Siemanko!
Z tej strony Amei. I oto prolog. Chyba trochę za krótki ale rozdziały będą innej długości, a tymczasem jest tak, oby wam się spodobało. Liczę na waszą krytykę.
Prolog: Odrzucony przez rodzinę
Małe miasteczko w Dolinę Gordyka zaczęła spowijać mgła, dodawała nastroju grozy w dniu Halloween. Przebrane za różne stwory, dzieci biegały od domu do domu wołając ,,cukierek albo psikus" w chwili otwarcia drzwi. Wśród nich była też inna postać wydawała się, że sunie po ziemi, a włoku niej zbierał się mrok. Maiła tylko jeden cel - dom pewnej rodziny czarodziejów, w którym niedawno bliźniaki skłaczyły rok. I to one miały mu zagrozić, a raczej jedno z nich.
Jednak oboje umrą, bo nikt nie będzie mu zagrażać!
NIKT!
W gwarze radosnego śmiechu rozległ się psychopatyczny śmiech, który przeraził dzieci, skryły się więc w opiekuńczych ramionach rodziców.
Kilka ulic od głównej drogi, mieścił się dom. Tam mieszkała owa rodzina, która kilka godzin temu dowiedziała się, że została zdradzona. I to przez osobą, która była uważana za przyjaciela przez tyle lat, a jednak okazała się wrogiem. Sługą Czarnego Pana, któremu tyle razy stawiali opór. Trzykrotnie stawili mu czoła, stając z nim twarz w twarz i przeżywali. Teraz zaś razem z swoimi przyjaciółmi przygotowali się na walkę. Wiedzieli, że teraz nie dadzą rady uciec, bo widziano go już z jego sługami zmierzającymi w stronę miasta. Mimo to chcieli chronić walczyć. Stworzyć plan, który ochroni dzieci. Dzieci, które teraz się bawiły nie wiedząc, że grozi im niebezpieczeństwo.
Obaj chłopcy gaworzyli wesoło do siebie machają rączkami zaciśniętymi w piąstki. Jeden z nich o czarnych włosach ojca i oczach po matce - zielonych jak Avada Kadavra - zamilkł, a jego ciało spowiło zimno mimo ciepłych śpioszków. Milczało, a jego brat także zamilkł. Dorośli zaniepokojeni ciszą w pokoju dzieci weszli do pokoju. W tej samej chwili, w której Lord Vordemord wszedł na podwórko, Harry zaczął rozpaczliwie płakać. Jego ojciec chrzestny zaczął go zabawiać, ale to nie uspokoiło chłopca. Wręcz przeciwnie.
-Łapa jeszcze go straszysz, zostaw go - rzekła rudowłosa Lili zbliżając się do kojca w którym leżały dzieci
Wtedy też drzwi domu otworzyły się gwałtownie i próg przekroczył sam Czarny Pan. Ojciec, chłopców zbiegł na dół zobaczyć co się dzieje, a za nim Syriusz.
Przez chwilę na dole brzmiała cisza, a po chwili zaczęły brzmieć krzyki rzucanych zaklęć i hałasy rozbijanych rzeczy. Potem cisza i zbliżające się kroki na schodach. Lunatyk i kobieta poparzyli na siebie potem na dzieci, które płakały i znów na siebie.
Jeden z bliźniaków umilkł, a po chwili drugi. Brzmiała cisza w pokoju zaś po wschodach wchodziła śmierć.
