkę.

- Na koniec pana autorskie hasło. Dobrze jakby składało się z co najmniej dziesięciu znaków w tym cyfr. Proszę go nikomu nie zdradzać – powiedział chłopak przysuwając w stronę doktora klawiaturę. – Przechodząc tę samą procedurę ponownie, będzie pan w stanie wejść do mojej bazy danych, która jest aktualizowana na bieżąco. Są tam wszystkie wiadomości jakie zebrałem do tej pory, a także moje zapiski i przemyślenia. Jest tam też wszystko co zdołałem zgromadzić na temat Avengers, Asgardu, Midgardu, Thora, Lokiego i ich przyjaciół. Historia, plotki i tak dalej. Poza danymi prywatnymi, które i tak do niczego by się wam nie przydały. Autoryzacji można dokonać z kilku miejsc. Między innymi ze Stark Tower. Reszta jest w bazie GPSu samochodu, ale na wszelki wypadek dodam, że najbliższe znajduje się w Central Parku ukryte w tunelu – wyjaśnił potwierdzając wprowadzenie nowego konta, po czym wrócił na swój fotel. Bruce zrobił podobnie.

- To teraz bajka o tym jak świat staną na krawędzi zagłady, po raz kolejny? – zapytał chłopak wbijając dość ponure spojrzenie w Iron Mana.

- Oj, brzmi cudownie – Loki uśmiechnął się pięknie i zupełnie nie adekwatnie. – Tony usiądź, wnioskuję, że będzie o tobie – stwierdził wodząc spojrzeniem od jednego Iron Mana do drugiego. Albo mu się zdawało, albo dostrzegł między nimi pewne podobieństwo i wcale nie chodziło o zbroję.

- Postoję – Stark splótł ręce na piersi. – Czy mi się zdaje czy tu nie ma barku?

- Nie zdaje ci się, staruszku – odpowiedział Howard uśmiechając się cynicznie. Teraz wydawał się bardziej podobny do Lokiego, co Kłamcę zupełnie zbiło z tropu. – Jeśli jeszcze nie zauważyłeś mam szesnaście lat, więc nie rób takiej miny. Z używek możesz poczęstować się kawą i przy okazji nalać dla reszty – dodała.

- Nie no tego już za wiele. Ściągasz nas tutaj, niewiadomo po co, nie odpowiadasz na pytania, nawet nie masz z czego drinka zrobić. Rozporządzasz się jakbyś tylko ty wiedział jak ratować świat, kim ty do cholery jesteś żeby się tak zachowywać? – wybuchnął Tony.

- Geniuszem, bezdomnym, egoistą, socjopatą – odpowiedział Howard posyłając Starkowi wyzywający uśmieszek. – Dasz mi mówić, czy nadal będziesz rozpaczać nad tym, że bardziej ufam facetowi zmieniającemu się w wielką, zieloną bestię, bez urazy doktorze Banner – Bruce nie wyglądał na urażonego, raczej na zaskoczonego i zafrasowanego. Być może po jego głowie chodziła ta sama myśl co po głowie Lokiego. Jedynym, który zdawał się nie dostrzegać tego co właściwie powinno nasunąć się od razu był Tony.

- Wracając do konkretów po waszym pyrrusowym zwycięstwie w bitwie o Tesserakt, po tym jak połowa ludzkości zmieniła się w stworzenia mityczne, literackie, czy filmowe, Ziemia przestała borykać się problemem przeludnienia. Przeżyło nie wielu ludzi, ze zmienionych udało się odczarować jakieś dziesięć procent. Więcej ostało się mutantów. W każdym razie jakby zebrać wszystkich, którzy pozostali na planecie, zmieściliby się w ośmiu większych miastach. Z tego trzy czwarte pozostało w Stanach i zaczęło się organizować w jakieś sensowne społeczności. Nie bez udziału Furego i Avengers. Zebrali wszystkich których się dało do Nowego Jorku. Reszta wolała żyć na własną rękę w jakiś dziurach to tu to tam. Wtedy postanowiono wybrać władcę. Kogoś, kto będzie czuwał nad bezpieczeństwem świata i tak dalej – Howard przerwał, podszedł do ekspresu, nalał sobie kawy, dodał mleka i cukru. – Teraz zgadnijcie kto został wybrany na króla Midgardu? Komuś jeszcze? – zapytał.

