Hej

Przed Wami pierwszy rozdział nowego, krótkiego opowiadania. Docelowo będzie mieć 3, może 4 rozdziały.

Hermiona w tym opowiadaniu jest bardzo mroczna, destrukcyjna. O tym, jak możemy być postrzegani przez otoczenie, a jak może być naprawdę.

Tematyka powojenna, angst, niemoralne tematy.

Dajcie znać, czy Wam się podoba. Nie ukrywam, że to opowiadanie to jedno z bardziej dojrzałych dzieł, jakie napisałam. Dlatego też zależy mi na Waszej opinii.

Opowiadanie zawiera mocne słowa i mocne sugestie. Kolejne rozdziały mogą być bardziej graficzne.

ems.


Jak z obrazka

1

Hermiona Granger w wieku dwudziestu pięciu lat miała wszystko. Jej życie przypominało bajkowy obrazek wydarty z jakiejś książki z autobiografiami ludzi sukcesu.

Hermiona Granger – jedna z niezwyciężonego Trio, bohaterka magicznego świata, najjaśniejsza czarownica swoich czasów. Zaraz po wojnie wróciła do Hogwartu i w ekspresowym tempie ukończyła szkołę z wyróżnieniem. Od razu znalazła zatrudnienie w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. W wieku dwudziestu jeden lat została awansowana i przeniesiona do Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów. Po czterech latach staje na jego czele jako Szefowa. Prywatnie zaręczona jest z Ronaldem Weasleyem, wiedzie ciche i spokojne życie w Dolinie Godryka. W prywatnym czasie dużo czyta, lubi węgierskie wino, a ostatnio zaczęła zgłębiać aspekty psychologiczne ludzkiej natury.


Bale w Ministerstwie Magii słynęły z przepychu. Nie brakowało na nich fantastycznego jedzenia i wyśmienitych trunków, do tańca przygrywały zawsze wyborne zespoły, a i zaproszeni ludzie należeli do śmietanki towarzyskiej. Minister Magii, Kingsley Shacklebolt, za punkt honoru stawiał sobie zadowolenie gości i laurkę na pierwszej stronie Proroka Codziennego.

Dzisiejszego wieczoru nie mogło być inaczej, a i okazja była pyszna. Przyjęcie zostało wyprawione w ramach gratulacji dla najjaśniejszej czarownicy swoich czasów – Hermiony Granger. Od dwóch dni pełniła ona zaszczytną funkcję Szefowej całego Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów.

Sala pękała już w szwach, ale samej zainteresowanej jeszcze nie było. W tłumie można było wypatrzeć, oprócz Ministra Magii i poszczególnych Ministrów, całą rodzinę Weasleyów. U ich boku z lampką szampana stał roześmiany Harry Potter, który był równocześnie Szefem Aurorów. Gdzieś w oddali błyszczały blond włosy Malfoyów – Dracon również pracował dla Ministerstwa, ciągle próbując wynagrodzić wydarzenia z czasów wojny.

Kingsley zaczął się odrobinę niecierpliwić, Hermiona nigdy nie należała do osób, które się spóźniają. Co ją, na Merlina, tak długo zatrzymało?!


Hermiona spojrzała na wiszącą na wieszaku sukienkę i poczuła nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Sukienka w gorącym kolorze czerwieni została wybrana dwa tygodnie temu i pieczołowicie dopasowana przez Madame Malkin.

Musi się pospieszyć, bo już dawno powinna być na Balu. Gdyby tylko mogła go odwołać…

Dzisiaj nie było najlepszym dniem na tego typu imprezy. Naprawdę, termin należał do możliwie najgorszych z najgorszych.

Skurcz w brzuchu przybierał na sile, a jej nie wolno było się denerwować, więc zaczęła stosować technikę wyrównywania oddechu.

Oczywiście, jak zwykle, nie podziałała.

Gdyby tylko mogła odwołać tą przeklętą imprezę!


