Oryginalny tytuł: The Long Road Home
Autorka: Penelope Muir
Link: s/6613973/1/The-Long-Road-Home
Zgoda: oczywiście, że tak
Tłumaczka: ja
Beta: Clou (bardzo dziękuję!)
Publikuję to samo na forum literackim Mirriel pod nickiem błotniak stawowy.
Od Autorki:
Nie posiadam praw do postaci HP pojawiających się w tej historii.
Od tłumaczki:
To moje pierwsze tłumaczenie, więc jestem trochę przestraszona. Tłumaczę, bo po pierwsze chcę Was zachęcić do przeczytania tej naprawdę przemyślanej alternatywy, po drugie chcę nauczyć się czegoś nowego. Nie czułam się nigdy na tyle mocna z angielskiego, aby tłumaczyć, ale muszę przyznać, że bardzo dobrze się bawiłam, tłumacząc poniższy prolog.
Pairing: Severus/Lily (poboczne James/Lily i Regulus/OFC), ale relacja rozwija się bardzo powoli, a przy tym występuje tu cała plejada różnych postaci i punktów widzenia. Oprócz romansu zobaczymy miłość do dziecka, rodzica, rodzeństwa i przyjaciela.
Jest to bardzo długie opowiadanie, obecnie ma 114 rozdziałów i jest dalej aktualizowane. Autorka zapewnia, że oczywiście, że skończy, oraz zamieszcza nowy rozdział najrzadziej raz na tydzień, a że ja zamierzam robić to tylko od czasu do czasu, to przypuszczam, że prędzej zostanie zakończona wersja oryginalna, niż ja zamieszczę tu pierwsze pięć rozdziałów. Poza tym pierwsza część kończy się wraz z 68 rozdziałem bez żadnego cliffhangera, więc można też nazwać to opowiadanie w jakimś sensie skończonym. Jest bardzo piękne, był moment, w którym tak się wzruszyłam, że aż się popłakałam.
Proszę o komentarze i miłą krytykę, abym wiedziała, czy ktoś to czyta, czy się podoba i czy warto dalej tłumaczyć.
Prolog: Efekt domina
15 listopada 1981
Lily Potter wpatrywała się w obojętne oczy męża.
James nie widział jej. Nie mrugnął nawet, kiedy uścisnęła jego rękę; nie dał znaku, kiedy pochyliła się nad nim, szepcząc zapłakane słowa i błagając, aby jej odpowiedział. Aby dał znać w jakikolwiek sposób, że wie, że ona jest przy nim.
– James – szepnęła. – James… uściśnij moją rękę, jeśli mnie słyszysz.
Uniosła dłoń męża, pochylając się nisko nad szpitalnym łóżkiem. On patrzył przed siebie, ale nie na nią. Oddech ugrzązł jej w gardle, kiedy pocałowała lekko trzymaną rękę, a po jej policzku spłynęła kolejna łza.
– Lily? – usłyszała za sobą cichy głos.
Nie odwróciła oczu od męża.
– Wciąż bez zmian – powiedziała bardzo cicho, na granicy szeptu. Poczuła uścisk na ramieniu i zamknęła oczy, kładąc czoło na złączonych z Jamesem dłoniach. – Powiedzieli… powiedzieli, że jeśli dziś nadal nie będzie żadnej reakcji…
– Będzie dobrze – powiedział Syriusz z taką pewnością w głosie, że Lily prawie mu uwierzyła. Ale wiedziała, że jeśli tylko spojrzałaby na niego i popatrzyła mu w oczy, zobaczyłaby ten sam strach, który sama czuła; zobaczyłaby zwątpienie i niepokój. Prawdę, którą każdy bał się powiedzieć na głos. Minął już ponad tydzień, odkąd zabrali Jamesa do Świętego Munga; ponad tydzień od ostatniej rozmowy z nim.
Usłyszała zbliżające się kroki, Syriusza zwracającego się do przybyłej osoby „Lunatyku" i chłodne, twarde pozdrowienie „Syriuszu". Rzadko słyszała ten ton głosu u Remusa; była jednak zbyt przygnębiona, by to ją zaniepokoiło.
– Znaleźli go.
Lily napięła się, wiedząc, że mówi o człowieku, który ich zdradził.
– Petera – dodał Remus. – Zabrali go od razu do Azkabanu, bez żadnego procesu.
– Powinni go zabić na miejscu – wyrzucał ze złością Syriusz. – Powinni go torturować, powinni sprawić, aby poczuł to, co James…
– Syriuszu – powiedziała słabym głosem, nie odwracając ku niemu twarzy.
Syriusz i Remus umilkli. Po chwili Remus podszedł bliżej, tak że mogła go zobaczyć. Spojrzała na niego kątem oka, po czym wróciła spojrzeniem do Jamesa. Remus przysunął krzesło i usiadł koło niej, a już chwilę później poczuła uścisk jego ciepłej dłoni.
To była dla niej ostatnia kropla.
– To wszystko, czego chcę – wyszeptała, krztusząc się łzami. – Chcę, żeby uścisnął moją rękę.
Załkała, z trudem łapiąc oddech, po czym spojrzała z rozpaczą na przyjaciela.
– Remusie – wykrztusiła, ale nie powiedziała już nic więcej, ponieważ sama nie wiedziała, czego od niego oczekuje. Ten natychmiast ją objął i mocno przytulił. Lily płakała w jego ramionach. Wiedziała, że nie ma już nadziei. Wiedziała, że James odszedł.