- Zakładam, że nie ja – wtrącił Banner, po czym zgłosił swoją chęć co do kawy.

- Kapitan Ameryka? – zapytał Loki, całkiem szczerze, gdy Howard podawał napój Bannerowi. Jakoś Kłamca wyczuł drwinę w głosie chłopaka i a nie wyobrażał sobie gorszego wyboru jak Steve. Idealny żołnierz, beznadziejny król.

- Ciebie nikt nie pyta o zdanie. Zostaniesz prewencyjnie zamknięty zaraz po odnalezieniu Thora – burknął Stark w stronę nordyckiego bóstwa.

- Loki faktycznie w tym czasie był zajęty poszukiwaniem brata, ale może gdyby był na miejscu i zapytali go o zdanie było by lepiej dla świata. W każdym razie wiecie na czym polegał wybór papieża przez aklamację? Właśnie w taki sposób lud wybrał Antonego Starka na swojego władcę. Sądzę jednak, że wdzięczne pospólstwo nie znało po prostu imion innych członków Avengers. Bo przecież nikt nie będzie krzyczał „Facet z łukiem na prezydenta" - Howard westchnął. – Avengers mieli pomagać królowi w sprawowaniu sprawiedliwych i dobrych rządów. Ale było mnóstwo innych rzeczy do zrobienia niż pilnowanie tego staruszka. Jedyne co udało mu się zrobić jak króli zrobić powinien, to się ożenić i spłodzić potomka.

- Ja? Królem? Ja się nie nadaje na króla – zaprotestował Tony wyrywając się z osłupienia w jakie wtrąciła go ta wiadomość.

- Służenie prawi, polać mu – mruknął Loki znad swoich paznokietków.

- Sam sobie poleje – westchnął miliarder, wstając i częstując się kawą. Może to nie była whisky, ale zawsze coś. – I co? Jestem teraz królem „Królestwa Midgardu"? Czemu Ziemia nie nazywa się Planetą Starka, Starkwordem czy jakoś w ten deseń?

- Bo przez jakiś czas Fury jeszcze siedział za tronem i walił cię w łeb staruszku. I była jeszcze królowa, która umiała trzymać twój samolubny charakter w ryzach. Ale wszystko zmieniło się po drugim ataku Chitaurii…

-Chitaurii? – powtórzył Loki, przestając zajmować się paznokciami i wyraźnie blednąc. – Tylko nie Chitaurii.

- Myślałem, że jesteście kumplami, że się lubicie – zauważył Stark zerkając na Kłamcę.

- Och, wręcz się uwielbiamy – Loki wywrócił oczami.

- Jak wyglądał ten atak? – zapytał Banner ignorując bezsensowną, prawdopodobnie prowadzącą do kłótni paplaninę tej dwójki.

- Historia dużo nie wspomina na ten temat. Podobno się nie postarali, myśląc, że po takich kłopotach Ziemia będzie osłabiona na tyle by nie stawiać oporu. Przysłali tylko jeden statek. Ale my mieliśmy Hulka – zauważył Howard wzruszając ramionami. – To był najgłupszy i najbardziej szalony pomysł w pana karierze panie Banner, ale dostał się pan na ten statek i zniszczył go, nim Ziemia znalazła się w zasięgu ich dział. Promieniowanie gamma świetnie radziło sobie z ich osłonami. Już pan jednak nie wrócił. Pozostali Avengers rozprawili się z nielicznymi jednostkami, które przedostały się do Nowego Jorku. Dostali się między innymi do Stark Tower. Królowa walczyła dzielnie, ale udało jej się tylko uratować syna. Tony Stark przez cały czas obwiniał o to królewicza – powiedział chłopak nie patrząc na nikogo.

- Co? Nie postąpiłbym tak? Przecież to mój syn! Gdzie on w ogóle teraz jest? Musze z nim porozmawiać – zaczął Tony podenerwowany, podczas gdy Loki odetchnął z wyraźną ulgą. Nie uśmiechało mu się spotkanie z Chitauri tak szybko, zwłaszcza gdy jego brat był za mały by unieść młot. Bruce na te wieści tylko skinął głową. Jego postępowanie było całkiem logiczne, nie wymagało komentowania, z resztą był pewny, że Ten Drugi jest w stanie przeżyć w przestrzeni kosmicznej.