Stukot obcasów roznosił się echem po hallu, gdy Hermiona szybko zmierzała do miejsca balu. Wiedziała, że jest mocno spóźniona, ale liczyła na charyzmę Shackebolta i to, że jakoś wytłumaczy jej opóźnienie.

Gdy drzwi się otworzyły i weszła do środku, poczuła jak wszystkie oczy spoczywają na niej. Shackelbolt, jak tylko ją zauważył, zaczął z szerokim uśmiechem przeciskać się do niej.

- Hermiono! Nareszcie! – Wyszeptał z nieukrywanym wyrzutem, gdy się z nią witał.

- Przepraszam, Kingsley… – zdążyła odpowiedzieć, gdy Minister Magii z szerokim uśmiechem zaryczał:

- A oto i ona – nowa Szefowa Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów – Hermiona Granger! Proszę wszystkich o brawa!

Zewsząd rozległy się głośne brawa, które delikatnie osaczył Hermionę. Momentalnie poczuła, jak jej oddech przyspiesza i gdyby nie lekki popchnięcie przez Kingsleya, mogłaby zemdleć.

- Musisz wygłosić przemowę, Hermiono – Powiedział cicho, gdy przeciskali się przez tłum w stronę podwyższenia. – Wszystko masz napisane na pergaminie, wystarczy, że to przeczytasz jeśli niczego nie przygotowałaś.

Faktycznie, nie tyle nie zapomniała o tym, co nie uzmysłowiła sobie tego obowiązku. Nigdy nie była dobra w przemówieniach publicznych, raczej lepiej jej wychodziło odpowiadanie na, najczęściej niezadane, pytania.

- Dziękuję, Kingsley.

Weszli na podium i jeśli ktoś by się jej zapytał, co mówiła, to musiałby subtelnie zmienić temat.


Godzinę później czuła się zmęczona ciągłym witaniem, odbieraniem gratulacji i prowadzeniem nic nie wnoszących dyskusji.

Przed nią została ostatni element – Weasleyowie. I chociaż obawiała się go najbardziej, to jednocześnie wiedziała, że tego nie uniknie. Musiała im stawić czoła.

Postanowiła zacząć od najbardziej neutralnej osoby w całej rodzinie – Artura, z którym na co dzień współpracowała. Stał w tworzywie innych prominentnych person z Ministerstwa. Jak tylko ją zobaczył, to zamach do niej ręką.

- Szanowni Państwo – Zaczął, gdy podeszła do niego. – Oto moja przyszła synowa, wspaniała Hermiona Granger – przedstawił ją pozostałym Czarodziejom, a oni popatrzyli na nią z uznaniem.

- No, no, Arturze. Tylko pozazdrościć! – Odezwał się mały, beczułkowaty mężczyzna, z przekrzywionym wąsem. Najprawdopodobniej pracował razem z Arturem w departamencie.

- Nie zazdrościć, gratulować mi takiej pięknej, utalentowanej przyszłej synowej! – Odparł Artur, a Hermiona poczuła się nieswojo. Najwyraźniej Artur jeszcze nie wiedział. A to nie było miejsce ani czas na… takie rewelacje.

- Witam Panowie, bardzo miło gawędzi się z wami, ale muszę panów przeprosić i udać się w inne miejsce. – Hermiona próbowała zamaskować swoje realne uczucia wymuszonym uśmiechem.

- Oczywiście, Hermiono. To twój bal, idź się baw jak to na młodzież przystało! – Pan Weasley zaśmiał się, a reszta mu zawtórowała.

Szybko uciekła w stronę toalety, bo w gruncie rzeczy naprawdę poczuła się słabo. Na miejscu stanęła przed lustrem i spojrzała na siebie. Nie widziała w lustrze tej genialnej osoby, na jaką była kreowana. Obrazek rozmazywał się z rzeczywistością w ostatnich miesiącach.