Lily ignorowała krzyk synka dobiegający z kąta pokoju. Wokół niej porozkładane były medyczne tomiszcza, w których potencjalnie mogły znajdować się informacje o Cruciatusie oraz jego długotrwałych następstwach bądź też o neurologicznych zniszczeniach mózgu i ich leczeniu. Właśnie ich czytaniu poświęciła ostatnie miesiące, począwszy od momentu, w którym usłyszała diagnozę. Według uzdrowicieli zniszczenia w mózgu Jamesa były nieodwracalne i nie istniał żaden sposób leczenia. Nadzieja nie istniała.
Właśnie to jej mówiono, ale ona zamierzała im udowodnić, że nie mają racji. Jej mąż wciąż gdzieś tam był, był i potrzebował jej. Potrzebował jej determinacji, tego, aby się nie poddała i znalazła sposób na jego wyleczenie. Na jego przebudzenie.
I ona nie spocznie, póki tak się nie stanie. Nie przestanie, póki nie przywróci go do życia.
– Merlinie! – krzyknął nagle Syriusz, sprawiając, że spojrzała na niego przenikliwie. Trzymał na rękach Harry'ego.
– Pilnuj lepiej swojego synka, Lily – zwrócił się do niej, żartując, jednak uśmiech nie sięgnął jego oczu. – Prawie wyleciał za drzwi, kiedy wchodziłem.
Lily podeszła, z poczuciem winy biorąc dziecko w ramiona. Pocałowała Harry'ego w policzek:
– Przepraszam, kochanie.
– Pseplasam – powtórzył bobas, szeroko się uśmiechając i też całując ją w policzek.
– Co to za bałagan? – Syriusz z trudem ominął tony książek i papierów walających się po podłodze. Lily machnęła różdżką, układając wszystko w zgrabne stosiki.
– Trochę czytałam.
Syriusz spojrzał na nią. Przez chwilę Lily widziała troskę w jego oczach, jednak on szybko udał, że zainteresował się „Prorokiem".
– Znalazłaś coś? – zapytał, bardziej z grzeczności niż z innego powodu, jako że, jak wiedziała, już dawno stracił całą nadzieję na wyleczenie Jamesa.
– Jeszcze nie – odparła z wymuszonym optymizmem. Podrzuciła Harry'ego na swojej nodze, za co ten nagrodził ją śmiechem, po czym zawołał, żeby go puściła. Usiadła na sofie.
– Miałaś jakieś wiadomości od Lunatyka? – zapytał Syriusz, patrząc na nią z ciekawością.
– Tak, przychodzi tu dosyć często – potwierdziła.
Syriusz zmarszczył brwi.
– Nie widziałem go od tygodni.
– Cóż, zazwyczaj jesteś wtedy w pracy – zauważyła. – Powiem Ci, kiedy wpadnie następnym razem.
– Unika mnie.
Lily nic nie odpowiedziała. Nie było sensu zaprzeczać oczywistemu stwierdzeniu. Ale z drugiej strony nie chciała też zaczynać rozmowy o tym, co się wydarzyło. O tym, jak wszystko mogło wyglądać inaczej. Gdyby tylko zaufali Remusowi…
Nie. Zniszczyła tę myśl w zarodku. Nie będzie marnować czasu na rozważanie, co wtedy powinni byli zrobić. Ważne było, co zrobią teraz, aby naprawić popełnione błędy.
Trzeba patrzeć do przodu.
– Zapisałam się na kurs dla uzdrowicieli. Zacznie się dopiero w przyszłym roku, ale…
Harry podszedł do Syriusza z wyciągniętymi rękami, a ten go podniósł, patrząc na Lily oceniającym wzrokiem. Poczuła się nieswojo i niewiele brakowało, aby straciła nad sobą panowanie. Wiedziała, że zdaniem Syriusza jej starania były marnotrawstwem czasu. Marnowaniem życia na coś, czego i tak nie da się zmienić. Ale ona myślała inaczej. I zawsze będzie myśleć inaczej.
– Lily, miną lata, zanim ukończysz naukę – zaczął – a i tak po trzech latach kursu nie będziesz miała wystarczających kwalifikacji, aby…
– To jest to, czego chcę, Syriuszu – przerwała mu, nie zostawiając miejsca na dyskusję. – To jest to, co muszę zrobić.
Syriusz przez chwilę patrzył w podłogę, po czym uniósł błagalnie wzrok.
– Lily, ja też za nim tęsknię – powiedział, brzmiąc, jakby zaraz miał się załamać. – Ale… ale on odszedł. Odszedł – powtórzył i z trudem wykrztusił:
– I nie chciałby tego. Nie chciałby, abyś to robiła.
– Nie chciałby, abym się poddała…
– Wiem, że nie chciałby, abyś to robiła to, co robisz – powiedział z całkowitą pewnością w głosie. Ona jednak była zdecydowana. – Powiedział mi. Powiedział, że chce, żebyś żyła dalej, gdyby on zginął.
– Przestań – warknęła, przez chwilę czując złość, która jednak szybko mijała. W końcu potrząsnęła głową:
– Wiem, co robię, Syriuszu. Gdyby James… gdyby on umarł, byłoby inaczej. – Przełknęła ślinę, powstrzymując drżenie brody. – Ale on nie umarł.
Syriusz patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym z żalem spojrzał na swego chrześniaka. Ona też spojrzała na Harry'ego. Jej mały chłopczyk będzie musiał dorastać bez ojca. Przełknęła ślinę, nieomal odczuwając ból. „Nie, nie będzie dorastał bez ojca" – przysięgła sobie. Zrobi wszystko, co w jej mocy, aby odzyskać Jamesa.
I odzyska go.