- Królewicz zaginął. Pewnie gdzieś między poszukiwaniem ojca, a ratowaniem jego dobrego imienia i świata przy okazji. Ale trudno uratować dobre imię kogoś, kto ucieka w alkoholizm. Tony Stark, zaczął nałogowo pić po stracie królowej. Stoczył się i pociągnął za sobą Midgard… to znaczy Ziemię. Jakoś udało się go zdetronizować i wtedy Avengers z Lokim na czele zdołali odbudować to co pierwszy król zniszczył. Tak Loki byłby dobrym królem, wbrew temu co wszyscy sądzili – Howard uśmiechnął się lekko. – Miał wyczucie i umiał znaleźć rozwiązanie niemal każdego problemu. Po jakimś czasie kolejnym królem został cudownie odnaleziony Thor i co dziwne Loki nadal nie chciał władzy. Królestwo rozkwitło. Jednak w ciągu kilku ostatnich lat władza coraz bardzie się centralizowała i izolowała od reszty ludu. W okolicznych wioskach zaczęło być coraz bardziej niebezpiecznie, więc państwo Barton ruszyli by trochę pomóc ludziom. Po tym jak długo nie wracali Fury ruszył by ich poszukać, a Kapitan Ameryka przepadł gdzieś bez wieści, nie wiem nawet gdzie i kiedy. Thora i Lokiego nie widziałem od kilu lat, ale wiem, że są gdzieś w Thorcity, w pilnie stężonym pałacu…

- Thorcity? Nie lepiej brzmiałby Thorgard? – zapytała Loki zniesmaczony, odwracając uwagę od tego o czym naprawdę myślał. A myślał bardzo intensywnie, bo pomimo szczęśliwego dla niego zakończenia z Chitaurii ta opowieść wcale mu się nie podobała.

- Nie możliwe żeby on był lepszym królem ode mnie. To psychopata! Maniak z sadystycznymi zapędami! – zaprzeczyło Tony, wpatrując się w Howarda szeroko otwartymi oczami. Ten tylko westchnął ze zmęczeniem.

- W zasadzi on nigdy nie był królem. Przez jakiś czas mieliśmy rządy Avengers, bez konkretnego króla. Gdy Thor podrósł zgodnie podjęto decyzję, że to on powinien zostać królem, w końcu jest księciem Asgardu i takie tam… - znów westchnął. – Ale tak czy inaczej to Loki jest moim głównym podejrzanym. No bo kto miał największy wpływ na Thora i kto pozostał u jego boku, gdy pozostali zniknęli bez śladu? – zapytał.

- To insynuacje! – sprzeciwił się Kłamca marszcząc brwi i pochylając do przodu, opierając przedramiona na kolanach. – Dlaczego miałbym to robić? Gdybym już, czysto hipotetycznie, przejmował władzę nad Ziemią, po co robił bym Thora królem? Nie kręci mnie siedzenie w cieniu za tronem!

- A kto powiedział, że na nim nie zasiadłeś? – zapytał Howard. – Od lat nikt nie widział króla, żadnego. Z pałacu wypływają tylko rozkazy. Polityka jest coraz bardziej nastawiona na posłuszeństwo, a do pałacu wstęp mają nieliczni. Wydajesz się osobą, która chętnie zabezpieczyła by się pokazując światu jako cudownie zmieniony, dbający o jego dobro, a potem wyeliminowała wszystkich stojących na przeszkodzie i zajęła należnej wedle niej miejsce – powiedział unosząc brew pytająco.

- Masz coś na swoją obronę? – zapytał Star wznosząc toast kawą. Loki zagryzł wargę.

- Czyli co? Zrobiłem swoje jako transport, a teraz mam siedzieć cicho w bańce i nie przeszkadzać dzielnym bohaterom ratować świata? – zapytał, znów opierając się wygodniej i zakładając nogę na nogę, tak że łydkę opierał na kolanie.

- Skąd że znowu. Nawet się ciebie tu nie spodziewałem – chłopak uniósł dłonie w obronnym geście. – To tylko teoria, ale sam przyznasz, że trafiłem w sedno. Mam jednak zbyt wiele niewiadomych, z którymi nie potrafię sobie poradzić, by wysunąć konkretne oskarżenie. Dorastałem z Thorem, on nie jest…

- Zbliża się duży ładunek magiczny – przerwał nagle głos Jacklin.