Widziała tylko poszarzałą cerę, zatuszowane podkładem worki pod oczami i gniew w oczach. Nikt nie wiedział, co się w jej duszy dzieje. Ostatnie lata i miesiące nie przypominały ideału.

Ochlapała policzki chłodną wodą z kranu, ale niewiele to pomogło. Zdawała sobie sprawę, że musi się zebrać i wrócić prędko na przyjęcie. Jej nieobecność byłaby zauważona i nie uszła by jej na sucho w oczach Kingsleya.

Ponownie poczuła skurcz w brzuchu, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Przyłożyła dłoń na brzuch i go pomasowała.

Nie powinna przeżywać tylu stresów w tak wczesnym etapie ciąży. Zaledwie dwa dni temu rozpoczęła trzeci miesiąc i nie był to prosty czas jak do tej pory.

Nikt oprócz niej jeszcze nie został poinformowany, ale ona sama, przymierzając sukienkę, zauważyła niewielkie uwypuklenie na w okolicach brzucha. Jedynie wprawne oko mogłoby wyłapać, jednak nikt o to jej nie podejrzewał.

W idealnym obrazku jej osoby nie było miejsca na ciążę. W idealnym obrazku nie było miejsca na wiele rzeczy, które dokonały się w jej życiu.


Hermiona Granger – jedna z niezwyciężonego Trio, bohaterka magicznego świata, najjaśniejsza czarownica swoich czasów. Zaraz po wojnie wróciła do Hogwartu i w ekspresowym tempie ukończyła szkołę z wyróżnieniem.

Tylko ona podjęła decyzję o powrocie do Hogwartu. Harry nie był w stanie patrzeć na ponure, zniszczone w czasie wojny, mury zamku. Wolał skupić się na odbudowywaniu z gruzów całego magicznego świata. Ron na początku cieszył się ze sławy, jaką ich otoczono i nie miał ochoty za żadne skarby wracać do nauki. Po półtorej roku dostał zaś intratną propozycję grania w Quidditch, którą z ulgą przyjął. Dzięki temu Molly nie mogła prawić mu wyrzutów i suszyć głowy. W końcu miał pracę, nie do końca zgodną z jej standardami, ale miał.

Hermiona wróciła do Hogwartu z dwóch powodów, po pierwsze wiedziała, że będzie musiała ukończyć szkołę prędzej czy później. Wołała mieć to za sobą jak najszybciej. Po drugie nie chciała być samotna w tamtym czasie. Powojenny świat nie wyglądał pięknie – był brudny, pełen bólu i gniewu, wymieszanej z radością, niepewny, ale wolny. Chciała pomóc w odbudowie świetności zamku profesor McGonagall.

To był ciężki, mroczny czas. Ilekroć spacerowała po zniszczonych korytarzach, ze zdwojoną siłą czuła ciężar historii. Wiedziała, że chociaż odnieśli zwycięstwo, to tak naprawdę bardzo długa droga przed nimi. Wojna nadszarpnęła wszystkim i wszystkimi. Gołym okiem widać było tylko starty materialne, bo straty duchowe ludzie poukrywali głęboko w duszach.

Wojna w świecie magii zabrała ludziom ułamek człowieczeństwa – zbrodnie i terror, których doświadczyli, na zawsze odcisnęły piętno. Wojna zniszczyła dobroć, szlachetność, bezinteresowność. Nie do cna, ale w odczuwalnym stopniu.

Hermiona po wojnie czuła się pusta. Jakby Dementor pozbawił jej duszy. Nikomu nigdy się z tego w całości nie zwierzyła – nie czuła takiej potrzeby. Uważała, że rany jakie jej zadano, są tylko jej i nikt nie powinien o tym wiedzieć. Dopiero z upływem czasu uczyła się zasklepiać rany i otwierać swoją duszę bardziej, niż to miała w zwyczaju przez pierwsze powojenne lata.

Okres w Hogwarcie, choć krótki, dał jej przestrzeń na ułożenie swojego życia na nowo. Przemyślenia tego, kim była, kim jest i kim powinna być w przyszłości. I oczywiście jej plany nie miały wiele wspólnego z tym, co się później wydarzyło, to mimo wszystko dały jej fundamenty zaufania.

Nigdy nie wróciła do tej Hermiony sprzed wojny, nigdy nie była w stanie patrzeć na świat tak jakby nic się nie stało. Zbyt boleśnie przypominała jej o tym wypalona blizna na ręce.


Od razu znalazła zatrudnienie w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami.

Po Hogwarcie zastanawiała się do jakiego Departamentu powinna pójść. W tym fakcie pomógł jej Artur Weasley. Zaproponował jej posadę asystenta w swoim departamencie. Przepraszał, że jest to tak niskopłatna praca, ale Hermiona przyjęła jego dłoń z wdzięcznością.

Na tym etapie życia nie było wiele pozytywów – cieszyła się, że przeżyła i ukończyła Hogwart. Po za tym cały czas zmagała się z różnymi traumami i bardzo potrzebowała nowych, neutralnych bodźców.

Zajęcia w departamencie były żmudne, niezbyt interesujące i niepodobne do niczego innego. Wykonywała je sumiennie i próbowała układać na nowo życie.

Teraz, z perspektywy czasu, było to najprzyjemniejsze miejsce pracy w jakim mogła pracować.

Atmosfera Departamentu była bardzo radosna, praca nie była wymagająca, więc pomogło jej to wejść dużo spokojniej w prawdziwą dorosłość niżby śmiała oczekiwać. Artur stanowił dla niej zawsze opokę, był kimś, do kogo mogła się zwrócić w razie zwątpienia.

Oczywiście nie mogła mu powiedzieć wszystkiego, ale niejednokrotnie podnosił ją na duchu.
Dzisiaj nie miałaby odwagi pójść do niego i spojrzeć mu w oczy. Ale wtedy…

To on ją namawiał do zmiany, jak tylko nadarzyła się okazja.


W wieku dwudziestu jeden lat została awansowana i przeniesiona do Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów.

Gdy przyszła do tego działu, pierwsze co ją uderzyło to cisza. Ludzie pracujący w tym Departamencie nie mieli w zwyczaju ze sobą rozmawiać, posługiwali się raczej sowami czy zapieczętowanymi samolocikami.

Przez pierwszy okres czuła się bardzo nieswojo, przyzwyczajona do luźniejszej atmosfery w poprzednim dziale. Po kilku miesiącach przywykła i sama zamilkła. Niewiele zostało z wygadanej panny Granger.

Ich praca była dużo bardziej wymagająca, często zostawała na nadgodziny. W powojennym świecie na nowo trzeba było ustalić zasady. Coś, co kiedyś było dopuszczane ze względu na panujące okoliczności, teraz musiało być zakazane z odstępstwami lub zabronione.

Bardzo często zmagała się z potwornymi sytuacjami, w których musiała oceniać sytuację ludzi i zdecydować, czy zaklęcie zostało rzucone zgodnie z prawem. Niejednokrotnie czytając protokoły wykroczeń, wracała myślami do wojny.

Kodeks moralny podczas wojny nie istniał, zaklęcia niewybaczalne były używane tak samo często jak Lumos. Teraz, w nowej rzeczywistości, nie było miejsca na pobłażliwość.

Wyroki zapadały bardzo często, ludzie byli skazywani za to, co kiedyś było oczywiste.

Praca w tym Departamencie spowodowała u Hermiony uśpienie pewnych ludzkich instynktów – trochę tak jakby zaczęła uczestniczyć w nowej wojnie. Tylko tym razem toczyła się ona w niej samej.

Każda wojna jest wyniszczająca, więc i ona w którymś momencie poczuła, że ma dość. Miała ochotę rzucić to wszystko i zaszyć się gdzieś na końcu świata. W przezwyciężeniu lęków zaczynał pomagać jej alkohol.

Dodatkowo po dwóch latach przydzielono ją do tworzenia nowych reguł. Takich, które raz na zawsze miały uporządkować już wszystko, co nie zostało wyjaśnione od czasów zakończenia walk.

Ten projekt był dużo mroczniejszy niż ktokolwiek mógł podejrzewać. Ministrowie, którzy nad nim pracowali, niejednokrotnie sami łamali prawo. Robili to w sposób bezwzględny, ale z racji pełnionych funkcji byli nie do ruszenia.

Hermiona na początku milczała i przyglądała się temu, co się dzieje. Jej głos nie miał wielkiego znaczenia – może i była najjaśniejszą czarownicą swoich czasów, ale ten blask w głębi Ministerstwa był raczej bladą poświatą.

Okrucieństwo niektórych jednostek dotknęło jej samej – niejednokrotnie nie była w stanie zaprotestować w sytuacji, w której kiedyś wstała by i wyszła.

Teraz, w obliczu nowego, lepszego, świata, potulnie siedziała i wykonywała wszystkie polecenia. Zdarzały się dni, w których siedziała do późnych godzin nocnych w towarzystwie Ognistej Whisky.


Po czterech latach staje na jego czele jako Szefowa.

Z Kingsleyem Shackleboltem miała zawsze bardzo dobry kontakt. Oczywistym jest, że zbliżyła ich wojna o Hogwart i walka z Tym-Którego-Imię-Już-Nie-Jest-Straszne. Wiedziała, że Minister Magii w pełni jej ufa i że gdyby miała problem – może śmiało do niego przyjść.

Przez te cztery lata milczała, trzymając wszystko w sobie. W gruncie rzeczy były tylko dwie osoby, które podejrzewały, że dzieje się coś niedobrego. Jedną z tych osób był Harry i to on wywołał lawinę.

Któregoś razu przełożony Hermiony wściekł się o niedokończony raport. Na nic zdały się jej tłumaczenia, że poprzedniego dnia wyszła o północy i że dokończy go w dwie godziny.

Dostał furii i zaczął rzucać rzeczami w swoim gabinecie. Wcześniej takie rzeczy miały już miejsce, ataki zdarzały się regularnie przed końcem miesiąca. Zawsze świadkami były Skrzaty.

Hermiona stała na prawo od biurka, niedaleko ściany.

Dzisiaj pod ręką znalazł ozdobną figurkę kota, która znalazła się w kawałkach u jej stóp, długopis, piórko i szklany kałamarz. Na jego nieszczęście, nie wycelował z kałamarzem, który rozbił się dokładnie na prawo od jego biurka o ścianę.

Kilkanaście większych szklanych kawałków wbiło się w rękę Hermiony, która tylko stała i patrzyła na to wszystko zimnym wzrokiem.

On nawet nie zauważył tego faktu w szale.

Hermiona wyszła z gabinetu, po kilku minutach dotarło do niej, co się stało i zaczęła drżeć.

Stwierdziła, że na jakąś dłuższą chwilę zaszyje się na najmniej uczęszczanym piętrze – w Departamencie Tajemnic.

Gdy tam dotarła, usiadła drżącą dłonią wyjmowała kawałki szkła. Jednocześnie z jej oczu popłynęło kilka gorących kropel.

- Hermiono, co u diabła?

To był Harry, a resztę pamięta jak przez mgłę. Zaciągnął ją do Kingsleya, a ten wywołał burzę. Jeszcze nigdy nie widziała takiego przerażenia w jego oczach.

Ministerstwo Magii przeżyło szok, gdy została mianowana na Szefową całego Departamentu. Oczywiście wszystko w pewien sposób zamieciono pod dywan. Kingsley mówił, że zasłużyła na ten awans i że przecież należy jej się bezwzględnie.

Hermiona mogłaby stwierdzić, że cały czas stała gdzieś obok tych wydarzeń – nauczona doświadczeniem, że prawdziwe emocje trzeba głęboko ukrywać.

Od momentu oświadczenia do teraz minęły dokładnie trzy miesiące – tyle zajęło porządkowanie działu.

W wieku dwudziestu pięciu lat przecież praktycznie miała wszystko.


Prywatnie zaręczona jest z Ronaldem Weasleyem, wiedzie ciche i spokojne życie w Dolinie Godryka.

Zaraz po wojnie stwierdzili, że dobrze jakby byli razem. Co prawda pierwszy rok spędzili osobno, dopiero po tym jak podjęła pracę w Ministerstwie, zamieszkali razem w domu w Dolinie Godryka. Przez kilka pierwszych miesięcy było naprawdę dobrze – Ron był na miejscu i poszukiwał zajęcia, jednocześnie pławiąc się w splendorze tego, który przeżył. Ona sama była zafascynowana pracą w Ministerstwie i miała dużo nowej energii, aby się starać i tworzyć związek.

Przez pewien okres nawet się nie mogła doczekać momentu w którym Ron jej się oświadczy. Żyła nadzieją za każdy razem gdy wracał do domu po sezonie piłkarskim. Ale zamiast tego przywoził figurki smoków, zawodników czy ogromne plakaty, które nigdy nie zostały zawieszone.

Dodatkowo Molly zaczynała nalegać i naciskać na Rona, ale on był bardzo oporny. Czasami Molly żaliła się Hermionie i mówiła, że nie może się doczekać, aż będzie w rodzinie.

Właściwie Hermiona nie czuła takiej potrzeby – ceniła Weasleyów, ale niekoniecznie musiała stać się ich częścią. Ona potrzebowała czułości i poczucia bezpieczeństwa, miłości – wszystkich tych elementów, które potrafią wypełnić pustą, wypaloną duszę.

W ich związku zaczęło się psuć, jak zmieniła Departament. Wraz z tą zmianą, do jej duszy dotarł mrok. Coraz mniej przypominała ciepłą, wesołą Hermionę z okresu młodości. Częściej dominował chłód, który przeniósł się na jej relację.

To nie tak, że to była tylko jej wina. Ron również nie starał się, przyjmował wszystko za pewniak – to że ma dokąd wrócić, że zastanie świeżo uprane rzeczy, pościelone łóżko i ciepły obiad. Dla niego było to wystarczające. Chociaż nie - czasami wymagał również seksu.

Hermiona nigdy nie uważała się za seksualną osobę. Raczej miała do tego rezerwę, owszem, bywało to przyjemne, ale nie stanowiło sensu jej życia. Nie nazwałby Rona wprawnym kochankiem, sama siebie też nie uważała za eksperta w tych sprawach. Kochali się średnio raz w miesiącu, co z biegiem lat nawet jeszcze bardziej zmalało.

I tym razem winą obarczona była bardziej Hermiona.

Po dwóch latach pracy w Departamencie, gdy zmieniono jej zakres obowiązków i obarczono nowymi, popadła w stan przed depresyjny. Rona w ogóle nie było w domu, wyjechał na dwuletni kontrakt do Brazylii. Do Anglii wracał tylko na święta.

Hermiona została pozostawiona sama sobie w całej tej traumatycznej sytuacji i próbowała znaleźć rozwiązanie. Doszła do wniosku, że alkohol nie jest czymś, co pomaga jej zapomnieć. Owszem, rozluźnia ją i sprawia, że rzeczywistość staje się na moment łatwiejsza, ale na dłuższą metę?

Rozwiązanie przyszło w praktyce same.

Któregoś pochmurnego wieczora w Norze Hermiona siedziała w towarzystwie Billa. Był to jeden z dni w których Ron wracał i odwiedzali razem państwa Weasley.

Akurat w tym samym czasie Bill i Fleur również zdecydowali się na odwiedziny. Ron postanowił wykorzystać ten czas i wykupił bilety na jakiś rzadki festiwal czegoś.

Hermiona nie miała ochoty iść, więc zaproponowała swoje miejsce Fleur. Ta z wielką ochotę przyjęła propozycję. Zostali więc sami z Billem.

Ona po bardzo ciężkim tygodniu w Ministerstwie marzyła o szklance Ognistej Whisky, zapronowała więc też Billowi szklaneczkę do towarzystwa.

Najstarszy z Weasleyów był trochę zdziwiony propozycją, ale nie oponował. Usiedli na sofie i popijali trunek.

Hermiona, nauczona do ciszy, nie zaczynała rozmowy, co bardzo uderzyło Billa. On cały czas miał w głowie inny obraz jej osoby. Przecież jej życie było jak z obrazka.

Dopiero po jakimś czasie zaczął niezobowiązującą rozmowę, która urwała się w pewnym momencie bez konkluzji.

- Bill, jak Ci się żyje po wojnie?

Tego pytania w życiu by się nie spodziewał i właściwie nie chciał za bardzo na nie odpowiadać. Ale ten pusty wzrok Hermiony i ta zmiana w niej, w pewien sposób zmusiły go do odpowiedzi. Rozmawiali ze sobą przez kilkadziesiąt minut i tylko dolewali sobie whisky.

Nagle, gdy już temat został wyczerpany, Hermiona wybuchła płaczem. Znieczulenie alkoholem sprawiło, że dotarło do niej wszystko, co się wydarzyło w ostatnich dniach. Już nie było zimnej, chłodnej osoby tylko zagubiona, wrażliwa ona – która na co dzień jest schowana bardzo głęboko.

Bill nie wiedział, co ma zrobić, więc wziął jej twarz i zaczął ścierać łzy. Widok wielkich brązowych oczu poruszył w nim jakąś strunę.

Nim się zorientował, Hermiona go pocałowała. Widział, że dopiero po kilkunastu sekundach sobie uświadomiła co zrobiła. Ale nie widział w nich strachu ani żalu – jej wzrok był nieodgadniony.

Powinien był się odsunąć, ale tego nie zrobił. Hermiona powtórzyła pocałunek, nie odepchnął ją. Z każdym kolejnym czuł coraz silniejszą moralną potrzebę wycofania się, ale jego ciało miało inne zdanie.

Poczuł podniecenie i właśnie w tym momencie instynkt przejął nad nim władzę. Dodatkowo dzikie pożądanie w oczach Hermiony zmyło wszelkie wątpliwości.

To nie był grzeczny seks, kochali się jak para dzikusów, którą rządzi tylko instynkt. Uczucia zeszły na drugi plan, liczyły się tylko emocje.

Tu i teraz.

Po fakcie milczeli, to co zrobili nie było etyczne, ale oni w tym momencie potrzebowali tego najbardziej.

Następnego dnia, przy uroczystej rodzinnej kolacji, Ron uklęknął i wyjął pudełko z pierścionkiem.

Tym jej wymarzonym, oczekiwanym, który… Już nie był potrzebny.

Molly z radości się popłakała, Fleur klaskała, a Bill – jego wzrok stanowił zagadkę.

Zgodziła się, bo co miała zrobić?


W prywatnym czasie dużo czyta, lubi węgierskie wino, a ostatnio zaczęła zgłębiać aspekty psychologiczne ludzkiej natury.

Dwa lata po tamtym wydarzeniu stała i wpatrywała się w łazience w swoje odbicie. Dwa ostatnie lata było podobne do niczego i gdyby ktoś usłyszał tą historię, wątpiła, że by jej uwierzył.

Bo w końcu była najjaśniejszą czarownicą swoich czasów i jej życie było jak z obrazka.